Part 13
Heeej! Nie wiem ile razy już pisałam, ale jestem do dupy! Tak bardzo chcę skończyć Bossa, serio... Ale ostatnimi czasy wole czytać niż pisać. Zaczęłam robić prawko, kupiłam mieszkanie i pracuję. Czasami to za dużo.
Zdecydowałam, że będę pisać tylko jedno ff, na więcej nie mam czasu ani ochoty. Jak skończę Bossa, będę kontynuować Howling. To ABO na pewno nie zostanie porzucone. Oficjalnie Boss będzie dodawany nieregularnie.
15.
________________________________________________________
Codziennie spoglądałem przez okno, obserwując zmiany zachodzące w moim ogrodzie. Liście powoli traciły swój soczysty, zielony kolor, przeistaczając się w ponure barwy brązu i czerwieni. Krople deszczu coraz częściej rozbijały się na szklanej powierzchni okien, wolno się rozmazując. Nostalgia ogarniała nie tylko mnie, ale i resztę mojego gangu. Wszyscy chodziliśmy spięci, łatwo było nas zdenerwować. Widziałem w ich oczach, że nie mieli już siły szukać Louisa, jak bardzo zrezygnowani byli. I gdzieś w głębi ich rozumiałem.
Nadszedł wrzesień, a wraz z nim zaczęło zmieniać się wszystko. Pogoda zrobiła się ponura, sprawiając, że drżałem, na samą myśl, o opuszczeniu ciepłej sypialni. Cienkie koszule zamieniłem na grubsze swetry i bluzy. Ciepło słońca, zamieniłem na te sztuczne, z grzejników. Moje włosy dużo już urosły, sięgały mi do brody.
Zacząłem zdawać sobie sprawę, ile czasu minęło od kiedy ostatni raz widziałem Louisa. Dziewięć długich miesięcy, w trakcie których przebyłem cały świat, zwiedziłem każdy jego zakamarek, odkryłem wiele sekretów. I mimo tej wiedzy, którą, niby, nabyłem, nadal byłem samotnym głupcem. Liczne poświęcenia zdały się na nic, on nadal nie był obok mnie.
Gdy był z Desem, jedyne co trzymało mnie przy zdrowych myślach, to te jebane nagrania, na których widziałem, jak z mojej miłości, uchodziło życie. Ale chociaż miałem pewność, że Louis żył. Żył czy funkcjonował, oddychał. Ale teraz? Nie miałem o niczym pojęcia.
Nikt nie znał Austinów. Nikt. Ani ludzie z gangów, ani SIS, ani jebane FBI. Tak jakby ci ludzie nigdy nie istnieli. Nie miałem najmniejszej wskazówki, gdzie znowu szukać Louisa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie chciałem się poddać. Byłem tak cholernie uparty i chociaż wiedziałem, że raniłem innych, mało mnie to obchodziło. Tu już nawet nie chodziło o nasz związek. Chciałem go tylko uratować. Nie ocalić, bo na to było zdecydowanie za późno. Louis był zniszczony na tak wiele sposobów. Tylko, kurwa, uratować.
Wiedziałem, że tylko ja byłem winny tej całej sytuacji. Okazałem się za słaby, za mało inteligentny, za mało nieobliczalny. Mój ojciec znał mnie jednak lepiej niż myślałem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niszcząc Louisa, zniszczy i mnie. I to mu się zdecydowanie udało.
Nie było już nocy, gdzie potrafiłbym zasnąć bez tabletek. Nawet jeśli budziłem się zmęczony i zdezorientowany, to moje ciało się regenerowało. Po długich dziewięciu miesiącach, nadal nie potrafiłem zasnąć bez ciepła Louisa. I modliłem się do Boga, aby nie odbierał mi tego do końca moich dni. Żeby chociaż ten jeden raz dał mi zaznać błogości, jaką przynosiły jego ręce. Miękkości, które dawały jego usta. Abym ostatni raz dał mi usłyszeć jego dźwięczny śmiech.
Chociaż ten jeden raz.
- Harry - westchnął Zayn, wchodząc do mojej sypialni. - Harry, przykro mi - zaczął, ale uciszyłem go gestem.
- Nic?
- Nic - potwierdził, siadając obok mnie.
Westchnąłem głośno, przecierając twarz dłońmi. Chryste, byłem taki zmęczony.
- Co teraz? - zapytał Zayn, wpatrując się w swoje stopy. - Gdzie teraz mamy szukać?
Zamilkłem na moment, powoli unosząc głowę. Spojrzałem na swojego przyjaciela, który zestarzał się, przez ostatnie miesiące. Nie on jedyny.
- Odpoczniecie - zdecydowałem.
- Ile?
- Zajmiecie się gangiem, a ja pojadę go szukać.
- Harry nie!
- Postanowiłem - powiedziałem, roztrzepując moje włosy.
Urosły już do brody, a ja znowu zastanawiałem się nad ścięciem ich na łyso. Nie chciałem, żeby Louis czuł do mnie obrzydzenie, gdy tylko znowu będzie w moich ramionach.
- Nie możesz tego zrobić Harry - odpowiedział Zayn, w końcu na mnie patrząc.
- Niby czemu?
- Bo to również mój przyjaciel.
- Od kiedy? - zaśmiałem się gorzko. - Wydawało mi się, że go nienawidzisz.
- Polubiłem go, gdy zacząłeś biegać koło niego jak zakochany kundel. A pokochałem jak brata na moim wieczorze kawalerskim.
*WSPOMNIENIE*
- Może powinniśmy zorganizować dwa kawalerskie? - zapytał Louis, oglądać się w lustrze. - Czy mój tyłek wydaje się ogromny w tych spodniach?
- Nie - odpowiedziałem, oblizując usta. - On po prostu jest ogromny.
- Świnia - syknął Louis, klepiąc się lekko w prawy pośladek.
Mój świat zatrzymał się na tym fragmencie jego ciała i nawet nie zorientowałem się, że coś do mnie mówił, dopóki poduszka nie uedrzyła mnie w twarz.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz! Patrz mi w oczy Harry. Wyżej! To nadal nie oczy! Chryste, Harold! Nie patrz mi na krocze, tylko w oczy.
Och i jakie one były piękne. Niebieskie, pomieszane z odrobiną turkusa, zieleni, z poświatą szarości. Najbardziej magiczne oczy na świecie.
- Och Boże.
- Strasznie dużo bożujesz.
- Jest takie słowo? - zapytał, marszcząc brwi.
- Nie mam pojęcia.
- Zbaczamy z tematu - powiedział Louis. - Dwa wieczory kawalerskie?
- Wolałbym jeden.
- Czeeeemu? - jęknął. - Zayn zamorduje pierwszą osobę, która podejdzie do Nialla! Nie chcę rozlewu krwi!
- Ja zabije pierwszą osobę, która zbliży się do ciebie bliżej niż sto metrów.
- Widzisz? Rozlew krwi - zaśmiał się, siadając na moich udach. - A jeśli zrobimy osobne...
- Nie ma takiej opcji Lewis. Nie mam zamiaru spuścić cię z oczu nawet na sekundę.
- Harry, Harry, Harry - powiedział, nachylając się lekko. - Byłbyś zły, gdyby ktoś mnie dotknął?
Jego gorący oddech drażnił moją szyję.
- Bardzo - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Byłbym bardzo zły.
- Byłbyś wściekły, gdyby ktoś próbował mnie pocałować? - Szepnął, muskając moje usta.
- Zabiłbym go zanim by spróbował.
- Czy to źle, że gadka o zabijaniu mnie podnieca? - zaśmiał się, wplątując palce w moje włosy.
- Podnieca cię to, że jestem zazdrosny - mruknąłem, zaciskając dłonie na jego pośladkach. - Lubisz wiedzieć jaką masz nade mną władzę.
- Dwa wieczory kawalerskie - spróbował ponownie.
Uśmiechnąłem się szelmowsko, rzucając go na łóżko.
- Jeden - postanowiłem.
Uciszyłem każdy jego protest pocałunkiem.
Pocałowałem jego szyję, przygryzając delikatną skórę, by zaraz zrobić to samo z jego obojczykiem. Moje biodra same zaczęły delikatnie się poruszać, powodując przyjemne tarcie między naszymi ciałami. Przeniosłem muśnięcia na jego tors, całując tatuaż nad jego obojczykami, by zaraz polizać lewy sutek.
Włożyłem między nas dłonie, od razu rozpinając jego rozporek.
- Mamy godzinę do wyjścia, a nic nie ustaliliśmy - westchnął Louis, unosząc biodra.
- Wyrobie się w dziesięć minut - poruszyłem sugestywnie brwiami, zsuwając jego spodnie do połowy ud.
Polizałem jego brzuch, na co jęknął niezadowolony. Po chwili tortur, w końcu wziąłem główkę jego penisa do swoich ust. Z jękiem zlizałem pierwsze krople nasienia. Polizałem go na całej długości, dłuższą chwilę poświęcając żyłce. Mój własny kutas, aż prosił się o uwagę, ale to Louis był najważniejszy. To jego musiałem przekonać do czego byłem zdolny w tak krótkim czasie. Poruszałem głową w górę i w dół, by zaraz lizać główkę.
- Dojdę w twoich ustach, jak nie przestaniesz - ostrzegł mnie, mocniej ciągnąc za moje włosy.
- Nie żebym miał coś przeciwko - zaśmiałem się, niechętnie odrywając się od jego penisa.
Reszta potoczyła się szybko. Rozciągnąłem jego wnętrze, uważnie obserwując jego twarz. Bałem się, że przez swój pośpiech sprawię mu ból, ale Louis jęczał cicho, nabijając się na moje palce. Dyszałem w jego usta, gdy sam nakierował moją męskość na swoje wejście, oplatając nogami moje biodra. Nasze klatki piersiowe ocierały się o siebie, gdy głęboko się w niego wbijałem.
Wiedziałem, że trafiłem na jego prostatę, gdy jego plecy wygięły się w łuk, a z jego ust wydobył się najbardziej pornograficzny dźwięk, jaki dany był mi usłyszeć.
- Och Harry! Właśnie tam!
- Jesteś blisko? - zapytałem, bo ja sam byłem już na granicy.
Pokiwał energicznie głową, szybko poruszając dłonią po swoim penisie.
Po chwili Louis doszedł, całkowicie nietknięty. Wykonałem kilka, ostrych pchnięć, zanim doszedłem głęboko w jego wnętrzu, z moimi udami przyciśniętymi do jego pośladków.
- Osiem minut - mruknął Louis, całując mnie lekko w usta. - Jestem pod wrażeniem - wysapał.
- Zobaczysz co mogę zrobić w pięć - odpowiedziałem, odwracając go na brzuch.
- Masz cztery - warknął, wyginając rękę, by złapać moje włosy.
- Licz.
No i nie wiem jak to się stało, ale Louis namówił mnie na oddzielne wieczory kawalerskie. W jednej chwili rozmawialiśmy o nowej kolekcji YSL, a w drugiej zgadzałem się na wszystko. Przeklinałem się w myślach, siedząc obok wkurwionego Zayna. Ten co chwila, nerwowo przeczesywał palcami swoje włosy, niszcząc swoją fryzurę. W limuzynie było szaro, bo Zayn co chwila odpalał kolejnego papierosa.
- Jak mogłeś Brutusie? - zapytał mnie po raz setny, a ja zastanawiałem się, jak bardzo zły byłby Niall, jeśli zastrzeliłbym jego narzeczonego.
- Nie wiesz jaki on jest przekonywujący! - Odparłem w swojej obronie.
Poprawiłem rękawy swojej koszuli, śledząc palcem delikatny wzór.
- I co teraz?! I co teraz Harry?! Wiesz jaki jest Niall?! Zupełnie nieświadomy jak dużo ludzi na niego leci! On uważa, że wszyscy są tacy sympatyczni! Każdy flirt to niewinna rozmowa! Te świnie chcą go zaciągnąć do łóżka! Och Chryste! - krzyknął Zayn, kładąc dłoń na swojej piersi. - Jeśli ktoś zaproponuje mu big maca, to stracę narzeczonego!
Zayn rozpiął większość guzików swojej czarnej koszuli.
- Zrobiło mi się gorąco - sapnął, wypijając swojego drinka. - I tobie też zaraz będzie - mruknął, odrywając wzrok od ekranu swojego telefonu. Uśmiechnął się szelmowsko i już wiedziałem, że to co zobaczył, z pewnością mnie wkurwi. - Twój luby wysłał mi wiadomość.
- Pokaż mi - nakazałem, wyciągając w jego stronę ręce. - Pokaż mi to zdjęcie.
Zayn prychnął.
Gdy tylko zobaczyłem plik załączony do wiadomości, zacisnąłem zęby.
Louis miał na sobie niebieski tank top dzięki, któremu wszyscy mogli podziwiać jego piękny tatuaż. Na nogach miał swoje szare spodnie, te które tak bardzo uwielbiałem, i te które podkreślały jego muskularne nogi i pełną pupę. Jego ramie owinięte było wokół talii szczupłej dziewczyny, która miała na sobie kusą, czerwoną bieliznę.
- Czy to jest kurwa strip club? - zapytałem, przybliżając poszczególne elementy na zdjęciu.
- Kocham go stary. Zabrał go do klubu z nagimi kobietami, gdzie są sami heterycy! - powiedział Zayn, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Marley - warknąłem, stukając w szybę, oddzielającą nas od kierowcy. - Zabierz nas do Sary.
- Nie wydaje mi się, żeby Louis był zadowolony z twojej wizyty w tym klubie - mruknął Marley, zawracając. - On obetnie nam wszystkim jaja jeśli kogokolwiek dotkniesz.
- On ci płaci czy ja? - zapytałem, odkładając telefon Zayna.
- Jego bardziej lubię - powiedział Marley, pogłaśniając piosenkę Spice Girls.
Dobre pół godziny zajął nam dojazd do jednego z gorszych strip klubów w Londynie. Jego szyld był obskurny, a literka a się nie podświetlała. Wyglądało na to, jakbyśmy wchodzili do klubu Sra. Zaśmiałem się głośno, rozpinając trzy guziki swojej koszuli, a po chwili kolejne dwa. Jeśli Louis chciał być takim kusicielem, ja zamierzałem bawić się tak samo.
Już na wejściu podeszło do nas kilka kobiet, które wyuzdanie mruczały nam do uszu, obiecując rzeczy, o których wcześniej nigdy nie słyszałem. Ale nie potrafiłem się na nich skoncentrować. Cała moja uwaga poświęcona była Louisowi, który popijał piwo, obserwując jak speszony Niall, próbował zrzucić z siebie striptizerkę, większych gabarytów.
- Tam jest twój kochaś - krzyknąłem do Zayna, którego oczy zapłonęły czerwienią.
- Co ta suka robi na moim przyszłym mężu?!
- Niall jest gejem - przypomniałem mu, odmawiając kolejnego obrzydliwego drinka.
- Ale ona jest ładna! - syknął, szybko się ode mnie oddalając.
Pokręciłem z rozbawieniem głową, podchodząc do stolika.
Louis przyciągnął mnie do pocałunku, zanim siłą usadził mnie na krześle, od razu wdrapując się na moje kolana.
- Wiedziałem, że tu przyjedziesz - uśmiechnął się, poprawiając, opadającą mu na oczy, grzywkę.
- Zayn oficjalnie cię kocha - powiedziałem, wskazując brodą Malika. Ten kłócił się zawzięcie z tancerką, która trzymała Nialla w żelaznym uścisku.
- Bał się, że zabiorę do go męskiego strip klubu?
- Albo do burdelu - przyznałem, kładąc dłonie na pośladkach Louisa. - Może mi zatańczysz? - ucałowałem jego szyję.
- Sam tego chciałeś - szepnął, przygryzając moją szyję.
Chwilę później musiałem siłą ściągać go ze sceny, a on trzymał się rury, jakby od tego zależało jego życie. Czy później dostał lanie, czy nie, pozostało naszą tajemnicą.
*KONIEC WSPOMNIENIA*
Pierwszy raz od miesięcy, postanowiłem spędzić trochę czasu z moją rodziną. Siedzieliśmy w salonie, objadając się fast foodami i oglądaliśmy jakiś durny film. Wszyscy się śmiali, rozmawiali, wygłupiali i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo tego potrzebowaliśmy.
Byłem pewny, że oni pomogą mi znaleźć Louisa, nie poddadzą się, będą mi wierni. Ale potrzebowaliśmy naładować akumulatory, które przez długi czas chodziły na pełnych obrotach.
- Wujku - szepnął Max, szarpiąc za rękaw mojej bluzy. - Wujek Lou do nas wróci? Tęsknie za nim - przyznał, przecierając piąstkami, zmęczone oczy.
- Wróci.
I pierwszy raz byłem pewny swojej odpowiedzi.
Godzinę później dzieci poszły spać, a my popijaliśmy drinki, rozkoszując się jakimś horrorem. Wtedy zadzwonił mój telefon, a ja nie chcąc przeszkadzać, wymsknąłem się na korytarz.
- Halo?
- Harry Styles? - usłyszałem, cichy kobiecy głos.
- Kto mówi? - zapytałem, czując jak moje ciało automatycznie się napięło.
- Spotkajmy się przy Katedrze Świętego Pawła, ostatniego dnia października o dwudziestej trzeciej.
- Kim jesteś? Czego chcesz?
- Jestem Charlotte Austin. I jeśli chcesz zobaczyć Louisa, radziłabym Ci się pojawić - powiedziała twardo, rozłączając się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top