Rozdział 6



Oczywiście najpierw trzeba było znaleźć punkt wymiany walutowej. Bo mieliśmy tylko sto złotych i kilka marnych groszy. Nie wiele nam zostało po wymianie na euro, ale wystarczyło na dwa małe posiłki w podrzędnym pabie. Z czego oczywiście wielki boski tyłek był niezadowolony.

– Nigdy nie jadłem w takim miejscu, czy to jest bezpieczne? Jesteś pewna, że nie wyskoczy tu zraz...

– Żryj – syknęłam zirytowany.

Księciunio się znalazł.

Osobiście nie widziałam problemu. Był ciepły wieczór, Włosi byli bardzo mili, właśnie leciał jakiś mecz piłki nożnej, więc wszyscy skupiali się na telewizorze. Całe szczęście, bo nie przeżyłabym gdybyśmy znów się w coś wpakowali.

W ekspresowym tempie zaczęłam pochłaniać ledwie ciepłe spaghetti. Nie sądziłam, że walka o życie może aż tak wymęczyć. Nawet słabej jakości jedzenie z mikrofalówki byłoby smaczne.

W czasie kiedy były bóg badał jędrność makaronu, ja się rozejrzałam. Ludzie, głównie faceci, wykrzykiwali co chwilę coś do telewizora. Wszyscy stali, przez co nie wiedziałam dobrze całego pomieszczenia. Plusem tego hałasu było to, że mogliśmy porozmawiać, na nie do końca normalny temat.

– Więc, panie boże – zaczęłam po dłuższej chwili milczenia. Wszystko dzięki temu, że w końcu wziął się za jedzenie. – Jak się chcesz dostać na Olimp i jak to rozegrasz? Jak mam ci...

– Apollo – wtrącił się brudny od sosu. Powiedział to takim tonem, jakby to była najważniejsze słowo w mojej wypowiedzi, którą pominęłam. – Jestem Apollo, bóg słońca, muzyki, najprzystojniejszy bóg wśród...

– Mogę nazywać cię Pol? – wtrąciłam się mu identycznie jak on mi. Miałam serdecznie dosyć jego zachowania. – Dziwnie się zwracać do ciebie takim imieniem...

– Ale ja jestem Apollo!

Wyglądał jak naburmuszony trzylatek. A sos na policzkach jeszcze bardziej mnie w tej wizji utwierdzał.

– To irytujące. Pol też jest spoko. Krótkie i łatwo się krzyczy.

Widziałam jak marszczy nos z obrzydzeniem. Ja natomiast nie mogłam powstrzymać złośliwego uśmiechu.

– Dobra. Zrobię dla ciebie wyjątek, dzieciaku.

Jakby robił mi łaskę.

– Jestem od ciebie starsza – stwierdziłam.

To była prawda. Miałam prawie 20 lat. On wyglądał na najwyżej 14.

– W teorii nie.

– To ile ty masz w ogóle lat? – Mówiąc to, pochyliłam się lekko w jego stronę.

– Kto wie – wzruszył ramionami – urodziłem się w bardzo niesprzyjających warunkach, a moja matka musiała uciekać heroicznie by...

– Mam na myśli ziemskie – syknęłam. Naprawdę nie miałam ochoty słuchać o jego życiu. Zwłaszcza przed jego narodzinami. – Dawaj portfel – wystawiłam dłoń w jego stronę– zaraz zobaczymy kim był ten nieszczęśnik.

Z jawnym niezadowoleniem zaczął grzebać w swojej kieszeni. Wyjął zniszczony portfel z Nike i mi go podsunął. Otworzyłam i natychmiast napotkałam głupie zdjęcie i jego personalia.

Nie mogłam poradzić nic na to, że wybuchłam śmiechem.

– Z–Zdzisiu! – wysapałam prawie spadając ze krzesła. – Na prawdę go tak wpisali w legitymacji. Boże!

Z niewiadomych mi przyczyn Pol się zarumienił.

– Przestań się nabijać, to nie ja.

– Tak masz rację. – Na sekundę byłam poważna, ale zaraz znów się roześmiałam.– A na drugie Maria! Zdzisiu Maria Dupkowski! Hera ma gust

– Przymknij się, Maja! Nawet nie myśl, żeby się tak do mnie zwracać!

Dobrze, że trafiony gol zagłuszył nasze krzyki. W końcu się uspokoiłam, oddałam mu portfel i otarłam łzę z policzka.

– A tak w ogóle, co się z nim stało?

Wzruszył nieczuło ramionami.

– Poszedł gdzie miał iść. Jeśli był chrześcijaninem poszedł na swój osąd. Jeśli nie, to słowiański bóg Wales się nim zajmie. Ja przejąłem jego ciało, którego i tak już nie potrzebuje. Paskudne na marginesie, czy on nie wiedział co to peeling dwufazowy?

– Tak to działa? Idziesz tam gdzie wierzysz?

Znów wzruszył ramionami, ale tym razem mi nie odpowiedział. Wyczułam, że to nie jest temat do konwersacji. Może lepiej nie wchodzić w metafizyczne sfery.

– Więc – zaczęłam oddając mu portfel, który i tak wyrzucił do pobliskiego kosza na śmieci. Nie skomentowałam tego, że to nieodpowiedzialne. – Jak chcesz się tam dostać? Masz jakikolwiek plan?

Zrobił jednoznaczną minę pod tytułem: jaki–plan–kobieto?

Jak ja go nienawidzę. Mam ochotę wepchnąć mu tą buźkę do talerza.

– No... Zjemy, pójdziemy do windy, wylądujemy w Litochoro, a rankiem spróbujemy przyczepić się do grupy wycieczkowej na szczyt.

– Jaja sobie robisz? – Coraz bardziej traciłam cierpliwość. A jego beztroski ton jeszcze bardziej mnie irytował. – Mam wspiąć się na szczyt Olimpu?

– Oczywiście, że nie – powiedział z rozbawieniem. Moja niewiedza musiała naprawdę go bawić.

Chwyciłam butelkę coli i odchyliłam się na krześle. Musiałam to zrobić, bo świerzbiły mnie ręce do przyłożenia mu w nos.

– Pod Olimpem jest kolejne przejście bezpośrednio do królestwa.

– Bułka z masłem, co? – sarknęłam.

– Jasne, znam tą trasę od tysiącleci. A z Mediolanu jest najprzyjemniejsza podróż. Najmniejsze turbulencji. W ogóle, włoskie garnitury...

Jęknęłam, kiedy zaczął się rozwodzić nad modą włoską. Ale z dwojga złego wolałam go słuchać i siedzieć w bezpiecznym barze niż łazić po górach w Grecji. Nie spieszyło się mi nigdzie. Najchętniej położyłabym się na ziemi i przespała całą noc. Zerknęłam na zegarek, który znajdował się na nadgarstku naszego sąsiada. Dochodziła dwudziesta druga. Bar nie będzie wiecznie otwarty, a geniusz siedzący przede mną nic nie wspomniał gdzie przenocujemy. Pewnie nawet nie pomyślał o tym małym szczególe.

– ... najwygodniejsze są z skóry aligatora...

Znudzona jego przemówieniem rozejrzałam się wokół. Było już dwa do zera dla Włochów przeciwko Francuzom, jakiś koleś zasnął przy barze, ktoś rozbił butelkę, jakaś kobieta z mordem w oczach szła w naszą stronę... Zaraz.

Wysoka włoszka, która wyglądała jakby wyskoczyła z okładki Vouga, szła prosto do naszego stolika, z taką wściekłością, że wiedziałam że nadchodzą kłopoty.

– Ej – syknęłam zaniepokojona, przerywając mu wykład na temat skóry syntetycznej w torebkach. – Błagam powiedz, że jej nie znasz i nie idzie do nas.

W nerwach, kiedy on się obracał, by sprawdzić o czym mówię, dopiłam do końca swój napój. Coś czułam, że będę potrzebować szklanej butelki.

Była już naprawdę blisko nas, widziałam jak kołysze biodrami w obcisłych spodniach. Próbowałam zrozumieć kim może być, jakąś boginią, nimfą? Była naprawdę piękna. Jednak zaskakując było to, że kobieta patrzyła konkretnie na mnie. Tak jakby mnie znała i to do mnie trzymała urazę. Zaskoczyło mnie to i bardzo zaniepokoiło. Czyżbym to ja była powodem kłopotów, a nie głupek przede mną?

Brunet cały się spiął i jestem pewna, że przeklął po grecku.

– Witaj Alekto! Jak miło cię widzieć. – Fałszywiej nie dało się zabrzmieć, ale przynajmniej uśmiechnął się radośnie.

Kobieta zatrzymała się zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że on może mówić. Czego na marginesie bardzo żałuję.

Zerknęła na mnie ostatni raz i całą swoją wściekłoś skupił na nim. Podeszła zdecydowanie zbyt blisko.

– Apollo – wysyczała, szczerząc swoje białe ostre zęby. O tak zdecydowanie nie była człowiekiem. – Wiedziałam, że tu będziesz. – Stanęła nad nim. Widziałam, że ma czarne białka, a brunet nerwowo poprawia się na krześle.

– Widzę, że plotki już się rozeszły – zaśmiał się nerwowo, a ja obserwowałam jak bierze nóż z blatu. – Nie powinnaś teraz być przy jakimś nieszczęśniku szukającym zemsty?

– To ja pragnę zemsty! – wrzasnęła i zamachnęła się swoimi szponami.

Pol musiał być na to przygotowany, bo w porę wstał i odskoczył. Sama wstałam i przebiegłam na drugą stronę stołu. Jak to możliwe, że nikt nie zwrócił na nas uwagi?

– Pozbawiłeś mnie dziewictwa! Teraz za to zapłacisz – wrzeszczała, dodając coś jeszcze po grecku. W każdym razie jestem prawie pewna, że to greckie obelgi.

Czy Włosi byli przyzwyczajeni do takich akcji?

– Zaraz, spokojnie! – wtrąciłam się zanim pomyślałam. Co jest ze mną nie tak dzisiaj? Czy ja nie potrafię trzymać języka za zębami? Może to wpływ głupoty Apollo. – Porozmawiajmy!

– Zamilcz, jego pomiocie!

Aż mnie zamurowało, otworzyłam szeroko usta z niedowierzenie. Co to miało znaczyć?

– Przepraszam?

– PADNIJ!

Nawet nie zarejestrowałam, kiedy obalił mnie na ziemie i zwalił stół na bok, by nas ochronił jak tarcza przed jakim kwasem. Śmierdział siarką i musiałam odchylić głowę, by nie spalił mi włosów.

– Co to kurwa jest?!

Czy on na prawdę musi przynosić takiego pecha? Nawet godziny spokojnie nie siedzieliśmy.

– Erynia!

– Czy ty spałeś z Erynią?!

– Była całkiem łatwa!

– O mój boże! Jeśli ona cię nie zabije, to ja to zrobię, dupku!

Nie był zadowolony z przezwiska, ale nie zdołał mi odpyskować, bo nad nami pojawiła się wykrzywiona twarz Erynii i była gotowa wypluć na nas następną porcje kwasu. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, Pol zachował się bardzo walecznie i wbił jej nadal trzymany nóż w oko.

Wrzasnęła przeraźliwie i potoczyła się to tyłu.

– Biegiem!

Skoczyliśmy na równe nogi. Ludzie w końcu zauważyli co się dzieje i z przerażeniem zaczęli się rozbiegać. Jednak Erynia mimo noża w oku nadal stała i nie wyglądała wcale na zniechęconą zbiciem nas.

Po raz pierwszy w życiu przyłożyłam komuś butelką. Nie byłam świadoma, jak łatwo ją robić o czyjąś głowę i jak bardzo porani to czyjąś twarz. Widział krew i głębokie rany. Przyznaję, że było to zupełnie inaczej niż uderzenie kogoś kawałkiem drewna.

Przestraszyłam się własnego dzieła i pewnie gdyby nie szarpnięcie Pola, nie ruszyłabym się z miejsca. Wybiegliśmy z pomieszczenia taranując wszystkich, którzy weszli nam w drogę. Biegliśmy długo, co chwilę skręcając w uliczki, zapewne po to by ją zmylić.

– Skąd wiedziała?! – wrzasnęłam, głośno dysząc.

Ucieczka kompletnie mnie zmęczyła, a jeszcze gorzej wyglądał chłopak. Była zalany potem, jak świnia.

– Plotki się rozeszły o tym, że jestem bez mocy! A Alekto jest erynią zemsty, chce zemstę na mnie. Zdołała wyczuć mnie przez swoją nienawiść!

Cudownie, jak nie mamy na głowie słowiańskich bogów, to pojawiają się erynię, które chcą go sprzątnąć.

– Dobra – syknęłam, kiedy znaleźliśmy się na czyjejś werandzie. Jestem pewna, że już nie byliśmy w centrum. – A teraz mi powiedź, ile stworzeń pieprzyłeś i ile z nich chce cię teraz zabić.

– Wiesz – zaśmiał się nerwowo. – Nie jestem pewny.

Myślałam, że się załamie. Z mojej słabej znajomości mitologii greckiej, wiedziałam, że Apollo nie umiał utrzymać swojego chuja w spodniach prawie tak bardzo jak Zeus.

– Dlaczego ja? – wyjęczałam, siadając pod ścianą.

Jeśli przeżyje tę przygodę, to tylko dzięki cudowi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top