Zbliża się wojna
*P.O.V. Kagome*
"Czy go kocham?" To było jedno z wielu pytań, jakie krążyły mi w głowie. Jak mogę go kochać? Przecież nie mam prawa tego robić. Są pewne zasady. Zasady, których nie wolno mi złamać, choćbym miała umrzeć. Jednym z nich jest to, by się nigdy nie zakochać się w ludzkiej istocie. To po prostu nie jest możliwe. Demon i człowiek nie mogą być razem. Dlaczego? Z jednej, prostej przyczyny... Demony są zaborcze i mają bardzo brutalne sposoby na okazywanie uczuć. W prawdzie istnieją jednostki, które potrafią być czułe, ale to nic nie zmienia. Każdy demon może przypadkiem skrzywdzić bratnią duszę. Dlatego, dla dobra ogółu nie wolno nam kochać ludzi. Są po prostu zbyt słabi, by przetrwać u naszego boku. Jednak, czy to coś zmienia? Przecież niedługo też będzie demonem. Ale czy wtedy odwzajemni moje uczucia? A może mnie znienawidzi i odrzuci? Ale nie o czym ja myślę?! W końcu jestem demonem! Nie mam uczuć! Chociaż coraz częściej w to wątpię. Ale nawet jeśli mam uczucia, to co tak właściwie do niego czuję? Życie jest momentami zbyt trudne... Zresztą... O czym ja właściwie myślę? Już raz kochałam. On był moim ratunkiem i zgubą. Moim życiem i śmiercią. Moją ostoją. Lekiem na każde zło tego świata... Ale jego już nie ma. A raczej jeszcze nie ma. Obiecano mi to. On czeka na końcu mojej podróży. Wystarczy, że wypełnię misję i znów będziemy razem. Tu nie ma miejsca na uczucia.
- Czy aby na pewno moje dziecko? Masz uczucia. Nie zapominaj, że twoja matka była aniołem.
- A mój ojciec diabłem. Tak Midoriko-sama. Wiem.
- Hn. Imomuto (tzn. Młodsza siostra) nie zapominaj o tym kim jesteś. Masz więcej uczuć, niż nie jedna anielska istota. Opiekujesz się słabszymi i wybaczysz, nawet jeśli cię zdradzą.
- To nic nie zmienia Sesshomaru. Jesteś moim aniki (tzn. Starszy brat), ale to nie znaczy, że wszystko o mnie wiesz. W końcu jesteś księciem lodu. Powinieneś zauważyć, że długotrwałe spędzanie z tobą czasu pozwoliło mi na przejęcie wielu twoich cech. W tym lodowej maski, która nie pozwala przeciwnikom dostrzec twych uczuć.
- Nie przeczę siostrzyczko. Nie przeczę. Jednakże pamiętaj, że ja wiem.
- Do prawdy? A cóż to takiego wiesz?
- Wiem, jaka byłaś nim on umarł. Wciąż to pamiętam. Zbierałaś kwiaty na łące. Oglądałaś wschody i zachody słońca. Pomagałaś wszystkim, którzy tego potrzebowali. On patrzył na ciebie. Zawsze był u twego boku. Gdy zginął... Twoje serce prawie zginęło razem z nim. Mimo tego, że straciłaś ukochanego i synów... Nadal się uśmiechasz. Udajesz, że jest dobrze. Nie pozwalasz po sobie poznać, że czujesz ból. I to wszystko po to, by nikogo nie martwić. Jak śmiesz mówić, że nie masz uczuć?
- Drogi bracie... Ty tego nie zrozumiesz. Obiecali, że go odzyskam.
- No właśnie... My w tej sprawie...
- Tak? O co chodzi?
- No bo widzisz... Do wiedzieliśmy się właśnie, że... Jakby to powiedzieć...
- Hn. Starej wiedźmie chodzi o to, że twój kochaś poddał się procesowi reinkarnacji.
- Sesshomaru! Mieliśmy przekazać jej to delikatnie! I nie mów do mnie "stara wiedźma"! Nie jestem złą osobą! I mam ledwie 1200 lat i wcale nie wyglądam AŻ tak staro.
- Heh. Jeszcze...
- Sesshomaru! Jak możesz ty przeklęty draniu! Jesteś tylko 200 lat młodszy odemnie!
- Halo! Ja wciąż tu jestem! Zamiast się kłócić, dla odmiany moglibyście zwrócić na mnie choć trochę uwagi!
Gdy miałam ich niepodzielną uwagę, postanowiłam, że nadszedł już czas. Na co? Żeby wybuchnąć, ot co!
- O CO WAM WŁAŚCIWIE CHODZI?! JAKA REINKARNACJA?! TO ZNACZY, ŻE ON TU JEST?!
Krzyczałam na szczycie płuc.
- Hn. Imomuto. Uspokuj się.
- USPOKUJ SIĘ?! Uspokuj się?! Jak m się uspokoić?! Co byś zrobił na moim miejscu?!
- Ech... Kagome-chan... Chodzi nam o to, że jego dusza widziała, jak męczysz się po jego śmierci. Wystąpił do Niebiańskiej Rady o pozwolenie na zejście na Ziemię. Chciał być przy tobie. Rada się nie zgodziła. Dlatego właśnie w tajemnicy przed wszystkimi wymusił na Tsukiko-san, by otworzyła mu portal do tego świata.
- Co prawda chciał pojawić się jako duch, ale portal dał mu nowe ciało, które należało do wpół martwego dziesięciolatka, którym okazał się być Zero.
- Teraz dzielą ze sobą dusze. Mimo wszystko są jednością.
- To wyjaśnia uczucia, które czujesz do tego chłoptasia.
- Cóż... Muszę to wszystko przemyśleć. Do zobaczenia jutro. Midoriko-sama. Sesshomaru-aniki.
Opuściłam moją podświadomość i spojrzałam na zegar. Już po północy. Życie demona jest takie trudne. Nie śpimy, nie jemy, nawet nie oddychamy. Odpoczynek jest zbędny, gdyż nigdy się nie męczymy. Do jedzenia jesteśmy zmuszani, by nikt nie zaczął czegoś podejrzewać. Mimo to nie czujemy smaków. To tak jakby jeść piach. Jeśli chodzi o oddychanie... Po prostu nie czujemy takiej potrzeby. To prawie tak jak z człowiekiem. Ludzie w pewnym momencie zapominają, że wykonują różne czynności, takie jak mruganie, czy oddychanie. Można powiedzieć, że demony też o tym zapominają. Tylko... Tak jakby na stałe... Ponieważ od dobrych dziesięciu lat jestem demonem, zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Gdy nie sypiam wpatruję się w gwiazdy. To taki mały nawyk, który podłapałam od mojego nauczyciela. Przyjaźniliśmy się i często razem oglądaliśmy nocne niebo. Gdy o nim myślę, zaczynam tęsknić. Teraz również patrzyłam w przestrzeń. Lecz tym razem... W gwiazdach było coś innego. Nie mogłam w to uwierzyć. Zaniepokoił mnie ruch gwiazd. Zobaczyłam to, czego miałam nadzieję nigdy więcej nie ujrzeć... Edyran - zwiastun śmierci. Achernar - zwiastun wojny. Eri - zwiastunka zwycięstwa. Mirach - zwiastun pokoju. Cztery najjaśniejsze Ziemskie gwiazdy zazwyczaj błyszczące na firmamencie, dziś przygasły. Co mam przez to rozumieć? Czyżby moje przeczucia się sprawdziły? Czy zbliża się wojna? Jak wiele osób zginie? Kto wygra? Ty na pewno byś wiedział Kuronue-chan... Zawsze najlepiej potrafiłeś odczytać mowę gwieździstych duchów. Pamiętam jak opowiadałeś mi różne historie na ich temat. Podobno gwiazdy to dusze poległych wojowników, władców i wybitnych uczonych, których uhonorowano w ten sposób, za wspaniałe czyny, których dokonali za życia. To są właśnie te najjaśniejsze duchy. Zaś te mniej błyszczące to nasi bliscy. Czuwają nad nami z góry. Dbają, by nic złego się nam nie przytrafiło.
- Czasem zastanawiam się... Czy ty też tam jesteś, Kuronue-chan? Czy opiekujesz się mną? - Szepnęłam w przestrzeń. Bezpańska łza zsunęła się po moim bladym policzku.
- Powiedz mi Kuronue-chan... Dlaczego odszedłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? - Coraz więcej łez. Cóż... W końcu dawno nie płakałam. Nie umiem inaczej wyrażać uczuć. Albo płacz, albo ogólna destrukcja. Wygląda na to, że moje przypuszczenia się sprawdziły. Może to i bezpodstawny wniosek, ale lepiej być przygotowanym na najgorsze. Muszę jak najszybciej zdobyć sprzymierzeńców i przemienić Zero. Jedno jest pewne... Coś naprawdę strasznego ma się wydarzyć... I to już niedługo.
Otarłam łzy. Nie czas by płakać. Na zegarze wybiła szósta rano. Poszłam do łazienki. Czas na długą, gorącą kąpiel. To wszystko, czego teraz potrzebuję. Chwila relaksu. Wykąpałam się i ubrałam. Niedługo przyjdzie Zero. Usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam torbę i wyszłam, zamykając za sobą pokój.
- Witaj, Zero-kun.
- Hej. Kiedy idziemy do miasta?
- Zaraz po zakończeniu zajęć. Rozmawiałam z dyrektorem. Powiedział, że mamy wrócić przed otwarciem bram Akademika Księżyca. Uważa, że Yuuki nie da sobie rady sama. Chce, żebyśmy pomogli jej w patrolu.
- Dobrze. Czyli mamy jakieś cztery godziny, żeby wszystko załatwić. Damy radę?
- Oczywiście, że tak. Za kogo mnie masz? Nie jestem jedną z tych piskliwych Banshi (tzn. Krzyczący potwór). Nie biegam też po sklepach bez opamiętania. Prawdę mówiąc, nie przepadam za zakupami. Robię to, tylko, jeśli na prawdę muszę...
- Taa...
Nastała chwila ciszy. Było to dość nie wygodne. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale nie miałam zamiaru mu pomóc. Powie, gdy będzie gotowy. Zajęcia mijały dość szybko. Oczywiście nie obyło się bez spojrzeń ze strony męskiej części klasy, ale zdążyłam się już przyzwyczaić mimo, że strasznie mnie to irytowało. Nim się obejrzałam była już szósta lekcja. Dobrze. Jeszcze tylko dwie i wolność.
Obecnie mamy przerwę. Rozmawiałam chwilę z sensej'em (tzn. Nauczycielem). Kazał mi i Zero zrobić jakiś projekt. Musiałam go o tym poinformować.
Podeszłam do naszej ławki i usiadłam na niej bokiem, a raczej wsparłam się o nią. Cóż, jak zwała tak zwał. Zero spojrzał na moje udo, a później na mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że si rumieni.
- Czy coś się stało, Kagome?
- Sensej kazał nam zrobić projekt.
- Projekt? Ile mamy czasu?
- Tydzień. Szczegóły omówimy późnej. Mam nadzieję, że jesteś przygotowany na dzisiejsze popołudnie. Nie chciałabym tracić zbyt wiele czasu.
- T-tak. Jestem g-gotowy. - Zarumienił się i zaczął się jąkać. To było takie słodkie. Nie mogłam zrobić nic innego. Jestem demonem, to prawda. Ale jestem też kobietą. Zeskoczyłam z ławki, zaczęłam piszczeć i po chwili zarzuciłam ramiona na jego szyję. Zarumienił się jeszcze bardziej.
- C-co ty robisz, K-Kagome-chan?! - Praktycznie piszczał.
- Kyaaa! Zero-chan! Jesteś taki słodki, gdy się jąkasz i rumienisz! Wiedziałeś? Powinieneś roić to częściej!
Poczułam na sobie to mordercze spojrzenie. Znałam je bardzo dobrze. Yuuki. Dlaczego jesteś zazdrosna... Odsunęłam się powoli. Jednak moje dłonie wciąż spoczywały na jego ramionach.
*Koniec P.O.V. Kagome*
*P.O.V. Zero*
Ktoś połowicznie usiadł na mojej ławce. Spojrzałem na zgrabne udo, a następnie na twarz tej osoby. Kagome. Patrzyłem na nią chwilę rozmawialiśmy o jakimś projekcie. Zapytała, czy jestem gotowy na popołudnie. Kagome i ja. Sam na sam. W mieście. Wieczorem. Spotkanie. Niemożliwe... Czyżby to była randka?! Na samą myśl o tym zarumieniłem się. Usłyszałem pisk. Ale nie był on bolesny dla moich uszu. Raczej dziwnie kojący. Kagome zeskoczyła z ławki i objęła mnie od tyłu. Zarumieniłem się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Zacząłem się jąkać. Czy ona własnie powiedziała, że jestem s-słodki?! Niemożliwe... Po prostu niemożliwe. Poczułem ból w klatce piersiowej, gdy spojrzałem na Yuuki. Wyglądała na wściekłą. Moja miłość odsunęła się ode mnie, lecz jej dłonie pozostały na moich barkach. Niespodziewanie zaczęła szorować kciukiem po miejscu, gdzie dawno temu ugryzł mnie ten wampir. Spojrzałem na nią. Była zamyślona i wyglądała na taką smutną... Miałem ogromną ochotę wstać, przytulic ją i pocieszyć... Jej szczęście to moje szczęście. Jej smutek jest moim smutkiem. A jej wrogowie... Zostaną przeze mnie zniszczeni. Chcę by zawsze się uśmiechała. Nawet... Jeśli ten uśmiech nie będzie skierowany do mnie... Puki będzie szczęśliwa, ja również będę. Zadzwonił dzwonek. Kagome ocknęła się z zamyślenia i usiadła. Po lekcjach jak zwykle wszyscy wyszli. Została tylko nasza dwójka. Kierowaliśmy się w stronę drzwi. Zatrzymałem się. Musiałą to wyczuć, bo obróciłą się w moja stronę z pytającym spojrzeniem.
- Ne, Kagome-chan...
-Tak?
- Też to widziałaś, prawda? To spojrzenie w jej oczach?
- Nie powinieneś się tym przejmować Zero. Nic mi nie będzie. Jestem silna. Pamiętasz?
- Oczywiście, że jesteś. - Uśmiechnąłem się lekko. - Więc ruszajmy do miasta.
Ciekawe, czego potrzebujemy do przemiany... No cóż... Czas pokaże. Szkoda tylko, że mamy go tak mało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top