prolog;
Luhan
lh7: Czyli w Cafe Coin 1, o 19, tak?
cxhxaxn: Tak. Mam po Ciebie podjechać?
lh7: Nie trzeba.
Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni, kiedy zadzwonił dzwoneczek wiszący nad drzwiami. W progu zastałem kuriera z wielkim pudełkiem, które ledwo co dźwigał. Szybko do niego podbiegłem, odbierając pudło i kładąc je przy swojej nodze. Podpisałem papiery, po czym zapłaciłem należytą sumę i zanim zdążyłem się pożegnać, mężczyzna wyszedł z księgarni, zostawiając mnie samego.
Chociaż, to dobrze. Lubiłem pracować w spokoju, a do tego Jihyun rozchorowała się (bidulka) i całą dzisiejszą zmianę byłem sam, co mnie niezmiernie cieszyło, aczkolwiek rozpakowywanie tej ogromnej paczki z książkami samemu było dość trudne. Ale nie narzekałem, niedługo powinien przyjść Siyoung na swoją zmianę.
- Czy ty nie masz za grosz szacunku?! - krzyknął szef, który akurat wpadł chwilę przed biednym Hong do księgarni . - Nie słyszałem nigdy o tym, żeby pracownik na pół etatu mógł się spóźnić o pięć minut!
- Ale szefie! - jęknął, żałośnie na niego patrząc. - To nie moja wina, że musiałem ratować biednego kotka, który nie mógł zejść z drzewa! Powinien być szef ze mnie dumny, ale woli pan krzyczeć.
Pan Dongwan parsknął śmiechem i przetarł sobie twarz dłonią, prawdopodobnie załamany zachowaniem chłopaka, którego hobby było przyprawianie starszego o zawał.
Ale ja, jako przykładny pracownik i znajomy, podszedłem do nich i zabrałem młodszego, mówiąc cicho Siyoung musi mi pomóc, zabiorę go na chwilę, proszę pana, na co ten pokiwał głową na znak zgody, nadal nieco zdenerwowany.
- Widzisz, gówniarzu? Luhan ci ratuje tyłek, powinieneś być mu wdzięczny!
- Tak, tak, proszę pana. - odparł posłusznie, idąc za mną i cicho się śmiejąc.
Kiedy znaleźliśmy się na zapleczu, wyrwał się z mojego uścisku, najwidoczniej rozbawiony.
- Dzięki, Lu, ale muszę spadać. - Wzruszył nonszalancko ramionami, łapiąc za okulary, które leżały na biurku za stertą dokumentów. - Także, już idę. Pa!
O nie, nie, nie. Ten gówniarz nie zostawi mnie z tym wszystkim sam, no błagam.
- Pomógłbyś mi chociaż przenieść to pudełko? Jest strasznie ciężkie, - uniosłem je i stęknąłem, chcąc ukazać ciężar przedmiotu. - A ty jesteś silny, Hong.
W jego oczach pojawiły się małe iskierki dumy i nie zwlekając, szybko do mnie podbiegł:
- Gdzie to położyć, hyung?
Wskazałem palcem na stolik, który znajdował się tuż obok okna przy regale z książkami.
- I jeszcze to rozpakujesz, okej? Ja już idę, więc miłego dnia. - Uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem, zostawiając chłopaka samego z rozdziawioną buzią.
No cóż, nie będę za niego pracował, a do tego śpieszę się na randkę.
Nie jestem pewien, czy aby na pewno zwyczajne jeansy z dziurami i biała koszula pasowała, ale nie miałem czasu na szukanie czegokolwiek innego. Zdążyłem jedynie ułożyć ładnie włosy, tak aby nie sterczały na wszystkie strony. Nie miałem również pojęcia, jak zleciały mi te trzy godziny, ale zasiedziałem się tak na laptopie, oglądając ulubione anime, że aż zapomniałem o randce i przypomniało mi się o niej dwadzieścia minut przed wyjściem.
Boże, Luhan. Przecież to może być miłość twojego życia, a ty się spóźnisz.
Bieganie nie było moją mocną stroną, no ale czego się nie robi, żeby zdążyć. Jednak nie chciałem zjawić się w kawiarence cały czerwony, więc kilka metrów przed zatrzymałem się, aby nieco ochłonąć.
Miałem cztery minuty, ale nie chciałem się spóźnić albo wyjść na spóźnialskiego. Byłem dorosłym, trzydziestodwuletnim mężczyzną, który powinien postawić się w dobrym świetle, a jak na razie jestem kupką nieszczęścia, naprawdę.
Bo czy aby na pewno potargane włosy, zapewne czerwona twarz i zadyszka były dobre na pierwsze spotkanie?
Cholera, oczywiście, że nie.
Ale mimo to ruszyłem przed siebie, bo nie mogłem wyglądać aż tak źle, a do tego nie mogłem się przecież spóźnić. Prezentowałem się dobrze, na pewno (prawie jak zawsze, no ale), i nic tego nie zmieni, nawet zaczerwieniona twarz.
Pociągnąłem za klamkę od drzwi kawiarenki i przez szybę widziałem środek pomieszczenia, ale nie mogłem nigdzie znaleźć wysokiego bruneta w garniturze. Ponoć poznam go od razu, a aktualnie tu nie było nikogo, kto mógłby chociaż w jednym procencie go przypominać. Usiadłem przy stoliku tuż obok szyby, czekając na niego i zamawiając - jak na razie - szklankę wody.
cxhxaxn: Przepraszam.
cxhxaxn: Musiałem zostać chwilę w pracy, już do Ciebie jadę.
lh7: w porządku, ale nie używaj telefon, gdy prowadzisz.
Nie wiem, czy spóźnianie się było w porządku jak na pierwszą randkę, ale cxhxaxn spóźniał się już o dziesięć minut, lecz mu wybaczę, ponieważ to nie jego wina, że się spóźnia.
Nim zdążyłem się zorientować, że wszedł ktoś do pomieszczenia, mój telefon zabrzęczał, informując mnie o nowej wiadomości.
cxhxaxn: Jestem za Tobą.
Zaśmiałem się i wstałem powoli, odsuwając się krzesłem nieco od stolika. Uniosłem głowę w górę, aby spojrzeć na mojego nowego towarzysza, ale nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Chanyeol upuścił teczkę z dokumentami.
Tak, jestem na randce z własnym kuzynem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top