Wewnętrzny demon?!

*P.O.V. Kagome*

Wstałam dziś wyjątkowo późno. Właściwie nie tyle wstałam, co zostałam brutalnie zmuszona do obudzenia się. Mianowicie po moim nocnym koszmarze zasnęłam w ramionach Zero. Czułam się bardzo dobrze. Chciałam zostać tam już na zawsze. Pierwszy raz od dawna poczułam się kochana. Nie chciałam tego stracić. Od tamtej pory Zero każdą noc spędzał ze mną. Stwierdził, że chce być przy mnie w razie "powtórki z rozrywki" jak on to określa... Spałam sobie smacznie. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Nie poczułam aury zniszczenia, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Do czasu... Osoba, która weszła podbiegła do nas gwałtownie. Zaciągnęła przykrywającą nasze na wpół nagie ciała kołdrę i zaczęła krzyczeć. Mimo tych pisków, które zdawała się wydawać kobieta, wiedziałam lepiej. Otworzyłam oczy i ujrzałam panicznie biegającego po pokoju dyrektora tej zacnej placówki - Kaien'a Cross'a. Matko... Przez te jego piski naprawdę można pomylić go z dziewczyną... Poczułam kolejną obecność. Spojrzałam w stronę drzwi. Stała w nich Yuuki. W jej oczach płonął ogień nienawiści do mnie. Nie miałam czasu przejmować się takimi nieistotnymi sprawami. Jednakże wizja kolejnego wroga nie była zbyt przyjemna. Nawet jeśli ma on być tak słaby... Spojrzałam na Zero śpiącego u mego boku. Miał na sobie tylko czarne bokserski. Umięśniony brzuch i klatka piersiowa unosiły się w miarę jego oddechów. Delikatnie pogładziłam go po policzku.
- Zero... Zero... - Mówiłam delikatnie. - Czas wstawać... Musimy się wytłumaczyć... - Zaczął się mieszać we śnie. Powoli otworzył swoje piękne fiołkowe oczy.

*Koniec P.O.V. Kagome*
*P.O.V. Zero*

Spałem. Śniłem o niej. Widziałem, jak leżała u mego boku. Wyglądała przesłodko w swojej koszuli nocnej. Była lekko zarumieniona. Ktoś pogłaskał mnie po poliku. Usłyszałem jej anielski głos. Nawoływała mnie. Prosiła, bym się obudził, wstał. Tylko z czego tak właściwie mam się tłumaczyć... No nic. Dowiem się, gdy wstanę. Po otworzeniu oczu ujrzałem czarnowłosą z mojego snu. Kagome pochylała się nad moim ciałem.
- Witaj... - Powiedziałem z uśmiechem, który odwzajemniła.
- Witaj... - Odpowiedziała. Jak przez mgłę słyszałem krzyki oburzenia. Jednakże zbytnio zapatrzyłem się w jej oczy, by zwracać uwagę na to, co dzieje się dookoła mnie. Z zadumy wyrwało mnie chrząknięcie. Spojrzałem na Kaien'a, którego - tak dla jasności - zobaczyłem dopiero przed momentem.
- Zero... - Oj niedobrze... Znam ten ton głosu. To NAPEWNO nie wróży nic dobrego. - Czy możesz mi powiedzieć, co tu się do jasnej cholery dzieje?! - I po jakiego grzyba on się tak denerwuje... Przecież do niczego poważnego nie doszło. Nagle usłyszałem moją podświadomość.
- Wielka szkoda...
- Słucham?! Wcale, że nie. Dobrze, że nic się nie stało!
- Hihihi...
- Można wiedzieć, co cię tak bardzo bawi?!
- Ależ oczywiście... Zabawne jest to, że zaprzeczasz samemu sobie... Nie chcesz przyznać, że coś do niej czujesz... Hihihi...
- Nie prawda!!! A nawet jeśli... To ona nic do mnie nie czuje... Poza tym... To nie jest twoja sprawa! Daj mi wreszcie święty spokój!!! - Psychicznie zdzieliłem moją podświadomość zrolowaną gazetą po łbie. Zniknęła zostawiając za sobą ten okropny śmiech.
-Nic wielkiego staruszku. - No oczywiście! Bo przecież nie byłbym sobą, gdybym postąpił odrobinę inteligętniej... Jak zwykle palnąłem coś głupiego w nieodpowiednim momencie. Teraz staruszek na bank jest na mnie wściekły.
- Nic wielkiego?! NIC WIELKIEGO?! - Ryknął. - W tej chwili masz się jakoś wytłumaczyć młody człowieku! I na twoim miejscu modlił bym się, żeby ta historyjka była w miarę wiarygodna! - Przerwał na chwilę. - I jeszcze jedno... NIE MÓW DO MNIE STARUSZKU NIEUKU JEDEN! MAM LEDWIE 30 LAT NA KARKU I WYMAGAM CHOĆ ODROBINY SZACUNKU Z TWOJEJ STRONY! CZY TO JASNE?! - Wewnętrznie zagwizdałem przeciągle. Tak. Jest wściekły. Ale dlaczego, przecież my naprawdę nic nie zrobiliśmy... Tak bardzo się o nią martwi? Zakochał się, czy co...? Nie jestem pewien dlaczego, ale na tę myśl coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Czyżbym był...? Nie. To nie możliwe. Pewnie jakiś nerwoból, czy coś... Tak. To z pewnością to. Już miałem odpowiadać, gdy przerwał mi pewien melodyjny głos.
- Ależ on mówi prawdę panie profesorze... Naprawdę do niczego nie doszło... Miałam koszmar, a Zero tylko mnie uspokoił. Martwił się o mnie, więc został. Nie gniewaj się na niego, proszę... To moja wina. Jeśli chcesz kogoś ukarać, to tylko mnie... - Kagome spojrzała dyrkowi prosto w oczy. Ciekawie, czy jego też uda jej się zmanipulować... Ocho. Już mięknie.
- Kyaaa! - Krzyknęła, gdy rzucił się na nią i zaczął obracać się dookoła własnej osi mocno ją przytulając.
- Kawaii~ne! Kagome-chan! Jesteś taka słodka!!! - Ktoś warknął. Spojrzałem w stronę tej osoby i ujrzałem Yuuki z chęcią mordu w oczach skierowanych na Kagome. Zmróżyłem oczy. Będę musiał z nią poważnie porozmawiać. Spojrzała na mnie. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Nagle usłyszałem piękny dźwięk. Kaggie chichotała dziecięco. Zamroziło mnie. Ona się śmieję. Uśmiecha się. Jest szczesliwa, lecz... Nie w moich ramionach. Ktoś inny spowodował jej szczęście. Jej uśmiech wywołał inny. Dyrektor zdążył postawić ją już na podłodze. Pozycja, w jakiej stali... Gdy ją ujrzałem, ogarnął mnie niepochamowany gniew. Oboje wyglądali na zmęczonych. Mieli rozczochrane włosy i rumieńce na policzkach. W ich oczach widziałem szczęście. Zbyt wiele tego całego "szczęścia" jak na jeden dzień... Jej ręce były na jego szyi, a jego na jej biodrach. Ponadto jej ubrania... Ciemno-fioletowa, jedwabna koszula nocna do połowy uda, obszyta była czarną koronką. Czarne były również ramiączka od koszuli. Gdy widziałem, jak jest wesoła, również tak się czułem. Jednak, gdy ponownie docierało do mnie, że jest w ramionach innego mężczyzny, że to on wywołuje uśmiech na jej twarzy, a nie ja, to... Byłem wściekły. Miałem wielką ochotę coś zniszczyć. A może ja faktycznie... Nie! To przecież nie jest możliwe. Nie mógłbym się w niej zakochać. Jest jak siostra, a nie ukochana. Ale, jeśli jej nie kocham, a to nie jest zazdrość, to co?
- Ależ tak! - Powiedział głos w mojej głowie. Ale ten był inny. To nie była moja podświadomość. Jej głos jest bardziej... No nie wiem... Piskliwy. Irytująca. Cienki. Teraz przemawiał do mnie gruby, męski baryton. Wystraszyłem się nie na żarty.
- Kim jesteś?!
- Jestem twoim wewnętrznym demonem. Co prawda miałem objawić ci się dopiero podczas jutrzejszej przemiany, ale wyzwolił mnie twój gniew.
- Nie rozumiem! Po co tu jesteś?! Czego chcesz?! Znasz przyczynę mojego gniewu?! Powiedz coś!!!
- Może zamiast bez sensu kłapać dziobem dla odmiany ruszysz głową...
- Gdybym wiedział, to bym cię o nic nie pytał!
- Ty głupia ludzka istoto! Nie jesteś wart choćby skrawka mojego cennego czasu! Skoro nie umiesz pomyśleć, to co z ciebie będzie za demon?! Przecież to takie proste!
- Tak?! To może w swej łaskawości raczysz wyjaśnić mojej zbłąkanej duszy, co się dzieje!
- Głupcze!!! Czy naprawdę tak trudno to zauważyć?! Pomyśl! Ona nie jest dla ciebie tylko jak siostra! Jest kimś więcej! Jest mate! M.A.T.E!!!
- Co to jest mate?
- Mate, to inaczej partner, kochanek... Nie możesz od tego uciec. Twój mate jest twoim przeznaczeniem. Ono dopadnie cię prędzej, czy później...
To były ostatnie słowa jakie usłyszałem. Zacząłem tracić przytomność. Widziałem zatroskaną twarz Kagome, a potem była już tylko ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top