To jeszcze nie koniec.
Gdy mężczyzna nareszcie oderwał się od Wybrańca, akcja potoczyła się niemal natychmiastowo. Do Pottera podbiegła szóstka aurorów i odciągnęła nastolatka od Czarnoksiężnika. Tom chciał już atakować lecz wystarczyło jedno spojrzenia na zielonookiego aby wszystko zrozumieć. Nie było już szansy dla nich. Albo teraz się poddadzą, albo zostaną oddzieleni na wieczność. Taki był właśnie plan Dumbledora. Pozwolić miłości zacząć działać, dopiero później ją zgładzić. Gwałtownie i brutalnie, lecz przynamniej skutecznie. Voldemort jednak nie zamierzał tak łatwo oddać się w ręce Ministerstwa. Czerwone tęczówki spojrzały na dyrektora.
- Chce z nim porozmawiać. Ten ostatni raz.
- Miałeś swoją okazje aby z nim pomówić.
- Nie oddam się dobrowolnie dopóki nie będę mógł z nim porozmawiać w cztery oczy.
- Nie mogę ci na to zezwolić.
Czarnoksiężnik wyjął swoją różdżkę i wycelował w jednego z mężczyzn trzymającego zielonookiego.
- Zobaczymy ilu zdołasz ocalić? To taka mała gra.
- Nie możesz od tak odbierać ludziom życie!
Na bladej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Przekonamy się?
Różdżka nadal była wycelowana w aurora, który patrzył przerażony na Albusa. Starzec jedynie westchnął cicho po czym pokiwał głową.
- Masz pięć minut. Przy świadkach, muszę mieć pewność że nic nie wykombinujesz.
Aurorzy powoli podeszli do czarnoksiężnika, nadal trzymając chłopaka. Voldemort obrzucił ich chłodnym spojrzeniem.
- Puśćcie go.
Czarodzieje wycofali się o trzy kroki, dając im spokojnie porozmawiać. Czarny Pan przytulił do siebie chłopaka.
- To nie tak miało wyglądać. Miałeś być bezpieczny.
Wybraniec cicho się zaśmiał.
- Ja nigdy nie byłem bezpieczny. Jestem Potterem, od narodzin jestem chodzącym problemem.
Czerwone tęczówki spojrzały w te zielone.
- Powinieneś uciekać. Dałbym sobie radę.
- Nie wybaczyłbym sobie gdybyś już do mnie nie wrócił. Za dużo już uciekałem. Nadszedł mój czas aby udowodnić światu, że jestem coś wart.
Aurorzy zaczęli zbliżać się do nastolatka. Tom schylił się pod pretekstem całusa i szybko wyszeptał.
- To jeszcze nie koniec.
Nastolatek popatrzył zaskoczony na swojego nauczyciela. Jednak po chwili ruszył z aurorami w nieznanym mu kierunku. Szatyn zatrzymał się gwałtownie i spojrzał za siebie. Czarny Pan stał spokojnie i pozwalał się otaczać zaklęciami.
- Tom!
Mężczyzna spojrzał w stronę szatyna. Zielonooki poczuł jak zaczyna płakać.
- Kocham cię!
Voldemort jedynie uniósł delikatnie kącik ust.
- Pamiętaj co ci mówiłem!
Aurorzy zaczęli znowu ciągnąć nastolatka poza bariery otaczające szkołę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top