adin
Jungkook nie lubił lekcji z literatury. I przypominał sobie to za każdym razem, kiedy tematem lekcji był wiersz. Kompletnie nie chodziło o to, że wierszy nie lubił, nawet nie o to, że jako rozszerzenie chemii, fizyki i wszystkiego, co ścisłe w naukach, marnował czas na jakieś rozważania egzystencjalne martwych ludzi.
Nie, Jungkook wręcz ubóstwiał literaturę. Co zdawało się kłopotliwe: była to sama jej lekcja.
Nauczycielka była cudowną, mądrą kobietą, Jungkook ją uwielbiał i czasami marzył o tym, że jest z nią w sali sam na sam i że rozmawiają. Bez końca. O wszystkim.
Jednak to były jedynie nabożne życzenia, gdyż Yoongi zbliżał się już do końca tekstu, który miał przeczytać na głos, a kątem oka zauważył już Taehyunga. I jego błysk w oku, zawsze taki sam, jakby odgadł cały świat i jeszcze zrobił to pierwszy. Zresztą zauważył go już dużo wcześniej. Taehyung był tak genialny, że już na samym początku był w stanie stwierdzić „co autor miał na myśli", ponieważ kiedy jakiś pomysł i jakiś pogląd pojawiał się w jego głowie, to nie mógł być jedną z wielu interpretacji, czy jego własnymi uczuciami na temat tekstu. On musiał być prawdą, jedyną i tylko jemu objawioną. Jungkook zawsze ciekawy był, jak wyglądają ludzie, którzy piszą klucze do interpretacji teksów, ale odkąd chodził na zajęcia z literatury, to już nie musiał. Taehyung był nimi wszystkimi. Uosobieniem masy snobistycznych literaturoznawców i co za tym idzie również wadliwego systemu szkolnictwa i wszystkich tych innych złych rzeczy jak kapitalizm czy globalne ocieplenie.
Choć Taehyung okrzyknął się komunistą weganinem i chodził na protesty klimatyczne co dwa tygodnie w czwartek.
Jungkook, normalnie masakra, nie mógł tego chłopaka zdzierżyć. Cieszył się, że ma z nim tylko literaturę, ponieważ Taehyung, jako prawdziwy zwolennik wolnego myślenia, matematyką i wszystkimi jej pochodnymi wręcz gardził. Bo co jeżeli on uważa, że cztery plus cztery to pięć? Co wtedy? Wszystko było do interpretacji.
Oprócz wiersza pijaka modernisty się zdaje. Ponieważ na wiersz pijaka modernisty, tylko on, Kim Taehyung znał odpowiedź. I jak cztery razy cztery to w jego mózgu mogło być nawet sto czterdzieści, tak:
- Ten wiersz jest o byciu poetą i o tym, jakie to niesie za sobą konsekwencje, wyizolowanie przez społeczeństwo i wystawienie na pośmiewisko filistrów, jednak podmiot liryczny twierdzi, że się nie poddaje, ponieważ wie, że jego sztuka jest wyższa od ich umysłów.... dlatego właśnie żłopie w jakiejś podejrzanej spelunie, nienawidzi kobiet, bo to podistoty, a jak wróci do domu, to rzuci w żonę doniczką, ponieważ jest na zbyt niskim poziomie świadomości, aby go zrozumieć — było jedyną prawdą.
Nawet jeżeli Taehyung tego tak nie powiedział i nie miał tego w najmniejszej części na myśli, to Jungkooka jego pewność siebie i wyższości swojej racji ponad całą resztę tak drażniła, że to właśnie słyszał. Jego niebieskie oczy błyszczały, choć nie wiedział jakim cudem, skoro nosił kontakty, bo oczy miał brązowe, jak reszta z nich. To chyba łzy uczulenia mogły tylko tak błyszczeć.
Wygłosiwszy prawdę, stał przez chwilę zadowolony z siebie. Nie musiał wstawać, ale zawsze to robił i patrzył na wszystkich, jakby żaden z innych uczniów nie potrafił pomyśleć nawet o jednej z rzeczy, które wymienił. Król intelektualistów. Błyszczący na kolor neonowy.
- Bardzo dobrze panie Taehyung, znów nam pan zabrał materiał do dyskusji na resztę lekcji. Bo wszystko pan powiedział od razu.
Jungkook popatrzył w stronę chłopaka z wyrzutem, ponieważ „skończył" za nich wiersz, zanim oni go zaczęli. Jeszcze stał z wypiętą piersią, jakby to, co powiedziała nauczycielka, miało być jakimś komplementem.
- Przepraszam pani profesor - usiadł i rozłożył ręce, jakby nic nie mógł poradzić na to, że jest taki inteligentny.
Pani profesor jak zawsze zapytała, czy ktokolwiek ma coś do dodania. Jak zawsze do dodania nie miał nikt zupełnie nic. Ponieważ jak można w obliczu takiego geniuszu. Tylko czapki z głów.
- Dobrze, zajmiemy się kolejnym wierszem.
Jungkook widział, jak Taehyung zakasał już te swoje niewidzialne rękawy, choć nic z jego twarzy nie wyrażało skupienia.
Jungkook tego nienawidził. Nie znosił pasjami i miał, krótko, dosyć. W gorsze dni, takie, jak ten miał ochotę się wypisać. Taehyung zabierał temu wszystkiemu cały urok, jaki powinna mieć podróż. Dbał tylko o sedno. O swoje sedno. Był tym człowiekiem, który bierze autobus, kiedy ma do przejścia czterysta metrów. On musiał być z miejsca do miejsca. Nigdy przez. Teleportował się z przeczytanego surowego tekstu prosto do sedna jego wartości merytorycznej, rezygnując z badania niuansów i ignorując każdy drobny szczegół, które Jungkook i jego precyzyjny i analityczny mózg uwielbiali.
A potem miał czelność jeszcze podchodzić do Jungkooka po swoich niemalże czterdziestu minutach monologu, na który on nigdy się nie zapisywał.
- Hej chcesz iść ze mną na wegański kebab - pomimo, że Jungkook interpretował to, jako pytanie, to nigdy tak nie brzmiało.
- Okej.
To nie był pierwszy raz, kiedy to się zdarzyło i nie ostatni. Całą drogę do wege kebabu, Taehyung mówił o sobie. Może nie był to monolog, ponieważ Jungkook co jakiś czas wtrącał swoje dwa zdania. To było dwa do dwudziestu. Taehyung gadał również, kiedy jedli kebaba i Jungkook chcąc nie chcąc uważał to za godne podziwu, ponieważ przez cały czas, kiedy on jadł kebaba i tylko kiwał głową, Taehyung jadł kebaba i jeszcze mówił. I były to słowa wyraźne i z sensem i na dodatek skończył kebaba pierwszy.
Jungkook czuł się doszczętnie pokonany.
Taehyung zapytał:
- Czemu nie opowiesz mi czegoś o sobie?
A kiedy Jungkook zaczynał robić właśnie to, opowiadać o sobie, Taehyung przerywał mu, ponieważ chyba nie mógł znieść nieotwierania swojej buzi przez tak długo.
Taehyung, który istniał dla Jungkooka poza lekcją, był bardziej normalny, zabawny i uroczy. Mimo że bardzo przypominał siebie z zajęć, Jungkook naprawdę lubił z nim przebywać, nawet jeżeli być może czuł czasami, że po rozmowie jest wykończony.
Zazwyczaj razem chodzili na strajk klimatyczny, protest czy marsz równości, ale w ogólnym rozliczeniu, poza wtorkowymi zajęciami z literatury i tymi wydarzeniami nie łączyło ich nic w ogóle. Nie mówili sobie cześć na korytarzach i nie dostrzegali swojej egzystencji, jeżeli nie było to połączone ze znajomymi sceneriami, w których istnieli razem.
- Czemu nie witasz się ze mną na korytarzach? To przez to, że jestem humanem?
- A czemu ty się nie witasz?
- Nie wiem? Bo ty tego nie robisz?
- Gdybyś powiedział cześć, to bym odpowiedział.
- Okej.
Taehyung nie zaczął mówić mu cześć, przynajmniej nie werbalnie. Jungkook czasami tylko spotykał jego spojrzenie z drugiego końca korytarza, czy kiedy szedł do automatu i odwrócił się na chwilę, kiedy obok niego przeszedł.
Takie sekretne rzeczy właśnie.
Nikt by nie powiedział, że się przyjaźnią. Jungkook nawet czasami by tak nie powiedział, ponieważ osoba, z którą się przyjaźnił, czasami działała mu tak bardzo na nerwy, że nie był pewien czy ją lubi. Powinien się domyślić, że frustracja i irytacja, jaką czuje w stosunku do Taehyunga na zajęciach szybko przestaną być przez niego przypisywane do tylko tej jednej sfery. Sfery ich nieznajomości, jak on to nazywał. Tej, w której mógł do Taehyunga czuć dużo negatywnych emocji.
Zdał sobie sprawę, kiedy ich przyjaźń zmieniała się w coś poważniejszego, że zawsze wcześniej był przekonania, że przyjaźń jest łatwa.
Zaczęła być skomplikowana.
Taehyung, pomimo całej pewności siebie i ogólnego rozgadania na temat swoich tak wielu poglądów i opinii, był człowiekiem, który nie potrafił przejąć prawdziwej inicjatywy choć raz w swoim życiu.
- Byłem umówiony i nie przyszedłem.
- Czemu?
- Nie miałem ochoty.
- Okej?
- Ale co mam jej napisać, przecież to bez sensu. Ponieważ ona serio była tam dla mnie i teraz tak głupio.
- No to wymyśl jakąś wymówkę i jej napisz.
- Jaką?
- Nie wiem może coś, że nie czułeś się dobrze i nie chciałeś jej zmarnować nocy swoim złym nastrojem? Coś w tym stylu, nie wiem, rozwiązań są tysiące.
- Jak ja mam to napisać? To zabrzmi sztucznie. Ty to napisz - mówił, wciskając mu telefon.
- No wtedy to nie będzie brzmiało zupełnie sztucznie.
- Ja nie przepraszam, Jungkook. Wszyscy wiedzą, że tego nie robię i tyle, to będzie dla nich dziwne i podejrzane.
Jungkook miał już dość tej bezsensownej sytuacji, ale nadal próbował pomóc.
- Nie musisz przepraszać, napisz tylko dlaczego cię nie było.
- Ale jak nie przeproszę, to będzie wyglądało źle. Jakby mnie to nie obchodziło. Co ja mam zrobić?
- No to przeproś.
- Ale...
- To normalne, że ludzie w takich sytuacjach przepraszają, Taehyung. To po prostu taka forma. Tak się robi, nawet jeżeli nie jest ci przykro.
Taehyung spojrzał na niego ogromnymi oczyma.
- Ale mi jest przykro!
- Tym bardziej przeproś! - Jungkook złapał się za głowę z tego wszystkiego.
- Jest mi tak przykro, że nie poszedłem, bo powinienem pójść i byłoby fajnie.
Popatrzył na niego, jakby był głupi.
- W takim razie, dlaczego nie poszedłeś!? Oszczędziłbyś nam obu.
To były miliony pseudo kłótni, jak te, w których Jungkook żałował, że jest z nim tak blisko. Taehyung nie był perfekcyjny, nigdy, ale do cech, które Jungkook nauczył się w nim już kochać, dochodziły coraz nowsze, odkrywane przy bliższym poznaniu, z których zaakceptowaniem Jungkook nie potrafił sobie poradzić. Sympatia powoli znikała i pozostawała irytacja. A przecież wiedział, że nie potrzebnie się irytuje i angażuje w te wszystkie małe problemy Taehyunga. Jako przyjaciel ma być wsparciem, a nie sądem. Tylko z Taehyungiem i jego absurdalnym zachowaniem było to czasami tak bardzo trudne.
Jungkook nie miał prawa go oceniać. Na samym początku znajomości przekonywał się o tym, że być może znalazł tę jedną odpowiednią osobę, ten charakter, kompatybilny z jego charakterem i odpowiadający jego wszystkim oczekiwaniom i być może nie musiał już dłużej szukać. Jungkook nie powiedziałby, że się zakochał, choć być może powinno się to tak nazywać, nie wiedział. Był to rodzaj miłości, to było pewne, nabytej, odkrytej w każdym małym niuansie zachowania osoby, do której czuł coś przecież tak silnie. I nie wiedział, czy to uczucie, o którym wszyscy mówią, było tym sednem, ostateczną wartością merytoryczną. Być może Taehyung by wiedział.
Dla Jungkooka to była podróż małymi kroczkami na przód. Na początku.
Obecnie każdy krok był w tył, a zawód bolał. Był zawiedziony samym sobą, głównie. Albo przynajmniej próbował przypilnować, aby nie być zawiedzionym tym, kim był Taehyung. To w nim samym tkwił problem.
Być może czasami Taehyung też się do tego przyczyniał, być może czasami stawał się problemem, ponieważ z ilością uwagi, jaką Jungkook poświęcał mu, jego życiu i jego ulubionym rzeczom. Taehyung nigdy nie robił dla niego tego samego. Raz powiedział mu przy okazji rozmowy o jakimś wierszu, że sam pisze wiersze. Taehyung wydawał się tym faktem niezainteresowany, choć Jungkook tak bardzo chciał, aby kilka przeczytał. Kilka też było o nim, dla niego.
Czasami, kiedy zaczynał:
- Wiesz, że jest taki gość, który...
- Proszę tylko nie znowu ta fizyczna gadka — śmiał się Taehyung, zatykając uszy.
Po kilku kłótniach i nieporozumieniach jedli wtorkowego wegańskiego kebaba w ciszy. Taehyung czekał, aż Jungkook go przeprosi, ponieważ to jemu puszczały nerwy. Jungkook przepraszał i zaczynali ostrożnie ze sobą z powrotem rozmawiać i udawać, że wszystko jest, jak wcześniej.
Raz też na kebabie we wtorek, kiedy udało im się przetrwać bez kłótni parę tygodniu, Taehyung zadał pytanie, którego Jungkook od jakiegoś czasu się obawiał. Z buzią pełną rukoli, ponieważ Taehyung miał fazy, gdzie zamawiał i jadł samą rukolę. Jungkook robił obliczenia prawdopodobieństwa z matematyki, ponieważ zbliżał się test i musiał sobie udowodnić, że umie.
- Jungkook czy my jesteśmy razem? - powiedział takim tonem, jakby sam był zdziwiony.
- Jesteśmy?
- Nie wiem. Jimin mówi, że powinniśmy.
- Jimin?
- Nie spędzamy ze sobą czasu jak przyjaciele.
- To jak?
- Nie wiem, ale nasza relacja jest bardziej osobista. Nie czujesz tego?
- Czuję - ale dlaczego Taehyung tak bardzo chciał to jakoś nazwać, kiedy Jungkook bał się nazywania rzeczy po imieniu i przechodzenia do sedna.
- W takim razie...
- W takim razie, co?
- Jesteśmy razem?
- No, jesteśmy, chyba.
- Chłopakami?
Jungkook dostał dziwnego zawrotu głowy i wzruszył ramionami.
- Okej.
I wtedy Taehyung złapał go za rękę. Nie było to nic bardziej intymnego, od tego, co do tej pory robili, a nie zdarzyło się nic innego.
Ale tamtego popołudnia Jungkook zaczął się bać i nie wiedział czego dokładnie, ale bał się bardziej niż psa Minghao czy Mina Yoongiego.
To zaczęła być poważna sprawa. To z Taehyungiem. I nie wiedział, czy ma zacząć zachowywać się inaczej i jakie są w stosunku do niego oczekiwania.
- Kocham cię, Jungkook - powiedział Taehyung, kładąc głowę na blacie, wydawał się znudzony i zmęczony.
Jungkooka przeszedł dreszcz.
_______
a co tu się dzieje?
pomijając, że tego pewnie nigdy nie dokończę, bo sesja mnie przedtem zabije. przestałam umieć jeszcze bardziej pisać i ogólnie mess jak stranger thngs seson 3.
a tu jestem ja pisząca pierwszy raz od wieków i to taekooka widać że przerwa świąteczna. nie mam. nie mam w sobie jakichś głębszych treści już na nie nie liczę. tworzenie swoich postaci to zbyt dużo pracy dla mojego mózgu. dlatego właśnie taekook, to nie ma żadnego innego powodu dla którego to jest ten szip.
ta strona i tak już umarła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top