Rozdział 56
Użyczył nam swojego prywatnego przejścia. Cały czas przy okazji gapił się z zachwytem w nieśmiertelnik, który ciążył mi na szyi. Był zachwycony, a jego oczy świeciły jak u dziecka, które dostało cukierki.
Zawsze myślałam, że nieśmiertelniki to raczej męska biżuteria. Dziwnie się z nim czułam. Jakby ktoś obcy na mnie wisiał. Miałam dziwne wrażenie, że to coś ma swoją własną osobowość. A przecież to był kawałek blachy.
A może to coś żyje? W końcu Hefajstos kazał nam się poznać. Jak ja mam się dogadać z metalem? Jak go w ogóle użyć, do diabła, w walce?
Jednak Hefajstos był z tego tak dumny, tak zafascynowany własnym dziełem, że nawet nie miałam śmiałości zapytać się, o co do diabła z tym chodzi.
Przyjęłam to z wdzięcznością, założyłam i natychmiast poczułam się cięższa. Jakby na moje barki spadła jakaś dziwna, niemożliwa odpowiedzialność.
Czy to tylko mój wyobraźnia?
Chciałam tylko broni do obrony, a teraz czułam się jak heros odpowiedzialny za porządek świata. I wcale nie przesadzam, właśnie takie uczucia we mnie wzrastały.
– Porządna robota – pochwalił Pol, kiedy Hefajstos otworzył nam metalową pokrywę do piwnicy, a my zaczęliśmy schodzić w dół.
Pożegnał się głośnym okrzykiem i zamknął za nami pokrywę.
Podobno mieliśmy wyjść do odpowiednich drzwi, które zaprowadzą nas gdzieś do Turcji. To Pol znał odpowiednią lokalizację następnego Nieszczęścia, nie wtrącałam się. A w każdym razie nie miałam siły się szarpać i denerwować. Postanowiłam po prostu iść.
Była ciemno, więc trzymałam się gładkiej ściany. Ikar i Pol też zaskakująco dobrze i stabilnie się trzymali w tym ciemnym pomieszczeniu. W każdym razie żaden z nich się nie obalił i nic sobie nie połamał.
– Taka, że nie mam pojęcia co z nią zrobić – powiedziałam zgryźliwie.
– Hefajstos powinien ci wytłumaczyć, że stworzył ci coś wyjątkowego – potwierdził, kiwając głową.
A w każdym razie tak mi się wydawało w słabych konturach jego sylwetki.
– Więc to twoja kolej – rzuciłam.
– Ciężkie to – jęknął.
– Spróbuj to wytłumaczyć na miarę twojego móżdżka. – Nie mogłam się powstrzymać.
– Dlaczego ty jesteś taka wredna! – wypiszczał, ale nie wydał się przesadnie obrażony. Powoli godzi się ze swoim męczeńskim losem.
Drgnęły mi kąciki ust, na jego pisk. Niezachwianie bawił mnie bez przerwy.
– Przepraszam. Będziesz czynić honory?
Mój sposób wypowiedzi trochę połechtał mu ego i wyprostował się dumny, a w każdym razie tak wywnioskowałam po gwałtownym ruchu obok mnie, w tych ciemnościach nie byłam niczego pewna.
– Dla bohaterów, Hefajstos tworzy specjalną broń, z specjalnego tworzywa, w specjalny tajny sposób. Tylko on jest w stanie stworzyć personalizowaną broń z duszą. Dlatego mówił że musicie się poznać, bo będziecie partnerami, na śmierć i życie.
– Czyli zmieni się w miecz? – zapytałam i natychmiast poczułam, że jestem zła na własne słowa.
Tyle że to chyba nie były moje emocje. Były obce. Zerknęłam kontrolnie na wisiorek. Nadal tam był.
Ten martwy przedmiot.
Byłam szczerze powiedziawszy sfrustrowana i zniecierpliwiona. Co dokładnie się dzieje?
– Być może. Zmieni się w broń odpowiednią dla ciebie. Długa, obusieczna, krótka, pół tępa. To zależy od ciebie.
– Czyli kiedy będę mogła go używać>
– Ty go nie używasz. – Poprawił mnie błyskawicznie. – Wy współpracujecie, Majuś.
Nie do końca rozumiałam, ale postanowiłam się zamknąć, bo czułam coraz większa irytację wewnątrz mnie.
W końcu zobaczyliśmy niewyraźne światło, które wydobywało się z końca tego ciemnego korytarza.
No w końcu, pomyślałam.
– To co, teraz będziesz naszym prawdziwym ochroniarzem? – zagadnął mnie Elia, jakby uciekając od łap Ikara. Skrzydlaty chyba chciał go złapać za ramie z jakiegoś powodu.
Chyba nie chciałam wiedzieć co między nimi zaszło. W ogóle dochodziłam do wniosku, że jak czegoś nie wiem, jestem o wiele zdrowsza psychicznie.
– Ty też dostałeś – powiedziałam ponuro.
– Ale nie superhipremega – zapowietrzył się – ważną broń bohaterską.
– Poczekaj aż ty coś takiego dostaniesz od swoich bogów – mruknęłam.
– Wątpię. Nie zależy im na kontynuacji historii mitologii.
– Jak to?
Byłam szczerze zaskoczona jego słowami. Jak to bogowie nordyccy nie chcą kontynuacji swojej historii i bohaterstwa? Chcą żyć w tej stagnacji?
– Bo w mitologii nordyckiej wszystko dąży do apokalipsy – wtrącił ponuro Pol.
– Dokładnie. – Przytaknął Elia. – A mój ojciec właśnie zaczął robić interesy, który w końcu nie doprowadziły do wybuchu wojny. Więc tym bardziej mu nie zależy na końcu świata.
Dziwnie czułam się gadając na ten temat tak swobodnie, wręcz żartobliwie. Dlaczego jeszcze nie się nie przyzwyczaiłam do takich dziwactw?
Dotychczas cały czas miałam wrażenie, że poruszamy się w dół. Tak jakbyśmy mieli dojść do wnętrza ziemi. Jednak teraz czułam, że wspinamy się w górę.
Miałam już serdecznie dość tej ciemnicy i małej przestrzeni dzielonej z Polem, dlatego z zadowoleniem pchnęłam drewnianą klapę i przywitałam jasność.
Wystawiłam głowę jako pierwsza i niemal natychmiast przywitał mnie ostrze strzały, wymierzone w sam środek mojego nosa.
Zastygłam w bezruchu, szybko analizując sytuację. W jakieś drewnianej chacie, w której nie było absolutnie nic, znajdowała się grupa uzbrojonych kobiet, które wyglądały jakby chciały mnie oskórować.
Były ubrane w skórę i wszystkie były wysokie i dobrze zbudowane. Jakby walczyły w MMA.
– Co jest? – zapytał mnie Pol i na domiar złego wystawił swoją łepetynę zaraz obok mojej.
Natychmiast został przywitany identycznie jak ja. Zrobił ogromne oczy i zastygł w identycznej pozie jak ja.
Co u diabła robią tu te agresywne kobiety i dlaczego wyglądają jakby chciały nas zarżnąć na kilka kawałków? Czy to jakieś plemię porzuconych kochanek Pola?
Wcale bym się wielce nie zdziwiła, szczerze powiedziawszy.
– Witamy w Turcji – powiedziała wysoka brunetka o ciemnej jak noc karnacji, która właśnie mnie trzymała na celowniku. – O kobieca HEROSKO – dodał z dziwnym naciskiem.
– Kurwa, amazonki – wypiszczał spanikowany Pol.
Cudownie. Dzień byłby stracony bez niebezpieczeństwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top