Part 12
Moi drodzy, 12 i 13 rozdział to połączenie, od 14 zaczynamy, długo, wyczekiwaną przeze mnie dramę! Mam nadzieję, że ten rozdział spodoba się wam tak jak mi!
Larry i Ziall w jednym rozdziale?
Dla mnie bomba!
Gwiazdkujcie, komentujcie, czy cokolwiek chcecie. :)
________________________________________________________________
- Gotowy? - zapytał Harry, wchodząc do mojego pokoju. - Kells nas zawiezie.
Czemu do chuja, miał na sobie garnitur, który wyglądał jakby był dla niego stworzony? Patrzyłem na jego długie, muskularne uda, które opinał szary materiał. Czarna koszula, jak zawsze była rozpięta, mogłem podziwiać dwie jaskółki na jego obojczykach.
- Nie mam garnituru! - powiedziałem, przeglądając moją garderobę – gdzie jedziemy?
- Nieważne co ubierzesz i tak staje mi na twój widok – zaśmiał się, w jego policzkach pojawiły się, uwielbiane przeze mnie, dołeczki.
Przyciągnął mnie do krótkiego pocałunku, ściskając moje pośladki, na co westchnąłem głośno.
Wszędzie musiał pchać te swoje przerośnięte łapy! Nie, żebym miał coś przeciwko, ale... No przecież miałem się ubrać, a nie rozebrać! A Harry był taki kuszący, z tą burzą swoich, pierdolonych, loków, alabastrową skórą i dużymi oczyma.
- Harry– jęknąłem, czując jak masuje moje krocze – Muszę się ubrać– odepchnąłem go lekko, zrobiłem się w półtwardy – Zobacz co narobiłeś! - wskazałem na wybrzuszenie w moich bokserkach.
- Mogę Ci szybko obciągnąć i będzie po problemie – zbliżył się do mnie ponownie – mógłbym go ssać cały czas – mruknął, łapiąc mnie za nadgarstek.
-Ja wiem Harry, że mógłbyś klęczeć cały dzień i noc, i nie mówię tu o modlitwie, ale robiłeś mi loda godzinę temu!
Czy ja użyłem słowo modlitwa i lód w jednym zdaniu? Co ze mną nie tak! Odejdź Harry! Deprawujesz mnie!
- To może ty obciągniesz mi?
- Wyjdź mi stąd dzikusie! - krzyknąłem, wypychając go z mojego pokoju – Masz ręce do cholery! Użyj ich!
Zachichotałem, gdy spojrzał na mnie „groźnie".
Szybko ubrałem na siebie ciemne jeansy, zwykły biały tshirt i jeansową katanę, rozglądałem się chwilę za kurtką, dopóki nie zauważyłem ciemnego kożucha z jasnym kołnierzem. Zaczesałem włosy do tyłu, zastanawiając się chwilę czy powinienem się ogolić. „Pieprzyć to" pomyślałem i popsikałem się jeszcze, jakimiś drogimi, perfumami, byłem gotowy do wyjścia.
- Taki przystojny – usłyszałem, dobrze znany mi głos. - To może Ty mi obciągniesz? - zmienił temat, kładąc swoje duże dłonie na moim tyłku.
Jaki on był dotykalski! Halo, policja? Proszę go aresztować za napastowanie!
- A Ty nadal o tym? Możesz zadzwonić po jakiś swoich przydupasów, jestem pewny, że z chęcią będą ssali twojego kutasa, ale ja Ci nie obciągnę.
Nie teraz – dodałem w myślach.
- Co to znaczy obciągać wujku? - usłyszeliśmy głos Maxa.
- Kupie temu dzieciakowi, pierdolony, dzwoneczek, taki, który zakłada się kotom na szyje – mruknął Harry.
- Wujku? - powtórzył, stając koło mnie - To modlenie się? Bo jak wujek Zayn mówi „obciągnij mi kochanie" to wujek Niall klęczy, a mama mówi, że jak klęczysz to się modlisz!
O MÓJ PANIE! Czy oni nie potrafią hamować się przy tym dziecku? Najpierw przyłapał ich na seksie, potem na obciąganiu! Pieprzone króliki! Co oni - ciągle w rui?!
- Max ...- zacząłem ostrożnie, ale nie miałem pojęcia co dalej.
Co miałem mu niby powiedzieć? „Maksiu, kochanie, obciąganie jest wtedy kiedy wujek Harry ssie mojego penisa, bo to zajebiście dobre, a usta wujka Hazzy są po prostu stworzone do pieprzenia?"
- Tak,to rodzaj modlitwy między dorosłymi. A teraz zjeżdżaj stąd. - OhNoHarry! Minus dziesięć punktów dla Gryfindoru!
Czułem jak moja twarz płonie, wytłumaczenie Stylesa było poniżej oczekiwań!
- Mogłeś mu powiedzieć, żeby zapytał o to mamy, albo coś – jęknąłem, uderzając go lekko w ramię.
- O proszę, Oprah Winfrey się znalazła! Mogłem mu powiedzieć, że to ssanie kutasa, nie? EJ MAX! - krzyknął głośno, automatycznie wpiłem się w jego wargi, chcąc oszczędzi sobie dalszego upokorzenia.
-Podnieca mnie jak jesteś taki wulgarny – szepnąłem w jego usta – chodź Styles, może obciągnę Ci w samochodzie.
Harry dąsał się na mnie całą podróż do miasta. Oczywiście, że nie zrobiłem mu loda, przecież nie byliśmy w aucie sami, a na dodatek miałem opaskę na oczach. Trochę się z niego nabijałem, gdy głośno przeklinał, mówiąc jak bardzo go irytuje. Nauczyłem się jednak to ignorować i rozkoszowałem się jazdą. W połowie drogi, łaskawy, Styles pozwolił mi ściągnąć opaskę, zachłannie chłonąłem widoki. Minęło trochę czasu odkąd opuściłem rezydencje, uśmiech zszedł z mojej twarzy, dopiero kiedy minęliśmy mieszkanie, które dzieliłem z Liamem i nagle poczułem niesamowity ból w klatce piersiowej. Był południe, więc wiedziałem, że mój najlepszy przyjaciel znajduje się już w domu.
-Coś się stało Lou? - zapytał Harry z troską – wyglądasz jakbyś miał się porzygać.
-Tak, jest okej. Po prostu brakuje mi swobody – wytłumaczyłem. - Wiem, że jak zaufasz mi wystarczająco, będę mógł wyskoczyć na kanapkę z subwaya, albo na zakupy – uśmiechnąłem się lekko, mimo tego, że było mi cholernie przykro.
Patrzył na mnie, mrużąc odrobinę oczy.
Czy ja palnąłem coś głupiego? Miałem coś na twarzy?
- Zaufanie jest najważniejsze Louis. I są tylko trzy osoby na tym świecie, którym ufam Zayn – zaczął wyliczać na palcach – moja siostra i moja mama. Moje serce jest przepełnione.
Nie wiedziałem co myśleć o jego wypowiedzi, poczułem się zraniony?
Tutaj nie chodziło o to, że chciałem na siłę znaleźć się w jego sercu, ale musiałem pamiętać czemu postanowiłem wziąć udział w tej akcji. Musiałem zniszczyć Harrego Stylesa, musiałem sprawić by mnie pokochał, a potem miałem wyrwać mu serce i bezlitośnie zmiażdżyć, zostawiając po sobie zniszczenie i smutek.
- Rozumiem – szepnąłem, zabierając moją dłoń z jego uścisku.
- Louis, nie dałeś mi skończyć. Z resztą, nieważne. Jestem chujowy w słowach, ale dobry w czynach, chodź – pociągnął mnie, zmuszając do puszczenia auta.
Znajdowaliśmy się przed studiem tatuażu, w jednej z najdroższych dzielnic Londynu, z drugiego samochodu wyszła grupa dwudziestu kilku latków, wśród nich dostrzegłem Josha i Kellsa. Dopiero w środku podszedłem do byłego marines i mocno do siebie przytuliłem.
- Nie mieliśmy okazji porozmawiać, po tym jak cię postrzelili, ale wow, Louisie, były księgowy jestem pod wrażeniem twych czynów! Przynieś kajdany o Panie, jam więzień twego serca! - zaśmiał się, kładąc swoją dłoń na moim poliku.
Kciukiem obrysował ugryzienie, które niedawno zrobił mi Harry, widziałem w jego oczach lekki zawód.
- Mieszkasz z nim – stwierdził, nachylił się, szepcząc mi do ucha –słuchaj, może po dzisiejszym teście napiłbyś się z nami? Zostało nas tylko dziesięciu. I myślę, że wszyscy zostaniemy już w gangu. Było by miło się zintegrować. Chyba, że twój chłopa się nie zgodzi.
- Oh nie właściwie, myślę, że... my nie, ee nieważne! Ale tak, chętnie się z wami napije – odpowiedziałem - Bardzo chętnie –pogładziłem go po muskularnym ramieniu.
Jego oczy nagle się rozszerzyły, gwałtownie wciągnął powietrze, byłem zdezorientowany jego reakcją, ale gdy usłyszałem dźwięk, który towarzyszył odblokowywaniu broni, zrozumiałem. Odsunąłem się od niego przerażony, krzyżując spojrzenie z Harrym.
Oj, był wkurwiony, chociaż to mało powiedziane. Od niego biła żądza mordu.
Myśl Louis, myśl! On go zabije! Josh zginie na moich oczach! On umrze przeze mnie! Myśl Louis! Żałowałem, że Bóg wolał dać mi dużą dupę niż odrobinę większy mózg!
- Kochanie– powiedziałem ostrożnie. Hazza patrzył na mnie z nienawiścią, ignorując moje pieszczotliwe określenie.
-Prawie pierdoliłeś go wzrokiem – krzyknął, wszyscy w pomieszczeniu zamilkli – Na moich, kurwa, oczach! Zajebie go!
I wszystko stało się zdecydowanie za szybko, dłoń Harrego zderzyła się z policzkiem Josha, usłyszałem chrupnięcie łamanej kości. Były Marines zachwiał się, oddychając ciężko, a Styles dalej go atakował. Jego ciosy były celne i mocne, gdy jego pięści dosięgały poturbowanej twarzy mojego przyjaciela. W końcu Josh upadł, ale Harry nadal był w amoku, nikt nie odważył się ich rozdzielić. Widziałem krew, która pokryła jego dłonie, ale on nadal nie przestawał, nawet gdy jego ofiara straciła przytomność. Niewiele myśląc, doskoczyłem do niego, chcąc go odepchnąć, ale był silny... i wściekły.
- Harry! Zabijesz go! - krzyknąłem, gdy mnie odepchnął.
- Nikt.Nie. Ma. Prawa. Cię. Dotykać! - powiedział przez zaciśnięte zęby, wycierając krew i swoje spodnie. - Jebany chuj, cały czas o ciebie wypytywał!
- Harry!Uspokój się! Właśnie miałem mu powiedzieć, że się w tobie zakochuje! - też się uniosłem, zakryłem usta dłonią.
Co ja właśnie powiedziałem? Czy ja właśnie? Nie... Ale jak mogłem...LOUIS! Coś ty zrobił! Na chuj to mówiłeś! To największy stek bzdur jaki wyszedł z twoich ust, idioto. Na brodę Merlina.
Harry spojrzał na mnie, furia całkowicie go opuściła, wyglądał jakby widział ducha. Brutalnie odepchnął Josha, stając krok przede mną. Miał naprawdę brzydkie buty! Uniósł swoją dłoń na co skuliłem się nieco, była umazana krwią i bałem się że mnie uderzy.
- Trzęsiesz się ze strachu – szepnął w moje usta, gdy nasze czoła się zetknęły.
- Przeraża mnie, gdy jesteś taki...
No to co teraz geniuszu? Szybki różaniec i do piachu?
- Gregor, odwieź tego kutasa do bazy, niech go opatrzą - przerwał mi bezczelnie. - Kells, Ian i Chris zabierzcie Louisa na obiad, za dwie godziny, widzę was z powrotem. Reszta może usiąść. Pamiętasz co powiedziałem w samochodzie? - zwrócił się do mnie, gdy zapinałem kurtkę. Cały drżałem.
-Że wielu sprzedałoby duszę diabłu, żeby Ci obciągnąć? - palnąłem, pierwszą myśl, która uformowała się w moim, zestresowanym,umyśle. Zarumieniłem się, bo znowu zapomniałem, że nie byliśmy sami.
- To też, ale mówiłem, że jestem kiepski w słowach, ale chciałbym Ci pokazać, że... Oh walić to. James, możemy zaczynać - powiedział,ściągając z siebie kurtkę.
Rozdwojenie jaźni...
Ian i Kells, przez prawie pół godziny, sprzeczali się czy lepiej iść do subwaya czy po chińszczyznę, wreszcie po błaganiach Chrisa, zdecydowali się załatwić to jak „dorośli" i zagrali w marynarza, cztery razy. W drodze do fast foodu, Ian kupił sobie kubełek z makaronem, mówiąc, że ten chodził za nim tydzień czasu. Gdy tylko przymykałem oczy, widziałem Harrego, który na moich oczach prawie zabił Josha, tylko dlatego, że mnie dotknął. Z nim nie było żartów... Wiedziałem, że gdyby nie to, że odważyłem się wejść między tą dwójkę, Josh by nie żył...
Dziewczyna, która obsługiwała nas w subwayu była przepiękna, rude włosy związane były w luźnego koka, a bystre zielone oczy rozbłysły, gdy weszliśmy do pomieszczenia. Zalotnie uśmiechała się do Kellsa, który zamawiał nasze jedzenie i po jakimś czasie domawiał dodatkowe kanapki dla siebie. Obserwowałem go, gdy podała mu kawałek zapisanej kartki, a jego twarz się rozjaśniła w uśmiechu.
Zastanawiałem się czemu innym tak łatwo o miłość, czemu miałem wrażenie, że Kells i , jak się później okazało, Joan będą zgraną parą.
Czemu ja i Harry nigdy nie będziemy nimi?
Zamówiłem kanapkę dla Harrego, i gdy już prawie byliśmy w studiu, poczułem się jak ostatni chuj nie kupując nic dla reszty chłopaków, dlatego poprosiłem moich prywatnych bodyguardów, żeby poszli do studia, gdy ja wskoczyłbym do Mcdonalda po drugiej strony ulicy.
Skądś kojarzyłem chłopaka, który mnie obsługiwał, odbierałem zamówienie, gdy ten nagle zastukał palcem w najmniejszą torbę. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. To była nasza wtyczka!Lekko skinąłem głową, dziękując mu z uśmiechem. Włożyłem tak rękę, czując pod palcami małą kopertę, którą szybko przełożyłem do kieszeni mojej kurtki. Już na wejściu do studia tatuaży słyszałem krzyki Harrego, który wyżywał się na moich ochroniarzach.
- Czy ja wam, kurwa, pozwoliłem spuszczać go z oczu? Nie! Jeśli spierdolił,to was zastrzelę! Wystarczająco jestem wkurwiony! KURWA!
- Oh,Bogu dzięki, że jednak zrezygnowałem z mojego planu ucieczki! A byłem już w samolocie do Meksyku! Nazywałbym się Louis Gonzales Gomez Lopez i do wieczora sączyłbym Margaritę! Cholera! -zakląłem, podając chłopakom jedzenie.
Nachyliłem się nad Harrym, który po raz któryś tam, próbował zabić mnie wzrokiem. Wyciągnąłem jego kanapkę, która jednak wypadła mi z dłoni, gdy zobaczyłem tatuaż na jego ramieniu. To był mój rysunek! To był mój pieprzony statek! Statek, który namalowałem z nudów! Kilka godzin temu próbował zabić mojego przyjaciela, a ja przejmowałem się tatuażem?!
Louis, ty chory pojebie!
-Coś Ty zrobił?! - zapytałem podchodząc do niego bliżej – Oh Boże! Czemu masz tu „hi"! Oszalałeś Harry! I co to za motyl?!
Dotknąłem go delikatnie, po zaczerwienionej skórze, która miejscami nadal była przybrudzona od nadmiaru tuszu. To miał na myśli mówiąc, że jest lepszy w czynach?
- Staram się Lou – powiedział tylko i odszedł do Jamesa.
*NIALL POV*
Obserwowałem Zayna, gdy gotował dla nas kolację. Jak zawsze miał na sobie tylko siwe dresy, które niebezpiecznie nisko wisiały na jego smukłych biodrach. Bujał nimi w rytm jakiegoś hiszpańskiego utworu, który płynął z radia, podśpiewując tekst pod nosem. Mógłbym patrzeć na niego dniami i nocami, dla mnie był idealny. Jego włosy ułożone były na delikatnego quiffa, mimo tego, że brał prysznic Nie mogąc dłużej trzymać rąk przy sobie, zeskoczyłem ze stołka, na którym siedziałem i najciszej jak potrafiłem przemieściłem się w jego stronę.
- Kochanie, może tobie wydaje się, że jesteś mistrzem skradania, ale w rzeczywistości chujowy z ciebie ninja. Usłyszałbym cię z kilometra – odwrócił się w moją stronę, nadal opierając się o blat.
Położyłem dłoń na jego piersi, czując pod palcami niewielką bliznę po dawnej ranie, teraz zakryta była skrzydłem, który wytatuował sobie miesiąc po tym jak się poznaliśmy. Ucałowałem środek tego tatuażu, którym był odcisk moich ust – ten zrobił zaledwie miesiąc później.
- Chyba ktoś znowu ma ochotę – mruknął, sunąc swoimi dłońmi po moich bokach, zatrzymał się dopiero na moich pośladkach, ścisnął je mocno.
- Nie kochaliśmy się dzisiaj – powiedziałem, siadając na blacie i przyciągając go bliżej.
- Wiem, jestem trochę zestresowany, ta cała sprawa z Kardashianami po prostu...
Doskonale wiedziałem o co mu chodziło. Kris była perfidna i martwiła się tylko o siebie. Gdyby mogła, dla zysku sprzedałaby własne córki. Co właściwie próbowała zrobić, ale Hazza był nieugięty i jej nie chciał.
Sprawa z nim szła szybciej niż bym sobie tego życzył, plułem sobie w brodę widząc postępy Lou i właśnie z tego powodu spędzałem z Malikiem każdą wolną sekundę. Kochałem się z nim wieczorami, pieprzyłem w dzień. Pozwalałem mu tulić się do snu i budzić mnie z niego pocałunkami. Rozpieszczałem go, tak jak on rozpieszczał mnie. Płakałem, kiedy zasypiał, gładząc go po włosach, umierałem kiedy mówił jak bardzo mnie kocha.
Nigdy nie planowałem się zakochiwać. Chciałem załatwić te sprawę, szybko i bezboleśnie, a później wyjechać na długie wakacje. Ale kiedy wszedł do bazy i rzucił mi jeden ze swoich niegrzecznych uśmiechów, wiedziałem. Miłość od pierwszego wejrzenia.
- Nialler, wszystko w porządku? - zapytał mnie z troską, przyglądając się mojej twarzy. Czułem gromadzące się w moich oczach łzy.
-Tak,ja tylko... Właśnie uświadomiłem sobie jak bardzo cię kocham Zayn, tak mocno, że – położyłem jego dłoń na moim sercu – aż tu mnie boli.
Mój chłopak pocałował mnie mocno, szperając ręką w szafce kuchennej. Po chwili czułem jak się uśmiecha i delikatnie odsuwa. Spojrzał mi w oczy, ocierając łzy z moich policzków.
- Kurwa, jesteś idealny. Ja... oh Niall – klęknął i od razu zaczął cicho śpiewać:
KONIECZNIE WŁĄCZCIE LITTLE THINGS!
Your hand fits in mine
Like it's made just for me
But bear this in mind
It was meant to be
And I'm joining up the dots
With the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me
I've just let these little things
Slip out of my mouth
'cause it's you
Oh it's you
It's you
They add up to
And I'm in love with you
And all his little things
- Czy ty, Niallu Jamesie Horanie, uczynisz mi ten zaszczyt, sprawiając że będę najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie?
„Zayn jestem agentem SIS, jestem wtyczką, jestem kłamcą!" - ale zamiast tego z moich ust wyleciało ciche „tak", a potem rzuciłem się mu na szyję, całując jakby jutra miało nie być. I gdy na moim palcu zabłysła srebrna obrączka płakałem. Płakałem z miłości i nienawiści do samego siebie.
I pozwoliłem mu zanieść się do sypialni, gdzie powoli mnie rozebrał. Gdzie badał moje ciało, jakbyśmy kochali się po raz pierwszy, pokazując mi tym wszystkim jak bardzo mnie kocha, a ja nadal płakałem, czułem się jak potwór. Usłyszałem szelest otwieranej prezerwatywy i gdy wszedł we mnie jednym, mocnym pchnięciem, nie przygotowując mnie wcześniej, szlochałem. Całowałem jego szyję, dekolt i ramiona, całowałem wszędzie gdzie tylko moje spragnione usta mogły sięgnąć. Jego dłonie znalazły się pod moimi ramionami, zbliżając nas tym jeszcze bliżej. Patrzył mi w oczy, wchodząc we mnie równym tempem, zlizując każdą łzę, która wypłynęła z moich oczu.
-Tak bardzo Cię kocham – szepnął, unosząc moje nogi, abym objął go w tali.
Miałem wrażenie, że czuje go w żołądku.
- Kocham cię – jęczałem, gdy przyśpieszył.
Tempo jego bezlitosnych pchnięć, doprowadzało mnie do szału, obaj chcieliśmy dojść jak najszybciej. Jego brzuch ocierał się o mojego twardego penisa, tworząc tarcie, którego potrzebowałem. - Zayn, dojdź we mnie – poczułem jak zadrżał na moje słowa, bo wcześniej nigdy mu na to nie pozwoliłem. Wysunął się ze mnie, a ja desperacko przyciągnąłem go bliżej. Ściągnął z siebie, ostatnią dzielącą nas barierę, by zaraz ponownie mnie posuwać, dopóki nie rozlał się w moim wnętrzu, a ja nie doszedłem na swój brzuch. Opadł na mnie oddychając głośno, gładziłem go po mokrych, poranionych przez moje paznokcie, plecach.
- Wow, takiego fyniszu żeśmy się nje spodziewali! - usłyszeliśmy pijacki głos Harrego.
- Spierdalaj stąd Harry, oh cześć Louis! Ty też spierdalaj! - krzyknął mój narzeczony, nakrywając mnie kocem.
- On ma motyla na brzuchu! - zaśmiał się Louis czkając, on też był najebany – Oh. Uprawiacie seks – stwierdził z miną filozofa.
- A na co to kurwa wygląda Louis! - warknął Zayn, w końcu się ze mnie wysuwając. Skrzywiłem się, czując niewielki ból. - Ale skoro,chuje, już tu jesteście to mogę z dumą powiedzieć, że Niall zgodził się za mnie wyjść – powiedział, nachylając się nade mną.
Usłyszeliśmy jak, któryś z intruzów, najnormalniej w świecie, rzyga na na szdywan.
- Loueh kochanie, porzygałeś się, bo są tak kurewsko – czknął - słodcy nie?
Godzinę później, nie wiem jakim sposobem, w czwórkę siedzieliśmy w samochodzie Zayna, zmierzając do centrum Londynu. Całą drogę trzymał mnie za rękę, bawiąc się moim pierścionkiem, uśmiechając się przy tym szeroko. Nawet to co działo się na tylnym siedzeniu nas nie interesowało, byliśmy tylko my.
- Niall James Malik – mruknąłem – Czy lepiej Niall James Horan Malik?
- Muszę Cię mieć na wyłączność, Malik wystarczy. - Jesteśmy na miejscu, możecie się od siebie odkleić? Przecież on dopiero co rzygał, na Boga – udał obrzydzonego.
Hazza i Louis wytoczyli się z samochodu, głośno waląc w drzwi domu Mordimera. Zaspany otworzył im, wpuszczając do środka. To nie mogło się dobrze skończyć!
- Chciałbym, żebyś pomógł nam uwolnić Desa z więzienia.
- Niby jak? Przecież mają tyle dowodów i w dodatku on się do wszystkiego przyznał.
- Nie będzie rozprawy, zorganizujemy mu ucieczkę.
- Ucieczkę? To jest możliwe? To więzienie to jebane Alcatraz.
- Dlatego potrzebujemy pomocy innych rodzin. Hazza Ci o wszystkim opowie, jak wytrzeźwieje. A teraz spójrz tam – wskazał na logo, na sam widok którego, moje serce przyśpieszyło. Idealnie żółte, M jak Malik, żartuje, jak McDonald!
- Kochanie, masz na coś ochotę? Jak nie zjem big maca to oszaleje!
- Nie i wolałbym, żebyś zjadł coś z salat story, ale to bez sensu prosić, nie?
Ucałowałem go w usta, kręcąc głową.
Gdy tylko znalazłem się za rogiem wyciągnąłem, mój lewy telefon komórkowy, i wybrałem numer do Liama, odebrał po dłuższej chwili.
- Cześć,wszystko w porządku?
- Chcą zorganizować ucieczkę Desa, nie znam szczegółów. Przenieście go do izolatki czy coś, wymyślcie bajeczkę, że próbował kogoś załatwić. Muszę kończyć.
- Niall, jak Lou? - zapytał zmartwiony.
- Radzi sobie świetnie, tęskni za tobą. Odezwie się niedługo –powiedziałem i rozłączyłem się.
Zamówiłem sobie kilka cheeseburgerów i mojego kochanego big maca. I tym razem, Zayn niczego nie skomentował, podając mi colę, żeby się nie udławił. Skusił się też na jedną z moich kanapek, mówiąc, że albo rano idziemy na siłownie, albo spalimy te kalorie w inny sposób.
- Loueh! - usłyszeliśmy po godzinie.
- Oi, Oi! Harreh! Idę! - podeszli do samochodu, zataczając się bardziej niż wcześniej.
- Patrz Nialler! Mam dwa nowe tatuaże! - powiedział Louis, podwijając rękaw swojej fioletowej bluzy.
- O kurwa – jęknął Malik.
Pierdolony LARRY STYLINSON.
__________________________________
3,2 K słów!
I jak wrażenia?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top