Cztery Bociany

Dzisiaj bardziej w stylu bajki dla dzieci niż legendy!:DD

Nie ma tu nic wielce rewelacyjnego, czegoś, co zostało powiedziane po raz pierwszy, ale bawiłm się świetnie pisząc coś lżejszego w tym stylu, więc mam nadzieję, że wam też się spodoba!<33

Mam w planach co najmniej jeszcze jedną taką bajkę i to w niedalekiej przyszłości, więc dajcie znać, czy ta wam przypadła do gustu!!<33

Bonem Noctis VI

(1232 słów)

── ⋆⋅𓅡⋅⋆ ──

Niebo co chwilę przemierzała inna para skrzydeł. Nieważne, w jakim momencie, coś zawsze przecinało cienkie chmury i odbijało blask słonecznych promieni. Czasem jednak to właściciele pierzastych ramion świecili jeszcze jaśniej.

Bociany widuje się zazwyczaj w wielkich kluczach, ale nie te. Tym wystarczyła ich czwórka.

Pierwszy z braci leciał na samym czele. Był najstarszy; z radością opowiadał o nowym królestwie, które odwiedzą. Gadał, gadał i gadał na temat ciepłych krajów. O wygrzewaniu się, smacznych żabach i kąpielach w stawach.

Drugi, zaraz za nim, klekotał w podobnej manierze. Machał skrzydłami, wyrażając swoją wielką miłość do podróży. Wiatr w piórach i okazjonalne towarzystwo innych ptaków wprawiało go w takie czułości, że miał ochotę wszystkich wyściskać.

Trzeci narzekał pod dziobem na całą wyprawę. Nie bał się okazywać, jak bardzo mu się nie podoba to całe przedsięwzięcie. Rozumiał, że u nich w domu robiło się zimno, ale i tak kipiał niewytłumaczoną złością. Po prostu nienawidził tego okresu, jak wielu innych rzeczy, i tyle.

Czwarty, najmłodszy, jako jedyny nic nie mówił. Bracia poprosili go przed wylotem, żeby w tym roku to on wziął w dziób kawałek materiału z ich przekąskami na drogę. Nie przeszkadzało mu to; wiedział, że gdyby się odzywał, od razu popsułby humor reszcie swoimi pesymistycznymi komentarzami. Zawsze tak się działo. Musieli się cieszyć, że nadszedł jego rok na bycie tragarzem.

Nie miał im za złe tego, że nie chcieli go już słuchać. Zbyt się bał zbyt wielu rzeczy, a ciemne myśli go nie opuszczały. Musiał jednak przyznać, że kiedy mógł wypowiedzieć je na głos, czuł się lepiej. Ale powstrzymywał się, dla ich dobra. O swoje zadba po dotarciu. I tak będą go w większości ignorować i robić swoje, więc będzie miał czas na relaks sam na sam.

A jednak łzy wzbierały mu się w oczach, kiedy myślał o kolejnych godzinach milczenia. Myśli i lęki kłębiły się w jego głowie, ale musiał milczeć. Nawet jeśli chciałby poprosić o postój, musiałby otworzyć dziób, a to wiązało się z upuszczeniem ich torby ku ziemi. Poza tym, skąd pewność, że ktoś zechce się zamienić?

Ale to nic. Po prostu chciał się poczuć na równi z najbliższymi. Nie musiał, zwyczajnie chciał, więc nie złościł się o to na nich. Poza tym to była robota Trzeciego.

Wytrzymał do końca podróży. Wylądowali na ciepłej wyspie z piaskiem żółtym jak oczy Pierwszego, różowymi i czerwonymi kwiatami jak te Drugiego oraz Trzeciego. Czwarty znalazł swoją kolorystyczną podobiznę w wodzie. Wodzie tudzież niebie.

Odłożył materiał z przekąskami na ziemię i na moment naprawdę się ucieszył. Nie miał już się czego bać, ani czym smucić; to się naprawdę rzadko zdarzało!

Wszystko wróciło, kiedy próbował się odezwać, ale został zagłuszony przez radosny głos Pierwszego, a Trzeci zaczął wykłócać się z Drugim. Wróciło do normy, więc Czwarty też musiał. Tak było najlepiej dla wszystkich.

Sobą zajmie się później.

Minął dzień, potem kolejny i kolejny. Czwarty wiedział, że spędzą tu o wiele więcej czasu, ale już chciał wracać do domu. Chociaż... po przemyśleniu tego, nawet tam nie chciał. Co by to zmieniło? Będzie odpychany przez starszych braci tak samo, jak teraz i w każdą inną zimę.

Pierwszy będzie go przekrzykiwać z przytłaczającym szczęściem i mówił, żeby spojrzał na świat z jego perspektywy, żeby zrozumiał, jak piękny jest.

Drugi nie przestanie mówić o tym, jak kocha wszystko wokół. Bo jak można nie? Nawet kłótnie z Trzecim kochał, co wydawało mu się zupełnie absurdalne.

Trzeci wściekle zacznie mu tłumaczyć, żeby wziął się w garść i trzymał tej jednej rzeczy, która mu wychodzi: bycie smutnym tak, żeby nikomu nie przeszkadzać.

Ale Czwarty nie chciał być jedną rzeczą do końca życia. To dopiero było smutne.

Zrozumiał to zdecydowanie za późno. Gdyby wpadł na to wcześniej, może potrafiłby znaleźć w sobie pewność siebie, by móc to powiedzieć na głos. Zamiast tego spuszczał głowę i wszystkim przytakiwał z przygnębieniem, którego od niego oczekiwano. Potem z milczeniem przyjmował kolejne odsuwanie na bok.

Potem zaczął tracić.

Pierwszy tak cieszył się wizją popływania, że podjął się tego, kiedy pozostali bracia polowali w innej części wyspy i się utopił. Drugi, zrozpaczony po śmierci jednego z braci, których kochał jeszcze bardziej niż świat, odmawiał jedzenia i picia, niedługo później zmarł. Trzeci, dla kontrastu, zaczął nienawidzić wszystkiego jeszcze bardziej. Siebie najsilniej. Pewnej nocy odleciał z wyspy, nie dając znać Czwartemu. Nikt go już nigdy nie zobaczył.

Czwarty spędził zbyt wiele dni na płaczu. Płakał tak dużo, że odczuwał, jakby same jego pióra roniły własne łzy. Odleciał z wyspy w poszukiwaniu ciepłego miejsca, które nie kojarzyło mu się tak źle. Tak... smutno.

Miał dość smutku, który każdy przypisywał mu po jedynym spojrzeniu w oczy. Myślał o tym całą podróż. Czemu wszyscy nie mogli być tak szczęśliwi jak Pierwszy? Tacy przepełnieni miłością jak Drugi? Czasem wolałby być nawet nienawistnym Trzecim niż sobą.

On jedyne, co miał, to frasunek i lęk.

Ostatecznie wrócił do domu. Bał się nieznanego. Wylądował w śniegu i od razu poczuł nieprzyjemny chłód.

„Bocianie, co ty tu robisz?" zapytała biała Sowa, chowająca się między gałęziami starej sosny. „Przecież jest tak zimno, to nie dla ciebie!"

„Nie mam, gdzie pójść" przyznał Czwarty, opierając się o to samo drzewo. Wbił smutny wzrok w chłodny puch. Miał wrażenie, że nogi zrobiły mu się czerwieńsze.

Lubił sowy, bo nie przeszkadzało im rozmawianie z nim. Wszystkie mówiły, że mają wyśmienity słuch, więc muszą go na coś wykorzystywać. Opowiedział więc tej śnieżnej, co stało się z jego braćmi.

„Nie chcę być już smutny" skomentował na sam koniec opowieści, choć nie potrafił powstrzymać łez płynących z jego niebieskich oczu. „Mam dość siebie. Czemu nie mogę być jak oni?"

„Straciłeś jedyne osoby, które były ci bliskie, oczywiście, że chcesz być smutny." Sowa wysunęła głowę w górę zdziwiona, że Czwarty w ogóle o tym pomyślał.

„Ale całe życie byłem. Oni mieli swoje rzeczy, ja swoje. A teraz ich nie ma..."

„Więc ktoś musi przejąć ich role, nieprawdaż? Chociaż właściwie ktoś to już robi."

Czwarty podniósł wzrok na wielkie, żółte oczy Sowy.

„Kto?"

„Powiedz mi, kochanie, jak się czujesz, kiedy uda ci się samemu złapać do jedzenia smaczną żabę?"

„Dobrze. Nie udaje mi się to często, więc kiedy już to się dzieje, tak mi ciepło jest na sercu."

„Kochałeś swoich braci?" dopytywała Sowa.

„Oczywiście, że tak!" odpowiedział niemal oburzony, że podważyła ten jasny jak słońce fakt. „Najbardziej na świecie!"

„A złościłeś się na nich?"

„Czasami" przyznał po chwili wahania.

„Widzisz?" Sowa jakby się uśmiechnęła i przymknęła ślepia. „Czujesz jak oni. I wiesz co? Ja też."

„Jak to?" Czwarty napuszył pióra. Było naprawdę zimno.

„Wszyscy odczuwamy różne emocje" zaczęła tłumaczyć. Zauważyła w śniegu uciekającą mysz, ale zostawiła ją w spokoju. Wolała przemówić Czwartemu do rozsądku. „To, że pokazujemy jedną bardziej, nie znaczy, że tak musi być na zawsze. Wszystkie są ważne, wszystkie zapełniają nasze serca. Odczuwanie ich sprawia, że jesteśmy cali."

„Wiem, że bycie smutnym jest ciężkie" kontynuowała Sowa po chwili przerwy. „Nie zawsze potrafimy sobie z tym radzić, ani my, ani nasi bliscy. Ale to nie znaczy, że smutek jest zły. Jest częścią nas tak jak szczęście, miłość, czy nienawiść. To wszystko to my."

„Więc co mam teraz zrobić?" zapytał Czwarty zdezorientowany. Nie do końca rozumiał, co Sowa chciała przez to powiedzieć, ale nawet bez tego poczuł się odrobinkę lżej.

„Bądź smutny" odparła. „Rozmawiaj o tym z innymi. A potem, kiedy będzie lepiej, bądź szczęśliwy, kochaj i nienawidź. Nudź się, ekscytuj się, baw się i wszystko pomiędzy nie limitując się do jednej rzeczy."

„A ty..." zaczął niepewnie Bocian. „Ty chciałabyś jeszcze chwilę porozmawiać?"

Sowa tym razem naprawdę się uśmiechnęła.

„Oczywiście."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top