Podnieś się
Czarny Pan siedział na swoim tronie i uważnie przyglądał się swojemu słudze. Lucjusz klęczał tuż przed nim, nie będąc w stanie spojrzeć w oczy swojemu panu.
- Podnieś się Lucjuszu.
- Panie mój.
Blondyn wstał i niepewnie popatrzył na czarnoksiężnika.
- Mogę wiedzieć po co mnie wezwałeś panie?
Riddle złączył dłonie razem i przyłożył je do ust.
- Gdzie on jest.
- Panie mój...
- Nie chce słyszeć kolejnych wymówek Lucjuszu. Chce wiedzieć gdzie jest ten chłopak.
- Wszyscy go szukają. Potrzebujemy więcej czasu.
- Nie macie go. Dostaliście już go dość.
- Panie, to nie jest takie proste.
- Widzę właśnie. Czy ja już nic wam nie mogę zlecić? Czy wymagam od was tak wiele?
Malfoy wiedział iż lepiej nie odpowiadać na te pytanie.
- Znajdziemy go i sprowadzimy do ciebie za wszelką cenę.
Czerwone tęczówki obrzuciły Lucjusza chłodnym spojrzeniem.
- Ile mam jeszcze czekać.
- To nie zależy ode mnie mój panie. Szukamy go wszędzie...
Czarny Pan zerwał się z tronu.
- Za słabo się staracie! Gdybyście go naprawdę szukali już dawno by klęczał przede mną!
Blondyn skulił się na krzyki swego pana. Tom uspokoił się i powrócił na tron.
- Macie tydzień aby go do mnie sprowadzić.
Malfoy miał już odpowiedzieć, jednak poczuł jak się cały spina gdy obok niego pojawił się wąż. Nagini otarła się o kostkę arystokraty co wywołało przerażenie na jego twarzy. Gad podpełzł do swojego pana i wspiął się na jego ramiona, aby owinąć się na jego piersi. Voldemort uśmiechnął się do zwierzęcia i pogładził jego łeb.
- Tylko ty mi zostałaś malutka...
Lucjusz odsunął się od tronu i znowu się skłonił.
- Do końca tygodnia dostaniesz tego chłopca mój panie.
Czerwone tęczówki zabłysły w blasku świec.
- Obyś dobrze przemyślał te słowa. Jeśli nie dostanę Pottera do końca tygodnia, to ty za to zapłacisz życiem. A twój syn zastąpi cię w twoich obowiązkach. Już dość długo go chroniłeś przede mną Lucjuszu. Nadszedł jego czas.
Blondyn poczuł jak jego żołądek się zaciska, jednak uśmiechnął się i opuścił dwór swojego pana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top