Możesz zaczynać

Sala tronowa była słabo oświetlona. Na podeście siedział Czarny Pan. Na jego twarzy wykwitł uśmiech gdy zobaczył swojego kochanka. Potter był prowadzony przez trzech ludzi. Chłopak starał się wyrwać i krzyczał aby go uwolnili. Jednak gdy tylko ujrzał swojego byłego partnera tylko obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Riddle wstał i podszedł do zielonookiego.
- Witam na przedstawieniu.
- Nienawidzę cię Marvolo...
- To już mi mówiłeś. Mam dla ciebie specjalne miejsce, abyś mógł wszystko dobrze widzieć.
Czarnoksiężnik machnął dłonią a jego ludzie zaprowadzili nastolatka do tronu, i przyczepili go do niego przy pomocy łańcuchów. Wybraniec jedynie prychnął na widok zabezpieczeń.
- Naprawdę potrzebujesz aż łańcuchów aby mnie zabić?
Voldemort jedynie się zaśmiał.
- Ty jesteś tylko widownią Harry. Oto nasz gość wieczoru.
Drzwi uchyliły się ponownie i do środka został wprowadzony Severus Snape. Mężczyzna się nie odzywał jedynie spojrzał zaskoczony na Pottera. Zielonooki nie chciał pozwolić na powtórkę z rozrywki. Nie mógł pozwolić aby kolejna osoba zginęła przez niego.
- Tom! Zostaw go! Weź mnie! Błagam! Nie musisz go krzywdzić!
Riddle jedynie przyłożył palec do ust.
- Możesz patrzeć Harry, ale nie masz prawa się odzywać.
Czarny Pan kiwnął dłonią na jednego ze swoich sług. Ze zgromadzonych wystąpił mężczyzna i ukłonił się przed swoim panem.
- Mam nadzieje iż pamiętasz Waldena, Harry.
Szatyn spojrzał na sługusa i się skrzywił.
- Macnair, twój kolejny piesek z Ministerstwa.
- Zapomniałeś wymienić jego jedną, wspaniałą cechę. Walden jest wyśmienitym katem. Niestety w tym przypadku nie mogę oddać Severusa pod opiekę Belli.
Czarnoksiężnik spojrzał na Pottera po czym znowu na Macnaira.
- Możesz zaczynać. Wiesz jakie masz zadanie.
Harry czuł jak po jego policzkach zaczynają płynąć łzy gdy Severusa pozbawiono szaty. Cała klatka piersiowa mężczyzny była pokryta bliznami. Macnair szykował swoje narzędzia, jednak Snape patrzył prosto na Harry'ego. Potter walczył z łańcuchami jednak bez skutku. Gdy tylko Walden zaczął tortury, chłopak nie mógł oderwać oczu od twarzy swojego nauczyciela. Wiedział że to wszystko jego wina. Wiedział że to przez niego teraz cierpi. Po kilkunastu minutach plecy czarnowłosego wyglądały jak krwawa papka. Jednak Snape nie wydał z siebie żadnego krzyku. Jakby trzymał w sobie cały ból. Wybraniec wiedział że jeśli zaraz się nie wydostanie to oni zabiją Severusa. Chłopak zamknął oczy i starał się skupić na wściekłości która nim zawładnęła. Pozwolił swojej magii przejąć kontrolę, bo to ona wiedziała co ma robić. Metal na jego dłoniach zaczął go parzyć jednak szatyn się nie poddał. W końcu łańcuchy pękły a Wybraniec był wolny. Zielonooki zbiegł z podestu i stanął przed swoim nauczycielem. Magia od niego biła i otaczała całe pomieszczenie. Potter ciężko oddychał ale popatrzył na Voldemorta. Szmaragdowe tęczówki wręcz płonęły blaskiem.
- Jeśli go chcesz, musisz najpierw zabić mnie Riddle.
Wybraniec uniósł dłoń do góry a dookoła niego i profesora wybuchł ogień.

Potter ma już dość bycia grzecznym chłopcem..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top