3;
Przez szklane drzwi, przez które - mimo iż były brudne - mogłem zauważyć zgarbione plecy Soojung, która najprawdopodobniej miała przerwę. Nie byłem do końca pewny, bo mogła równie dobrze mieć klientów, którym kazała czekać.
Mimo iż czasem mogła sprawiać wrażenie miłej, kompletnie taka nie była. Wybuchała szybko złością, tym bardziej, kiedy ktoś ją pospieszał, jej kompletnym przeciwieństwem była Amber, ale, jak mówią, przeciwieństwa się przyciągają to w tym przypadku to niezbyt się zgadzało, bo przecież ze sobą zerwały kilka dni temu.
Popychając drzwi usłyszałem ten denerwujący dźwięk dzwoneczków wiszących tuż nad framugą. Nie mam pojęcia, dlaczego nie został jeszcze zlikwidowany, ale będę chyba zmuszony napisać podanie do szefa Jisunga. Co jak co, ale te wieśniacke dzwoneczki, które są w osiedlowych sklepach na wsi (u mojej babuni takie były, a ona mieszka na wsi) nie będą tu wisiały, pewnie przez to klienci boją się tu przychodzić.
Ja, mimo iż nie jestem klientem, boję się nie tylko dzwoneczków, ale też Soojung. No, tylko troszeczkę się bałem, jest groźna i tak dalej, no ale to dziewczyna, a kto się boi dziewczyn? Oprócz Jisunga, nikt.
- Hej, Soojung. - Zdjąłem czarną czapkę, przy okazji przeczesując palcami włosy, które zdążyły się na pewno zniszczyć i nie wyglądały już tak dobrze.
Wiecie, nadal chodziłbym bez czapki, ale ostatnio rozchorowałem się przez to tak bardzo, że mimo iż jest teraz październik to noszę czapkę, szalik i rękawiczki, bo ew, nie chcę znów leżeć przez miesiąc w łóżku, bo to po jakimś czasie robi się dość nudne.
- Hej - odpowiedziała, przeglądając jakiś magazyn (na okładce była Chaelin!!, jeśli kogoś to interesuje), nawet na mnie nie patrząc.
To mnie trochę denerwowało, ale ze względu na to, że staram się ostatnio być miły (!!!), postanawiam tego nie komentować.
- Wiesz, mi też jest przykro, że to tak się skończyło, ale widzę, że sobie jakoś radzisz. - Zacząłem, nie dając jej dość do słowa, ponieważ teraz ja mówię, więc nie będzie mi przerywała.- To najważniejsze, a Amber w takim razie nie jest ciebie warta, skoro się tak zachowała. Znaczy, w sumie nie wiem co zrobiła, no ale Soojung, nie powinnaś palić, naprawdę chcesz tak szybko umrzeć? Jesteś młoda, nie psuj sobie tak zdrowia. Serio, byłem załamany, kiedy Jisung mi powiedział, że wypaliłaś aż pół paczki fajek tylko przez rozstanie.
- Co.
- Co?
Zamiast odpowiedzieć, wpatrywała się we mnie z rozdziawioną buzią i głową opartą o dłoń. Czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony, ale jedyne co dostałem w odpowiedzi to:
- Przecież nie zerwałyśmy.
Nie mam pojęcia, o co jej znów chodzi, bo zachowuje się dość fatalnie, nawet jak na nią. Może tak działa jej mechanizm obronny, zaczyna wmawiać sobie, że nadal jest z Amber. Słyszałem, że niektórzy tak robią, więc pogłaskałem ją po włosach i dałem całusa w czoło, żeby nie było jej smutno. Słyszałem też, żeby pocieszać ludzi po zerwaniu, bo to chociaż trochę ponoć pomaga, więc staram się ją pocieszyć, bo co jak co, ale wyglądały ze sobą dość ładnie.
Ale skoro nie da się z nią normalnie porozmawiać, postanowiłem poszukać Jisunga, który najprawdopodobniej albo miał przerwę, albo był w kibelku, ale nie sądzę, aby był w nim aż tak długo. Chyba że miał biegunkę, tak jak ostatnio.
Kierując się w stronę zaplecza, pomyślałem, że może siedzi sobie na zewnątrz. Zmieniłem kierunek i szedłem przez dość długi korytarz, dopóki nie spostrzegłem tylnych drzwi - szarpnąłem za klamkę, a one w mgnieniu oka stanęły przede mną otworem.
Pierwsze, co zobaczyłem, to był chodniczek, wokół którego było pełno powoli już usychających kwiatków (nie mam pojęcia, kto na tyłach salonu tatuażu sadzi kwiatki) i Kiji oparty o ścianę budynku z, jak zwykle, telefonem w dłoni
- Ty chyba uzależniony jesteś. Odłóż w końcu ten telefon i chociaż na mnie spójrz.
- I kto to mówi? - prychnął, chowając urządzenie do kieszeni. Odbił się nogą od ściany i podszedł do mnie. - Czemu przyszedłeś?
- Nie mogę?
- Po prostu nigdy do mnie nie przychodzisz, jeśli czegoś nie chcesz. -Wzruszył ramionami. - Przecież cię znam, co chcesz?
Spojrzałem na niego spode łba, nieco zirytowany. Odwiedzam go z własnej woli, żeby nie smucił się, że jest tu sam (tak naprawdę nikt go nie lubi).
- Nic -warknąłem. - W ogóle, to mógłbyś się umyć, wiesz? Nadal śmierdzisz tytoniem.
Przewróciwszy oczyma, głośno się zaśmiał, a rękę zarzucił mi na ramię, na co jęknąłem niezadowolony. Jest dużo wyższy i nie należy do najlżejszych, a opadnie całym swoim ciężarem na moje biedne ramiona nie jest najlepszym pomysłem.
- Kocham cię, Siyoung.
- Super, ale gdybyś mnie kochał to odsunąłbyś się ode mnie.
Odepchnąłem go od siebie i, na całe szczęście, już się na mnie nie zawiesił.
- Właśnie, Jisung. Rozmawiałem dzisiaj z Soojung, wiesz jak mi jej szkoda? Ciągle udaje, że jest z Amber i wypiera się tego, że ze sobą zerwały. Może powinna pójść do psychologa? Boję się, że mogło to na nią źle wpłynąć.
Pokiwał śmiertelnie poważnie głową: - Masz rację, porozmawiam z nią o tym.
Zadowolony uśmiechnąłem się. Mój pomysł się spodobał i w końcu zostałem doceniony. Słusznie, bo powinienem być doceniany ciągle, bo co jak co, ale pomysły mam świetne. Tak naprawdę, to wszystko, co wpadnie do mojej głowy jest niesamowite, tak samo jak ja.
Jedyną osobą, która publicznie mnie krytykuje, to Dongwan, który po prostu się nie znał. Nie miał wyczucia w niczym, począwszy od muzyki, kończąc na kobietach.
- No to za ile wychodzisz?
Przystając na moment przy biurku i przeglądając notes (który kupiłem mu na urodzinki, jest cały w dinozaury, bo lubił je jak był mały).
- Za dwadzieścia trzy minuty ma przyjść mój ostatni dzisiejszy klient. Nie wiem, ile nam to zajmie.
Kiwam głową, zajmując wolne krzesło. Przy okazji zakładam na siebie bluzę Jisunga, która jescze chwilę temu znajdowała się na oparciu. Wkładając jedną dłoń w kieszeń, a drugą wyciągając telefon ze spodni, przyglądając się starszemu, który dezynfekował maszynkę i przygotowywał wszystkie potrzebne rzeczy. Nie odzywał się do mnie w ogóle, co mnie trochę denerwowało, bo przyszedłem tu do niego a on jedynie podśpiewywał coś pod nosem.
- Mam na ciebie czekać? - spytałem, patrząc na niego spode łba. Przyszedłem specjalnie po niego, ale nigdy więcej tego nie zrobię. Nie docenia tego i chyba jestem dla niego zbyt dobry, więc niech zapomni o tym, że kiedykolwiek przyniosę mu do pracy coś do jedzenia, kiedy poprosi.
- Jak chcesz.
Sposób, w jaki wzruszył lekceważąco ramionami wkurzył mnie tak, że aż wstałem i nie żegnając się nawet z Soojung (obok której siedziała właśnie Amber obejmująca ją ramieniem, ale byłem zbyt zły, żeby się nad tym zastanawiać) i wychodząc z budynku. Nie wziąłem nawet kurtki, ale niezbyt mnie to teraz obchodzi, bo mam na sobie i tak bluzę Jisunga.
Włożyłem zziębnięte ręce do kieszeni, próbując je nieco ogrzać. Mimo iż był maj, było strasznie zimno. Na szczęście, tylko dzisiaj ma być tak chłodno, na jutro zapowiadali nieco większe ocieplenie.
Kiedy poczułem niezbyt duże pudełko w kieszeni bluzy, szeroko się uśmiechnąłem. Wyjmując je, uświadomiłem sobie, że to dobre cukierki, które czasem Jisung mi kupował. Super się składa, jestem dość głodny (i jeszcze trochę zły). Otwierając opakowanie i zaglądając do środka, omal się nie zakrztusiłem. Zamiast kolorowych, słodkich kuleczek, były tam te jebane fajki.
Z czystym sercem i sumieniem wyrzuciłem za okno (prosto na trawnik przed blokiem) walizkę (niedopiętą, niektóre ubrania z niej wyleciały) z przyczepioną kartką nie masz po co wracać. Spakowałem mu walizkę, podczas gdy on mnie bez przerwy okłamywał. Nie zasłużyłem na takie traktowanie, a on na mnie. Byłem dla niego zbyt dobry, a on ciągle zaczynał kłótnie i był okropny.
Już mnie nawet nie obchodzi, czy będzie miał gdzie zamieszkać i co jeść. Bez znaczenia będzie mi to, czy będzie spał pod mostem i zamarznie.
Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem zza okna wiązankę głośnych przekleństw skierowanych do mojej osoby, które tak naprawdę były wypowiedziane bezpodstawnie. Sam zawinił, ale ma aż tak wielkie ego, że na sto procent się do tego nie przyzna. Zawsze byłem pewien, że będę miał super dziewczynę, bezproblemową i kochaną, a trafił mi się Jisung.
Słysząc dzwonek dyktafonu, podszedłem do niego powoli i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Czego?
- Nauczysz się nie wywlekać naszych spraw poza mieszkanie? Nie każdemu już chce się słuchać naszych kłótni.
- Bo co? Bo każdy teraz wie, jaką fałszywą żmiją jesteś? - spytał i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, odłożył słuchawkę. Bez względu na to, że dzwonek do drzwi i telefonu ciągle rozbrzmiewały, on wrócił do salonu. Oglądać telewizję.
Kiji
Siedzenie pod kamienicą (na trawie) i kompletne nicnierobienie było marnowaniem czasu, ani nie zostałbym wpuszczony do mieszkania, ani nie znalazłbym żadnego lokum na kilka dni. Więc zamiast tam, siedziałem w przedszkolu, czekając na powrót Yongguka z toalety.
Widząc mnie, spytał cicho znów?, a ja pokiwałem jedynie głową. Tak naprawdę, po kłótniach z Siyoungiem, Bang mnie gościł u siebie. Mieszkał sam, miał dużo miejsca i czasu, więc poświęcał go przeważnie dla mnie. Dobry kolega, zawsze pomagał, kiedy go potrzebowałem. No ale smutne jest to, że mieszka sam od kilku miesięcy. Nawet psa nie ma, a co dopiero dziewczyny (zerwali ze sobą kilka miesięcy temu).
- No to sobie poczekasz trochę, Jisung. Chyba, że dam ci kluczę, chcesz?
Pokiwałem szybko głową: - Uhm.
- A zrobiłbyś po drodze zakupy? Kup cokolwiek, żebym mógł ugotować nam obiad. - Wyciągnął kilka banknotów oraz kluczę. Podał mi je chwilę potem. - Na co masz ochotę?
- Na ciebie, Bang.
Głośno się zaśmiał, ale po chwili oprzytomniał i warknął.
- Idioto, tu są dzieci!
- Myślisz, że cokolwiek zrozumiały? Są zbyt małe i tępe.
- Ty jesteś tępy, skoro tak mówisz. Wiesz, że dzieci są inteligentniejsze i bardziej kreatywne od dorosłych?
- Te bachory nie są kreatywniejsze ode mnie. - Westchnąłem i wstałem z dziecięcego krzesełka. - Możemy zamówić pizzę, nie musisz gotować.
- Nie jem takich rzeczy, zapomnij. Kup jakieś warzywa. No i owoce, i mleko, rano zrobię koktajl.
- Przecież mam uczulenie na mleko.
Westchnąwszy, przetarł twarz dłonią: - Nieważne, idź już.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top