Part 21
Hej kochani :)
Mam nadzieje, że poprzedni rozdział się wam podobał i przeżywaliście go równie mocno jak ja :)
Bardzo dziękuję za każdy głos, który zostawiacie, za każdy komentarz i wyświetlenia :)
:**** do soboty!
_____________________________________________
Zadziałałem instynktownie, odepchnąłem lekarza i wpadłem do sali.
Smród leków i metaliczny zapach krwi uderzył w moje nozdrza, cudem powstrzymałem wymioty. Harry leżał na stole, do jego ciała poprzyczepiane były kable, ale on był blady jak ściana. Wszędzie leżały ubrudzone narzędzia, a on sam cały pokryty był krwią.
Och Boże.
Pielęgniarka, pociągając nosem, zaczęła odpinać coś z jego klatki piersiowej, ale odepchnąłem ją mocno.
-Zostaw go kurwa! - krzyknąłem, podbiegając do łóżka. Odrzuciłem prześcieradło, które zasłaniało jego tors, widziałem zszytą ranę, po lewej stronie. - Jeśli myślisz – rozpocząłem resuscytację – że tak – przycisnąłem dłonie do jego klatki – łatwo mnie zostawisz – liczyłem – to się kurwa mylisz! - nabrałem powietrza, wdmuchując je w jego usta.
Moje ręce ślizgały się po jego torsie, gdy łkając starałem się przywrócić go do życia. Nadal był ciepły i miękki i wiedziałem, że nadal miałem szanse. Jednak musiałem działać szybko, był martwy ponad dwie minuty, w jego mózgu już zaczynało dochodzić do szkód, możliwie że nieodwracalnych.
-Louis – usłyszałem szept Gemmy. - On nie żyje.
-Zamknij się! Po prostu się, kurwa, zamknij! On do mnie wróci!
Krzyczałem, uderzając kilka razy w jego pierś. Do pomieszczenia weszła An, która widząc swojego syna zapłakała głośno, opadając na kolana.
-Ratuj go Louis – poprosiła cicho.
-Styles, potrzebujemy cię tutaj, ja cię potrzebuje, musisz żyć, słyszysz? Dalej Harry budź się, proszę – był martwy trzy minuty. - Obiecałeś mi! Obiecałeś mi, że będziesz się przy mnie budził! Mieliśmy zacząć od nowa! Rozkazuje Ci walczyć o życie Styles! Wróć do mnie – uciskałem.
Cztery minuty.
On musi wrócić, nie może mnie zostawić! Nie po tym co przeszliśmy! Nie kiedy w końcu miało się nam udać. Kiedy w końcu postanowiliśmy o nas walczyć.
– Nigdy cię nie zostawię – płakałem, nadal nad nim pracując. - Będziemy szczęśliwi Harry, wyjedziemy na małe wakacje, kupimy sobie drugiego psa, wyjdę za ciebie i zaadoptuje z tobą dzieci! Będę dobrym mężem! - moja ręka ześlizgnęła się na jego brzuch - Nadal będę denerwujący, takiego mnie pokochałeś, ale postaram się być lepszy! Nie dam bez ciebie rady, no dalej, no wracaj - płakałem głośno - Słuchaj Styles, zamorduje cię jeśli nie wrócisz! Własnoręcznie cię uduszę! - mimo moich starań nadal nie oddychał - Kocham Cię Harry, proszę wróć do mnie.
-Dajcie defibrylator – usłyszałem głos lekarza – szybko! - Ponaglił i odepchnął mnie od stołu.
Byłem w szoku, nadal chciałem robić mu masaż serca, ale ponownie mnie odepchnięto.
-Co wy odpierdalacie?! Muszę go ratować! - krzyknąłem, ale pielęgniarka kazała mi się odsunąć i dać im działać.
Pierdoleni lekarze!
To wszystko ich wina!
Gdyby od razu to ratowali miałby chociaż szanse! Teraz zachciało im się strugać superbohaterów!
Usiadłem na ziemi, kryjąc twarz w okrwawionych dłoniach. Ciepłe ramiona Ann i Gemms zamknęły mnie w uścisku.
-Nie udało mi się An, przepraszam – szepnąłem, łkając głośno.
-Zrobiłeś to co mogłeś Lou, dziękuję - ucałowała mnie i ponownie przyciągnęła do swojej piersi.
Straciłem go. Nie potrafiłem go uratować. On mnie zostawił. Znowu mnie zranił. Jak mógł być tak samolubny.
Pieprzony egoista!
Jak miałem się po tym pozbierać? Ledwo funkcjonowałem, gdy go zostawiłem, ale wtedy mogłem go widywać, a teraz?
„Chcę budzić się przy tobie każdego ranka Lou, każdego pierdolonego ranka"
„Kocham Cię Lou"
Harry Styles nie żył.
-Ładuje do 150, czysto – ciało Harrego uniosło się nad łóżkiem, gdy prąd przeszedł przez jego martwe ciało. -Cholera. Dzieciaku, musisz nam trochę powalczyć!
Nie potrafiłem mu pomóc.
-Ładuje do 200, czysto – nadal nic się nie działo. -Dawaj, dawaj! Dasz radę!
Boże, on nie żyje.
Ja powinienem być na tym stole, to ja powinienem być martwy!
-Kurwa, kurwa kurwa! - powtarzałem, szarpiąc swoje włosy. -Harry obudź się! - krzyczałem.
-Dajcie 300! - powiedział lekarz – dajcie 300 i więcej tlenu! Podajcie mu...
Czemu mnie zasłoniłeś idioto?!
To było skierowane dla mnie! To dla mnie była ta kulka!
Harry ty głupcze! Jak mógłbym żyć ze świadomością, że cię nie ma i to tylko moja wina!
Boże, on mnie kochał. On na prawdę mnie kochał. Nikt inny nie będzie mnie tak kochać. A ja kochałem jego. Czemu mi go zabrałeś?!
Harry...
-Ładuje!
Usłyszałem to.
Piknięcie, pierwsze, drugie, trzecie i kolejne.
Wrócił, on wrócił!
-Mamy migotanie! Walcz dzieciaku! Bob, rób mu masaż serca, nie możemy go stracić! Potrzebujemy krwi! Siostro jaka grupa?
-ABRh minus – powiedziała, odczytując coś z kartki. -Nie mamy takiej!
Ann i Gemms również takiej nie miały.
Ale... ale ja miałem!
Mogłem mu pomóc! Mogłem pomóc Harremu.
-Weźcie moją! - otrząsnąłem się – ja mam taką grupę!
-Musi być przebadana – zaczął, ale zgromiłem go wzrokiem.
-Weź moją krew, kurwa!
-Potrzebujemy też innego dawcy, nie możemy pobrać jednorazowo takiej ilości krwi! - tłumaczył.
-Powiedziałem, weźcie moją krew. Bierzcie tyle ile trzeba! -szepnąłem niebezpiecznie.
Pokiwał głową, Bob nadal masował klatkę piersiową Harrego, a pielęgniarka w odpowiednich momentach wpompowywała w niego tlen. Usiadłem na fotelu, dokładnie naprzeciwko łóżka, reszta osób, poza personelem, musiała wyjść. Anne była wściekła i niesamowicie szczęśliwa w tym samym czasie, za nic nie chciała opuścić tego pokoju. Pozwolili więc jej zostać, na co uśmiechnąłem się lekko. Chwyciłem ciepłą rękę Harrego, gdy powoli pozbawiali mnie krwi, poczułem jak drobna dłoń zaciska się delikatnie na mojej. Wszyscy byliśmy wykończeni, ale szczęśliwi.
-Trzymaj się kochanie, teraz wszystko będzie dobrze – szepnąłem, całując jego zabrudzoną rękę.
Obudziłem się po kilku godzinach, a moja głowa pękała w szwach. Nie wiedziałem nawet kiedy zasnąłem, a raczej zemdlałem. Ostatnie co pamiętałem to nieżywy Harry, defibrylator, dźwięk jego ponownie bijącego serca i igła w moich żyłach. Rozejrzałem się po pokoju, to było te same pomieszczenie, w którym leżałem jak mnie postrzelono. Nigdzie nie widziałem Harrego, wstałem gwałtownie, zakręciło mi się w głowie. Wyrwałem wenflon z kroplówką i Ignorując zawroty, doczłapałem do drzwi. Czułem się bardzo słabo, ale musiałem go zobaczyć. Musiałem się upewnić, że nadal oddychał. Wpadłem na Nialla, który porwał mnie w swoje ramiona, płacząc głośno.
-Niall, co się dzieje? - wychrypiałem. - Gdzie jest Harry?
Uczucie niepokoju ogarnęło moje ciało. Nie mogłem go stracić, nie po tym wszystkim. Nie po tym jak o niego walczyłem. Nie mógł mnie zostawić.
-Mogłeś umrzeć idioto! - krzyknął Niall, nadal mnie nie puszczając. -Boże, stracilibyśmy was obu!
-Nie byłem ranny, czemu mielibyście mnie tracić? -prychnąłem,odsuwając go ode mnie.
-Wypompowali z ciebie dwa litry krwi Louis! Straciłeś przytomność! Jak mogłeś być tak głupi!
-Ratowałem go Niall! Musiałem go ratować! - krzyczałem – Ty byś nie ratował Zayna ceną swojego życia? Oddałbyś mu serce, gdyby była taka potrzeba! I ja zrobiłbym to samo! - oddychałem ciężko.
-Kochasz go? - powiedział spokojnie.
-Najbardziej na świecie – uśmiechnąłem się lekko.
poczułem szarpnięcie w żołądku, chwyciłem się jego ramienia, gdy zawładnęły mną torsje, zwymiotowałem.
-Musisz wrócić do łóżka Louis, spałeś całą dobę – podtrzymał mnie - Harry był przytomny przez kilka minut, pytał o ciebie –uśmiechnął się. -Jego stan jest stabilny – uspokoił mnie.-Oddycha samodzielnie, faszerują go lekami. Później cię do niego zaprowadzę, teraz musisz odpocząć.
-Teraz Niall, muszę mieć pewność – poprosiłem.
Całą drogę do pokoju w którym leżał Harry, musiałem być praktycznie niesiony. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i czułem, że ogarnia mnie zmęczenie, bo coraz trudniej było mi utrzymać otwarte oczy.Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami, powiedziałem mojemu przyjacielowi, że dam radę i że chciałbym z nim później porozmawiać o tym co tak właściwie się wydarzyło.
-Przyjedziemy z Zaynem za kilka godzin, mamy trochę roboty.
Harry leżał na dużym łóżku, w jego ramiona powbijane były wenflony,przez które podawali mu masę kroplówek. Złapałem jego dłoń i cieszyłem się, że była ciepła. Przycisnąłem ją do moich usta,delikatnie całując.
-Gdybyś umarł Styles, to bym cię zabił wiesz? Skopałbym Ci te małe dupsko. Boże, tak się bałem Harry. Byłeś martwy cztery minuty.Cztery, pierdolone, minuty – po moich policzkach popłynęły łzy.- Nie dałbym bez ciebie rady, wiesz o tym prawda? Jesteś moim wszystkim – nachyliłem się nad nim, całując jego czoło.-Mógłbyś zrobić mi trochę miejsca, mam duży tyłek –zaśmiałem się cicho, zrzucając z siebie koszulkę. - Trudno, będę musiał się jakoś zmieścić.
Położyłem się obok niego, delikatnie obejmując go w talii. Zaciągnąłem się jego zapachem i przymknąłem oczy, to było moje miejsce na ziemi.
On był domem.
I tak było przez kolejny tydzień, gdzie Harry budził się tylko na kilka minut, nadal osłabiony po postrzeleniu. A ja byłem zbyt uparty, żeby go zostawiać. Bogu dzięki, leżał w apartamencie z dużą łazienką i małą kuchnią, więc mogłem robić wszystko bez opuszczania go na więcej niż dwa metry. Codziennie przesz nasz pokój przewijała się masa ludzi od Anne i Gemme, na Maksie kończąc. Cieszyłem się, że wszyscy przeżyli noworoczny atak i nikt oprócz Luki, Kellsa, Zacka i Harrego nie musiał być hospitalizowany. Zostali draśnięci w kilku miejscach, a Anne uparła się, że mają być w łóżkach, choćby miałaby ich do nich przypiąć. Ochrony przybyło trzykrotnie. Nie znałem tych ludzi, ale Niall wytłumaczył mi, że Harry ma więcej ludzi niż wszyscy myślą. Widziałem skupienie na ich twarzach, gdy zaglądali do naszego pokoju, rutynowo go sprawdzając. To nadal były dzieciaki, w zbliżonym do mojego wieku. Ci wydawali się być jednak bardzo dobrze wyszkoleni. Poprosiłem jednego z nich o glocka, dał mi go bez zastanowienia. Uśmiechnął się do mnie lekko, patrząc jak gładzę nagie plecy Harrego.
Nadal nie wiedzieliśmy kto i czemu na nas napadł, ale wydawało mi się, że Zayn kłamał. Widziałem jak jego drżały delikatnie, gdy o tym rozmawialiśmy, było to prawie niezauważalne, ale nie uszło uwadze mojej i Nialla. Mój przyjaciel powiedział mi, że się tym zajmie, żebym się o to nie martwił i odpoczywał. Dziękowałem mu, nie miałem do tego głowy. Wszystko o czym mogłem myśleć to Harry. Budziłem się w nocy bojąc się, że będzie miał jakąś zapaść, a jego serce ponownie się zatrzyma. Mówiłem do niego szeptem, zapewniając go o moim uczuciu, chociaż wiedziałem, że spał.
Spałem może kilka godzin, gdy obudziłem się czując przyjemny ciężar na moim policzku, i otulające mnie ciepło. Harry drapał mój kark, mrucząc coś cicho.
-Hej –szepnąłem w jego szyję, zaprzestał swoich ruchów.
Zabrałem rękę z jego ramion, odsuwając się delikatnie. Moje oczy wypełniły się łzami. Był taki piękny... i żywy.
-Hej – ledwo go słyszałem, mimo tego że nasze twarze dzieliły nas może trzy milimetry.
-Jak się czujesz? Wyglądasz o wiele lepiej niż osiem dni temu - zaśmiałem się, sunąc nosem po jego szyi. -I zdecydowanie pachniesz lepiej niż osiem dni temu - ucałowałem lekko skórę.
Zamknął oczy, zarzucając sobie moje ramię na swoje, przycisnąłem go do siebie, uważając na ranę.
-Teraz jest okej. Przy tobie jest dobrze - mruknął, gładząc moje plecy. -Chciałbym, żebyś wszystko mi opowiedział - powiedział, trzymając mnie w swoich ramionach, a mi chciało się ryczeć.
Kurwa.
Jeszcze dziesięć dni wcześniej go nienawidziłem.
Dziewięć dni wcześniej, kochałem jak wariat.
Osiem dni wcześniej byłem gotowy za niego umrzeć.
I w końcu znowu ze mną był.
Opowiedziałem mu wszystko co wiedziałem, podzieliłem się z nim informacjami od Zayna i Nialla, cieszył się, że nikomu nie stała się krzywda. Oczywiście spiął się cały, kiedy opowiadałem mu, płacząc w jego szyję, jak bardzo bałem się, gdy był martwy, jak uparcie nie chcieli wziąć mojej krwi.
-Cieszę się, że o mnie walczyłeś. Teraz wydaje mi się, że "kocham cię" wypada słabo z tym co do ciebie czuje. Później chciałbym podpisać zaświadczenie zezwalającego tobie i Ann decydować co mają ze mną zrobić, jeśli coś takiego powtórzy się ponownie -pocałował mnie lekko.
-Do takiego czegoś już nigdy nie dojdzie. Będę Cię chronił, Harry - zapewniłem bardziej siebie niż jego. - Teraz nie pozbędziesz się mnie nawet na minutę i nawet w łóżku będziesz nosił kamizelkę kuloodporną - zażartowałem.
-Kocham cię Lou.
Uniosłem się lekko na łokciach, przyciskając moje usta do jego.
Pierwszy raz się tak całowaliśmy.
Nie było w tym zębów, ani języka. Ocieraliśmy nasze wargi w czułym i delikatnym tańcu, chcąc przekazać sobie uczucia, które nagromadziły się w naszych ciałach. Gładziłem jego policzek, raz po raz cmokając jego opuchnięte wargi.
-Jesteś moim wszystkim Harry - szepnąłem, dotykając jego czoła moim. - Wszystkim - powtórzyłem, wplątując dłoń w jego loki.
-Tak bardzo Cię kocham - odpowiedział, całując mnie ponownie, bardziej namiętnie.
Mój Hazza.
-Och gołąbeczki! - usłyszałem ten cholerny głos.
-Spierdalaj stąd - Harry odwrócił się zbyt gwałtownie, łapiąc się za swoją ranę.
Nick, pierdolony, Grimshaw.
Stał koło naszego łóżka, z rękoma na biodrach, lustrując nas wzrokiem jakbyśmy byli jakąś pierdoloną atrakcją.
-Harry, Harry, Harry. Twój tatuś mnie tu wysłał, mimo że nienawidzi swojego synka, martwi się o interesy, wierz mi niechętnie tu jestem. Nie będzie zadowolony jak mu powiem jaki widok zastałem... Nie będzie - pokręcił głową. - Powiedziałeś mu czemu mnie pieprzyłeś? Na pewno tak, inaczej by tu nie leżał, jak twoja prywatna dziwka. Chociaż Harry dobrze to wymyśliłeś, nawet ci uwierzyłem, nawet Des był zadowolony. Ale potem zacząłeś za nim latać jak pies za suką w cieczce i ta fatamorgana, którą starałeś się stworzyć rozmyła się. Des będzie bardzo zły, a pamiętasz co powiedział ostatnim razem? - zaśmiał się.
Wystarczyła chwila, żebym zerwał się z łóżka, złapał glocka, którego kazałem sobie przynieść kilka dni wcześniej, i wymierzył w parszywy ryj Nicka.
Przesunąłem lufą w stronę jego zaciśniętych ust i szepnąłem:
-Jeśli jeszcze raz usłyszę, że pieprzysz takie rzeczy, zajebie cię Nick. Wtedy Des na pewno nie będzie zadowolony. A teraz spierdalaj stąd w podskokach, bo mój chłopak potrzebuje spokoju, a ty go niszczysz. Liczę do pięciu Nick. Jeden... - fuknął gniewnie, obrzucając nas wściekłym spojrzeniem i zniknął za drzwiami zanim policzyłem do trzech.
-To jeszcze nie koniec - krzyknął!
-Teraz twoja kolej na opowieść Harry. Miejmy to z głowy - powiedziałem odkładając glocka.
Pomogłem mu usiąść, a on głośno wzdychając poklepał miejsce obok siebie.
Nie chciałem przechodzić przez to ponownie, ale wiedziałem, że bez tej rozmowy niby nie uda nam się całkowicie ruszyć do przodu.
-Pamiętasz jak mówiłem Ci, że mój ojciec nienawidzi pedałków? - pokiwałem głową - W pewnym momencie miałem dosyć tego jak mnie katował, dlatego znalazłem sobie brodę, znaczy się udawaną dziewczynę, którą poznałem w klubie dla homo, była lesbijką, nadal w szafie, więc to było też dobre dla niej. Mój ojciec był zachwycony, uspokoił się, a ja nadal mogłem pieprzyć się z facetami na boku, gdy moja "dziewczyna" robiła to z innymi kobietami. I udało nam się to przez długi czas, później mój ojciec zaczął naciskać na dzieci, a my mieliśmy po szesnaście lat, no nie było opcji. Zdecydowaliśmy, że rozstaniemy się póki jeszcze mogliśmy, ona wyjechała a ja udawałem zdruzgotanego. Des wpadł w szał, bo przecież nikt nie krzywdzi jego rodziny, odnalazł ją w tydzień i zabił. Stwierdził, że skoro "ta suka" uważa, że może znaleźć kogoś innego, a lepszego ode mnie by nie znalazła, to powinien skrócić jej męki i ją zastrzelić. Po tym wszystkim stałem się jeszcze gorszy, codziennie się z kimś pieprzyłem, a mój ojciec dostawał zawału kiedy wiedział, że w większości to nadal faceci. Katował mnie bardziej niż wcześniej, ale przyszedł moment w którym mu oddałem. Obiecał mi tego dnia wiele złych rzeczy, których nie brałem na poważnie. Później mojego ojca zamknięto, a ja wysłałem jego ludzi na emeryturę i sam zbudowałem swoją rodzinę. Pierdoleni policjanci myślą, że mam kilka fabryk metaamfetaminy i prowadzę burdele w całej Anglii. Idioci - westchnął. -Wracając do rzeczy. Pominę kilka kwestii, które są teraz mało ważne. W październiku poznałem faceta, bardzo wkurwiającego, o niesamowitym tyłku, seksownych tatuażach i najpiękniejszych oczach, zakochałem się, wiesz? Od pierwszego wejrzenia, jebany, mnie oczarował - uśmiechnąłem się ściskając jego dłoń - I wiedziałem, że to jest to o czym cały czas pierdolił Zayn, że prawdziwą miłość czuję się w momencie, gdy ta osoba wchodzi do pokoju. We wrześniu znowu gadał te smęty, więc założyłem się z nim o dziesięć tysięcy funtów, że to nigdy mnie nie spotka. To mała kwota, ale widząc satysfakcję na tej jego ucieszonej mordzie, kiedy dawałem mu czek, to nadal nawiedza mnie w snach. Znowu się zapomniałem. Nieważne. W takim społeczeństwie wieści szybko się rozchodzą, ludzie mówili, że komuś udało się usidlić Stylesa, że jest w końcu zakochany, a ja nie zaprzeczałem. Mogli czytać ze mnie jak z książki. Zadzwonił do mnie ojciec, oczywiście Nick, jako jego wtyczka o wszystkim go informuję, jest bardzo lojalny, a Des przecież nie lubi pedałów. Zapytał mnie czy to prawda, czy rzeczywiście jestem w takim związku, zaprzeczyłem. To nie tak kochanie, że się wstydziłem, bo wszyscy moi ludzie o nas wiedzieli, ale mój ojciec jest bardzo niebezpieczny i mimo tego, że jest w więzieniu. No i mi nie uwierzył, powiedział mi wtedy - jego głos lekko się załamał - że jak tylko wyjdzie z więzienia, wypieprzy mojego pedałka do nieprzytomności i będzie to robił dopóki chłopaczek nie zdechnie, a ja będę musiał na wszystko patrzeć. Wiedział jak mnie zniszczyć, bo nigdy wcześniej nie byłem zakochany Lou, nigdy. A mój ojciec chciał, chce i zawsze będzie chciał się mnie zeswatać z kobietą, eliminując każdego mężczyznę z mojego życia. Mówiłem mu przez ten jebany telefon, że jesteś moim chłopaczkiem do pieprzenia, że cię nie kocham, że pewnie za kilka dni znajdę kogoś innego, ale on jakoś wiedział, że kłamię. Nie wiedziałem co mam robić. Jak mogłem przekonać tego sukinsyna, że nic dla mnie nie znaczysz, kiedy kochałem cię całym sercem. Tak bardzo się bałem, bo wtedy byliśmy tylko kilka dni od wyciągnięcia go z więzienia. To zbliżało się tak nieubłaganie Lou, musiałem zapewnić ci bezpieczeństwo i wtedy postanowiłem, że przelecę Nicka. To łamało mi serce, ale Des wiedział, że nigdy nie zdradziłbym kogoś kogo kocham, tak jak on nigdy nie zrobił tego mojej mamie. Wiedziałem, że tylko tak zapewnię Ci bezpieczeństwo. Nałykałem się jakiegoś gówna na potencję i pojechałem do niego, to było szybkie i bezuczuciowe, a mój ojciec uwierzył. Nick mu o wszystkim powiedział, a on był zadowolony że jego synek jednak nie zakochał się w chłopku, a mi chciało się rzygać kiedy patrzyłem w lustro. Nie chciałem, żebyś się o tym dowiedzieć, bo dwa dni później mój ojciec dźgnął kogoś i zamknęli go w izolatce na pół roku, więc mieliśmy tyle dodatkowego czasu. Tak bardzo cię przepraszam Lou - szepnął.
Wyrwałem dłoń z jego uścisku. Zrobił to, żeby nie stała mi się krzywda. Kochał mnie tak bardzo, że był gotowy to rozwalić, żebym tylko był bezpieczny.
-Harry ty pieprzony idioto! - krzyknąłem szlochając. -Mogłeś mi powiedzieć! Byśmy coś wymyślili!
-Lou... ja... - zaczął, ale mu przerwałem.
Wybiegłem z sali.
Pierdolony Styles.
_______________________________________________
I to pierwszy raz kiedy nie jestem zadowolona z rozdziału.
Rozumiecie już Harrego? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top