część 2-rozdz. 4


  Usiadłam przy stole i zaczęłam popijać herbatę, która sobie zrobiłam.

-Już nie spisz?- zapytał Raf wchodząc do kuchni, przetarł twarz dłońmi na co się zaśmiałam.

-Kac morderca nie ma serca?- powiedziałam ze śmiechem.

-Śmiej się, sama nie piłaś.- na jego odpowiedź od razu przestałam się śmiać co nie uszło jego uwadze.- Przepraszam, nie chciałem.

-Nie szkodzi.- powiedziałam i uśmiechnęłam się smutno.

-Dobra ja spadam- powiedział spoglądając na zegarek.- Muszę się jeszcze z Alanem spotkać.

-Spoko.- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Nie zrozumcie mnie źle ale ja za nim tęsknię i staram się po prostu jak naj mniej o nim myśleć i nie pokazywać tak bardzo swoich uczuć.

Siedzę przed telewizorem już chyba trzecią godzinę i oglądam jakiś film o miłości. Nie wiem o co, na ale... sami wiecie jak to  czasem jest. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że płacze z powodu czegoś co tak naprawdę nie ma miejsca.

Na rekramie nie wiem dlaczego w głowie pojawiły mi się wspomnienia z Alanem. Zacisnełam mocno usta w linie, żeby nie wydostał się nich szloch i zamknęłam oczy, żeby nie leciały z nich łzy co oczywiście nie miało sensu.

Wyłączyłam telewizor podniósłam się z sofy i podeszłam do szafki, na której stał album z moimi i jego zdjęciami.

Otworzyłam pierwsza stronę i palcem przejechałam po wizerunku bruneta. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.

Tak bardzo go kocham, tak bardzo za nim tęsknię. Na zdjęciu jego oczy świeciły się ze szczęścia, a usta były uśmiechnięte, prawa rękę miał zarzuconą, na moje ramię, obejmował mnie nim.

Mimowolnie przez łzy uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

Przeglądnełam album do końca i odłożyłam go na szafkę, a następnie wyszłam z salonu i poszłam na górę do pokoju. Ciuchy po domu zamieniłam na czarne rurki z przecięciem na kolanach i czarna bluzę. Nie mam żałoby, po prostu lubię ten kolor. Zanim zeszłam na dół zajrzałam jeszcze do łazienki żeby ocenić swój stan. Lekko podpuchniętę i zaczerwienione oczu. Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie i wyszłam z łazienki.

Na dole założyłam biało czarne conversy i wyszłam z domu. Szłam przed siebie z lekko spuszczoną głową, włosy miała rozpuszczone przez co przy każdym drobnym powiewie wiatru atakowały moją twarz.

Weszłam do parku i powoli chodziłam ścieżkami, po drodze mijając kilka zakochany par, matki z dziećmi i dzieci na placu zabaw.

Usiadłam na jednej z ławeczki przy placu zabawa i podciągnełam nogi do góry żeby oprzeć na nich brodę.

Siedziałam tak myśląc, sama nie wiem o czym, w większości chyba o tym jak było dawnej.

-Dlaczego jesteś smutna?- moje rozmyślania przerwała mała dziewczynka z rozpuszczonymi blond włosami.

-Nie jestem smutna.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Spuściłam na dół nogi i oparłam ręce na ławce po obu stronach ud.

-To dlaczego masz smutna minę?- zaśmiałam się cicho na jej słowa.

-Po prostu myśłam o czymś czego nie ma.- odpowiedziałam poklepałam miejsce obok siebie. Dziewczynka zrozumiała o co mi chodzi i usiadła koło mnie.

-Mamusia mówi, że to co minęło już nie wróci i że lepiej jest o tym zapomnieć.- powiedziła i spojrzała na mnie.

-Nie tak łatwo jest zapomnieć o kimś kogo się kocha i z kim ma się dużo wspaniałych wspomnień.- Sama nie wiem dlaczego jej to powiedziłam.- A tak wogólę ile masz lat?- zmieniłam temat.

-Sześć.

-Jesteś bardzo mądra jak na swój wiek.- powiedziłam jej z uśmiechem

-Zwiążesz mi włosy?- zapytała nagle.

-W warkocza?- zapytałam z uśmiechem, ta mała bardzo poprawiła mi chumor.

-W dwa- podała mi dwie gumki do włosów i odwróciła się plecami do mnie. Podzieliła jej włosy na pół i zaczęłam spłata pierwszego warkocza.

-A mamę gdzie zgubiłaś?- zapytałam zawiązując jedną z gumę i zabrałam się za robienie drugiego warkocza.

-Jestem z Alem- powiedziła, a moje serce przyspieszyło, z Alanem?- Ale mu uciekam, a on mnie szuka.- dodała ze śmiechem.

-Uciekłaś mu? Wiesz, że się o ciebie martwi?- powiedziłam i związałam drugiego warkocza.- Gotowe.

-Nie chciał się ze mną bawić- wzruszyła ramionami i odwróciła się, tak że siedziała do mnie bokiem.

-Sami?- usłyszałam ten dobrze znany mi głos, moje serce przyspieszyło.- Sami, dlaczego uciekłaś?- stał przed nami ale mnie nie poznał bo miał pochylona głowę i patrzyłam w ekran telefonu, który w tym momencie był bardzo ciekawy.

-Bo się nie chciałeś ze mną bawić?- powiedziła z wyrzutem i stanęła na ławce i przeszła po niej, tak że teraz stała za mną.

-Musiałem porozmawiać z przyjacielem.- odpowiedział jej.

-Miałeś się ze mną bawić.- z tego co wyczułam założyła ręce pod piersiami.

-Przepraszam musiałem porozmawiać z Rafem. Kto ci związał włosy?- zapytał i mimo że nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiecha.

- Ona.- dziewczyna wzięła moją twarz w dłonie i przekręciła ją tak, że teraz musiałam spojrzeć na Alana.

-Nadia?- zapytał z niedowierzaniem.

-To wy się znacie?- zapytała z nie dowierzeniem blondynka.

-Tak... jakby.- powiedziałam jej.

-Co znaczy tak jakby?- dopytywała.

-Sami idź się pobawić z innymi dziećmi.- powiedział łagodnie Alan.

-Ale chcę wiedzieć skąd się znacie- tupneła nogą.

-Ze szkoły.- powiedziłam.

-Chodziliśmy ze sobą- powiedział w tym samym momencie Alan.

-Zdecydujecie się.- powiedziła blondynka i zaskoczyła z ławki, a po tem pobiegła na plac zabaw.

Między nami zapadła cisza, ja powstrzymywałam się od łez, a ona patrzył na swoje palce.

-Przepraszam za moją kuzynkę jest bardzo ciekawska- odezwał się po chwili.

-Nie szkodzi.- powiedziałam starając się żeby mój ton brzmiał obojętnie.

Między nami znowu zapadła cisza, ale nie na długo bo przerwała ją Sami.

-Stało się coś?- zapytał Alan.

-Tam się nie ma z kim bawić. Po baw się ze mną.- powiedziła i zrobiła słodkie oczka.

-O nie, nie ma mowy- powiedział szybko Alan.

-Ale dlaczego?- jęknęła.-Zresztą nie ważne mam nową koleżankę. Masz gumki do włosów?- zwróciła się do mnie.

-Tak...- odpowiedziałam nie pewnie.
Dziewczyna stanęła na ławce, a następnie za mną.

-Daj. Po bawię się twoimi włosami.

-Sami ona nie lubi jak ktoś jej dotyka włosy.- powiedział Alan. Pamiętał?

-Nie szkodzi.- powiedziłam i uśmiechnęłam się smutno, a następnie podałam jej gumki.

-Sami, musimy już iść, mama będzie się o ciebie martwić.- powiedział po chwili.- Podwieźdź cie?- zwrócił się do mnie.

-Nie trzeba mam blisko.- skłamałam.

-Wiem gdzie mieszkasz. Chodź podwiozę cie mam po drodze.

-Nie masz po drodze.- powiedziłam mu.

-Dzisiaj mam.

-Zgódź się.- zaklaskała w dłonie moja fryzjerka.

-Dobrze.- zgodziłam się i poszłam z nimi w stronę samochodu Alana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top