Rozdział 22


Spałam jak zabita i tym razem nic mi się dziwnego nie śniło. Obudziłam się nagle. W pomieszczeniu w którym byłam było już bardzo jasno, przez co na początku nic nie widziałam. Leżałam w ciepłej, czystej pościeli i naprawdę nie chciałam się ruszać z takiego błogiego stanu.

Postanowiłam nie wstawać, leżąc na poduszce pachnącej miętą. Przypomniałam sobie wszystko powoli. Apollo, Ikar, świry, rana. Natychmiast chciałam jęknąć i zakopać się pod łóżkiem.

Czułam, że w pomieszczeniu nie jestem sama. Oczywiście na pewno byli to Ikar i Pol, zwłaszcza jak ktoś się potknął i przeklął po grecku. Dwie sieroty.

W końcu westchnęłam, kiedy zaczęli dyskutować cicho między sobą. Oczywiście dla nich cicho, dla mnie niemal krzyczeli.

Podniosłam się powoli i spojrzałam wilkiem na tą dwójkę.

Pokój był jasny, czysty i na pewno znajdował się w droższym hotelu. Pol i Ikar siedzieli przy stoliczku i rozmawiali ze sobą nad jakąś sałatką. Chyba był czas na lunch.

– Majuś! – krzyknął uradowany Pol, dostrzegając że się obudziłam jako pierwszy. – Dobrze się czujesz? – zapytał, wstając i idąc w moją stronę.

– Kto to do diabła był? – zaatakowałam go natychmiast, niezainteresowana jego troską i beztroskimi pytaniami.

Przyjrzał się mi dokładnie z rozbawieniem na twarzy.

– Widzę, że tak – odpowiedział i usiadł obok mnie.

Dotknął mojego ramienia, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że jest opatrzone. Profesjonalny opatrunek.

Zaczął go delikatnie odwiązywać, a ja przyglądałam się mu czujnie. Jednak nie miałam obiekcji. Zdjął bandaż i gazę, a ja mimo krwi na kawałku materiału, zobaczyłam że moja skóra była taka, jaka była zanim zaczęłam się bić z tym dziwakiem z nożem.

Zamrugałam zaskoczona i spojrzałam na drugą rękę, ciekawa czy to ta druga nie została zraniona. Ale nie. Byłam całkowicie zdrowa.

Spojrzałam na całą siebie z przerażeniem. Ani jednaj rany czy siniaka.

– Jestem pieprzonym mutantem – mruknęłam pod nosem.

– AHA! – krzyknął z satysfakcją Pol. – Wiedziałem, że jesteś utalentowana!

Warknęłam gardłowo na jego radość. Cholera, nie mogłam tego logicznie wyjaśnić, dlatego musiałam się z nim zgodzić.

– No to kto to był? – zmieniłam temat, odsuwając się od niego trochę.

– Branchus – wyjaśnił w po prostu, jakby to cokolwiek miało mi podpowiedzieć.

– Kto? – drążyłam z irytacją.

– Mój były kochanek.

– Oczywiście... – syknęłam, przewracając oczami.

– I najlepszy prorok jakiego świat widział – dodał, a ja mimo zainteresowania taką pochwałą dla takiego faceta, udałam zirytowaną.

– Cudownie.

– Maja, on... – zawahał się, a ja znów się zirytowałam.

– Co? Czego?

Zawahał się nim odpowiedział.

– Odpocznij. – Wiedziałam, że nie to chciał powiedzieć.

Czujnie go obserwowałam, kiedy podawał mi jedzenie i szwendał się wokół, zerkając na mnie czule. Niemal jak moja matka, kiedy się rozchorowałam.

Dlaczego to tak bardzo mnie irytowało?

Ostatecznie westchnęłam i spróbowałam się rozluźnić. Rzeczywiście nic mi nie było. A jedynym wytłumaczeniem było to, że sama się uleczyłam.

Czułam się paskudnie z tym, że Pol miał rację. Teraz świat może się kończyć.

Wzięłam się za jedzenie, ignorując tych dwóch facetów. Jednak zbyt długo nie pozostałam cicho. Musiałam wiedzieć gdzie jestem i co dalej.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam trochę spokojniej, odkładając puste naczynie na stoliczek nocny.

W pokoju były trzy łóżka, co było całkiem pocieszające. Przynajmniej mam pewność, że z żadnym nie muszę dzielić łóżka.

– W Nowym Yorku – wyjaśnił, a ja natychmiast wychyliłam się tak, bo wyjrzeć przez okno. Natychmiast zobaczyłam szarość i ponure blokowiska. Natychmiast pomyślałam o moim koledze z pracy. Marzeniem Łukasza było tutaj przyjechać. Widocznie wyprzedziłam jego pragnienia. Poczułam rozczarowanie. Chłopak wyrażał się tak niesamowicie o tym mieście, a ja zobaczyłam tyko ponury, brudny krajobraz. Jednak Grecja zdobyła moje serce.

– Jak mnie tu wnieśliście? – zapytałam podejrzliwie, domyślając się, że jesteśmy w jakimś droższym hotelu.

Pol uśmiechnął się durnowato na to pytanie.

– Nawet w tym wydaniu jestem całkiem czarujący.

Przewróciłam oczami, nie chcąc drążyć tematu. Nie wiem, z której strony on jest czarujący.

– No dobra... – zaczęłam, podnosząc się z myślą o wstaniu. – Co teraz...

– Ło! – Natychmiast zostałam powstrzymana od myśl wyjścia z łóżka. – Nie tak szybko, Majuś. – Trzymał mnie mocno za ramię, a ja w jego oczach zobaczyłam troskę. – Nie tak szybko, narwańcu. Mamy czas, nie wyrywaj się tak.

Zmarszczyłam gniewnie brwi, ale nadal siedziałam na miękkim materacu.

– Czuję się dobrze.

– Nie wątpię, ale lepiej leż – powiedział zaskakująco surowo, co jak zawsze mnie irytowało. Zaraz jednak szeroko się uśmiechnął, widząc że go posłuchałam. Już chciałam robić mu na złość i jednak wstać, kiedy dodał radośnie: – Mam coś dla ciebie. To mały prezent.

Z zaskoczenia aż mnie odrzuciło. Aż zaniemówiłam, kiedy skoczył do swojego plecaka i zaczął w nim grzebać. Zerknęłam w tym czasie na Ikara, był zbyt zajęty łuskaniem orzechów, by zwrócić na nas uwagę. Ten to dopiero jest beztroski.

Wyciągnął jakieś dwie stare książki, a ja, mimo że znajdowałam się w sporej odległości od niego, poczułam ich intensywny, stary zapach.

Spojrzał na mnie ze szczęśliwą miną szczeniaka, a ja zastanawiałam się czy przypadkiem te książki zaraz mu nie wybuchną w dłoniach. Z nim wszystko było możliwe.

Jednak mimo wszystko zainteresowałam się przedmiotami. Były to wysłużone, brudne i obdarte książki z skórzaną okładką. Kartki były pożółkłe, a litery blade.

Odebrałam przedmiot i natychmiast spojrzałam na grzbiet pierwszej z nich. Złotymi literami tytuł brzmiał; mitologia grecka, jednak nie miała autora. Zerknęłam na Pola, siedziała na skraju łóżka i przyglądał mi się z ekscytacją. Książka była bardzo stara i napisana po angielsku. Był to staroświecki język, ale nadal dla mnie zrozumiały.

Zerknęłam na stronę tytułową. Książka miała dedykację, była napisana po włosku, ale szybko zrozumiałam, że należała kiedyś do jakiegoś Ficino.

Ignorując natarczywe spojrzenie byłego boga, skupiłam się z prawdziwym zainteresowaniem na treść książki.

Tytanomachia, gigantomachia, okres bogów, stworzenie człowieka, mity, herosi. Było tu wszystko. Dosłownie każdy szczegół, z każdą postacią mitologiczną opisaną tak dobrze, że widziałam je oczami wyobraźni. Były tutaj nawet małe szkice tych paskudztw.

– Zawsze jesteś przedstawiany nago? – zachichotałam złośliwie, dochodząc do rozdziało o nim.

Posłał mi zażenowane spojrzenie, ale zaraz sam się uśmiechnął, jakby dumny z siebie, kiedy nie przedstawiałam się wesoło z niego nabijać.

Kiedy w końcu przejrzałam powierzchownie gruby tom, skupiłam się na drugiej, podobnie wysłużonej, ale zdecydowanie nowszej. Był to słownik angielsko–grecki.

Spojrzałam na Pola. Bez przerwy na mnie patrzył.

– Dobrze by było, gdybyś poznała swój rodowy język.

Zmarszczyłam brwi, średnio mi się podobało to zdanie, ale skupiłam się na słowniku. Przejrzałam go, masa słówek i do tego ten język. Zupełnie inny niż łacińskie litery.

W pierwszej chwili pomyślałam, że to nie możliwe bym się nauczyła tego innego języka niż angielski czy polski. Nie to niemożliwe, ale wtedy znów spojrzałam w oczy Pola. Widziałam w nim dumę i przekonanie, że nauczę się tego języka.

Jego pewności przeszła na mnie. Znam już dwa języki, dlaczego nie mam nauczyć się trzeciego?

– Ikar na pewno będzie chętny ci pomóc – powiedział, a ja zerknęłam na szatyna, który patrzył na mnie z zainteresowanie.

Miałam ochotę przewrócić oczami, ale się powstrzymałam. Może rzeczywiście się na coś przyda.

– No dobra – podsumowałam, poprawiając się na łóżku. Dlaczego zawsze byłam przez nich tak obserwowana, czy oni oczekują że wyskoczy mi druga głowa, albo coś? – Chyba nie będziemy teraz robić sobie małej szkoły: Naucz Maje życia w mitologicznym świecie. – Pol parsknął. – Gdzie dalej?

Chłopak natychmiast się zestresował. Odchrząknął i poprawił włosy.

– Artemida biega gdzieś w puszczy. Musimy do niej iść i odebrać puszkę Pandory. To będzie ciężkie spotkanie.

– Zapewne – mruknęłam wyobrażając sobie jego bliźniaczkę, chcącą nas wyrżnąć zaraz jak nas zobaczy.

Nawet jego siostra chcę go zabić. Ciekawe czy jak go zostawię na pastwę własnej siostry, to mnie puści żywą.

Ameryka też może być niezłym miejscem do zamieszkania...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top