P. XV / CISZA I INKO MIDORIYA

Shinsou chciałby żeby odpisanie na wiadomość Midoriyi było jego największym problemem. I przez krótką chwilę tak nawet było. Jasne, grał jak zawsze, tyle, że tym razem co jakiś czas wpatrywał się w czarny ekran telefonu, który już długo wcześniej zablokował się sam z siebie po tym, jak wpatrywał się w tę krótką wiadomość. Naprawdę nie miał bladego pojęcia, co powinien odpisać. Jak powinien zareagować. A pytanie o to Deku wydawało mu się w jakiś sposób durne. W sensie jasne, miał absolutną pewność, przynajmniej bazując na dotychczasowym czasie, który razem spędzili i wyobrażeniu chłopaka, które wykreowało się w jego sercu i umyśle, że Deku odpowiedziałby mu bez cienia złośliwości. Wytłumaczył swoje intencje, powiedział, jakiej wiadomości zwrotnej by się spodziewał. Powiedział o innych możliwych reakcjach, a na koniec spytał, czy któraś z tych reakcji pokrywa się z tym, co Hitoshi poczuł. Tylko, że Shinsou nie prosił o pomoc od tak dawna, że nawet nie miałby pojęcia, jak powinien zadać takie pytanie. Zgodnie z tym, jak został wychowany, takim pytaniom powinien towarzyszyć wstyd. Zażenowanie. Obojętność.

Gdy jego postać zginęła w grze uznał, że to czas najwyższy żeby rozprostować nogi. Że siedzenie i gapienie się w ekran i tak nic mu nie da, bo nie dostanie nagle boskiego objawienia w związku z tym, co powinien był napisać. Dlatego odłożył słuchawki na biurko. Może w swoich czterech ścianach uwielbiał tę absolutną ciszę, ale poza nimi czułby się jak dziecko błądzące w ciemnościach gdyby stracił słuch. Nie mógł pozwolić sobie na luksus ciszy w momencie, gdy jego organizm mimowolnie reagował na każde skrzypnięcie zamka w drzwiach czy odgłos kroków na schodach. Najciszej jak tylko mógł zamknął swój pokój, krzywiąc się lekko, gdy klamka wydała cichy, metaliczny dźwięk zaskakując. 

Z bólem w sercu spojrzał na drzwi, które znajdowały się przed nim, po drugiej stronie korytarza. Drzwi prowadzących do pokoju Chiyo. Nie był tam od tak dawna. Ba, nie miał prawa nawet dotykać framugi, nie miał prawa tam zaglądać, nie miał prawa tam wchodzić. Stracił te możliwości wiele lat wcześniej. Na początku łamał zakaz na nowo i na nowo. Tłumaczył, że Chiyo będzie zestresowana, że jej lalki nie usiadły do swojego podwieczorku przy plastikowym, niskim stoliku ustawionym w prawym kącie pomieszczenia. Tłumaczył, że lepiej mu się śpi w łóżku młodszej siostry, bo dzięki temu ma pewność, że gdy policjanci albo bohaterowie ją przyprowadzą, rodzice na pewno go obudzą i będzie mógł ją przytulić i przeprosić. A potem obiecać, że nigdy więcej jej nie odepchnie. Nie odrzuci. Tyle razy próbował tłumaczyć to rodzicom, ale za każdym razem kończyło się to krzykiem. Kończyło się to łzami, gdy matka wyciągała go boleśnie za ramię, praktycznie wyrzucając z pomieszczenia i zabraniając mu tam wchodzić.

Minęło tyle lat i Hitoshi nawet nie musiał łamać zakazu by wiedzieć, że pokój wygląda identycznie jak te parę lat temu, gdy widział go po raz ostatni. Jego matka dbała o to bardziej, niż kiedykolwiek dbała o niego. Meble były ustawione w ten sam sposób. Pościel pachniała świeżością, prana jak zawsze w środę. Ani grama kurzu na żadnej lalce. Matka Hitoshiego utrzymywała ten pokój w stanie, który przypominał jej o ostatnich szczęśliwych chwilach. O ostatnim podwieczorku, który Chiyo urządziła dla domowników i specjalnie zestawiła z niewielkich krzesełek swoje ulubione pluszaki. O ostatnim odebraniu córki z przedszkola. O czasach, gdy Hitoshi był tylko dzieckiem i wszyscy byli święcie przekonani, że nie miał Quirku. O czasach, gdy ojciec jeszcze był w domu. O czasach, które były przed tym, jak okazało się, że matka przekupiła lekarza do sfałszowania wyników testu. O czasach, które raz na zawsze wytyczyły całą ścieżkę życia Hitoshiego. Ścieżkę, która nie uwzględniała pojawienia się takiej osoby, jaką był Midoriya.

Na boso, najciszej jak tylko mógł i omijając trzeci stopień od dołu tylko dlatego, że wiedział, że skrzypi pod ciężarem, Shinsou przeszedł do kuchni, gdzie z lodówki wyjął sobie dwa pojemniki z jedzeniem. W jednym znajdował się ryż z domowo robionym przez Inko sosem i duszonym mięsem z warzywami. W drugim cynamonowe ciastka, które Inko sama upiekła. "Domowo przygotowane". Kolejne zwykłe stwierdzenie. Bo przecież Inko najwidoczniej uwielbiała pichcić coś dla swojego syna i jego kolegów czy koleżanek, skoro wcisnęła Hitoshiemu tyle pudełek jedzenia, mimo jego sprzeciwów, że wykarmiłby z tego pół armii. Tylko, że Shinsou nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł posiłek przygotowany przez matkę. Nie mieli tendencji do spędzania razem czasu. Wspólne obiady? Hitoshi szczerze nie pamiętał ostatniego. U nich w domu raczej każdy gotował dla siebie od kiedy tylko Shinsou był na tyle wysoki, by móc poradzić sobie z patelnią. I nikogo nie obchodziło, że potrzebował do tego dwustopniowej drewnianej drabinki, którą składało się i chowało między szafki pod blatem.

Shinsou wiedział, że danie byłoby o wiele lepsze, gdyby je podgrzał. Jadł je przecież w tej wersji w domu Midoriyi. Tylko, że dźwięki kuchenki albo mikrofali mogły zwrócić uwagę jego matki. Tak samo sam zapach. A tego wolał raczej uniknąć, bo tym razem nie wymigałby się stwierdzeniem, że przecież sam to ugotował. Może i potrafił gotować cholernie dobrze, bo robił to od kiedy tylko pamiętał, ale nie zmieniało to faktu, że zwyczajnie zabrakłoby mu czasu na przygotowanie takiego dania, gdy cały poprzedni dzień spędził teoretycznie na Festiwalu Sportowym. Dlatego tylko trzymając ostrożnie sztućce i dwa pudełka, wrócił do swojego pokoju. Pudełko z ciastkami odłożył sobie do szafki, na później. Nie chciał mieszać smaków, po prostu nie chciał ryzykować dwóch podróży do kuchni, gdy mógł wszystko załatwić jedną. Puszczając sobie film w języku obcym, który chwilowo go interesował, zaczął spokojnie jeść, w duszy dziękując Inko za posiłek. Bo nawet na zimno był absolutnie nieziemski. Shinsou oddałby absolutnie wszystko za możliwość nauki. Za możliwość spędzenia popołudnia z tak ciepłą, pełną miłości osobą, która nauczyłaby go własnych sztuczek w kuchni. Chłopak wiedział, że w swoich marzeniach nigdy w tym miejscu nie widział własnej matki. Powinien, ale nie widział. Inko to miejsce przejęła absolutnym szturmem, zupełnie o tym nie wiedząc.

Shinsou nawet nie miał pewności, czy Deku w ogóle jeszcze kiedyś zaprosi go do siebie. Nie mówiąc już o tym, czy Inko w ogóle gotuje z synem, choć Shinsou podejrzewał, że tak, i czy będzie miała ochotę pogotować z przypadkowym dzieciakiem praktycznie z ulicy. A skoro chłopak nie miał pewności to wolał o tym po prostu nie myśleć. Nie ma co tworzyć miliona scenariuszy do nierealnych sytuacji. No i Hitoshi dalej nie wiedział, co ma odpisać na wiadomość Izuku. Nie zdążył jednak nawet zjeść posiłku do końca, gdy kątem oka zobaczył, że klamka delikatnie się poruszyła. Natychmiast wyłączył dźwięk, nie martwiąc się o zastopowanie filmu i ściągnął słuchawki na kark. Z miejsca wyłączył też wszystkie ekrany i wyprostował się. I wszystko to wydarzyło się, nim jego matka w ogóle weszła jeszcze do jego pokoju. Kiedy w końcu jednak to zrobiła i stanęła praktycznie w drzwiach, podnosząc do góry pudełko z innym posiłkiem, kolejny prezent od Inko. Jedno z tych, które Hitoshi upchnął na tyle lodówki tak, by jego rodzicielka ich nie znalazła. Cóż, najwidoczniej szczęście niezbyt mu sprzyjało.

- "Co to?" - spytała kobieta, przytrzymując opakowanie pod pachą i gestykulując sprawnie w języku migowym patrząc z niecierpliwością na syna. Nie raczyła się nawet przywitać. Nie raczyła nawet wytłumaczyć, czemu wróciła o tej godzinie do domu. Bo dopiero wróciła i Shin widział to po jej wczorajszych ubraniach.

- "Nie do końca rozumiem pytanie? To jedzenie" - odparł Shinsou używając tej samej metody i nawet na sekundę nie otwierając ust, stresując się całą tą sytuacją jak chyba nigdy wcześniej.

- "Wiem, że to jedzenie. Widzę. Skąd wzięło się w naszej lodówce?" - kontynuowała lekko podirytowana kobieta, co Shinsou doskonale widział po zmarszczeniu, które wytworzyło się między jej brwiami.

- "Włożyłem je tam" - odpowiedział zgodnie z prawdą Hitoshi, mając resztki nadziei, że kobieta zwyczajnie mu odpuści i zaakceptuje taki stan rzeczy.

- "Ty to przygotowałeś?" - padło kolejne pytanie i Shinsou musiał podjąć decyzję. Skłamać czy powiedzieć prawdę. Jego zdecydowanie zbyt szybko bijące serce i ogólny stres nie za bardzo pomagały mu w tamtym momencie. Zwłaszcza, że jego matka była absolutnie opanowana i skupiona.

- "Tak" - odparł, szybko decydując się na kłamstwo i już w głowie szykując całą historyjkę, która by je urzeczywistniła.

- "Nie nauczyłam cię kłamać" - skomentowała to jego matka patrząc na niego niemalże z wrogością, przez którą Shinsou musiał przełknąć ślinę. Przez którą także miał ogromną ochotę skomentować, że tak naprawdę matka nie nauczyła go niczego, ale wolał nie stracić dachu nad głową.

- " Nie kłamię" - próbował iść w zaparte mimo to Shin, licząc na to, że nieobecność kobiety zmniejszy jej zdolności logiczne.

- "Kłamiesz już drugi raz z rzędu. Nie chcesz wiedzieć, co się stanie po trzecim. Sprawdzałam lodówkę przedwczoraj i były w niej tylko składniki. Głównie moje. Wczoraj byłeś cały dzień w szkole i na Festiwalu Sportowym, więc nie miałeś kiedy tego przygotować. Teraz radzę odpowiedzieć ci zgodnie z prawdą" - kobieta wyłożyła kawę na ławę i Hitoshi musiał przyznać, że tak przerażony nie był od dość dawna. Jego wory pod oczami, zarwana nocka i ogólny chłód, z którymi był tak doskonale kojarzony robiły za dobrą zbroję w przypadku każdego z wyjątkiem jego rodzicielki.

- "Nie spytasz mnie nawet, jak mi poszło na Festiwalu Sportowym?" - spytał zamiast tego Hitoshi, łapiąc się dowolnego, pierwszego lepszego tematu byleby kupić sobie więcej czasu, bo może nie miał pewności w związku z tym, co się stanie, gdy przyzna się do prawdziwego pochodzenia jedzenia, ale miał solidne przypuszczenia.

- "Nie" - padła krótka i zdecydowana odpowiedź.

- "Zdajesz sobie sprawę z tego, jak ważne to było wydarzenie? Oglądali je bohaterowie z różnych agencji. Może nawet dostanę dzięki temu praktyki" - kontynuował niezrażony Shinsou, gdzieś z tyłu głowy mając Inko. Inko, która tak chętnie wypytywała o wszystkie szczegóły, która tak bardzo chciała wiedzieć, jak poszło jej ukochanemu synowi. Jakaś część Hitoshiego, może najbardziej naiwna, marzyła z całego serca by jego rodzicielka wykazała się choć ułamkiem takiego zainteresowania. Liczył na jedno, durne pytanie. Nie liczył na to, że oglądała transmisję z Festiwalu. A przynajmniej nie z własnej, nieprzymuszonej woli. I w razie czego na pewno udawała, że wcale nie był jej synem.

- "Nikt się tobą nie zainteresuje. Przestań się oszukiwać, będzie ci łatwiej w życiu" - skomentowała to tylko jego matka, wciąż używając migowego, mimo że oboje doskonale wiedzieli, że mogliby porozmawiać normalnie.

- "Masz ten sam Quirk i znalazłaś pracę w jednej z agencji bohaterskich, czym tak bardzo się różnimy?" - spytał Hitoshi, pozwalając złości na przebicie się przez błogą warstwę nieświadomości. Wiedział, że emocje, które wynikną z tej rozmowy nie będą pozytywne, a on nie zamierzał pokazywać nikomu, że udało im się go złamać. Nawet własnej matce. A gniew był najprostszą do okazywania i kontrolowania emocją.

- "Tym, że ja jestem w stanie to kontrolować. Skończ ten temat zanim powiem coś, co naprawdę cię zrani"- uznała tylko kobieta, choć cała jej poza sugerowała, że rzuca Hitoshiemu wyzwanie.

- "Już tego przypadkiem nie zrobiłaś? Co jeszcze mogłabyś powiedzieć żeby zranić mnie bardziej?" - spytał z pewnym rozgoryczeniem chłopak.

- "To, co powtarzam ci zawsze. Że zająłeś jakiemuś dzieciakowi miejsce w tej szkole. Nie wiem, dlaczego w ogóle dopuścili cię do nauki tam. Nie wiem, co ci się uroiło, ale to nie mój problem. Nic tylko czekać aż znowu kogoś zabijesz" - rzuciła tylko jego matka, patrząc na syna z czystą wyższością i nienawiścią. Hitoshi mógł na to odpowiedzieć na tyle sposobów. Mógł, ale wiedział, że nie miałoby to najmniejszego sensu. - Kolejny raz nie zapytam. Co to? Tylko szczerze".

- "Dostałem to po Festiwalu" - wytłumaczył najszybciej i sposób możliwie najbardziej pozbawiony szczegółów Hitoshi.

- "Na Festiwalu nie rozdają domowo robionego jedzenia. A już na pewno nie jedzenia takiej jakości" - zauważyła logicznie jego matka, a Hitoshi tylko opuścił nieznacznie głowę. - "Co zrobiłeś?".

- "Kolega z liceum zaprosił mnie do siebie. Jego matka dała mi to na wynos żebym miał jedzenie na weekend" - wytłumaczył Shinsou zaciskając szczękę i żałując każdego kolejnego znaku, który formowały jego dłonie.

- "Coś ty naopowiadał w szkole? Czy ktokolwiek myśli, że jesteśmy biedni? Że nas na coś nie stać? Że nie stać mnie na zapewnienie ci obiadu w domu? Dlaczego w ogóle się do kogoś odezwałeś? Chcesz, żeby sytuacja się powtórzyła? Zabroniłam ci odzywać się do innych w tej szkole. To był twój warunek w ogóle pójścia tam. Zapomniałeś już o tym?" - padło na raz tak wiele pytań i oskarżeń, że Shinsou nie wiedział, na co zareagować najpierw.

- "Nie, nie, nie. Twoja reputacja jest nienaruszona" - uspokoił najpierw matkę, która patrzyła na niego podejrzliwie. - "Nikomu nic nie powiedziałem o tym, jak jest w domu. I pamiętam o zakazie. Nie odzywam się do ludzi poza treningami, gdzie muszę to robić, bo to kwestia ćwiczeń. Honoruję twoje zasady na tyle, na ile tylko mogę. Po prostu walczyłem z takim jednym chłopakiem. Pokonał mnie. Wyrwał się spod mojej komendy. A potem znalazł mnie po Festiwalu i zaproponował, że się ze mną zaprzyjaźni. I zaprosił mnie do siebie. A jego matka na wyjściu dała mi to jedzenie, bo widziała, że mi smakowało, jak jedliśmy razem. I tyle. To był tylko gest dobrej woli. Nic więcej. Przysięgam".

- "Nazwisko?" - spytała tylko jego matka, a z jej mimiki Shinsou wiedział, że prawdziwa burza dopiero się zacznie. I nikt nie da rady się przed nią uchronić.

- "Mamo..." - próbował jakoś wybronić się Hitoshi, mając tak ogromną ochotę po prostu się odezwać, wytłumaczyć, pokazać, że mogą porozumiewać się normalnie. Tyle, że jego matka zdecydowanie tego nie chciała.

- "Nazwisko tej kobiety, teraz" - powtórzyła.

- "Inko Midoriya" - odpowiedział w końcu niechętnie Hitoshi. - "Po co ci to wiedzieć? Co zamierzasz zrobić?"

Tylko, że jego matka już nie zamierzała mu odpowiedzieć. Gdy tylko odczytała nazwisko, obróciła się na pięcie i opuściła jego pokój. Hitoshi zerwał się z krzesła i pobiegł za nią, mając ochotę krzyczeć, mając ochotę coś do niej powiedzieć, ale doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to tylko pogorszyłoby całą tę sytuację. Nie mógł jej też w żaden sposób dotknąć. Dlatego tylko stał w kuchni, z przerażeniem obserwując jak jego matka otwiera lodówkę i po kolei wyjmuje z niej wszystkie pojemniki z jedzeniem od matki Izuku. Próbował gestami przekazać jej, że to co robi nie ma najmniejszego sensu, że zrozumiał swój błąd, że przeprasza. Tylko, że matka ignorowała go i patrząc mu centralnie w oczy otwierała kolejne pojemniki wysypując ich zawartość do kosza. Brudne naczynia wrzucała do zlewu.

- "Czy to było wszystko, co dostałeś?" - spytała, wycierając ręce w kuchenną ścierkę, gdy Hitoshi patrzył na nią z niedowierzaniem.

- "Tak" - odparł chłopak, na granicy łez, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w szafce ma jeszcze pudełko ciastek. Tylko, że to jedno pudełko mógł ochronić. Mógł zachować sobie domowo przyrządzone jedzenie na gorszą chwilę. A skoro mógł ukryć przed matką jedzenie to może da radę ukryć też swoją nowo budującą się relację z Izuku. Idiotyczne porównanie, ale Hitoshi szukał czegokolwiek, co zajęłoby jego myśli na tyle, by nie pozwolił sobie na płacz przed matką.

- "Mam nadzieję, że bolało" - odpowiedziała jego matka, wciąż korzystając z tego cholernego migowego, którego Shinsou tak bardzo nienawidził. - "Mam nadzieję, że zrozumiałeś przekaz. Pomyśl sobie, jak bardzo tę kobietę bolałoby, gdybyś zabił jej syna. To, co czujesz teraz, byłoby z tym zupełnie nieporównywalne. Nigdy więcej nie odzywaj się do tamtego chłopca, rozumiesz? Zakazuję ci. Wyniesiesz później śmieci, nie chcę żeby śmierdziało w kuchni, gdy to wszystko się popsuje. Oddasz temu dzieciakowi tylko czyste pojemniki, które umyjesz, jak wyjdę do pracy i będziesz go unikał. Czy to jasne?"

- "Tak" - odparł po dłuższej chwili bezruchu Shinsou, czując niemal fizyczny ból, gdy musiał rozluźnić dłonie z pięści, by móc w ogóle użyć migowego.

- "To dobrze. A teraz idź stąd. Muszę zadzwonić do tej kobiety i przeprosić ją za kłopot, który jej sprawiłeś. I obiecać, że to był ostatni raz" - oznajmiła matka Hitoshiego patrząc na niego wymownie, gdy ten skinął twierdząco głową i skierował się w stronę swojego pokoju.

Zazdrościł Izuku. Zazdrościł porządnej relacji z matką, ciepła rodzinnego domu. I przez raptem jedną chwilę jakaś jego część naprawdę chciała uwierzyć  w to, że to było możliwe także u niego. Że on też może kiedyś z matką mieć takie właśnie relacje. Tylko, że cała szopka, którą ta kobieta odstawiła przed chwilą, ewidentnie dawała mu znać, że mocno się przeliczył. Bo w jego domu zawsze panować będzie chłód i cisza. I Hitoshi prawie zapominał jak to było w czasach, gdy u niego w rodzinie też gościł uśmiech. Tylko dlaczego takie zderzenia własnej i cudzej rzeczywistości czy w ogóle rzeczywistości i marzeń muszą być aż tak bolesne? Dlaczego trzeba czuć ten ból w klatce piersiowej, gdy serce ściska się za mocno, dlaczego wbija się paznokcie we wnętrza dłoni żeby się opanować? Hitoshi nie znał odpowiedzi na te pytania, ale wiedział, że taka właśnie była jego rzeczywistość. Chłopak zatrzymał się na chwilę żeby posłuchać, jak jego matka rozmawia z Inko przez telefon, przybierając ten radosny ton i śmiejąc się co jakiś czas. Shinsou wiedział, że nic z tego nie było prawdziwe. Wiedział, że jego matka nie dzwoniła do przyjaciółki, z którą chciała poplotkować tylko chciała załatwić to raz i szybko. I bez wzbudzania zbędnych podejrzeń. A jednak tak radosny jej głos... Hitoshi uświadomił sobie, jak dawno go nie słyszał. Jak dawno nie słyszał głosu własnej matki. Prawie zdążył zapomnieć, jak brzmi. I dopiero wtedy po jego policzkach zaczęły spływać łzy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top