Part 4

- Przepraszam was, ale pójdę się już położyć. To był długi dzień. W dodatku muszę sprawdzić czy nie narobiłem w portki – zażartowałem, próbując rozładować atmosferę.

Niall skinął głową kierując się do swojej sypialni, zamykając przed Zaynem drzwi.

- To są chyba jakieś jebane żarty Niall, ty tak serio z tą kanapą? - usłyszałem zanim opuściłem korytarz.

Od natłoku tych wszystkich myśli, czułem jak moja głowa zaczyna pulsować. Postanowiłem, mimo ogarniającego mnie zmęczenia, wziąć prysznic. Oparłem dłonie na zimnych kafelkach i pochyliłem głowę. Strumień gorącej wody oblewał moje spięte ciało, nie mogłem wyrzucić go z mojej głowy. Pulsujący ból policzka przypominał mi tylko o jego zębach i ciepłym języku. Był tak wulgarny i zaborczy, a jednocześnie tak podniecający.

 Uderzyłem pięścią w kafelki, byłem tak zdezorientowany!

Zaczynałem żałować, że nie dali tego zadania Liamowi. On z pewnością zachowywałby się profesjonalnie. Docierało do mnie jak kiepskim policjantem byłem, a nie minęła nawet doba od kiedy byłem w tej nowej rzeczywistości. Zakręciłem wodę i wróciłem do sypialni tylko w ręczniku. Siadając na łóżku, schowałem twarz w dłoniach.

Musiałem obmyślić jakiś plan, chociaż w akademii mówili... Och, pieprzyć akademię. Muszę mieć dobry plan! Wymyślałem go połowę nocy i byłem całkowicie zadowolony z efektów.

 Krok pierwszy –zaimponować Styles'owi.

Minęło dokładnie pięć dni od kiedy byłem jednym z nich. W między czasie Niall znikał często, wracając nad rankiem, musiał wtedy pracować. Ostatniej nocy głośno pokłócili się z Zaynem, ale nie mogłem usłyszeć o co dokładnie. Wrzeszczeli na siebie z godzinę i Malik znowu spał na kanapie.

- Lou, stygnie Ci kawa, wstawaj – usłyszałem.

- Jeszcze dwie minuty Li – wymruczałem, szczelniej okrywając się kołdrą.

Niall zaśmiał się cicho podchodząc do mojego łóżka. Zerwał ze mnie nakrycie, powodując u mnie jęk, było mi cholernie zimno.

- Za godzinę musimy jechać do centrali. Dzisiaj będzie test na strzelnicy – dał mi znać. 

Wychylił głowę na korytarz, przymknął drzwi i podszedł do mnie.

- Słuchaj Lou, jest problem. Ostatni test to wariograf. Gdy mnie rekrutowali nie było czegoś takiego. Mamy dwa miesiące, żeby wymyślić jak go ominąć, albo przejść, ale słucha...

- Co to za szepty? Gdyby nie fakt, że jesteście rodziną, mógłbym pomyśleć że macie romans. Wtedy zajebałbym was obu – powiedział Zayn, nonszalancko opierając się o futrynę.

Miał na sobie luźne dresowe spodenki. Mogłem zobaczyć wszystkie jego tatuaże, nie spodziewałem się że ma ich tak dużo.

- Chyba było ci wygodnie na kanapie – stwierdził Niall, rzucając mu groźne spojrzenie. - Chciałbyś spędzić tam kolejną noc?

- Za chuja, nie ma takiej opcji. I planuję przetrzepać ci dzisiaj dupsko. Louis, radzę kupić stopery, bo on – wskazał na swojego chłopaka - Strasznie się drze.

Niall rzucił w niego poduszką jęcząc zawstydzony. 

Dopiero, gdy Malik zniknął w kuchni szepnąłem: 

- Czy jest trudno?

Niall spojrzał na mnie marszcząc brwi, nie rozumiejąc o co mi chodzi.

- Co jest trudne?

- No wiesz... sypiać z kimś z obowiązku. Czy jest ciężko?

Nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie intensywnie i widziałem jak ze sobą walczy.

- Louis, ja ...

- Tylko nie mów mi, że się zakochałeś! Wiesz co się stanie jak on się ... - Blondyn zakrył mi usta, przykładając palec do swoich.

Zapomniałem się. ZNOWU! Nagroda za największego debila wędruje do Louisa!

- Słuchaj Lou, nie możemy o tym teraz rozmawiać. Później – rzucił i wyszedł z mojego tymczasowego pokoju.

Wziąłem szybki prysznic, Niall ciągle mnie pośpieszał. 

Ubrałem szare jeansy i niebieską bluzę z kapturem, byłem gotowy do wyjścia.Ugryzienie na moim poliku było krwisto-brązowe i chyba dwa razy większe niż kilka dni temu. Oczywiście mógłbym to jakoś zakryć pudrem, gdyby chociaż jeden z nas go, kurwa, używał. Przeczesałem palcami włosy zostawiając je w nieładzie. Zastanawiałem się, jak wytłumaczyć się z moich umiejętności strzeleckich i stwierdziłem, że wymówka, którą wymyśliłem w nocy będzie najbardziej wiarygodna. 

Panie i Panowie, Louis Tomlinson postanowił przechwalać się, że w szkole uczęszczał na strzelnice!

W drodze do magazynu znowu miałem na sobie opaskę, niestety w dzień ciężej było wyłapać mi gdzie aktualnie się znajduję. Dopiero po piętnastu minutach usłyszałem szum, znaczyłoby to, że znajdujemy się w dokach. Zayn zwyzywał mężczyznę, który wczoraj otwierał nam drzwi, bo hasło, które wymyślił Harry było głupsze niż poprzednie.

- O taki chuj! Ile osób to poprawnie powiedziało? - krzyknął Malik.

- Wszyscy po czasie! No dalej stary, dasz radę! - zachęcił go Zack, śmiejąc się głośno.

-Supercalifragi – westchnął Zayn, słyszałem szelest kartki, którą trzymał.

- Już prawie! - zwrócił się do niego Niall.

-Supercalifragilisticexpialidocious – powiedziałem głośno – Oto słowo chodzi?

- Patrzcie go, kurwa. Znalazła się, jebana, Mary Poppins! - warknął Zayn, gdy drzwi się otworzyły. - Taki jesteś cwany Niall? Od jutra Ty mówisz te pierdolone hasła!

Po trzech krokach podniosłem nogę, zapamiętując próg jaki się tu znajdował. Znajomy smród uderzył w moje nozdrza, znowu chciało mi się rzygać.

- Możesz już ściągnąć opaskę – rzucił Niall.

Zrobiłem to ochoczo. Zasłoniłem ręką nos i odwróciłem się do tyłu patrząc na Zacka, wcześniej byłem zbyt zestresowany, żeby mu się przyjrzeć. 

Dobra, wyglądał jak typowy kryminalista –motocyklista. Miał długie, rude włosy związane w kitkę i brodę takiego samego koloru. Jego grube ręce pokryte były niebieskimi tatuażami, jednak stałem za daleko by móc zobaczyć co dokładnie na nich jest.

- Co się patrzysz panienko? - sapnął, wstając z krzesła na którym siedział. - Chciałbyś, żebym cię oprowadził? - zarechotał.

- Nie, nie, dziękuję - odparłem, wycofując się w tył.

Zacząłem iść w stronę mojego przyjaciela, ale wielkie łapska, które wylądowały na moim barku skutecznie mnie zatrzymały. Mimo swojej tuszy, Zack był szybki.

- Słuchaj – zaczął. Gdy spojrzał na mój polik jego usta ułożyły się w idealne „o", od razu mnie puścił. - To tylko taka zabawa! Zapomnijmy o całej sprawie dobra? - szybko odszedł na swoje miejsce.

Ach, no tak. 

Ugryzienie! Wyglądało na to, że dawało mi to jakiś immunitet. Zayn miał racje, rzeczywiście byłem nietykalny. Dzięki Ci Styles, prawdziwy to zaszczyt o Panie, że prawie odgryzłeś mi kawałek twarzy i wszyscy boją się ze mną pogadać! YEEEY!

Podszedłem do grupy rekrutów, wzrokiem odnalazłem Josha - pomachał mi i od razu do niego dołączyłem. Gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, pewnie byśmy się za kumplowali.

- Myślę Louisie, były księgowy, że dzisiaj totalnie skopię Ci tyłek!

- Nie byłbym tego taki pewny Panie były Marines. Chodziłem na strzelnice w szkole! - zaśmialiśmy się.

- Och, zostałeś naznaczony.

- Czemu wszyscy wiedzą o czymś takim jak naznaczenie, oprócz mnie? - jęknąłem, starając się ukryć polik w mojej bluzie.

- Dowiedzieliśmy się o tym kilka dni temu. Zack zwołał zebranie i powiedział, że Ci którzy zostaną z nimi na dłużej muszą poznać jedną z ważniejszych reguł. Mianowicie, nie pchamy się do zajętego pokoju. Żeby nie było nieporozumień, jeśli kogoś masz to albo robicie sobie pasujące tatuaże, albo go gryziesz. Pojebane nie? Chociaż nie głupie. Wspomniał, że może się zdarzyć tak, że ktoś zajęty się zakocha, wtedy trzeba załatwić to z jego partnerem, albo z Hazzą. Ale osoba oznaczona na poliku jest poza radarem, bo jest Pana Stylesa – mruknął, patrząc na moją twarz.

- Nie, nie, nie. Nie ma takiej opcji Josh. Poznałem go niedawno, wkurwiłem i to moja kara. Wszyscy myślą, że jestem zajęty, gdy tak naprawdę nie jestem. Zrobił to specjalnie - warknąłem.

Co za chuj. 

Wiedział jak nadepnąć mi na ogon, oj wiedział. I mimo tego jak zły byłem, nie mogłem nic z tym zrobić. Wiedziałem, że nie rzucał słów na wiatr i moja kolejna próba pyskówki prawdopodobnie skończyła by się moją śmiercią. Ale im więcej osób patrzyło na mój polik, tym bardziej zirytowany byłem.

Gdy tylko dostałem do ręki broń wyobraziłem sobie, że tarcza to twarz Stylesa. Trafiałem raz za razem w to samo miejsce, aż magazynek opustoszał. Oddychałem szybko. Zayn był zachwycony moim wynikiem, gdy tylko go spisał wyciągnął telefon i oddalił się kilka metrów ode mnie. Jego uśmiech powiększał się z minuty na minutę, kiwnął głową jakby rozmówca rzeczywiście mógł to widzieć i wrócił na swoje miejsce.

Z zawodów odpadły dwie osoby, a w mojej głowie wirowało słowo„zlikwidowani". Nadal nie wiedziałem co działo się z tymi, którzy nie dostali się dalej w tych chorych zawodach. Postanowiłem spytać o to później Niall'a, gdy tylko znajdziemy się sami - co było prawie niemożliwe, bo Zayn chodził za nim jak cień.

- Księgowy? Teraz trudno mi w to uwierzyć – powiedział Josh siadając obok mnie. – Nawet ja spudłowałem dwa razy! Gratuluje – uścisnął moją dłoń.

Zaczynałem go lubić. W czasie gdy reszta naszej przyszło - kryminalnej grupy, zdawała testy, on zasypywał mnie milionem kiepskich żartów. Kilka razy wybuchnąłem śmiechem tak głośno, że ludzie odwracali się w naszą stronę.

- Mam jeszcze jeden! - podekscytował się Josh – Dlaczego podłoga może kłamać?

- Nie mam pojęcia – zachichotałem.

- Bo kryje ją dywan!

Parsknąłem śmiechem. 

Boże! Jaki on był beznadziejny w żartach! Jednakże godzina spędzona w jego towarzystwie sprawiła, że zapomniałem o Stylesie. Chichotałem jak zakochana nastolatka, całkowicie ,nieświadomie dotykając jego ramienia. W normalnych warunkach pewnie bym się z nim nawet umówił, mimo że fizycznie, nie był w moim typie. „A kto niby jest?" Zapytał mnie wkurzający głosik w mojej głowie: „Styles?"

Skończyło się tak, że łącznie odpadło sześć osób.

W ciągu niecałego tygodnia zlikwidowanych zostało jedenaście osób.

- Posłuchajcie mnie wszyscy – zaczął Zayn, stając pośrodku kręgu. Rzucił Josh'owi groźne spojrzenie, gdy zobaczył jego dłoń na moim ramieniu. - Od jutra przejmuje was Nikolaj, sprawdzi was w kilku rzeczach. Zależy nam, żeby jak najwięcej z was z nami zostało, dlatego spinajcie dupy panienki. Oczywiście bez urazy – zwrócił się do czterech kobiet, które zrobiły obrażone miny.

Jedna z nich była szczególnie piękna. Brązowe włosy, opadały swobodnie na jej plecy, ręce pokryte były kolorowymi tatuażami. Była niższa ode mnie i bardzo szczupła. Fakt, że jej oczy podobne były do moich był całkiem interesujący. Moglibyśmy uchodzić za rodzeństwo. 

- Będę was kontrolował, nie spieprzcie tego – uśmiechnął się pokrzepiająco.

Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni jeansów. Mówił szeptem, ale można było zobaczyć, że rozmówca czymś go zaskoczył. Żwawym krokiem podszedł do wcześniej wspomnianej dziewczyny i wymienił z nią kilka słów. Jej oczy zaświeciły i ochoczo pokiwała głową. We dwójkę zmierzyli w moją stronę.

- Cześć, jestem Tamara – przywitała się. 

Miała piękny uśmiech.

- Louis – odpowiedziałem krótko.

Niall szedł w naszą stronę, żywo rozmawiając z jednym z rekrutów, jak dobrze pamiętałem nazywał się James. Pożegnał się z nim krótkim uściskiem dłoni, spojrzał na naszą trójkę i pokręcił głową.

- Niech zgadnę, do centrum dowodzenia? - prychnął.

Nie miałem bladego pojęcia co to znaczyło. Wzruszyłem ramionami idąc w jego stronę. Przy drzwiach zarówno ja jak i Tamara zakładaliśmy opaski.

- Gdzie właściwie jedziemy? - zapytałem chcąc przerwać panującą w aucie ciszę.

- Hazza poprosił o towarzystwo na noc, a Tamara łaskawie się na to zgodziła – warknął Niall. Najwidoczniej nie darzył tej biednej dziewczyny sympatią.

Coś zakuło mnie w sercu. Znaczył mnie, żeby pieprzyć kogoś innego? Przez jego wcześniejsze zachowanie nikt nie mógł się do mnie zbliżyć, a on mógł posuwać co chciał? 

Po moim. Kurwa. Trupie.

Nie chciałem dalej prowadzić tej rozmowy. Bałem się, że powiem o jedno słowo za dużo. Co jak co, ale Zayn był jego prawą ręką. Też mógłby mnie odstrzelić.

Jechaliśmy jeszcze godzinę, zanim wolno się nie zatrzymaliśmy. Słyszałem jak Zayn opuszcza szybę wpisując jakiś kod. Żwir zatrzeszczał pod kołami.

- Hazza u siebie? - zapytał kogoś.

- Ta, czeka na was. Jest wstawiony, rozmawiał z nią dzisiaj, ma zły humor – odpowiedział mu głos.

Pijany Harry, to groźny Harry. Po kilku minutach znowu się zatrzymaliśmy.

- Możecie ściągnąć opaski i wyjść – poinstruował nas Niall.

Marzyłem, żeby wyprostować nogi. Dom przed którym staliśmy był jebaną rezydencją, schowaną na dodatek w lesie. Nie miałem pojęcia gdzie się znajdywałem! Środek również by imponujący, chociaż bardziej przypominał muzeum niż dom.

- To gdzie mam iść? - zapytała Tamara, najwidoczniej nie mogąc się już doczekać.

Ladacznica.

- Zaraz przyjdzie – mruknął Zayn.

Minęła dłuższa chwila zanim go zobaczyłem. Zataczał się niebezpiecznie, jego oczy były przekrwione. Musiał brać prysznic, bo jego loki nadal były wilgotne, no i oczywiście miał na sobie tylko czarne spodnie. 

Ja pierdole, co za ciało.

- Och! To dzisiaj organizujesz mi gang bang? Zaskakujesz mnie Z! - wybełkotał. - Dzisiaj spasuje, bo przywiozłeś mi to, czego akurat bardzo potrzebuje! Jesteś najlepszy! A teraz spierdalajcie! Chodź – mruknął najbardziej seksownym tonem, jaki w życiu słyszałem, a dziewczyna praktycznie pobiegła w jego stronę,

Chciałem wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo mnie irytował, mimo tego, że było to nasze drugie spotkanie. Cholera, miałem ochotę strzelić mu w ryj! Niech sobie naznacza osoby, które rzeczywiście chcą się z nim pieprzyć! Już otwierałem usta, żeby syknąć coś niemiłego, ale wtedy Harry powiedział coś, co całkowicie zbiło mnie z tropu:

- Nie Ty, kurwa! - machnął dłonią na Tamarę. - Mówiłem do Louisa. Rusz tu swoją dużą dupę, albo sam cię zaniosę!

Spojrzałem zdezorientowany na Nialla. Pokiwał energicznie głową, ale był zdziwiony tak samo jak ja.

- Tracę cierpliwość Lewis! - pośpieszył mnie Harry.

- Ja eee... mogę się pożegnać? - wydukałem.

- Ja pierdole – westchnął, uznałem to za zgodę.

Objąłem mojego „kuzyna" szepcząc:

- Co mam robić?!

- Dasz radę Lou – odpowiedział tylko.

Harry stał na szczycie schodów, opierając się o barierkę.

- Szybciej Lewis, muszę się napić! Przecież jutro go, kurwa,zobaczysz!

Ruszyłem za nim niepewnie, odwracając się co jakiś czas. Zayn wyglądał jakby zobaczył ducha, ale szybko się zreflektował i wyszedł z rezydencji. Patrzyłem na pokryte tatuażami plecy Harrego, jak jego mięśnie pracowały pod skórą. Mimowolnie spojrzałem też na wąskie biodra i jego pośladki.

Nikt jeszcze nigdy nie umarł od patrzenia, prawda? Och, jak bardzo chciałem go klepnąć!

Znajdowaliśmy się na trzecim piętrze. Cały korytarz ozdobiony był zdjęciami.Pierwsze z nich przedstawiało Harrego i Zayna jako dzieci, mieli w rękach na wpół stopione lody, wyglądali na szczęśliwych. Na kolejnym znowu pojawiła się ta dwójka tym razem łowili ryby. Na wędce Zayna wisiała mała rybka, a jego twarz miała niebezpiecznie zielony kolor.

- Co Ty wyprawiasz? - zapytał Harry opierając się o ścianę – Chyba nie przyjechałeś zwiedzać.

- Właściwie to nie wiem czemu tu jestem – powiedziałem, przyglądając się kolejnemu zdjęciu. Harry musiał mieć na nim co najmniej piętnaście lat, na jego rękach widać było kilka losowo porozrzucanych tatuaży.

- Ale mnie wkurwiasz, rusz się Lewis.

Westchnąłem głośno podążając za nim. Weszliśmy do dużego pokoju,całkowicie odstawał od reszty domu. Łóżko z baldachimem stało pod ścianą, zabierając co najmniej jedną czwartą powierzchni. Naprzeciwko znajdował się kominek, w którym wesoło tańczył ogień.Zaśmiałem się gorzko:

- Biedny niedźwiedź stracił życie, żebyś mógł kogoś posuwać na jego skórze?

Ja po prostu nie potrafiłem hamować mojej irytacji w jego otoczeniu!Mentalnie znowu sobie przyłożyłem. On mnie zajebie, serio - poćwiartuje i wrzuci do rzeki! 

Och, to się w końcu zamknij Louis!

Harry zaśmiał się głośno siadając w fotelu naprzeciwko kominka.

- Jesteś totalnie niemożliwy Louis.

- Czemu kazałeś przywieść tu tę kobietę, a potem jednak zmieniłeś zdanie? - zapytałem patrząc jak szybko opróżnia swojego drinka.

- Bo miałem taki kaprys.

- Nie kłam.

- Nie muszę się z niczego tłumaczyć – burknął. - Napij się ze mną – wskazał na miejsce naprzeciwko niego.

- Nie pije – odpowiedziałem, ale posłusznie usiadłem.

W momencie, gdy chciałem mu powiedzieć jak niezdrowo jest codziennie pić, mój brzuch upomniał się o jedzenie.

- I chyba też nie jadasz co? Zaraz zrobią Ci coś do jedzenia – podniósł telefon. – Obudźcie Marie, mój gość jest głodny.

- Nie, nie ma takiej potrzeby! Nie budź biednej kobiety w środku nocy. Zjem owoc – chwyciłem banana z miski.

Obrałem go i włożyłem do ust, był słodki. 

Spojrzałem na Harrego.  Jego zielone oczy utkwione były na moich ustach, gdy wychrypiał:

- Nigdy nie patrz komuś w oczy, gdy jesz banana Louis – wstał zabierając mi go z dłoni.

Nachylił się nade mną.

Czułem wódkę i zapach miętowej gumy.

Ojejku.


Pierdolony Styles.  

_____________________________________________

I od następnego rozdziału będzie więcej Harrego :) 

Jak sylwester? 

Betowała wspaniała  CookieLiblarry <3




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top