część 3 - rozdz. 11

Z ulgą opuściłam latającą maszynę. Odebraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do sali przylotów, usiadłam na jednym z krzeseł, a Alan obok mnie. Wyciągnął telefon i wybrał numer do Rafała. Zadrżałam lekko bo zrobiło mi się zimno. W Sydney było ciepło, tu też ale dzisiaj jest chłodno.

-W mojej torbie na wierzchu jest bluza, ubierz ją będzie ci cieplej- polecił i przyłożył telefon do ucha.

Skinęłam głową i się uśmiechnęłam. Rozsunęłam zamek jego torby i wyciągnęłam bluzę. Zamknęłam torbę i włożyłam ręce do rękawów bluzy. Do moich nozdrzy dostał się piękny zapach męskich perfum, pomieszany z charakterystycznym zapachem Alana i papierosów, które czasem palił. Ale bardzo żadko, a ostatnio praktycznie w ogóle. Zaciągnęłam się jego zapachem i położyłam głowę na jego ramieniu.

-Przyjedziesz po nas? Jesteśmy już na lotnisku- powiedział, a w odpowiedzi usłyszałam głos Rafała.

-Zaraz będę.- odpowiedział i usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.

-Coś nie tak?- zapytałam i spojrzałam na Alana jego ciało było lekko spięte.

-Wszystko w porządku- odpowiedział z uśmiechem.

-Alan, widzę co się stało?

-Nie jestem pewien czy chcesz wiedzieć.- Teraz to już zaczęłam się bać.

-Alan?- zapytałam drżącym głosem.- Co się stało?

-Twój ojciec- westchnął cicho.- Jest w więzieniu.

Przyłożyłam dłoń do ust. Brunet spojrzał na mnie i przyciągnął mnie do siebie.

-Co zrobił?

-Nie wiem, Rafał powiedział, że widział jak dzisiaj go zgarniali z jednego z klubów. Powiedział, że starsze się kłócił i bełkotał coś.

-Mam nadzieję, że szybko go stamtąd nie wypuszcza.- warknęłam. Nie zrozumcie mnie źle, ale on chciał mnie sprzedać gwałcicielowi. A właściwie zrobił to i gdyby nie Alan, to prawdopodobnie bym już nie żyła.

-Ja też.- odpowiedział Alan.

Rafał zawiózł nas do domu, a po drodze zadawał nam pełno pytań. Jak spędziliśmy swój "miesiąc miodowy" jak on to ujął.

-Rafał, nie wiem czy umiesz liczyć. Ale miesiąc miodowy trwa miesiące. A nas nie było dwa tygodnie.

-To jak minął wasz dwutygodniowy miodowy?

-Człowieku ty wiesz, że coś takiego nie istnieje?- zapytałam śmiejąc się z jego głupoty.

-Śmiej się śmiej. Rozdziewiczyłeś ją?- zwrócił się do Alana, a ja uderzyłam go w ramię.- Ej łapy precz od kierowcy. To co rozdziewiczyłeś ją?

-Oczywiście, że tak. - odpowiedział z uśmiechem brunet.

-I jak było?- zaciekawił się blondyn- Ostro, szybko, powoli namiętnie?

-Wszystko na raz- odpowiedział Alan patrząc na moje odbicie w lusterku. Na moje policzki wpłynął rumieniec.

-Ile razy ja doprowadziłeś do orgazmu?- zadał kolejne pytanie blondyn.

-Nie uważasz, że to sprawa osobista?- zapytałam.

-Jesteś moja przyjaciółką, musze wiedzieć.- wzruszył ramionami.

-Dużo- odpowiedział Alan na wcześniejsze pytanie blondyna z zadziornym uśmiechem.

Spaliłam buraka i wcisnęłam się bardziej w fotel.

-Gdybyś nie był dziewczyną Ala, sam bym cię przeleciał- powiedział blondyn.

-Ale jest- warknął Alan i uderzył Rafała w tył głowy.- I nigdy byś jej nie przeleciał. Jej nie można przelecieć. Z nią się trzeba kochać.

-Przestańcie- jęknęłam zażenowana, a oni się zaśmiali.

-Przyzwyczajaj się kobieto. To temat normalny w naszym towarzystwie.

-Niestety wiem- mruknełam i się uśmiechnęłam sama do siebie.

-Ale jak będziesz w ciąży, to ojcem chrzestnym ja zostaje twoich dzieciaków.

-W życiu- zaprotestowałam.- Z takim pojebem by jeszcze zgłupiały.

-Słownictwo- warknął na mnie Alan, ale się tym nie przejęłam.

-Obrażasz moje ego- powiedział blondyn.

-Nie rusza mnie to.- odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.

-Stary, masz zrobić tak, żeby jutro nie mogła chodzić- powiedział do Alana.

-Da się zrobić- odpowiedział z zadziornym uśmiechem.

-Marzenie i wyobrażenie.- powiedziałam.

-Skarbie w moich marzeniach i wyobrażeniach to ty juz jesteś po de mną, naga, mokra i...

-Dobra rozumiem, skończ, więcej nie trzeba.- przerwałam mu zażenowana.- Będę już siedzieć cicho tylko proszę Alan, przestań.

Zaśmiali się i zaczęli o czymś rozmawiać.

****

100 🌟 + 30 💬 = następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top