Elfia Kora

Bonem Noctis V

(1556 słów)

⋅•⋅⊰⍋⊱⋅•⋅

Mówiło się, że śnieg przynosi szczęście. Widywano go tak rzadko, że stał się zwiastunem pomyślności i sukcesów. Jeśli płatek śniegu sam z siebie opadnie na czubek twojego nosa, możesz być spokojny na cały rok.

Nie tylko wokół białego puchu krążyły bajania. Drzewa były równie znanym tematem opowieści. Szczególnie te rozległe, wyglądające jak tycie miasta dla malutkich istot. Co chwilę jakieś dziecko na spacerze po lesie z przyjaciółmi odwracało się do nich i krzyczało: "Ależ świeci się! Tam, tam! Nie widzicie? Liście się kręcą i liście się błyszczą!"

Takich zawsze się zbywało. Wydaje ci się. Ja nic nie widzę. Jesteś pewny? No nie wiem...

Te dwie kwestie łączyły się w wielu przypadkach.

W okolicach Łąk nie mieszkało wielu. Zwykle ci potępieni przez społeczeństwo, ale nawet zbierając ich razem nie można było się doliczyć więcej niż dziesięciu osób.

Jedną z nich była elfia dziewczynka nazywana Uszkiem. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła i gdzie są jej rodzice, ale pewnego dnia pojawiła się na Łąkach. Pozostali zamieszkujący okolice, — ludzie wygnańcy, mutanci, skrzaty i inni, — nie dopytywali. Zajęli się nią najlepiej, jak potrafili i pilnowali, żeby sobie nie zrobiła krzywdy.

Ale Uszko poszukiwała przygód, gdziekolwiek by nie poszła. Jak mogła więc pozostawić błyszczące drzewo w spokoju?

Było ogromne, stało w samym centrum Łąki. Jego liście naprawdę kręciły się wokół własnej osi, z najwyższych punktów korony opadał na ziemię lub rozprzestrzeniał się w powietrzu dziwny, złoty proszek, który widziała tylko Uszko. Wszyscy dorośli, którzy się nią zajmowali śmiali się i to zbywali.

Wydaje ci się. Ja nic nie widzę. Jesteś pewna? No nie wiem...

Uszko co tydzień próbowała się wspiąć na sam szczyt. Zawsze jednak coś się działo zanim tam docierała.

Gałąź się łamała. Noga jej się smyknęła i spadała. Ręka nie trafiała w to miejsce, w które chciała. Na szczęście nic poważnego sobie nigdy nie zrobiła, ale zawsze coś ją powstrzymywało. Spędziła na tym lata. Nigdy nie wychodziło.

Dopóki nie przyszła zima.

Pierwszy raz od dekad w królestwie zawitał śnieg. Większość mieszkańców nigdy w życiu go nie widziała. Znano legendy i przesądy na jego temat. W miastach i wsiach co krok można było zaobserwować kobiety, mężczyzn i dzieci skaczących jak szaleńcy, kiedy jedyny w swoim rodzaju płatek opadał na ich nosy. Sam z siebie!

Uszko jeszcze nie przydarzyło się to szczęście. Nie przejmując się tym, postanowiła spotkać się z przyjacielem. Był człowiekiem, synem dwójki wygnańców ukrywających się w okolicach Łąki. Nazywano go Koroną ze względu na złote włosy, przypominające błyszczący w słońcu atrybut królewski.

Spotkali się pod drzewem w centrum Łąki. Jako jedyne wśród wielu, wielu innych roślin nie ogołociło się na mróz; mogło się pochwalić żywo zieloną koroną, obsypaną białym puchem jak ciastko cukrem pudrem.

Uszko opowiedziała mu, że czekając, aż się zjawi, znów spróbowała się wspiąć na górę. Tym razem noga jej się poślizgnęła i spadła. Korona wpatrywał się w szoku w Uszko, która stała przed nim cała i zdrowa. Zaproponowała, że śnieg zamortyzował upadek.

Korona nie uwierzył. Zażartował, że pewnie chciała mu zaimponować. Przecież skoro spadła i to z wysokości kilku metrów, coś musiało jej się stać!

Uszko się oburzyła:

"Jeżeli za tak mało bierzesz słowo me, sam wejdź na górę, sam spróbuj tam wdrapać się i zobacz na oczy swe!"

Korona wzruszył jedynie ramionami, uśmiechnął się pewnie i wskoczył na pierwszy konar. Wskakiwał na kolejne i kolejne gałęzie, jakby sam był elfem i wkrótce zniknął między liśćmi.

"Widzisz? Radzę sobie doskonale! Nie musiałaś wcale..."

Przechwalanki tej miał nigdy nie dokończyć. Krzyk chłopca zagłuszył ćwierkanie sikorek wokół. Uszko cofnęła się przerażona, kiedy Korona upadł na śnieg i zaczął barwić go na szkarłat.

Doskoczyła do niego krótką chwilę później. Trzęsła jego ramionami, łapała twarz w dłonie, łzy zbierały się w oczach. Nic nie działało, nie ruszał się. Nawet palce mu nie drgnęły.

Zbliżały się Urodziny Miesiąca. Miała przygotowany prezent dla Korony na to święto. Nie mógł nie żyć! Przez nią!

Nie kłamała. Naprawdę próbowała tam wejść i spadła kilka gałęzi przed dotarciem na sam szczyt. Ale podburzyła go. Korona to tylko człowiek. Może dzięki temu, że była elfem nic jej się nie działo po każdym kolejnym upadku? Czy skazała go na śmierć?

Łzy zalały jej twarz. Nie wiedziała, ile tak płakała; każda słona kropelka opadała na twarz lub szyję Korony. Śnieg zaczął prószyć. Kilka płatków wylądowało na jego ciele. Każdy z nich ominął nos.

Uszko podniosła wzrok i wystraszyła się, gdy coś przypominającego żółtawy proszek osiadło na jej własnym nosie. Starła go dłonią, która zaczęła błyszczeć na ten sam kolor jak gwiazdy na nocnym niebie. Otworzyła szerzej oczy i otarła łzy. Ostatnia z nich, również zabarwiona na złoty, opadła na policzek Korony.

Z samej korony drzewa zaczęło coś zlatywać. Uszko na początku myślała, że to różnego rodzaju owady: ćmy, motyle, ważki, pszczoły... Po przyjrzeniu się okazało się, że to nie do końca one.

Tak, ich skrzydełka przypominały te należące do insektów, ale ich ciałka znacznie się różniły. Przypominały małe ludziki w tunikach z liści lub igieł sosen. Kręciły się wokół pnia drzewa, zbliżały ku dzieciom.

"Chcesz przyjacielowi pomoc nieść?" zapytał jeden z owadów-ludzi ze skrzydłami kolorowego motyla, kiedy podleciał wystarczająco blisko długiego ucha Uszka. Odpowiedziała energicznym potakiwaniem. Postać cicho się zaśmiała.

"Więc pomóż nam, zignoruj boleść," odezwała się inna, ważka, siadając na jednym z loków Uszka. Zaczęła bujać się na nim jak na huśtawce. Złoty pyłek osiadł na jej włosach.

Wytłumaczyły, jak ich rasa w ostatnim czasie się rozrasta. Nie mają jednak wystarczająco wiele miejsca. To jedno drzewo im wkrótce przestanie wystarczać. Poprosiły Uszko o utworzenie większej liczby takich miejsc.

Nie zdradziły jej tylko tego, że wybrały ją do tej roli już dawno temu.

Uszko zgodziła się, nie pytając o szczegóły. Chciała jedynie, żeby Korona odzyskał dawny błysk w oczach i się do niej odezwał.

Istoty o owadzich skrzydełkach poinstruowały ją, aby zerwała trochę kory z pnia. Zrobiła to bez wahania, choć z małym trudem. Kiedy złapała kawałek drewna w obie ręce zobaczyła blask i przez krótką chwilę to jedyne, co widziała.

Wraz z następnym oddechem poczuła ból w okolicach szyi. Zadrżała. Podniosła powieki i ujrzała, że drewno w jej dłoniach zmieniło się w lustro o szorstkiej, drewnianej ramce. Tył wciąż przypominał korę drzewa. Spoglądając sobie w oczy zorientowała się, że zmieniły całkowicie kolor na szczere złoto, razem z białkami. Ten sam proszek, zostawiany wszędzie przez owadzie stworzonka, które gdzieś zniknęły, znajdował się na ognistych włosach. Na skórze wokół szyi pojawiła się natomiast piekąca bólem obręcz w tym samym odcieniu, co oczy i pyłek.

Natychmiast odwróciła się do Korony.

Krew spod niego jakby wyparowała. Na policzkach osiadł ten sam pyłek. Układał się w najróżniejsze symbole, po trzy pod każdym z oczu: płomień, kropla wody, liść, podmuch wiatru, błyskawica i płatek śniegu. Problem pojawił się, kiedy on nadal się nie ruszał.

Uszko kucnęła obok, odrzucając lustro na bok. Zapłakała jeszcze raz. Była pewna, że istotki jej pomogą! Jak mogła dać się tak oszukać! To koniec! Koniec!

Złote łzy opadły na twarz młodzieńca. Nie mogła w to uwierzyć... Nie chciała...

Otworzyła oczy. Korona zrobił to samo chwilę później.

Jego wzrok spoczął na Uszku. Tu nastąpił szok; niegdyś pięknie niebieskie oczy straciły cały swój kolor. Zastąpiła je biel tak intensywna, że nie była w stanie rozróżnić tęczówek od białek.

Uszko natychmiast się cofnęła. Przytuliła lustro–korę do piersi i starała się wszystko Koronie wytłumaczyć. Opowiedzieć o skrzydlakach. O tym, że przeprasza, ale udało jej się go przywrócić do życia własnymi łzami.

On w odpowiedzi się skulił, schował głowę między ramionami, a potem... odbiegł. Jak spłoszony jeleń. Wystraszony lis. Spanikowany kos.

Już nigdy się nie zobaczyli. Korona zbiegł. Nikt nie potrafił wyjaśnić, co się z nim stało, a Aury, istoty rzucające fizyczną magią na prawo i lewo, milczały, gdy Uszko próbowała je uprosić o odpowiedzi.

Nie zostało jej więc nic innego, jak tylko szukać nowego drzewa zgodnie z Ich prośbą. Nie wróciła do tych, którzy ją wychowywali wszystkie te lata, zbyt się bała. Czuła się jak potwór. Z tymi oczami, które nie należały do niej. Z płonącym pierścieniem na szyi.

Zamiast tego wyruszyła w świat, zmieniając odpowiednie dęby, buki i sosny w magiczne domy za pomocą lustra–kory. Dzięki temu, co robiła dla Aur, powstał nowy gatunek drzewa okrzyknięty na jej cześć Elfią Korą.

Uszko spotkała stworzenia jeszcze jeden raz. Podziękowały jej za pracę, jaką dla nich wykonała. Odwdzięczyły się sowicie: pokazały, jak uciszyć piekącą obręcz wokół szyi. Nie wiedziała, ile jeszcze by wytrzymała z tym bólem pożerającym ją każdego dnia coraz to bardziej.

Pokazały jej magię.

Same Aury dysponowały materialną magią w postaci pyłku, który Uszko miała szczęście również mieć przy sobie cały czas, tyle że nie potrafiła z niego korzystać. Istotki jej pomogły.

Kiedy Uszko była gotowa używać już wszystkich elementów, wysłały ją na kolejne zadanie. Musiała pozbyć się bestii terroryzującej ludzi od kilku dekad. Podobno była wynikiem ich "nieudanego eksperymentu". Uszko zgodziła się i wyruszyła. Szykowała się do starcia miesiącami, więc wiedziała, że nie może zawieść.

Tymczasem stanąwszy oko w oko z "bestią" niemal nie uroniła kilku kolejnych leczniczych i złotych łez. W tym przypadku nie potrafiłyby go jednak naprawić jak za pierwszym razem. Chociaż czy ten stan mógł zostać nazwany naprawieniem jej przyjaciela?

Do dziś widuje się powstałych z martwych ludzi tudzież zwierzęta o białych oczach. Elfka ze złotem i lustrem w dłoni natomiast odeszła w cień. Aury pozostały tajemnicą, śpiewając między konarami licznych Elfich Kor i obserwując poczynania swoich potomków, którzy rozwijali się dokładnie tak, jak tego chcieli.

W końcu, gdyby wszystko było czarne lub białe, świat byłby strasznie nudny.

⋅•⋅⊰⍋⊱⋅•⋅

przede wszystkim przepraszam za te paskudne rymy lol

ale chciałabym wam życzyć wesołych świąt, żabki!! co ja się będę wysilać, wkleję to samo, co dałm na tablicy:

żadnych kłótni przy wigilijnym stole, dużo trafionych prezentów, góry pieniędzy i żadnych ości w karpie i/lub zupie rybnej!!<333

jeszcze muszę usiąść do poprawienia VI rozdziału lisiego ogona, ale kiedy tylko go skończę to wrzucam!!<33



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top