P. VIII / POCZĄTEK PIĄTKOWEGO WIECZORU

- Masz może ochotę coś dzisiaj jeszcze porobić? – spytał Shinsou, gdy wylądowali już na korytarzu po tym, jak Recovery Girl dosłownie wyrzuciła ich ze swojego gabinetu, zrzędząc cicho pod nosem, że założy Midoriyi taką kartę, jak te, które czasem dostaje się w kawiarniach. Taką, gdzie za kolejną usługę zbiera się stempelki, a gdy uzbiera się wystarczającą ilość, dostaje się darmową kawę. Tylko w tym przypadku All Might dostałby od pielęgniarki darmowy wpierdol za tak nieostrożne mentorowanie swojego podopiecznego.

Hitoshi nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo zależało mu na tym, by ich dzień się na tym nie kończył. Wiedział, że sam nie przyczyniał się do rozmowy w jakiś wybitnie znaczący sposób. I zdawał sobie dość boleśnie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie był niczyim wymarzonym towarzystwem, zwłaszcza na piątkowy wieczór. W końcu był raczej milczący, rzadko odzywał się sam z siebie, a gdy już został o coś zapytany, raczej wolał odpowiedzieć krótko i zwięźle zamiast się rozwodzić. Nawet w ciągu tych raptu paru godzin to raczej Izuku coś mówił, a on tylko słuchał go z absolutnym skupieniem wymalowanym na twarzy.

Ale co Hitoshi mógł poradzić na to, że uwielbiał kumpla słuchać? Sam bał się jeszcze mówić. Gdzieś w głębi duszy tkwiło mu przekonanie, że może jego matka i jego byli koledzy z klasy mieli rację, że może nie da rady zapanować nad własnym Quirkiem i przypadkiem użyje go na Midoriyi, niszcząc tym samym wszelkie szanse na jakąkolwiek relację między nimi. A może po prostu był tak przyzwyczajony do milczenia, że sam dźwięk jego głosu wydawał mu się jakiś taki nie na miejscu i niechciany.

A z drugiej strony nikt z własnej woli się do niego nie odzywał. Jego sytuacja rodzinna to był jeden wielki żart, bo nie pamiętał nawet, jak brzmiał głos jego własnej matki, o ojcu czy młodszym bracie nawet nie wspominając, bo w ich przypadku nie pamiętał nawet twarzy. Jego rówieśnicy przestali się swobodnie odzywać w jego obecności gdy skończył jakieś siedem lat, a na jaw wyszedł powód rozwodu jego rodziców. W gimnazjum nie odezwał się do nikogo i ze wzajemnością. Nawet się sobie z tymi dzieciakami nawzajem nie przedstawili. Liceum na początku wyglądało tak samo. Potworzyły się grupki, a on jak zwykle, został absolutnie sam. I niby powinien już do tego przywyknąć, ale jakaś jego część liczyła, że do U.A pójdą silni ludzie. I że silni ludzie nie przekreślą go tylko ze względu na jego Quirk. Że może wreszcie odnajdzie gdzieś swoje miejsce. Ale tak się nie stało. Okazali mu pierwsze cieplejsze uczucia dopiero, gdy przegrał z Midoriyą na Festiwalu Sportowym, gdzie doszedł dalej, niż którekolwiek z nich. I może to naturalny cynizm Shinsou, ale chłopak wątpił, by ich pozytywna energia utrzymała się zbyt długo.

Shinsou bał się też, że Midoriya najzwyczajniej w świecie się rozmyśli. Że może uzna, że towarzystwo Hitoshiego jest zbyt nudne, że nic się przy nim nie dzieje. I może w poniedziałek, gdy Shinsou spróbuje się z nim przywitać, Deku go zignoruje. Licealista bał się tego tak bardzo, że serce ścisnęło mu się w piersi tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Dlatego chciał przeciągnąć ten dzień najdłużej, jak się tylko dało. Chciał mieć co wspominać prawdopodobnie do końca życia, bo wątpił, by kiedykolwiek jeszcze do końca jego dni trafiła mu się podobna możliwość.

A to, że nie chciał wracać do domu, w którym mieszkał jedynie z matką, a w którym wiecznie było cicho i pusto, to była zupełnie osobna kwestia, o której sam chwilowo nawet nie chciał myśleć. Bo przecież wiedział, co go czekało. Wiedział, że wejdzie, pojawi się na pięć sekund w salonie żeby tylko pokazać się matce, że wrócił, a potem zabierze coś z kuchni na kolację i uda się do swojego pokoju. No chyba, że matka będzie miała dobry dzień to może podejdzie do niego na parę minut w kuchni i językiem migowym spyta, jak było w szkole. Mocno wątpił w tę drugą opcję, bo w ciągu roku mógł policzyć ilość takich sytuacji na palcach obu rąk i wciąż miałby wolne palce. Czyli pustka i samotność wypełnione jedynie muzyką puszczoną na słuchawkach versus wieczór z rozgadanym przyjacielem. Wybór był tak banalny, że prawie nieistniejący.

- Jeśli mam być absolutnie szczery to średnio – przyznał Midoriya drapiąc się z zakłopotaniem po karku, a serce Shinsou rozpadło się na milion kawałeczków. Hitoshi cieszył się ze swojego wiecznie zmęczonego wyrazu twarzy, bo dzięki temu łatwiej było mu ukryć rozczarowanie. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo przed Deku nic nie miało szansy się ukryć. – Nie wiem czy miałeś kiedykolwiek przyjemność odbycia terapii u Recovery Girl, ale to troszkę męczące i najchętniej wskoczyłbym teraz do własnego łóżka i poszedł spać na najbliższe dwadzieścia lat – dodał ze śmiechem, gestykulując lekko i próbując jakoś podprogowo zapewnić Hitoshiego, że to, że teraz nie spędzą razem czasu nie znaczy, że z automatu przestaną się kolegować.

- Oh. Rozumiem – mruknął tylko Hitoshi, co rusz oglądając się przez ramię żeby sprawdzić, czy znajdująca się w jego kapturze kotka ma zapewnione maksimum możliwej wygody.

- A miałeś jakiś ciekawy pomysł? – spytał delikatnie Izuku, widząc że jego przekaz niewerbalny nijak nie dotarł do rozmówcy.

W pierwszym momencie Shinsou bardziej z nawyku, niż myśląc o tym, co aktualnie robi, wyciągnął przed siebie nieznacznie ręce i odpowiedział za pomocą kilku prostych gestów. Chłopak dosłownie zatrzymał się w pół kroku, wściekły na siebie, że pozwolił temu tak lekko się wymsknąć i wcisnął dłonie do kieszeni spodni. Jednak siła nawyków wygrywała. W końcu tego używał zazwyczaj, prawda? Może do rozmów z użyciem głosu nie przywykł, ale dzięki paranoi matki został zmuszony do poradzenia sobie w inny sposób. I nienawidził go używać z całego serca, bo to tylko podkreślało, jak samotny był i jak bardzo brakowało mu podstawowych ludzkich interakcji.

- Znasz język migowy? – zapytał z absolutnym podziwem w głosie Izuku, a Hitoshi spojrzał na niego zaskoczony. – Przepraszam, ale ja nie. Więc nie wiem, co odpowiedziałeś. Ale jeśli chcesz możesz mnie kiedyś nauczyć! Choć uprzedzam, że pewnie będzie to mozolny proces, bo nauka języków wchodzi mi bardzo wolno.

- Tak, znam. Nie, nie miałem na myśli nic szczególnego – przerzucił się od razu na normalną mowę Hitoshi, zajmując się najbanalniejszą rzeczą, jaką mógł wymyślić żeby nie patrzeć na Midoriyę, więc sprawdził, czy kotka w jego kapturze już zasnęła. – Po prostu lubię z tobą rozmawiać. Chociaż może ten język migowy sobie odpuśćmy. Używanie go to kwestia nawyku, ale nie za bardzo to lubię.

- Jasne, rozumiem – odparł spokojnie Deku chcąc uszanować granice stawiane przez Shinsou. – Jakbyś kiedyś zmienił zdanie to daj mi znać.

- Dlaczego tak ci na tym zależy? – spytał wreszcie Hitoshi, brzmiąc nieco oschlej, niż sam zamierzał, za co zarobił zdziwione spojrzenie od Midoriyi.

- Wiesz, to prosta obserwacja. Ludzie z nawyku korzystają z języka, z którym są najbardziej obyci. I po swojej klasie wiem, że każdemu czasem zdarzają się ataki paniki czy gorsze momenty. To się zdarzyło już Todorokiemu w dość oczywisty sposób, Urarace czy Yaomomo. I najłatwiej jest do zestresowanej czy przerażonej osoby dotrzeć mówiąc w sposób, który najlepiej rozumie. Po prostu pomyślałem, że gdyby stało się coś złego chciałbym mieć opcję żeby jakoś do ciebie dotrzeć. Wiem, to idiotyczne.

- To była twoja pierwsza myśl? – zaskoczenie Hitoshiego wybiło poza wszelkie skale do tego stopnia, że aż fizycznie musiał się zatrzymać.

- No tak. Wybacz, to pewnie za szybko, dopiero co zaczęliśmy się kolegować, a ja już próbuję się dowiedzieć o takich pierdołach. Przepraszam jeśli poczułeś się przeze mnie niekomfortowo – oznajmił Deku, nieco zbyt dynamicznie gestykulując i zamarł, gdy Shinsou zaśmiał się cicho i krótko chyba pierwszy raz od kiedy zaczęli rozmawiać.

- Chciałeś się tego nauczyć dla mnie, a nie przeze mnie? – dopytał Hitoshi, jakby wciąż nie potrafił uwierzyć w słowa rozmówcy. Licealista był praktycznie na granicy łez przez coś tak pozornie błahego, choć dla niego znaczyło to więcej, niż cały świat.

- No jasne, że tak – potwierdził bez wahania Deku. – A z jakiego innego powodu miałbym chcieć to zrobić?

- Myślałem, że raczej przez to żeby nie musieć się już do mnie odzywać. Żebym nie mógł użyć na tobie swojego Quirku czy to celowo, czy przypadkiem – przyznał się cicho Hitoshi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że obnaża się w pełni z własnych słabości i lęków przed praktycznie obcą mu osobą, ale jakoś nie przeszkadzało mu to aż tak, gdy odbiorcą tych słów był Izuku.

- Przecież to idiotyczny powód – zaperzył się Deku, zirytowany z miejsca. – Nikt normalny by tak nie zrobił. Chcę być twoim przyjacielem, nie boję się ciebie. A nawet jeśli przypadkiem użyjesz Quirku to przecież nic się nie stanie. Każdemu się zdarza. Cały czas pracujemy nad opanowaniem ich, więc oczekiwanie, że będziemy działać bez najmniejszych błędów jest po prostu pozbawione wszelkiej logiki. I jakby nie patrzeć, po prostu ci ufam. I tyle.

- To chyba będziesz pierwszy – mruknął cicho Hitoshi.

- Ale z pewnością nie ostatni. Jak dostaniesz się do 1A to sam się przekonasz – obiecał mu radosnym tonem Deku. – W sumie to wiesz co, jednak możemy coś jeszcze dzisiaj porobić. Jeśli nadal masz ochotę oczywiście. Co byś powiedział na jakieś żarcie na wynos i wieczór z grami? Albo filmami?

- Z chęcią, ale mówiłeś przecież, że jesteś zmęczony – zauważył Shinsou.

- Na to raczej starczy mi sił – odparł Midoriya machając lekko ręką, jakby to nie było nic ważnego. – Napiszę tylko krótką wiadomość do mamy, że przyprowadzę kolegę. Posiedzimy u mnie w domu, obejrzymy coś i pogadamy? Brzmi jak plan? Choć z góry uprzedzam, że mogę absolutnie zasnąć w trakcie, ale to najwyżej mnie obudzisz. A później odprowadzę cię na stację? Tylko może daj znać swojej mamie, że będziesz nieco później żeby się nie martwiła.

- Mówisz poważnie? – spytał absolutnie zaskoczony Hitoshi.

- Znaczy to była tylko luźna propozycja, nic zobowiązującego. W końcu jakby nie patrzeć znamy się raptem parę godzin – oświadczył Midoriya, przerażony, że mógł przesadzić ze swoją ofertą przyjaźni i bojąc się spaprać tę relację, choć z zupełnie innej strony, niż Shinsou.

- To brzmi jak najciekawsza propozycja na piątkowy wieczór jaką usłyszałem od bardzo dawna. I z chęcią z niej skorzystam – uświadomił go Shinsou, a Midoriya poczuł się jakoś tak dziwnie ciężko na sercu. – Ale jesteś tego pewien? Jeśli jesteś zmęczony to naprawdę możemy się rozejść w swoje strony – dodał, starając się z całych sił by w jego głosie nie zabrzmiała panika, którą odczuwał na myśl, że Midoriya mógłby zrezygnować.

Bo to nie tak, że Deku miał najłatwiejsze życie z możliwych. Miał tak długą listę własnych problemów, czy to fizycznych czy psychicznych, że zabrakłoby papieru w całym mieście żeby to wszystko spisać i opisać. Historii też nie miał za ciekawej. Jasne, jego mama zawsze była dla niego ogromnym wsparciem i dobrze radził sobie w szkole, ale jego relacje z rówieśnikami, problemy jakie zostawiło na nim odejście ojca i cała tona psychologicznego szajsu, którą zrzucił na niego Kacchan, miały na niego niemały wpływ. I może właśnie dlatego tak bardzo stawiał sobie za zadanie uratowanie wszystkich. Może po prostu nie chciał by ktokolwiek czuł się tak parszywie, jak on. Jeśli mógł rozjaśnić komuś przyszłość czy choćby dzień czy godzinę, to było warte wszelkiego starania. Dlatego, gdy tylko wyczuł smutek bijący od Hitoshiego, mimo że ten próbował udawać, że wszystko jest w porządku, natychmiast zmienił zdanie. Jasne, był cholernie zmęczony, ale trochę kofeiny i stanie na nogach. Miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż użalanie się nad samym sobą.

- Nah, po drodze na stację wejdziemy po energetyka to powinno być dobrze – uznał tylko Midoriya uśmiechając się szeroko i nie komentując tego, że w kącikach oczu Hitoshiego zebrały się łzy.

Z miejsca wyciągnął też telefon i szybko napisał wiadomość do mamy, że będą mieć niespodziewanego gościa. Jasne, zamierzali zamówić po drodze jakieś jedzenie na wynos, więc nie martwił się o to, czy Shinsou w ich domu będzie miał cokolwiek do jedzenia, a Midoriya szczerze zakładał, że chłopak mógł być cholernie głodny, bo przecież nie jadł absolutnie niczego od minimum początku ostatniego etapu Festiwalu Sportowego, a to było ładnych parę godzin wcześniej. Z jakiegoś powodu Deku miał po prostu przeczucie, że Hitoshi rzadko ma okazję do zjedzenia posiłku w rodzinnym gronie i chciał mu to doznanie zapewnić. Tym bardziej, że Inko zapewne przyjmie każdego przyjaciela, którego Deku przyprowadzi do domu, z tak otwartymi ramionami, że o cud będzie zakrawać to, że oni w ogóle opuszczą ich mieszkanie.

Izuku z nieco smutnym uśmiechem zorientował się, jak dawno nie zapraszał nikogo do siebie. Chyba razem z końcem podstawówki Kacchan przestał do niego przychodzić, a w gimnazjum nie był zbyt popularny, więc przez ostatnich parę lat trzymał się raczej na uboczu. I niesamowicie cieszył się z tego, że w liceum powoli się to zmieniało. Fakt faktem, nie zaprosił jeszcze do siebie Uraraki czy Iidy, ale to dlatego, że nie mieli ku temu dobrego powodu. Izuku miał tylko nadzieje, że przyjaciele nie będą na niego źli, że Shinsou dostał wcześniejszą kumpelską przepustkę. Cały smutek zniknął jednak z jego twarzy, gdy tylko spojrzał na wciąż rozdartego i nieco zdezorientowanego towarzysza, który wahał się między ogromną chęcią spędzenia z nim czasu, a niechęcią do bycia zbędnym obciążeniem czy balastem.

Ostatecznie skończyło się na kupieniu zabójczej ilości makaronu w najróżniejszych smakach by obładowani torbami stanęli na przed odpowiednimi drzwiami, gdzie Izuku zapukał łokciem, z braku laku. Inko otworzyła im nieomal od razu i od progu odebrała od nich posiłki, zanosząc je na stół znajdujący się w salonie, gdzie wcześniej przygotowała już wszystkie potrzebne naczynia. Hitoshi zawahał się, gdy zobaczył pojawiającą się w drzwiach kobietę. To nie tak, że zamierzał oceniać wszystkie matki przez pryzmat swojej, bo na świecie na pewno były i gorsze, i lepsze. W sumie sam Shinsou nie wiedział do końca, czego ma się aktualnie spodziewać. Jasne, Izuku musiał po kimś odziedziczyć charakter, ale podobieństwo między nim, a jego matką było po prostu aż zbyt uderzające. Oboje uśmiechnięci, oboje z tą ciepłą aurą dookoła nich, która przyciągała takich pozbawionych czułości i ludzkiego dotyku wyrzutków jak Shinsou niczym muchy do światła. Oboje otwarci i z chęcią pomocy. A to tylko pierwsze wrażenie. Hitoshi poczuł w sercu ukłucie zazdrości. On na takie powitanie nie miał co liczyć. Nawet za tysiąc lat.

- To twój nowy kolega Izuku? – spytała kobieta, gdy wreszcie wróciła do przedpokoju, w którym akurat ściągali buty.

- Tak mamo, to Shinsou – przedstawił go Midoriya, a Hitoshi spiął się sam w sobie, nie do końca rozumiejąc dlaczego.

- Dzień dobry, miło mi poznać – oznajmił nieco zbyt szybko, kłaniając się delikatnie, chcąc okazać gospodarzowi szacunek.

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak mnie jest miło – odbiła piłeczkę Izuku, praktycznie za łokcie ciągnąc ich w stronę salonu i uśmiechając się szeroko. – Nie miałam szansy poznać żadnego przyjaciela Izu od tak dawna, że przez chwilę zaczęłam się o niego martwić. Więc w sumie to dziękuję, że jesteś Shinsou. Jako dla rodzica naprawdę wiele to dla mnie znaczy żeby widzieć własne dziecko szczęśliwym, a od czego są przyjaciele, jak nie od przynoszenia radości w nasze życia?

- Na przykład od przynoszenia kłopotów? – przerwał matce Izuku, nie chcąc by Hitoshi chociaż przez sekundę poczuł się niezręcznie, bo jakby nie patrzeć, słowotok w rodzinie Midoriyi przekazywana była z pokolenia na pokolenie.

- Ciebie drogie dziecko kłopoty po prostu się trzymają, już nie zrzucaj za to winy na swoich przyjaciół – oświadczyła Inko, ale podprogowa wiadomość zdecydowanie do niej dotarła. – Myjcie ręce chłopcy i siadamy do stołu. Mam nadzieję, że jesteście głodni, bo zrobiłam trochę kanapek i zushich. I proszę Shinsou, pamiętaj żeby się przypomnieć, jak będziesz wychodził, bo odłożyłam ci kilka do pojemnika żebyś zabrał ze sobą na drogę, dobrze?

- Jasne mamo, przypomnimy ci – obiecał solennie Izuku, kierując się w stronę łazienki, a milczący przez cały ten czas Shinsou grzecznie podreptał o krok za nim. – Przepraszam jeśli to za dużo wszystkiego – oznajmił cicho chłopak, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. – Po prostu mama się cieszy, że w końcu poznaje kogoś z mojego życia. Ostatnimi czasy nie miała ku temu wielu okazji.

- To na swój sposób urocze – uspokoił go Hitoshi, uśmiechając się nieznacznie. – Trochę przerażające, bo zdaje się być miła i straszna w tym samym momencie, ale tak straszna, że wiesz, że jak zrobisz coś źle jej dziecku to pożałujesz, a nie że straszna po prostu. Ale nie spodziewałem się tego po tobie.

- Czego? – dopytał spokojnie Deku.

- Braku przyjaciół – odpowiedział zaskoczony Shinsou. – W sensie rozumiem, teraz przyjaźnisz się z paroma osobami z klasy i w sumie sądziłem, że już się nawzajem poodwiedzaliście, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić żeby dookoła ciebie nie kręcił się tłumek ludzi. Jesteś na to zbyt otwarty i przyjacielski. Wydawało mi się, że samotność to cecha ludzi raczej mojego pokroju, niż twojego.

- Wydaje mi się, że jesteśmy bardziej podobni, niż to sobie wyobrażasz Shinsou – oznajmił z nieco smutnym uśmiechem Izuku. – Powiedzmy, że mam małe szczęście do ludzi. I do relacji z ludźmi. Dlatego z góry zakładam, że na koniec dnia zostanę sam. Że każdy rozejdzie się w swoją drogę. I dlatego też staram się pomóc jak największej ilości ludzi. Nawet, jeśli odegram niewielką rolę, nawet jeśli o mnie zapomną. To się nie liczy. Ja będę pamiętać.

- Nie potrafię sobie wyobrazić żeby ktokolwiek z własnej, nieprzymuszonej woli cię zostawił – przyznał szczerze Hitoshi.

- Spytaj Kacchana jak mi nie wierzysz. Nie dość, że nasze drogi się rozeszły to gość nienawidzi mnie do szpiku kości. A ja i tak nie potrafię go sobie odpuścić i muszę próbować go uratować. Ale tak już działa mój mózg i chyba nic tego nie zmieni – uznał ze wzruszeniem ramion Deku, wycierając czyste dłonie w ręcznik.

- Wiem, że znamy się raptem parę godzin, więc to pewnie nie będzie miało dużego znaczenia, ale jesteś moim pierwszym przyjacielem w życiu i zrobię wszystko, co tylko mogę żeby utrzymać tę relację – oznajmił cicho Shinsou. – Ode mnie się już nie uwolnisz. Okazałeś mi podstawową, ludzką uprzejmość teraz masz mnie na głowie do końca życia. I nawet nie masz na to rachunku, więc powodzenia ze zwrotem.

- Bardzo mnie to cieszy – uświadomił go krótko Midoriya z delikatnym acz szczerym uśmiechem. – No dobra, koniec ze smętną atmosferą. Nie można jeść na smutno. Zjemy z mamą, bo to taka trochę nasza tradycja, że jemy razem chociaż jeden posiłek dziennie, a potem możemy iść do mnie pograć na kompie albo zostać w salonie i pograć na konsoli.

- Albo obejrzeć film – przypomniał mu Shinsou, odwzajemniając uśmiech,

- Tyle opcji, dobrze, że mamy cały weekend – zaśmiał się cicho Izuku. – Ale najpierw przeżyjmy piątek do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top