Poznaj wampiry

Wiem. Jesteście na mnie wściekli. Ogłaszam wszem i wobec, że możecie mnie zabić, odciąć mi głowę i zawiesić ją na palu, zjeść resztę mojego ciała i wykąpać się w mojej krwi. (Ciut drastyczne jak na mój gust XD) Ogółem chodzi mi o to, że przepraszam. Po stokroć przepraszam. Obiecałam dodać już dawno temu, ale ostatnimi czasy strasznie cisną mnie w szkole. Do tego dochodzą obowiązki domowe i jeszcze brak weny. Wiem, że was zawiodłam, ale w ramach wynagrodzenia za kilka... No sama nie wiem... Może za kilka godzin dodam nexta. Ten rozdział nie będzie idealny, bo mam wciąż mało weny, ale dam z siebie wszystko. Ponadto, jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jutro dodam nexta, a w sobotę jeszcze kolejny. trzymajcie za mnie kciuki, o ile oczywiście wcześniej nie postanowicie mnie zabić... XD


*P.O.V. Kaname*


Po opuszczeniu bram Akademika Księżyca zacząłem niepostrzeżenie rozglądać się po uczniach. Od dłuższego czasu mam złe przeczucia dotyczące jakiejś osoby. Kobiety. Bardzo pięknej kobiety. Widziałem ją we śnie. Ostatniego wieczora czułem się senny. To było dziwne dla wampirów. Bądź co bądź nie potrzebujemy czegoś tak przyziemnego... To mnie zdziwiło. Podejrzewam, że zmartwiłem moich podwładnych. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że ona nawiedzała mnie od dłuższego czasu. W snach, wizjach, a nawet myślach. Pamiętam kiedy pierwszy raz mi się objawiła.


*Kilka dni wcześniej*


Stałem przy ogromnym oknie w moim pokoju. Patrzyłem w niebo. Nie widziałem księżyca, gdyż przysłoniły go ciemne chmury. Westchnąłem. Już miałem odejść, gdy nagle poczułem coś dziwnego. Zawiał wiatr. Znów spojrzałem w niebo. Chmury zniknęły. Wszystkie. Ale księżyc... Księżyc był inny niż zwykle. Wtem... Rubinowa czerwień niczym krew zaczęła pochłaniać zazwyczaj srebrną tarczę luny. Zza niej zaś wyłoniły się złote płomienie. Delikatnie oplatały lunę, jakby bały się zmienić ją w proch, jak to miały w zwyczaju. To zjawisko było tak przerażająco piękne... Nie mogłem oderwać wzroku. Usłyszałem kobiecy głos. Echo roznosiło się w mojej głowie niczym dźwięk bijącego dzwonu. Ta osoba... Ona kazała mi uważać na znaki, które mi się objawiły lub objawią w przyszłości. To nie dobrze. Bardzo. Niedobrze. Czerwony księżyc oznacza nadciągające zło. Jednak istnieje promyk nadziei, gdyż złote płomienie nocą zwykle niosą wybawienie. Poczułem ogromny ból głowy. Zamknąłem oczy. Wtedy to się stało. To była chwila. Tak, jakby przed moimi oczami w zastraszającym tempie przeleciało zdjęcie. Widziałem jedynie rozmazane kolory. Czerń i błękit. Trwało to może sekundę. Otworzyłem oczy i ponownie spojrzałem na księżyc. To będzie ciężki okres dla wszystkich wampirów...


*Obecnie*


Z każdą wizją była coraz wyraźniejsza. Jednak jej twarz nigdy nie była na tyle ostra, by móc dostrzec szczegóły. Zawsze była taka rozmazana, nijaka... Aż do ostatniej nocy. Dopiero wtedy spostrzegłem jak piękna jest. Długie, czarne jak skrzydło kruka włosy. Błękitne, świecące niczym najjaśniejsze gwiazdy oczy. Blada skóra, delikatna niczym u porcelanowej lalki. I ten uśmiech... Delikatny i nieziemsko piękny. Zniewalał mnie. Sprawiał, że dostawałem dreszczy. Czułem... Pożądanie? Nie. To nie możliwe. Jestem Kaname Kuran, wampir czystej krwi, pochodzę ze szlachetnego rodu... Nie jestem zdolny do miłości. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Ale nie chodzi mi o ten należący do uczennic klasy dziennej. Ich wzrok praktycznie mnie pożerał. Ten był inny. Czułem jakby wiercił dziury w mojej duszy. Jakby patrzył nie na mnie lecz prze zemnie. To było takie... pociągające? Nie! Dla mnie liczy się tylko Yuuki. Nikt inny nie zagrzeje miejsca w moim sercu. Nawet moi przyjaciele nie mają do niego dostępu. Obróciłem się i wtedy ją zobaczyłem. Kobietę z moich wizji. Taka jak ją zapamiętałem. Wspaniała. Jej aura... Ona ją ukrywa. Zmrużyłem oczy. Stała obok Zero. Tak... To będzie bardzo... ciekawe...


*Koniec P.O.V. Kaname*

*P.O.V. Zero*


O co chodzi?! Czemu ona wpatruje się w tego dupka Kuran'a?! O nie! Po moim trupie! Prędzej zginę, niż pozwolę mu ją skrzywdzić! Wiem jaki on jest... Zadufany w sobie idiota o sercu z kamienia... Poza tym... On jest czystej krwi... Ona była taka sama... Zabiła ich... Nigdy więcej nie pozwolę, by wampir skrzywdził kogoś na kim mi zależy... Dlaczego? Dlaczego, gdy to powiedziałem, to na myśl przyszła mi Kaggie? Przecież... znamy się niecałe dwa dni... Agh!!! Ja już nic nie rozumiem! Co ja właściwie do niej czuję?! Co się zemną dzieje? Spojrzałem na nią.... Co ty zemną robisz Kagome?


*Koniec P.O.V. Zero*

*P.O.V. Kagome*


Zero... Dlaczego się denerwujesz? Co się z tobą dzieję? To głupie pytania... Przecież wystarczyłoby, gdybym zajrzała w twoje myśli. Ale ja nie jestem taka. Nie lubię czytać w cudzych umysłach. To jest złe... Ja nie jestem zła... Zapytam go później. Ale teraz muszę zająć się tym wampirem. Głupiec. Podchodzi tutaj. Czy nie wie, że mogę go zabić ruchem nadgarstka? Ach tak! Zapomniałam... On sądzi, że nie zrobię mu krzywdy przy świadkach. Pewnie nie wie, kim jestem. Idiota. Psychicznie kręciłam głową z rozczarowaniem.

- Kiryuu. - powiedział do Zera.

- Kuran. - wysyczał mój przyjaciel. Mogłam przewidzieć, że się nie lubią...

- Czy mogę zapytać, kim jest twoja urocza przyjaciółka? - spojrzał na mnie i uśmiechnął się sztucznie. Ugh! Teraz już wiem, po kim Yuuki ma ten nawyk. Niestety, ale żeby mnie oszukać musiałby ukryć aurę.

- Nie. Nie możesz. A teraz odsuń się Kuran, zanim zrobię ci krzywdę... - Położył dłoń na swoim pistolecie w geście ostrzeżenia. Ta broń... To... Nie... To nie możliwe... Są takie tylko dwa, a ja mam jeden z nich...

- Zero... - powiedziałam - Przestań, proszę... - w tym czasie zdążyły dołączyć do nas inne wampiry.

- Co się stało Zero? Teraz potrzebujesz obrońcy? - Zapytała jakaś dziewczyna. Miała jasnobrązowe włosy opadające falami do pasa. Jej oczy były kilka odcieni ciemniejsze. Skurę miała blado-kremową, jak większość wampirów. Emanowała od niej obrzydliwa aura przepełniona chciwością, zazdrością i rządzą władzy. Obleśne stworzenie... To jedna z niewielu osób, które wyróżniały się tego typu duszą. Większość wampirów ma czyste serca. Nawet te ludzkie istoty przepełnione pożądaniem nie są aż tak złe. Spojrzałam na Zero. Wyglądał, jakby miał się na nią rzucić. Prawdę mówiąc, to nie dziwię mu się. Sama chętnie bym jej przyłożyła. Bynajmniej nie lekko... Już chciał robić krok w jej stronę, gdy powstrzymałam go uniesieniem dłoni. W między czasie rzuciłam zaklęcie przemieszczające. Przeniosłam nas na polanę w lesie nieopodal. Spojrzałam na tę idiotkę, która ośmieliła się obrażać mojego przyjaciela. Mogłabym przysiądz, że w moich oczach zapłonął ogień. Czas pokazać im wszystkim, wewnętrzną bestię, do której miłość zaszczepił we mnie mój zmarły już syn.


*Koniec P.O.V. Kagome*

*P.O.V. Ruka*


Ta dziewczyna. Ona jest przerażająca. Naśmiewałam się z niej i Zera, bo zainteresował się nimi Kaname-sama. Ale teraz żałuję. Boję się, że coś mi zrobi. Gdy na mnie spojrzała, jej oczy... To było tak, jakby jej dusza płonęła. Jak to mówią ludzie: oczy są zwierciadłem duszy. Ona nie pokazywała żadnych uczuć. Przynajmniej do teraz... Uśmiechnęła się w moją stronę. Ten uśmiech wyraźnie obiecywał ból... Jej postać zaczęła emanować srebrną poświatą. Wszyscy musieliśmy osłonić dłońmi oczy, by nie oślepnąć. Po chwili światło przygasło. Spojrzeliśmy w jej stronę, lecz zamiast tej dziwnej kobiety ujrzeliśmy mgłę. Cała polana otoczona była śnieżno-białymi oparami. Zaczęliśmy się rozglądać. Mgła natomiast powoli stawała się coraz rzadsza. Ujrzeliśmy zarys postaci. Zbliżała się w naszą stronę. Nie musieliśmy długo czekać. Osoba, którą ujrzeliśmy była równie piękna jak tamta dziewucha. Bałam się, że ona odbierze mi Kaname-sama. Nikt nie może tego zrobić! Nikt! On jest mój! Tylko mój! Zmrużyłam oczy i po raz kolejny przyjrzałam się osobie stojącej naprzeciw mnie. Proste i lśniące srebrne włosy do pasa kolorem przypominające tarczę księżyca. Piękne oczy, niczym mieszanina płynnego złota i bursztynu błyszczące na tle zachodzącego słońca. Drobny, lekko zadarty nosek i ironiczny uśmieszek. Na czubku jej głowy zauważyłam dwoje srebrnych lisich uszu. Z kości ogonowej zaś wystawał długi i bardzo puszysty, również srebrny ogon. To charakteryzowało jej wygląd. Ubranie miała proste. Niby zwykłe białe haori (tzn. bluzka) bez rękawów i hakama (tzn. spodnie) zwężane w kostce, ale świetnie podkreślały jej szczupłą sylwetkę. (Gdyby ktoś nie załapał, to chodzi mi o coś w stylu stroju Youko Kurama z "Yu Yu Hakusho")Nasze oczy się spotkały. W mgnieniu oka była przy mnie. Chwytała mnie za gardło i unosiła nad ziemię. Miałam kłopoty z oddychaniem.

- I co teraz? Czy nadal chcesz się z nas naśmiewać? - Zapytała. Jej głos rozchodził się echem w mojej głowie.

- Kha... Ha... Hy... - Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Co? Czyżby odebrało ci mowę? - Ledwie mogłam zaczerpnąć powietrza.

- Zapamiętaj sobie jedno... - Rzuciła mną o ziemię. Zaczęłam łapczywie łapać powietrze. - Nikt nie ma prawa naśmiewać się ze mnie i moich przyjaciół. To moja najłagodniejsza postać i uwierz mi... Nie chcesz poznać żadnej z tych straszniejszych... - Jej postać znów zaszłą mgłą. Po niespełna pół minucie mgła zniknęła, a na miejscu cudownej lisicy stała niemniej wspaniała kobieta. Ta sama, którą obraziłam. Podeszła do mnie, schyliła się i wyszeptała mi do ucha.

- Nie musisz być zazdrosna. Nie chcę ci zabrać obiektu tego twojego zauroczenia...

- To nie zauroczenie. - przerwałam jej - To jest miłość. - Zaśmiała się.

- Nie łudź się. Ty go nie kochasz. Przejrzyj na oczy i zrozum to, nim będzie za późno. - Przetransportowała nas spowrotem za pomocą zaklęcia. Wylądowaliśmy przed wejściem do naszej klasy. Podeszła do Zera i złapała go za rękę.

- Chodźmy. Czas pójść na patrol. kto wie, ile fanatyczek kręci się teraz pod oknami... - Zaśmiała się i pociągnęła za sobą chłopaka. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale ta kobieta zyskała mój szacunek i pomogła mi w zrozumieniu moich uczuć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top