Tęskniłeś?
1/3
Czarny Pan niecierpliwił się coraz bardziej. Minęło pięć dni odkąd wysłał list do swojego kochanka. Spodziewał się że minie raptem kilka godzin, gdy ujrzy szatyna pod swoimi nogami. Jednak chłopak był bardziej krnąbrny niż uważał. Voldemort poczuł jak złość znów w nim wzrasta. Mężczyzna szybko dopił drinka którego trzymał w dłoni, po czym ruszył do lochów na spotkanie ze swoim więźniem. Czarny Pan codziennie spotykał się z blondynem starając się złamać w nim wolę walki. Jednak Malfoy nie dawał mu tej satysfakcji. Bał się śmierci ale zdawał sobie sprawę że jego ostatnią deską ratunku jest odwaga i nie ukazanie słabości. Riddle wkroczył do ciemnego pomieszczenia uśmiechając się kpiąco.
- Dobrze cię widzieć Draco.
- Wynoś się.
Mężczyzna podszedł bliżej więźnia.
- Jeszcze nie masz dość? Zostały ci dwa dni życia. Nadal wierzysz że Potter pojawi się, niczym rycerz na białym koniu i cię uratuje?
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nie będę cię błagać o życie. Nie oczekuje aby ktokolwiek poświęcał swoje za mnie. Nie jestem tego wart.
- Jakim cudem ty trafiłeś do domu Salazara. Taki grzeczny chłopiec w domu węża. Intrygujące.
Blondyn nie odważył się spojrzeć w oczy swojego prześladowcy. Bał się że wyczyta z nich to czego nie powinien wiedzieć.
- Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? Co ja takiego ci zrobiłem, że mnie dręczysz?
- Jesteś dla mnie zabawką w oczekiwaniu na moją nagrodę.
- Naprawdę sądzisz że Potter się jeszcze zjawi? Przez taki szmat czasu nie dał o sobie znaku życia. Jaką masz pewność że on w ogóle nadal jest w Hogwarcie?
- Mam przeczucie że ten chłopak jest niedaleko.
- Nie byłby na tyle głupi aby oddać się w twoje ręce zamiast mnie.
- Widać że nie znasz go tak dobrze jak ja Malfoy. Potter ma syndrom wybawcy.
- A ty bawisz się w Boga. Żadnemu z was to nie wyjdzie na dobre.
Voldemort uśmiechnął się i podszedł do drzwi wyjściowych.
- Do zobaczenia jutro, Draco.
Marvolo ruszył schodami do sali tronowej aby ochłonąć. Jednak gdy tylko podszedł bliżej pomieszczenia, zaniepokoiła go ciemność która w nim panowała. Riddle wyjął swoją różdżkę i powoli wkroczył do pomieszczenia. Jednym machnięciem nadgarstka sprawił że światło powróciło do komnaty. Jednak to nie koniec niespodzianek. Jego tron był zajęty. Postać w kapturze siedziała na nim w dość bezczelnej pozycji bawiąc się czaszką, która stała na stoliku obok. Czarnoksiężnik poczuł jak wszystko się w nim wręcz gotuje.
- Jak śmiesz siedzieć na moim miejscu.
- Śmiem dość dużo.
Postać wstała z krzesła i ściągnęła kaptur. Zielone tęczówki błysnęły w blasku światła. Tom mógł wreszcie zauważyć kto był jego gościem.
- To niemożliwe...
Harry uśmiechnął się kpiąco.
- Tęskniłeś?
Zdecydowanie lubię ten rozdział!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top