część 3 - rozdz. 51

Obudziłam się w środku nocy.

Zaburczało mi w brzuchu i poczułam ogromną ochotę na truskawki, ze śmietaną i cukrem.

Powoli i ostrożnie wyplątałam się z uścisku Alana, tak żeby go nie obudzić. Zeszłam z łóżka i po ciemku podeszłam do szafy.

Rękami wymacałam spodnie i bluzę.

Wyciągnęłam ubrania z szafy, ściągłam piżamę i ubrałam je na siebie.

Na palcach przeszłam przez pokój i zamknęłam za sobą cicho drzwi. Na palcach zeszłam na dół.

Weszłam do kuchni i przeszukałam lodówkę, ale tak jak myślałam nie było truskawek.

Wróciłam na górę, weszłam do sypialni wzięłam z portfela trzydzieści dolarów i kluczyki od mojego motoru.

Wyszłam z pokoju, zbiegłam na dół ubrałam adidasy i wyszłam z domu.

Zamknęłam drzwi i schowałam klucze, do kieszeni.

Wyprowadziłam motor z garażu, wsiadłam na niego i odpaliłam. Wyjechałam z podjazdu.

Jechałam powoli i ostrożnie, rozkoszując się chłodnym powietrzem.

Zatrzymałam się pod sklepem całodobowym. Weszłam do środka wzięłam co miałam wziąść i zapłaciłam.

Włożyłam swoje zakupy do plecaka, który wzięłam po drodze z domu i wsiadłam na motor. Odpaliłam go i wróciłam do domu.

Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Powiesiłam kluczyki na swoim miejscu i ściągłam buty.

Ruszyłam w stronę kuchni.

Zapaliłam światło i z piskiem podskoczyłam gdy zobaczyłam, że na stole przy wyspie siedzi Alan.

Podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się przepraszająco.

-Gdzie byłaś?

-W sklepie- odpowiedziałam normując oddech.

-Po co?- zadał kolejne pytanie.

-Czuje się jak na przesłuchaniu.- odpowiedziałam bardziej oschle niż chciałam.- Pojechałam bo miałam ochotę na truskawki. Okey?- dodałam widząc jego minę.

Fuknęłam cicho i wyjęłam zakupy z plecaka. Rzuciłam go w na stół i zajęłam się truskawkami.

Opłukałam je i włożyłam do miski.

Wzięłam nóż i każdą przekroiłam na cztery części. Dodałam do nich śmietany cukru i wymieszałam.

-Przepraszam skarbie.- westchnął Alan i oplutł mnie ramionami.

Odwróciłam się w jego stronę i się w niego wtuliłam.

-Nie przepraszaj. Nie twoja wina.

-Po prostu się martwiłem. Obudziłem się, a ciebie przy mnie nie było. Myślałem, że poszłaś do łazienki ale nie było Cię tam. Przeszukałem cały dom ale Cię nie było. Martwiłem się, że coś ci się stało.- powiedział i pocałował mnie w czoło.

-Przepraszam.- odpowiedziałam cicho.- Nie chciałam żebyś się o mnie martwił. Po prostu miałam ochotę na truskawki.

-I musiałaś po nie pojechać w środku nocy?- zapytał, a w jego głosie usłyszałam śmiech.

-A żebyś wiedział- odpowiedziałam z uśmiechem.

-Następnym razem mnie obudź, jak będziesz czegoś potrzebować.

-Nie ma sensu żebym cię budziła. Poradzę sobie sama.

-Wiem o tym.- powiedział.- Ale się o ciebie martwię. Nie chce żeby coś ci się stało. Żeby wam coś się stało.- poprawił się.

-Myślisz, że wszystko będzie dobrze?- zapytałam.- Myślisz, że sobie poradzimy?

-Już o tym rozmawialiśmy.- powiedział i stanął naprzeciw mnie. Położył ręce na moich ramionach i spojrzał mi w oczy.- Jestem pewien, że sobie poradzimy. Jesteś silną osobą. A do tego ja jestem przy tobie. Możesz być pewna że cię nie zostawię. Kocham cię i będę z tobą. Poradzimy sobie, wszystko będzie dobrze.

Skinęłam głową i się uśmiechnęłam. Stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego usta. Pochylił się nade mną i złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.

Wzięłam widelec, truskawki i razem z Alanem wyszłam z kuchni i poszłam do naszej sypialni.

*****

170🌟+ 70 💬 = następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top