Rozdział 29


Przygotowała nas w dwadzieścia minut. Jednak Artemida potrafi się sprężać. Postawiła nas na nogi, naładowała jedzenia i spakowała ekwipunek, a nawet dała nam łuk, który oczywiście przejął Pol, patrząc na mnie kpiarsko. Chciałam mu przyłożyć, ale niestety nie było czasu.

Pokierowała nas do pustego pomieszczenia, gdzie znajdowały się tylko drzwiczki do piwnicy. To właśnie było nasze przejście.

Otworzyła klapę z rozmachem, a przed nami pojawiły się schody, kierujące do samej ciemności.

– Wyjdziecie w pobliskim ośrodku wypoczynkowy – wyjaśniła. – Naprzeciwko pokoju jest winda. Ona was weźmie do Afryki.

Znów to poczułam, ciężar na żołądku. Ten niepokój, zbliżające się kłopoty. Czułam że coś nas czeka po drugiej stronie, jednak co jeśli Ares jest w lesie – na granicy terenu Artemidy?

– Dacie sobie radę. – Miałam wrażenie, że mnie pociesza.

Spojrzałam na nią, próbując nie dać po sobie poznać, że się trochę obawiam dalszej drogi. Teraz zaczynała się nasza misja:

– Ale my nic nie wiemy – powiedziałam w końcu.

– Musicie dać sobie radę. Nikt inny nie pomoże wam jak wy sami. Ufajcie sobie, a teraz już idźcie.

Zerknęłam na Pola, który spojrzał na mnie w identycznym czasie. No nie mieliśmy innego wyjścia.

– Kto idzie pierwszy? – zapytałam w takim razie, poprawiając plecak na moich ramionach w nerwowym geście.

Ikar natychmiast się do mnie uśmiechnął jakby doskonale rozumiał co właśnie powiedziałam. Może się domyślił? Natomiast Pol jak zwykle rzucił głupio:

– Kobiety mają pierwszeństwo.

– Nienawidzę was – syknęłam, nie chcąc się z nimi szarpać.

Dwa pieprzone tchórze. Poprawiłam sobie czapeczkę z daszkiem i ruszyłam pierwsza do wyjścia. Jednak będąc na schodach zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na Artemidę.

– Dziękuję – powiedziałam szczerze, gdyż mimo oschłości naprawdę nam pomagała. Zwłaszcza, że ukrywała nas przed Aresem.

Nie odpowiedziała mi, kiwnęła tylko głową bez wyrazu. Skoro już grzeczności mamy za sobą, pomyślałam schodząc, to czas zmierzyć się z prawdziwą częścią tej masakry.

Miałam wrażenie, że schodzę w dół w samych ciemnościach. Ta czerń spowodowała, że nie byłam pewna ile czasu mi to zajmowało, ale w końcu dotarłam do końca wędrówki. Uderzyłam czubkiem głowy w jakąś płytę.

– Ał – mruknęłam, choć wcale nie bolało. Dotknęłam tego, okazało się to drewnianą nawierzchnią.

– Co się stało? – usłyszałam za sobą Pola.

– Chyba jesteśmy przy wyjściu – wyjaśniłam, pchając drewnianą płytę ku górze. Dziwnie się czułam. Byłam pewna, że szliśmy w dół, a tu się okazuje że w górę.

Miałam mały problem z podniesieniem ciężkiej klapy, ale w końcu dałam sobie radę i zerknęłam na jasny korytarz pensjonatu. Niemal natychmiast zobaczyłam długie nogi odziane w ciemne spodnie, a następnie resztę wysokiej postaci.

No nie. To są chyba jakieś żarty. Nad moją głową wisi jakieś fatum?

Spotkałam osobę, o której kompletnie zapomniałam. Pan policjant trzymał radio i patrzył na mnie z niedowierzeniem.

– Kurwa! – zaklęłam cofając się gwałtownie i zamykając klapę.

– co...? – zaczął zdezorientowany Pol, ale nie dokończył.

Było za późno. Klapa została gwałtownie szarpnięta do góry i mogłam idealnie zobaczyć zaciętą minę pana policjanta.

Chyba się nie polubimy, pomyślałam kiedy złapał mnie za ramię i wyszarpał z przerażającą łatwością. Ten gość trzymał mnie w górę pod pachy jakbym była pięcioletnim dzieciakiem.

Chwilę na mnie patrzył, jakby upewniał się, że to ja i zaraz uśmiechnął się wrednie.

– Mam cię – powiedział z satysfakcją, na co odpowiedziałam mu zirytowanym spojrzeniem prosto w oczy.

W tym momencie poczułam się jak zdobycz, którą w końcu upolował. Uśmiechał się tak szeroko i wrednie, że zobaczyłam jego białe zęby i dołeczki w policzkach.

– Czuję wokół was erotyczne napięcie, przestańcie bo robi mi się niedobrze – usłyszeliśmy gdzieś obok zdegustowany głos.

To Pol, jak kompletny idiota wyszedł na korytarz z przejścia i patrzyła na nas z obrażoną miną. Myślałam że go tam zabiję, nie tylko dlatego że powiedział takie głupstwa, ale i dlatego że miał do diabła szansę zwiać i później mnie wyciągnąć z tego bagna. Ale oczywiście ten gość nie myśli logicznie.

Zaraz za nim wyszedł Ikar, który rozglądał się zdezorientowany.

Banda debili. Dlaczego to ja musiałam trafić na taki skład?

– Pol – powiedziałam wściekła. – Morda w kubeł.

– MAM ICH! – wrzasnął na cały budynek pan policjant, nie odstawiając mnie na ziemie.

Jednak jedno dobre się dzisiaj stało. Z satysfakcją obserwowałam jak umundurowani policjanci przygniatają Pola i Ikara do ziemi i zakuwają w kajdanki. Tak, to było satysfakcjonujące.

Mnie również zakuł w kajdanki. Zimny metal wbijał mi się w skórę na nadgarstkach, ale co zauważyłam, pan policjant nie zapiął mnie tak mocno jak powinien. I przy okazji, ani na moment mnie nie puścił z dala od swoich łap.

– Masz jakiś fetysz na dotykanie? – zapytałam w końcu, kiedy zniósł mnie po schodach na dół, gdzie znajdowało się jeszcze więcej policjantów.

Zerknął na mnie i przesunął swoje usta do mojego ucha.

– Trzymam cię, bo wiem że zaraz możesz mi zwiać.

Przeszły mi ciarki na jego gorący oddech, byłam wściekła. A to dupek. Gdybym nie była tak unieruchomiona, to bym kopnęła go w kroczę i patrzyła jak się kuli pod moimi stopami. Przysięgam.

Irytował mnie na innym poziomie niż Pol, jednak nadal wprowadzał mnie w frustrację. Co było nie tak z tym gościem, że mimo że widzę go drugi raz w życiu wprowadza mnie w takie emocje?

Amerykańscy policjanci to dupki.

I wtedy, kiedy zeszliśmy ze schodów, a Pol zaczął wrzeszczeć jeszcze głośniej, że żelazo nie jest jego ulubionym metalem, wpadłam na szatański pomysł. W teorii jestem córką Apollo, tak? Biseksualnego boga, który uwielbia flirt, seks i przekomarzanki z partnerem. Dlaczego mam nie wykorzystać swoich genów?

– To za mało by mnie zatrzymać, panie policjancie – szepnęłam mu do ucha w identyczny sposób jak on mi.

Chyba nie zadziało, bo facet zatrzymał się gwałtownie, zesztywniał i chwile milczał. Milczanie się przedłużało.

Przegięłam? Wiedziałam że nie mam talentu flirciarskiego, tak jak talentu do strzelania. I na co mi to było? Wyszłam tylko na idiotkę...

I wtedy na mnie spojrzał agresywnie, ciemnymi jak noc oczami.

– Zrób to jeszcze raz, Blondi – wycharczał. – A twoje spodnie wylądują na podłodze.

Autentycznie poczułam się zagrożona. Nikt nigdy mi tak nie powiedział, patrząc na mnie w ten sposób. Jednak punkt pierwszy: wyprowadzić z równowagi pana policjanta, wykonany.

Teraz trzeba tylko pozbyć się kajdanek i zwiać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top