• 4 •
Trzynasty października.
14:05
Solve nie pojawiła się w poniedziałek na biologii. We wtorek, opuściła wspólny hiszpański z Chrisem. Nie pofatygowała się także przybyć na norweski w środę. Dopiero w czwartek jej twarz mignęła gdzieś w tłumie, szybko się w niego wtapiając i znikając z zasięgu wzroku Schistada. Unikała go. Ludzie unikali go na tyle często, że rozpoznawał kiedy to robili, bez żadnego problemu. Solveigh Ekker ulatniała się, kiedy tylko nawiązała jakikolwiek kontakt wzrokowy z Norwegiem, nie licząc jego dłuższych i intensywniejszych spojrzeń, które jakby ją parzyły. Jednak nie tylko ona przed nim zwiewała, ale również jej trzy przyjaciółki, które tylko szeptały między sobą, spoglądając na niego i oddalając się, zanim choćby zdążył zrobić krok.
— Unika mnie — stwierdził Christoffer wlekąc się korytarzem i omijając dziesiątki osób, będących w dokładnie tym samym stanie, trwającym w każdy dzień szkolny. Zmęczenie, rozdrażnienie i panika, towarzyszyły większości uczniom, choć w przypadku chłopaka była to tylko niepohamowana chęć ponownego wrócenia do domu i znalezienia się w swoim łóżku. — Nawet na mnie nie patrzy — dodał oburzony, bo ciesząc się popularnością wśród płci pięknej, mógłby spodziewać się, że każda kobieta, przynajmniej na chwilę, zawiesza na nim wzrok. Jednak Solveigh Ekker, ani razu nie zaszczyciła go spojrzeniem, a wręcz udawała, że wcale go nie widzi. Jakby był niewidzialny. A tego znieść nie mógł.
— Może dlatego, że nachodzisz ją nocami w jej domu? — odezwał się William, idąc ramię w ramię z Chrisem. Schistad naciągnął mocniej kaptur na głowę i prychnął niezadowolony.
— To był jeden raz i wcale nie można nazwać tego najściem. Po prostu ją odwiedziłem — oznajmił swobodnie, przewracając jeszcze oczami, bo przecież William powinien go rozumieć, a w tym przypadku tylko mierzył go wzrokiem, z politowaniem wymalowanym na twarzy.
— Okej. To może dlatego, że rok temu pobiłeś tego niskiego, blond chłopaczka, z którym kręciła? — zapytał, nadal nie spuszczając wzroku z Schistada, który popchnął drzwi prowadzące na zewnątrz.
— Ekker kręciła z tym palantem? Zresztą, to też nie ma nic do rzeczy. — Chłodne powietrze uderzyło w jego twarz i skłoniło go do schowania rąk w kieszeni czarnej bluzy z logiem rozpoznawanym w całej szkole.
— Kręciła, ale później przeleciał jej znajomą... stary, serio nic nie wiesz? W jakim ty świecie żyjesz? — zapytał, choć Schistad właściwie nie zwracał uwagi na jego słowa, kierując się przed siebie. O co tak naprawdę mogło chodzić blondynce? Nie był nieprzyjemnie nachalny, co zaliczało się do rzadkości. Nie rzucał do niej dwuznacznymi żarcikami, a zazwyczaj robił to na każdym kroku. Nie próbował się nawet do niej dobierać, choć przeważnie dziewczęta same tego chciały. Wręcz zachowywał się w jej towarzystwie przyzwoicie, a ona postanowiła go unikać i nie odpisywać na dziesiątki smsów, które jej wysłał. Jednym elementem, do którego cokolwiek mogło się sprowadzać, była tamta noc. Kiedy dwie, udające kogoś innego osoby, ukazywały swoje prawdziwe oblicza, bez żadnych pohamowań, w głowach obydwóch włączała się czerwona lampka. Tylko, że jedno z nich było odporne na zranienia wynikające z pokazania swojego prawdziwego ja, a drugie już niekoniecznie. Więc czy panna Ekker zwyczajnie nie chciała, żeby cokolwiek wyszło na światło dzienne? A tym bardziej, czy wiedziała, że bliższa relacja z Chrisem do tego doprowadzi? Każda odpowiedź, jakakolwiek by nie była, sprawiała, że czuł jeszcze większą chęć zbliżenia się do niej i poznania, co jeszcze ma do ukrycia. — Może jest coś o czym zapomniałeś mi powiedzieć, a co jakoś mogło wpłynąć na jej zachowanie? — William zadał kolejne pytanie, wiedząc, że Chris nie ma zamiaru odpowiedzieć na poprzednie, bo dawne miłostki Ekker go nie obchodziły. Właściwie żadne go nie obchodziły, a przynajmniej nie powinny.
— Odkąd kręcisz się w okół Noory, stajesz się zbyt poważny... przez to ja też staję się zbyt poważny, nawet nie wierzę, że właśnie to robimy, że rozmawiamy jak baby — powiedział Chris, kręcąc na boki głową. Właśnie to robiły kobiety z mężczyznami. Zmieniały ich. — Ale, jeśli już mamy wielce wylewny dzień, może ona po prostu udaje niedostępną — rzucił lekko, nie mając zamiaru wspominać tamtego wieczoru. Nawet nie chciał zastanawiać się, czemu nie powiedział o tamtych wydarzeniach najlepszemu kumplowi.
Schistad w końcu przystanął na niewielkim dziecińcu przed szkołą i skierował swój wzrok na kilka zajętych ławek. Nawet nie próbował ukryć, że jej szuka, co nie umknęło uwadze Williama, który popychając go ramieniem, ruszył na jedno z wolnych miejsc. Chris podążył za jego śladem, wdychając mroźne powietrze przez nos i przeklinając się w myślach. Nie powinien głowić się nad jakąkolwiek relacją, skoro pakowanie się we wszystko co skomplikowane, zawsze kończyło się dla niego źle. Być może dlatego wolał się nie przywiązywać i zmieniać panienki co tydzień, nie musząc martwić się faktem, że jakoś to na niego wpłynie. Dwa kroki i jeden długi wdech dalej, wystarczyły, by Schistad rozłożył się na ławce, wyciągając jedną rękę z kieszeni i kierując ją w stronę Williama, który po chwili podał mu zapalonego papierosa. Norweg skinął jeszcze głową, od razu zaciągając się dymem.
— Może powinienem po prostu podejść i zablokować jej drogę ucieczki? — zapytał Chris, wpatrując się przed siebie i wypuszczając dym z płuc. William pokręcił głową, co Norweg ujrzał kątem oka.
— Wiesz, takie nachodzenie chyba jest karalne — oznajmił z powagą i sprawił, że Schistad przekręcił głowę i mrużąc oczy, spojrzał na kumpla.
— To nie jest żadne nachodzenie. Nachodzenie jest wtedy, kiedy wchodzisz do mojego domu przez okno i robisz sobie kawę, bez pozwolenia — odpowiedział Norweg, wracając do wcześniejszego oglądania placu tętniącego życiem. Zanim jego kumpel zdążył zareagować, chłopak znów zaciągnął się papierosem. — A może powinienem porozmawiać z którąś z jej kompanek?
— Czy Rosa wczoraj nie chciała cię zabić? Kari nie jąka się kiedy cię widzi? A Johanne nie chce rozwiązywać twoich problemów, choć temu już nawet najlepszy lekarz nie pomoże? — Trzecioklasista siedzący obok Chrisa miał zdolność do sprowadzania chłopaka do pionu, a raczej do rzeczywistości. Po raz pierwszy w całym swoim życiu, Schistad nie wiedział co zrobić i miał opór, żeby od tak, porozmawiać z kimś na... różne tematy. Bo sam nie potrafił sprecyzować czego tak naprawdę chciał od Solve. Z każdą chwilą fascynowała go bardziej i zapełniała jego myśli, czego trzecioklasista próbował się wyprzeć.
— To może znowu ją odwiedzę? — Chris poruszył znacząco brwiami, przenosząc wzrok na kumpla i uśmiechając się od ucha do ucha. Wtedy jego spojrzenie zatrzymał się na kimś innym, niż na Norwegu siedzącym obok. W oddali kilkudziesięciu metrów mógł ją dostrzec. Właściwie był pewien, że nawet gdyby zamknął oczy, były w stanie policzyć pieprzyki na jej ramionach i opisać odcień jej oczu, nie zapominając o miękkości włosów i słodkiej barwie głosu. Schistad zawiesił na niej spojrzenie, przenosząc je chwilę później na kobietę, która ściskała nadgarstek blondynki. Informacje zaczynały docierać do niego coraz szybciej, aż w końcu poniósł się z ławki i rzucając niedopalonego papierosa w bok, ruszył przed siebie.
— Chris, gdzie ty idziesz? — usłyszał jeszcze głos Williama, co sprawiło, że machnął ręką, nie zwalniając kroku. Z każdym metrem, słyszał coraz głośniejsze, podniesione głosy obydwóch kobiet. Widział również strach w oczach Solve, a wręcz czyste przerażenie, którego sam nigdy nie doświadczył. Ciemnowłosa kobieta, lekko po czterdziestce, z obłędem wymalowanym na twarzy i mocno zaciśniętymi zębami, rzucała słowami do Ekker, których nie mógł dosłyszeć. Blondynka cały czas próbowała uwolnić się z uścisku, wycofując się do tyłu, choć jej starania zdawały na nic. Palce zaciśnięte wokół jej nadgarstka, choć wydawały się być piekielne chude, trzymały ją niczym ofiarę w sidłach.
— Solveigh. — Dopiero słowa, które wypadły z ust Chrisa, znajdującego się już zaledwie na przyciągniecie rąk od kobiet, sprawiły, że starsza z nich szybko puściła Solve, która automatycznie zrobiła dwa kroki w tył, nadal nie spuszczając jej z wzroku.
— Zapłacisz za to, przysięgam, zapłacisz — syknęła ciemnowłosa, nadal mierząc blondynkę wzrokiem, w którym można było dostrzec furię. Chris mimowolnie przemieścił się przed Ekker, co sprawiło, że kobieta na chwilę na niego spojrzała, by następnie odwrócić się i pośpiesznie odejść. Niewiele pozostało po wcześniejszym uśmiechu na twarzy chłopaka, a każde słowo, które chciał wypowiedzieć wydawało się być nieodpowiednie. Spojrzał przez ramię, upewniając się, że Solve nadal tam jest i dopiero po chwili i krótkim namyśle, odwrócił się w jej stronę. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, krzyżując ręce pod piersiami. Trzęsła się. Wyglądała dokładnie tak samo jak tamtego wieczoru. W dodatku kiedy podniosła na niego spojrzenie i mogli przez chwilę odbyć rozmowę bez słów. Sekundy stawały się niemiłosiernie długie, a bicie serca dziewczyny wręcz można było usłyszeć z odległości kilku metrów. Bała się. Widział to w jej oczach i kiedy przełykała ślinę, chcąc coś powiedzieć.
— Proszę, zabierz mnie stąd — jęknęła łamiącym się głosem, a Chris pośpiesznie pokiwał głową, by wskazać na auto i podążyć w jego kierunku, upewniając się co chwilę, że Solve idzie za nim. Martwił się. Zatracał się. Zatracał się w niej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top