Złote Serce

Druga bajka, o której mówiłm przy bocianach! Tak jak tam, nie ma tu żadnych rewelacyjnych wniosków, ale pisało mi się bardzo przyjemnie!!<33

Mam nadzieję, że wam równie dobrze będzie się czytać!

Zapraszam!!<33


Bonem Noctis VII

(1229 słów)

── ⋆⋅♡⋅⋆ ──

Spocząwszy wzrok na starannie wybranych przedmiotach, wiedział, że będą jego, wcześniej czy później.

Domek Lekarza na obrzeżach lasu z rzadka bywał pusty. Zawsze siedział w środku, wychodził tylko wcześnie, wcześnie rano i to może raz w tygodniu. Złodziejowi ciężko było znaleźć okienko, którym mógłby się włamać do środka i odebrać posążek, już uważany za swój.

Pierwszy raz zauważył go przez okno, kiedy przechodził obok niewielkiej chatki. Wykonany ze złota, przedstawiał wilka. Albo psa. A może lisa? A, co on tam wie! Nieistotne. Zdobędzie go, nieważne co.

Pilnował domku dzień i noc, nie jadł i nie pił praktycznie wcale. Nie, żeby było go na to stać. Nie mógł sobie pozwolić na choć chwilowe rozproszenie. Ostatni raz, kiedy zeskoczył z drzewa obok i odszedł się napić na kilka minut, a potem wrócił, nie skończyło się to dobrze.

Zajrzał wtedy przez okno dla bezpieczeństwa, bo była to akurat godzina, w której Lekarz zwykle wychodził do miasta kilka minut dalej. Nikogo nie zobaczył. Spojrzał pod każdym możliwym kątem i go nie zauważył. Wślizgnął się więc do środka, ale zaraz potem z powrotem wyskakiwał na zewnątrz. Nie wiedział, jak to możliwe, ale Lekarz ustawił się w takim kącie chatki, że nie zdołał go dojrzeć!

Wciąż pamiętał życzliwy uśmiech, jaki mu posłał i niedokończone pytanie o to, czy czegoś potrzebuje.

Tym razem będzie skupiony. Musiał być, bo nie da się po raz koleiny złapać, a z drugiej strony nie zamierzał odpuścić sobie posążka.

Lekarz wyszedł i niestety nie ruszył w stronę miasta, a na tyły domku. Złodziej uznał to jednak za wystarczająco dobry moment. Zszedł po cichu z drzewa i wszedł do środka oknem. Teraz na pewno nikogo tu nie było!

Podszedł do szafki obok jednego z dwóch łóżek. Według jego obserwacji jedno było Lekarza, na drugim przyjmował pacjentów, którzy do niego przychodzili raz na jakiś czas.

Złota figurka zwierzęcia stała pośród porozrzucanych niedbale medycznych przyrządów. Złodziej wziął ją w ręce i obejrzał z zapartym oddechem. Wydawała się jednak lekka, za lekka.

Zanim mógł się nad tym zastanowić, usłyszał kliknięcie otwieranych drzwi i znajomy, głęboki głos:

„Witaj młodzieńcze, w czym mogę pomóc?"

Złodziej wystraszył się i upuścił figurkę. Roztrzaskała się na kilka kawałków.

Obaj patrzyli na podłogę u stóp Złodzieja. Chłopiec kucnął i wziął w dłoń jedną z większych części. Już wiedział, czemu posążek był tak lekki: to przecież szkło.

Ogarnęła go złość. Był tak zły, że zrobił się czerwony jak pomidor!

„To miało być złoto!" krzyknął na Lekarza. „Nie szkło w takim kolorze!"

Lekarz dał Złodziejowi się wykrzyczeć. Zmarszczki przy jego ustach i nosie się pogłębiły, kiedy łagodnie się uśmiechał. Będąc pewnym, że to wszystko, co dzieciak chciał powiedzieć, sam się odezwał:

„Ludzie z miasteczka mi ją podarowali." Dopiero gdy to powiedział, Złodziej zauważył w jego oczach błysk smutku. „Pomagam im, odkąd pamiętam. To biedne miasteczko, naprawdę biedne. Ale mieszkańcy zajmują się tworzeniem pięknych rzeczy ze szkła. Nie mieli pieniędzy na prawdziwe złoto, ale chcieli mi się odwdzięczyć za te wszystkie lata."

„Ale to głupie!" zawołał Złodziej i odłożył kawałek szkła na szafkę przy łóżku. „Skoro jesteś taki dobry, to powinieneś był dostać prawdziwe złoto! Chociaż trochę pieniędzy!"

„Ależ ja nigdy tego nie pragnąłem."

Złodziej otworzył szeroko oczy. Jak to, nigdy nie pragnął pieniędzy? Tylko dzięki pieniądzom można... żyć! Sam wiedział to doskonale.

„Widzisz," zaczął opowiadać Lekarz. Przeszedł obok Złodzieja, usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Chłopiec wydął wargi, ale usiadł na drugim krańcu mebla. „Ja wiem, że oni nie mają dużo pieniędzy. Nie chcę od nich niczego, ważne dla mnie jest to, żeby byli zdrowi. Dlatego zostałem lekarzem."

„Więc jak kupujesz jedzenie i picie? Bez tego sam nie będziesz zdrowy!" oburzył się Złodziej.

„Nie kupuję," zaśmiał się. „Mieszkańcy przynoszą mi wszystko, czego potrzebuję. Wszyscy pomagamy sobie nawzajem. Pewnego dnia po prostu przynieśli jeszcze figurkę."

Złodziej spojrzał jeszcze raz na pozostałe kawałki porozrzucane po podłodze. Zmarszczył brwi tak mocno, że między nimi pojawiły mu się takie same zmarszczki, jak na całej twarzy Lekarza.

„Ale nie było ich stać nawet na porządny prezent! Mogli go w ogóle nie dawać!"

Chłopiec wstał z łóżka i zaczął wściekle zbierać kawałki szkła. Zignorował Lekarza i kiedy skończył, odłożył wszystkie na szafkę obok. Mruczał ciągle pod nosem, że to wszystko było bez sensu.

„Już? Trochę ci lepiej?" zapytał starszy mężczyzna, ale nie kpiącym, a szczerze zainteresowanym tonem.

Złodziej powoli przytaknął.

„Więc posłuchaj i zrozum, że nie chodzi o materiał, z jakiego posążek został zrobiony."

„Jak to nie?" zapytał Złodziej, krzyżując ręce na piersi. „To znaczy wszystko! Skoro było ich stać tylko na szkło, to nic ich nie obchodzisz, ot co!"

„Właśnie to, że zrobili go ze szkła, znaczy najwięcej. To największy dowód, że ich obchodzę, mają do mnie szacunek i są mi wdzięczni."

Uśmiech na twarzy starego Lekarza zmalał. Mężczyzna westchnął.

„Znają mnie," ciągnął. „Znają mnie, więc wiedzą, że nawet gdyby mieli taką możliwość, szczerego złota bym nie przyjął. To jest najważniejsze."

Chłopiec spojrzał na niego niepewnie. Złość już z niego uleciała, zastępując ją zdezorientowaniem. Naprawdę nie rozumiał, o co chodzi temu starcowi! Poza tym próbował go okraść, czemu jest dla niego tak miły?

Lekarz wstał z łóżka i podniósł kilka kawałków figurki. Połączył je ze sobą dłońmi i pokazał Złodziejowi, co przedstawiał.

Musiała to być część z niewielką plakietką. Znajdowały się na niej wypukłe w szkle litery, tworzyły krótki napis: Za twoje złote serce.

„Co to znaczy?" zapytał chłopiec, czując się coraz gorzej za zniszczenie prezentu.

„To znaczy, że widzą we mnie dobrego przyjaciela," odpowiedział, odkładając z powrotem szkło. „To podziękowanie za to, że jestem tu dla nich zawsze i to się nie zmieni."

Złodziej tego dnia opuścił domek Lekarza tak samo cicho, jak do niego wszedł. Tym razem jednak doskonale wiedział, że jest obserwowany; zwyczajnie kiedy dotarły do niego słowa Lekarza, nie miał odwagi nawet się pożegnać, bo było mu tak strasznie wstyd.

Wieczorem udał się do ratusza i wszedł do biura burmistrza. Ten, na początku chciał wezwać swoich strażników, bo nigdy nie zdarzyło mu się, żeby dziecko, które widzi pierwszy raz, weszło do niego oknem i to niezauważone. Wysłuchał jednak przeprosin za zniszczenie prezentu od miasta i wytłumaczenia nieznajomego. Burmistrz przytaknął kilka razy oraz, już spokojniej, zaproponował pewne rozwiązanie.

Parę dni później Lekarz usłyszał pukanie do drzwi jego chatki. Otworzywszy je, ujrzał tego samego chłopca, który usiłował go okraść. Trzymał coś za plecami. Zaprosił go do środka na herbatę, ale dzieciak tylko wyciągnął zza siebie przedmiot, który chował.

Była to identyczna figurka do tej zniszczonej. Lekarz wziął ją niepewnie w ręce i obejrzał. Wszystko było takie samo, od szczegółów postaci psa, aż po napis na szklanej tabliczce.

„Chciałem przeprosić," przyznał chłopiec. „Za zniszczenie prezentu od ludzi z miasteczka i... całą resztę."

Lekarz obejrzał figurkę, a na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Niemal przytulił ją do piersi, wciąż obchodząc się z nią delikatnie i spojrzał na chłopca.

„Może chciałbyś mi pomagać przy leczeniu pacjentów? Pokażę ci wszystko, co potrafię," wypalił.

„Ale byłem dla ciebie taki niedobry," zaprotestował Złodziej. „Wkradłem się do twojej chatki dwa razy, zniszczyłem twoją własność, krzyczałem na ciebie... Dlaczego chcesz mnie uczyć?"

„Twoje serce okazało właśnie złoty błysk. Tym jednym, drobnym gestem, jakim były przeprosiny i naprawienie swoich win. Widzisz, jak niewiele trzeba, żeby choć zastanowić się nad wstąpieniem na inną drogę, jaką wiodłeś do tej pory?"

„Czyli..." zaczął, odrobinę niepewnie po przetrawieniu jego słów. „Mógłbym pomagać innym tak jak ty?"

Lekarz przytaknął. Obaj uśmiechnęli się do siebie, Chłopiec wszedł do domku, kiedy starszy mężczyzna rozpoczął przyrządzanie herbaty dla dwóch osób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top