-1-

Pov. Polska

W pośpiechu wychodziłem ze swojego pokoju, zapinając jeszcze przy okazji moją nie dokładnie wyprasowaną koszulę. Tak to się wszystko kończy, gdy do luźna pracuje.. Wbiegłem, jak poparzony do kuchni, zabierając ze stołu jedną z kanapek mojego brata. Starszy spojrzał na mnie natychmiast zdziwiony. Węgry zawsze był punktualny i nigdzie się nie śpieszył. Wstawał na czas i nie przesiadywał w nocy długo. Ja byłem całkowicie jego przeciwieństwem. Pewnie dlatego nie łatwo było mi znaleźć pracę, gdy czasem wspominałem o moim spóźnialstwie.

Zatrzymałem się, choć na chwilę, aby związać mój krawat. Włożyłem moje szybkie śniadanie do buzi i zacząłem je przytrzymywać, aby nie wypadło. To jednak nie było takie proste. Wszystkie warzywa, które znajdowany się na kanapce zsunęły się po chlebie prosto na ziemię. Nie zwróciłem na to jednak mojej większej uwagi, bo wciąż byłem skupiony, aby związać idealnie krawat. Chciałem, aby przynajmniej on wyglądał profesjonalny przed szefem.

Węgry wpatrywał się we mnie lekko rozbawiony. Po chwili wybuch głośnym śmiechem. Oderwałem się od mojego poprzedniego zajęcie i spojrzałem na brata. Już po chwili zamilkł i wstał ze swojego miejsca.

- Może ci pomóc?- Zapytał, podchodząc do mnie bliżej. Posłał przy tym delikatny i czuły uśmiech, który zawsze poprawiał mi humor.

- Nie trzeba- Odparłem szybko.- I tak jestem już spóźniony na rozmowę..- Westchnąłem głęboko i w końcu związałem krawat na mojej szyi.

Węgier bez słowa złapał za rękaw mojej koszuli i poprawił go, aby leżał prosto na moim ręce. Tak samo uczynił z drugim rękawem. Patrzyłem na niego, jedząc sobie w spokoju kanapkę, która już nie była kanapka. Był to zwykły chleb posmarowany masłem. Starszy zajął się także moim krawatem i poprawił go, aby idealnie był dopasowany.

- Od razu lepiej- Rzekł, odsuwając się ode mnie. Ustał naprzeciwko i uśmiechnął się lekko.- Oh cieszę się, że w końcu znalazłeś sobie dobrą pracę braciszku.

Uśmiechnąłem się delikatnie do niego kończąc powoli moje małe śniadanie. Podszedłem jeszcze do blatu i sięgnąłem po butelkę ze sokiem pomarańczowym. Szybko odkręciłem i napiłem się od razu. Po chwili już z powrotem odłożyłem sok i przetarłem buzię rękawem. Moją uwagę przyciągnęły po chwili warzywa, które wciąż leżały na ziemi.

- Posprzątam to lapiej za nim wyjdę- Podszedłem, lecz za nim schyliłem się zatrzymała mnie ręką mojego brata. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Starszy uśmiechnął się do mnie czule.

- Musisz już iść Polen- Odparł i wskazał na zegarek.- Ja posprzątam.

- Uh.. nie chce robić ci problemu- Powiedziałem i spojrzałem znów na jedzenie.

- Polska to nie jest takie trudne abym tego nie zrobił- Kolejny raz uśmiechnął się do mnie.- Wiem, że jestem chory, ale nic się nie stanie, jeśli to zrobię.

Westchnąłem cicho sam do siebie i przytaknąłem szybko w jego stronę. Odwzajemniłem uśmiech po czym szybkim krokiem pokierowałem się w stronę przed pokoju. W pośpiechu ubrałem moje żółte trampki oraz zażyciem na siebie kurtkę. Sięgnąłem jeszcze po telefon i portfel. Wszytko, wepchnąłem do kieszeni i otworzyłem drzwi mieszkania.

- Do zobaczenia później!- Krzyknąlem do brata i wybiegłem na klatkę po czym przymknąłem delikatnie drzwi.

Zbiegłem szybko po schodach i wybiegłem na zewnątrz. Natychmiast zostałem oślepiony przez promienie słoneczne, które próbowany jakby przebić się przez moją skórę. Przymrużyłem oczy i pośpiechu zacząłem biec w stronę biura, w którym miałem zaplanowana rozmowę kwalifikacyjną. Nie miałem samochodu ani prawa jazdy, więc byłem zmuszony wszędzie chodzić sam lub jeździć komunikacjąmiejską. Tym razem wolałem zrobić sobie mały spacer, jednak z powodu, że byłem spóźniony biegłem czym prędzej w stronę firmy.

***

W końcu po dobrych dziesięciu minutach dobiegłem na miejsce. Za nim wszedłem do środka ustałem przed wejściem ciężko, dysząc i łapczywie, chwytając powietrze. Nigdy bym nie sądził, że wf mi się przyda w życiu dorosłym.. Wziąłem ostatni głębszy wdech i wszedłem do ogromnego budynku, zbudowanego z większości ze szkła. Cała firma należała do EU. To sprawiało, że stresowałem się bardzo przed rozmową o pracę. Jednak wolę tak o tym nie myśleć. Kilka dni wcześniej wysłałem swoje CV. Przeczytał je i zaprosił mnie na rozmowę. To musi być, więc dobry znak. Mam nadzieję, że Ameryka mi dobrze polecił pracę.

Gdy znalazłem się w środku, zobaczyłem przed sobą recepcję wraz ze schodami na górne piętra i windy. Wokół stały ławki dla klientów do poczekalni oraz wiele ozdób, które mają wzbogacać wygląd firmy. Wydawało się tu przyjemnie, lecz atmosfera była dość napięta i stresująca. Szczególnie dla mnie.

Podszedłem pospiesznie do recepcji gdzie stała kobieta, wbijając coś do swojego komputera.

- Przepraszam?- Powiedziałem nie pewnie do kobiety. Ona natychmiast na mnie spojrzał pytającym wzrokiem.

- Jeśli ma pan jakąś sprawę to proszę poczekać na swoją godzinę i zostanie pan wywołany- Odparła szybko. Wydawała się już bardzo zirytowana.

- Nie, ja przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną- Odrzekłem z uśmiechem.- Jestem Polska i dziś miałem się spotkać z szefem.

Kobieta od razu odsunęła się od komputera i przybliżyła do tablicy, na której najpewniej miała wypisane najważniejsze rzeczy na cały tydzień. Wpatrywałem się w nią, czekając na odpowiedź.

- Ah tak- Rzekła i z powrotem przybliżyła się do mnie.- Idź na piętro trzecie, a następnie poszukaj drzwi z napisem szef.

- Dziękuję pani bardzo- Uśmiechnąłem się do niej na znak wdzięczności, po czym chciałem już iść w stronę windy, lecz jej głos mnie zatrzymał.

- Nie cieszyłabym się aż tak. Było tu już trzech takich i żaden nie został przyjęty.

Ustałem jak wryty w jednym miejscu. Poczułem, jak moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej, jakby miało zaraz wyskoczyć. Mam nadzieję, że jednak dadzą mi choć jedną szansę..

Ruszyłem pospiesznie w końcu w stronę windy, która była przeznaczona dla klientów. Kliknąłem guzik, aby winda zjechała na parter. Wziąłem do ręki swój telefon, aby zająć sobie czym kolwiek czas. Szybko jednak winda zjechała do mnie. Wszedłem jako jedyny do środka, a następnie kliknąłem kolejny guzik, aby pojechać na piętro trzecie. Ustałem następnie grzecznie na środku i wpatrywałem się w swój ekran telefonu. Próbowałem w ten sposób troszkę się odstresować przed spotkaniem. Zacząłem także głęboko oddychać. Nikogo nie było w środku, więc mogłem takie rzeczy robić. Po kilku sekundach znalazłem się już na trzecim piętrze. Wyszedł z windy, a następnie zacząłem iść wzdłuż długiego korytarza, szukając drzwi od biura szefa. Gdy tylko zwróciłem wzrok na przód moim oczom ukazały się duże drzwi nad którymi był napis ,,szef". Podszedłem powoli do nich, a następnie bardzo nie pewnie i cicho zapukałem. Natychmiast usłyszałem twardy i niski głos mężczyzny abym wszedł. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi, a następnie wszedłem do środka. Patrzyłem przez cały czas w podłogę. Zacząłem podchodzić do biurka, przy którym siedział szef.

- Witaj Polen- Rzekł do mnie. Natychmiast po usłyszeniu tego głosu i tego akcentu uniosłem głowę do góry.

Ujrzałem przed sobą siedzącego i trzymającego w dłoniach moje CV Niemca. Mężczyzn, mimo że siedział to i tak wyglądał na bardzo wysokiego i dobrze zbudowanego. Wciąż miał te piękne jasnoniebieskie oczy, które wydawały się jak morze. Jego twarz miała bardzo twarde rysy, co dodawało mu trochę uroku i grozy. Ciągle nosił te same okulary, które co chwile poprawiał. Jego ciemne, jak smoła włosy miał delikatnie przeczesanie do tyłu. Był całkowitym przeciwieństwem tego, co kiedyś.. Nie spodziewałbym się, że to mógłby być on.


~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwszy rozdział mamy już za sobą. Zawsze mam wrażenie, że napisanie pierwszego rozdziału daje więcej trudności niż resztę. To jest takie jakby wjechanie na górkę, a potem jedynie zjazd z niej. Mimo wszysto sądzę, że wyszło całkiem dobrze. Mam nadzieję, że książka was zaciekawi i pozostaniecie ze mną na dłużej w tej historii. Za dużo nie będę się już rozpisywać. Do zobaczenia w następnym rozdziale!

Kremelka~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top