Nie umrzesz mi tutaj!

Wybraniec oparty o blondyna stał tuż przed wejściem do Hogwartu. Czuł jak ból coraz mocniej i bardziej atakuje jego ciało. Mimo tego czuł spokój. Dotarł na miejsce w którym czuł się jak we własnym domu. To tu poznał swoich przyjaciół, uczył się nowych rzeczy czy rozwijał swoje pasje. Wszystkie jego szczęśliwe wspomnienia były związane z tym miejscem. Draco patrzył na swojego kompana z lekkim zmartwieniem.
- Dobrze się czujesz Potter?
- Nic mi nie jest Malfoy. Po prostu cieszę się że tutaj jestem.
- Nic ci nie będzie. Słyszysz? Wyzdrowiejesz i będziesz żył szczęśliwie i długo.
- Naprawdę chciałbym wierzyć w te słowa Draco.
Zielonooki poczuł jak jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Szatyn upadł na ziemię i poczuł jak ból atakuje go jeszcze mocniej. Ślizgon od razu opadł obok swojego wybawcy i zaczął do niego mówić.
- Potter nie masz prawa mnie tutaj zostawić rozumiesz?! Walcz do cholery! Pomocy!
- Już nie muszę walczyć...
- Co masz na myśli?! Pomocy, jesteśmy tutaj!
Harry popatrzył w szare tęczówki swojego nowego znajomego.
- Zabiłem go. Jesteście wszyscy bezpieczni...
- Zamknij się! Nie umrzesz mi tutaj! Nie pozwalam ci słyszysz?! Nie pozwalam ci umrzeć w taki sposób!
- Draco...
Malfoy czuł jak łzy zaczynają mu płynąć z oczu a głos się łamie.
- Nie możesz mnie tutaj zostawić...
Wybraniec uśmiechnął się lekko.
- Jak zawsze egoistyczny dupek z ciebie, co?
- Uratowałeś mi życie, teraz ja chce ci tym samym odpłacić.
- Mi już się nie da pomóc Draco.
- Nie mów tak, ktoś tutaj zaraz przybiegnie i ci pomoże. Pomocy!
- Nie krzycz, i tak nikt nas nie usłyszy.
- Mogę cię wziąć na nosze... może dam radę cię doprowadzić do skrzydła szpitalnego...
- Przestań. Nie zadręczaj się.
Malfoy pozwolił aby emocje wzięły nad nim górę.
- Po co ja się ciebie słuchałem... Mogłem cię zebrać do tego cholernego szpitala...
- Nie. Chce tutaj umrzeć. Hogwart to mój dom. Od zawsze chciałem tak umrzeć. W domu, wśród osób mi bliskich, robiąc coś dobrego dla innych.
- Jesteś stanowczo za dobry dla tego świata, wiesz?
Jednak blondyn nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Przerażony ślizgon spojrzał na swojego kolegę, jednak nie ujrzał już tych szmaragdowych tęczówek.
- Nie... Nie, nie, nie! Nie możesz mi tego zrobić Potter! Obudź się!
Jednak nastolatek nadal leżał z zamkniętymi oczami.
- Nie możesz mnie tutaj zostawić do cholery! Możesz jeszcze tyle zrobić w życiu! Obudź się Potter! Obudź się! Masz dookoła siebie ludzi na których ci zależy, masz mnóstwo osób które cię kocha!
Blondyn oparł się o klatkę piersiową Złotego Chłopca i zaczął płakać. Z jego gardła wydobył się krzyk który poniósł się echem po całych błoniach. Po kilku minutach które ciągnęły się jak godziny z zamku wybiegło kilkanaście osób i patrzyło na te tragedię która wydarzyła się tuż pod ich nosem. Świat utracił swojego wybawcę. Tym razem na dobre.
No to został nam już epilog...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top