Rozdział 17
Sama byłam zaskoczona, kiedy po godzinie złapaliśmy stopa. Stara, rozlatująca się furgonetka zatrzymała się obok nas i zaniepokojony kierowca zagadnął nas po grecku. Nie musiała znać tego języka, by zrozumieć, że się o nas zmartwił i zapytał czy wszystko w porządku.
Pol natychmiast zaczął go czarować, wskazując na mnie i wzdychając ze zmartwieniem. Poczułam irytację na jego teatrzyk, bo jednoznacznie było widać, że mówi o mnie.
– Co powiedziałeś? – zapytałam, jak już usiedliśmy na tyle siedzenie i kierowca zaproponował nam jakieś słodkości z miłym uśmiechem. Wzięłam od niego pałeczkę lukrecji, ale jej nie ugryzła. Nie ufałam obcym.
– Powiedziałem, że jesteśmy turystami – zaczął, ochoczo jedząc słodkość – i dostałaś kamieniem w twarz, jacyś mili ludzie z miasteczka ofiarowali schronienie, a teraz pragniemy dostać się do miasta.
Zmarszczyłam brwi na jego gładkie kłamstwo.
– Jesteś pewny, że nie jesteś bogiem kłamstwa? – zapytałam, rozsiadając się wygodnie. Siedzenie śmierdziało papierosami, ale było wygodne.
– To komplement czy obelga?
Mimowolnie się uśmiechnęłam i przymknęłam oczy.
– Interpretuj to jak chcesz – mruknęłam, ale zaraz sobie coś przypomniałam. – Nie zastanawia go nasza wczesna pora wędrówki?
Miałam paranoiczne uczucie, że ta podwózka poszła nam zbyt gładko i bezpiecznie.
– Powiedziałem, że wstaliśmy razem z gospodarzami gospodarstwa. Pasterze wstają wcześniej Maja.
Postanowiłam już więcej się nie odzywać.
Podróż minęła spokojnie, nic nie działo się przez całą drogę, dlatego wychodząc z furgonetki rozluźniłam się. Miałam strasznie obolały kark, na co sobie go wymasowałam, jęcząc z bólu.
– Brzmisz jak stara baba – dogryzł mi złośliwie Pol, na co dostał z łokcia w żebra i teraz to on jęczał jak dziadek.
Jeśli cała ta przygoda nie skróciła mi życia o połowę, to jestem nieśmiertelna, pomyślałam ruszając w stronę sklepiku z pamiątkami.
– Nie musisz być taka brutalna dla swojego starego ojca.
Dla własnego psychicznego komfortu postanowiłam się do niego nie odzywać. Pociągnęłam nosem i zrobiło mi się jakoś zimniej. Szłam szybko, by się rozgrzać, a za mną człapał jęczący Pol. Słońce było coraz wyżej na niebie, co dodało mi otuchy.
Sklepiki dopiero się otwierały. Szłam mijając spieszących się do pracy ludzi i szwędających się obok swoich witryn sklepowych właścicieli. Większość właśnie podnosiło żaluzje. Pani Eufemia też na pewno to teraz robiła.
Jednak kiedy podeszliśmy pod witrynę, gdzie sklep się znajdował, rolety antywłamaniowe były nadal zasłonięte.
– Może coś się stało? – zaniepokoiłam się głośno.
– Albo śpi – mlasnął Pol, mało przejęty. – Na już swoje lata – dodał i wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego wściekła na jego parszywą postawą i zapukałam. Odsunęłam się o krok, łapiąc Pola za łokieć i zmuszając go do tego samego. Naprawdę miałam nadzieję, że zaraz nam otworzy i da nam coś ciepłego do zjedzenia.
Chwilę staliśmy w ciszy, oczekując na jakąś reakcję. Zaczęłam się niepokoić, kiedy długo nikt nie otwierał.
– Wejdźmy od tyłu – zaproponował znużony, patrząc niespokojnie na ulice. Musiałam się z nimi mentalnie zgodzić, kto wie co zaraz wyskoczy, goniąc nas z Olimpu.
Kiedy już chciałam się z nim zgodzić i wkraść się na tyły, by dostać się do magicznej szafy–portalu, rolety gwałtownie się odniosły, a nade mną zawisł jakiś szeroko uśmiechnięty facet o miodowych włosach.
Odskoczyłam błyskawicznie ciągnąc za sobą Pola. Była gotowa przyłożyć obcemu, gdyby okazał się niebezpieczny.
– Oho! – wykrzyknął radośnie, jakby naprawdę ciszył się, że nas wodzi. – Cześć! O rany! – westchnął, luźno opierając się o framugę drzwi. – Z bliska wyglądacie jeszcze zabawniej. Jak to wygląda? Zamieniliście się ciałami i ciała Apollo zmieniło się w kobietę?
Zmrużyłam oczy, mocniej się mu przyglądając. Znał nas, znał Pola. Wydawało mi się, że to jedne z bogów z Olimpu.
– Przyłożyć mu? – szepnęłam do Pola, nie będąc pewna czy nowy gość jest niebezpieczny.
Wyglądał raczej jakby świetnie się bawił, patrząc na nas.
– Hej! – oburzył się miodowowłosy, słysząc moje słowa.
– Nie – zaprzeczył rozbawiony i spojrzał, mrużąc oczy jak ja, w stronę faceta w drzwiach. – Maja to Hermes. Przyszedłeś tu by się nabijać, czy na przeszpiegi dla Hery?
Zajebiście, pomyślałam, przede mną stoi kolejny bóg.
Facet przyjrzał się Polowi i uśmiechnął się paskudnie. Teraz w ogóle nie ukrywał, że się dobrze bawi.
– O chuj, ale cie Hera urządziła – nabijał się. – Nie zazdroszczę, nie zazdroszczę, stary. – Pokiwał głową, uśmiechając się szeroko aż dołki na policzkach mu się pogłębiły.
Hermes, był młodym mężczyzną z figlarnymi oczami, złośliwą, przystojną twarzą i buszem miedzianych włosów. Był wysoki, chudy, z długimi kończynami, przez co wyglądał jakby poruszał się swobodnie, elastycznie.
– Dzięki za wsparcie stary – mruknął posępnie Pol.
Przewróciłam oczami, mając serdecznie dosyć tego spotkania.
– Więc kim ty jesteś? – Spojrzał na mnie, a ja poczułam ciarki na jego nachalny wzrok. Teraz już mogłam poczuć, że jest bogiem. Był przytłaczający. – Rozpoczęły się właśnie zakłady i zgadywanki na twój temat. Nie jesteś zmodyfikowanym klonem Apollo?
Nie wiem czemu, ale to pytanie wyprowadziło mnie z równowagi. Nie podobało mi się, że bogowie sobie o mnie plotkują i mówią takie okropne rzeczy.
– Jestem wściekłym rodvailerem, który chce ciepłe śniadanie. Gdzie jest twoja prawnuczka? – zapytałam dobitnie, ruszając w jego stronę, by przepchnąć się obok niego i wejść do sklepu.
– Mogę w to uwierzyć – krzyknął za mną, kiedy poszłam przywitać się z Eufemią.
– To moja córka – wyjaśnił swobodnie Pol, wchodząc za mną.
Zaczęłam przebierać się w swoją bluzę i katanę. Kobieta, chyba tylko po to by dodać mi otuchy, komplementowała moje włosy. Tylko z grzeczności podziękowałam.
– Bez kitu. Wygląda jak ty, tyle że agresywniejsza. Jesteś pewny, że nie masz dziecka z Aresem?
– Jezu – szepnęłam, słysząc taką teorię. Aż mi się niedobrze zrobiło.
Siadłam przy stole, na którym już czekało na nas jedzenie. Byłam zachwycona grecką kuchnią, ale najpierw napiłam się rozcięczonego wina, bo od irytacji na Hermesa, aż mi zaschło w gardle.
– Stary... – jęknął zażenowany Pol.
Widziałam jak się robi zielony. Było mu niedobrze po tym komentarzu, jak mi.
– Ojej – mruknął złośliwie, siadając niedaleko mnie przy stole. – Tylko tak sobie głośno myślę. Nie możesz mnie winić. Mamy Herosa!
– To zwiastuje kłopoty – upomniał go Pol, siadając obok mnie i również nalał sobie napoju.
Nigdy nie piłam rozcięczonego wina wodą. Ale tutaj to chyba było popularne. Wcale nie było takie złe, pomyślałam biorąc się do jedzenia.
– Ale w końcu coś będzie się dziać! – wykrzyknął pełen ekscytacji, wyrzucając ręce w powietrze.
– To cudownie. – Jego ręce gwałtownie powędrowały w dół. To jego wnuczka stanowczo doprowadziła go do porządku. – A teraz jedz, bo wystygnie – upomniała go, a ja musiałam schować uśmiech w szklance.
Co zaskakujące ten bóg posłuchał grzecznie rozkazu swojej krewnej. I niczym trzylatek wziął się do jedzenia.
– Widziałem, że Eris po was wyleciała – zaczął, kiedy kończył swoją porcję. Pochłonął ją w parę minut. – Widziała, co się stało z jej braciszkiem. Dorwała was? Jak jej zwialiście?
Pol spojrzał na mnie. Odpowiedział mu zirytowanym spojrzeniem.
– Przyłożyłam jej – odpowiedziałam, zanim Pol zdołał choćby otworzyć usta i znów coś głupiego powiedzieć.
Znając go, zacząłby barwnie opowiadać całkowitą nieprawdę. Nie musiałam go znać więcej niż parę dni, by to wiedzieć.
– Tak. To był paskudny widok – potrząsnął głową, a ja przewróciłam oczami.
– Może następnym razem ty coś zrobisz? – zapytałam zgryźliwie.
– Nie mogę! – krzyknął i położył się na stole. – Jestem taki biedny i delikatny.
Spojrzał na mnie niewinnymi oczami, niczym szczeniaczek. Zmarszczyłam nos zdegustowana i rozejrzałam się po stole.
– Jest tu jakiś ostry nóż?
– No nie bądź taka! Jestem twoim ojcem.
– Wyglądasz jak pryszczaty nerd z kompleksem boga.
Nie zdołał mi odpowiedzieć, bo Hermes spadł z krzesła ze śmiechu. Pol natomiast w akcie odwetu pochylił się w moją stronę i szturchnął mnie, obrażony niczym księżniczka. Sama nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu.
– To bardzo nieserdeczne z twojej strony, Majuś – zagryzłam wargę, widząc jak nadyma policzki. Identycznie jak urażone, małe dzieci.
Ten tysiącletni bóg zachowywał się jak czteroletni chłopiec. I jak go tutaj zostawić samemu, wystawionego na śmiertelne niebezpieczeństwo?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top