część 3 - rozdz. 46


Nadal patrzyłam z niedowierzaniem na swoje odbicie w lustrze, które było na drzwiach od szafy.

Przeniosłam wzrok na mój brzuch i zaczęłam zastanawiać się jak to będzie wyglądać gdy będzie taki wielki.

Zamknęłam oczy i zaczęłam to sobie wyobrażać.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i otworzyłam oczy.

Po tym jak płakałam w szpitalu, wróciliśmy prosto do domu. Na szczęście ciocia i wujek byli zajęci i nie zobaczyli, że płakałam.

Siedziałam potem z Alanem na łóżku, jego obecność działa na mnie kojąco.

A rozmowa z nim dodała mi pewności siebie.

Nie wiem jak to możliwe ale w ciągu tych kilku godzin. Coś się we mnie zmieniło.

Zaczęłam akceptować to, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się mój i Alana sobowtór, chłopiec lub dziewczynka.

Nie czułam już tak ogromnego strachu jak wcześniej.

Byłam pewna, że wszystko ułoży się dobrze.

Wierzyłam Alanowi i ufałam mu bezgranicznie, nadal mu ufam i wierzę.

Zapewniał mnie, że sobie poradzimy i wszystko się ułoży, a ja mu uwierzyłam.

Wiedziałam, że nie kłamie.

Westchnęłam cicho i podeszłam do drzwi balkonowych.

Otworzyłam je i wyszłam na balkon.

Ciepłe powietrze Sydney owiało moje ciało.

Uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam ręce na balustradzie i spojrzałam na rozciągające się pola uprawne.

Pamiętam, że jako dziecko uwielbiałam na nie patrzeć. A w szczególności na las, który je otaczał.

Zawsze wyobrażałam sobie, że mieszkają w nich smerfy, gumisie i inne bajkowe stworzenia i , że kiedyś je spotkam.

Zaśmiałam się na własną dziecięcą głupotę i dziecięce marzenia, o spotkaniu bajkowych stworzeń.

Poczułam jak czyjeś silne ręce oplatają mnie delikatnie w tali, a do moich nozdrzy dostał się zapach wody kolońskiej Alana i jego żelu pod prysznic. Uśmiechnęłam się i wtuliłam mocniej w bruneta.

-Nad czym tak myślałaś?- zapytał i przygryzł płatek moje ucha.

Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz i lekko zadrżałam, co chłopak poczuł bo usłyszałam jego cichy przyjazny śmiech.

-O moich dziecięcych marzeniach.- odpowiedziałam.

-Jakich?- zapytał.

-To głupie- odpowiadam zawstydzona.

-Nic o czym marzyłaś nie może być głupie.- powiedział nosem jeżdżąc po mojej szyi.- To o czym marzyłaś jako dziecko?- powtórzył swoje pytanie.- Marzyłaś o księciu z bajki na białym koniu?

Pokręciłam przecząco głową śmiejąc się cicho.

-Nie. Marzyłam o tym, że spotkam gumisie i smerfy- odpowiedziałam zawstydzona.

Usłyszałam śmiech chłopaka.

-Ejj... nie śmiej się, miałam w tedy tylko pięć może sześć lat.- odpowiedziałam niby oburzona.

-To słodkie.- powiedział.

-Ty też jesteś słodki- postanowiłam się z nim podroczyć.

Warknął cicho i przygryzł delikatnie skórę w czułym miejscu na moje szyi.

-Udowodnić ci, że nie jestem słodki?- zapytał niskim seksownym głosem.

Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam na palcach.

Musnęłam delikatnie jego usta i odepchnęłam go od siebie ze śmiechem.

Chłopak był zdezorientowany co dało mi przewagę. Nie tracąc czasu wybiegłam z balkonu i zamknęłam za sobą drzwi.

Zaczęłam się śmiać gdy zobaczyłam jego oburzony wyraz twarzy.

Wystawiłam mu język i się zaśmiałam.

-Pożałujesz.- powiedział, ale w jego oczach zobaczyłam iskierki szczęścia.

Podeszłam do drzwi i je otworzyłam, a następnie jak gdyby nigdy nic położyłam się na łóżku.

Brunet zawisł nade mną i pochylił się nad moim ciałem jego oddech zaczął łaskotać moją szyję, na co cicho zachichotałam.

-Ile mamy czasu?- zapytał patrząc mi w oczy.

Sięgnęłam ręką po telefon, który leżał na szafeczce obok łóżka i odblokowałam go. Spojrzałam na ekran i się uśmiechnęłam.

Jest piętnasta, kolacja ma być o osiemnastej. Więc mamy jeszcze chwile.

-Ponad dwie godziny.- odpowiedziałam z uśmiechem.

Brunet uśmiechnął się uwodzicielsko i powrócił do łaskotania mojej szyi.

-Alan- jęknęłam powstrzymując śmiech.- Proszę tyle, zaczyna mnie boleć brzuch.

Jak na zawołanie chłopak przestał i spojrzał na mnie przepraszający wzrokiem. Przewróciłam oczami.

Przecież nie jestem małym dzieckiem, to, że jestem w ciąży nie oznacza, że ma się ze mną obchodzić jak z piórkiem czy jajkiem.

- Nie przewracaj na mnie oczami.- warknął.

Delikatnie jedną dłonią podwinął moją koszulkę do góry, tak żeby odsłania mój brzuch. Przesunął się, tak, że jego głową była na wprost mojego brzucha i pochylił się. Zaczął składać na nim krótkie pocałunki.

Mruknęłam zadowolona i zamknęłam oczy rozkoszując się jego ustami na moim ciele.

Niestety ta chwila nie trwała długo.

Przerwał nam ją telefon chłopaka.

-Odbierzesz w końcu to cholerne ustrojstwo, albo rzucę nim o ścianę.- warknęłam i usiadłam na łóżku, popierających się na rękach. Moja koszulka zjechała w dół i zasłoniła mój brzuch.

W tym samym momencie chłopak odsunął się ode mnie i sięgnął po urządzenie. Odebrał je i przyłożył do ucha.

-Słucham.- powiedział trochę zły i wstał po chwili z łóżka.

Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i wyszedł z pokoju.

Westchnęłam cicho i opadłam na łóżko.

*****

Nie piszcie, że rozdziałykrótkie, bo każdy ma ponad 700 słów, czasem nawet ponad 1000.

Jeśli wam nie odpowiada ich długość to będę dodać żadziej rozdziały.

*****

I robię konkurs na najładniejsze imię dla dziewczynki i chłopca.

Osoba, która poda imię, które spodoba mi się najbardziej za nagrodę otrzyma dedykacją rozdziału.











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top