P. IX / LASER ARENA

- Bakubro, chodź pójdziemy na tę Laser Arenę dzisiaj. Dawno nie byliśmy. Albo nie wiem, zróbmy cokolwiek razem. I tak wiem, że nie masz lepszych planów, bo zajmuję każdy twój piątek praktycznie od początku liceum – oświadczył radosnym tonem Kirishima, przyciągając blondyna do siebie i po przyjacielsku obejmując go ręką na wysokości szyi, przez co Bakugou musiał się nieznacznie schylić by jakkolwiek mogli iść do przodu.

Gdyby zamiast Kirishimy postawić w tej sytuacji dosłownie kogokolwiek innego, może poza ludźmi z Bakusquadu, owa osoba natychmiast wyleciałaby w powietrze. Przy własnej ekipie Katsuki pewnie narzekałby i natychmiast się wyrwał, ale przy Ejiro? Przyjacielowi pozwalał zwyczajnie na wszystko, nawet jeśli przekraczało to jego granice komfortu, a Kirishima wpychał się w bańkę jego przestrzeni osobistej. Ale Bakugou o dziwo nie miał nic przeciwko temu i właśnie dlatego jedynie wyprostował się. Nie odepchnął ręki Ejiro, ba, miał nawet ochotę odwzajemnić gest, obejmując chłopaka ramieniem w pasie, ale miał wrażenie, że taka akcja z jego strony mogłaby wydawać się dziwna. Dlatego tylko trzymał dłonie w kieszeniach i szedł przed siebie w stronę centrum handlowego, w którym uwielbiali spędzać czas.

- Chcesz żebym znowu skopał ci dupę? – odpowiedział pytaniem ze śmiechem Bakugou.

- Hej, wypraszam sobie, ostatnio to ja wygrałem – oburzył się z miejsca Kirishima.

- O dwa punkty. I to tylko dlatego, że przypadkiem wlazłem na bombę w Labiryncie i ty to wykorzystałeś żeby mnie zastrzelić, gdy bluźniłem pod nosem – odbił piłeczkę Katsuki.

- Bluźniłeś pod nosem tak cicho, że było cię słychać w całym Labiryncie bro! – uświadomił przyjaciela Kirishima.

- Oj przymknij się – odparł jedynie Bakugou, delikatnie dźgając przyjaciela łokciem w bok. – Ale nie wiem, czy to dzisiaj najlepszy pomysł. W sensie, trochę oberwałeś w czasie Festiwalu, może lepiej pójdźmy na coś spokojniejszego dzisiaj? Albo nie wiem, nie wolisz odpocząć?

- Katsuki nie musisz się o mnie martwić – oznajmił zupełnie poważnie Kirishima, zatrzymując się nagle. – Znaczy doceniam to i wszystko. I to na swój sposób urocze, że się martwisz, chociaż przy innych starasz się tego nie okazywać. Przegrałem naszą walkę, ale przecież to tylko sparring w szkole, nic poważnego. I nie zraniłeś mnie w żaden większy sposób, bo przecież Recovery Girl poradziła sobie bez najmniejszego problemu z postawieniem mnie na nogi. Nie jestem ze szkła, nic się nie stało. Możemy zrobić to, co zaplanowaliśmy przed Festiwalem.

- Wcale się nie martwiłem – żachnął się Katsuki obronnym, niemal agresywnym tonem, mimo że jego wzrok cały czas uciekał do zabandażowanych rąk Kirishimy, a jego żołądek wciąż był ściśnięty w ogromny, pełen winy supeł. – Po prostu może trochę przesadziłem w naszej walce. I może jest mi z tego powodu głupio.

- Katsuki, poważnie, przerobimy to tyle razy, ile będzie trzeba, ale przecież wiesz, że o wiele gorzej bym się czuł, gdybyś się powstrzymywał tylko dlatego, że walczyłeś ze mną. Jestem trochę poobijany, ale to nic poważnego, naprawdę. Przecież się przyjaźnimy, nie musi ci być głupio z żadnego powodu – uznał poważnie Kirishima nim przełączył się na swój radosny tryb. – Ale możemy się umówić, że ten, kto umrze na Laserze więcej razy stawia kolację.

- Znowu zaciągniesz mnie do McDonalda? – spytał z udawaną rezygnacją Katsuki, choć na jego twarzy zawitał niewielki uśmiech, a supeł w jego żołądku nieco się poluźnił.

- Nie moja wina, że nuggetsy to dar prosto od bogów – odparł na swoją obronę chłopak, unosząc ręce w obronnym geście i odsuwając się przez to nieco od przyjaciela, ale tak, by iść z nim ramię w ramię.

Katsuki musiał przyznać, że nieco tego żałował. Lubił być blisko przyjaciela, lubił czuć, jak chłopak obejmuje go w absolutnie koleżeńskim geście. Lubił sprawiać, że Kirishima się uśmiechał. Po prostu lubił być obok niego, choć na głos w życiu by się do tego nie przyznał. I dla tego właśnie uśmiechu Bakugou był w stanie zrobić naprawdę wiele. Może jedynie prywatnie, gdy byli sami i gdy czasem wydurniał się, wykraczając poza własną strefę komfortu, tylko po to by częściej zobaczyć te radosne ogniki w oczach przyjaciela ciesząc się, że ten widok jest zarezerwowany tylko dla niego. Bo Kirishima zupełnie inaczej uśmiechał się w jego towarzystwie, a inaczej przy wszystkich i Bakugou nawet nie potrafiłby wytłumaczyć, jak dużo to dla niego znaczyło.

Ostatecznie wylądowali na Laser Arenie i zgodnie z przewidywaniami Katsukiego, nie wylądowali tam niestety sami. Kiedyś udało im się, absolutnym przypadkiem, trafić na taką godzinę, że byli w Labiryncie sami i było to jedno z najlepszych uczuć świata. Jasne, oznaczało to, że musieli walczyć ze sobą nawzajem, ale skupienie się na tym drugim było o niebo lepszą zabawą, niż konieczność użerania się z jakimiś randomami, których co rusz wyzywał Bakugou. Po krótkiej debacie uznali, że tym razem będą działać w jednej grupie. Katsuki, chociaż nie chciał się do tego otwarcie przyznać, nie potrafił walczyć przeciw przyjacielowi tuż po tym, jak zrobił mu tak ogromną krzywdę i wciąż czuł wyrzuty sumienia z tego powodu. Na szczęście Kirishima rozumiał go bez słów, więc uznał, że najwyżej zmienią nieco reguły gry. Że wygra ten, który z nich wyląduje z lepszym bilansem zabić do bycia zabitym na sam koniec.

Poza nimi na Arenę weszło jeszcze ośmiu ludzi przez co mieli dwie drużyny liczące po pięć osób. Kirishima oczywiście uparł się, że muszą wziąć kamizelki z czerwonymi diodami, bo jego zdaniem były bardziej męskie od niebieskich. I gdy Bakugou przewrócił oczami, słysząc ulubione słowo przyjaciela, Ejiro poparł swoją prośbę faktem, że to po prostu jego ulubiony kolor, a z tym Katsuki nie mógł się już kłócić. Gdy tylko drzwi za nimi się zamknęły, rozproszyli się po całym ciemnym Labiryncie i dziesięć sekund później rozległ się dźwięk obwieszczający, że rozpoczęło się ich pół godziny gry. Bakugou uśmiechnął się tylko szeroko. Byli już z Kirishimą tyle razy na Laser Arenie, że znał Labirynt niemal jak własną kieszeń i przeszkadzało mu jedynie to, że pracownicy Areny praktycznie co tydzień przemieszczali i ukrywali w Labiryncie bomby, których Bakugou miał tendencję nie zauważać dopóki nie było już za późno, a on miał o jedną śmierć w tabelce więcej.

Kirishima uwielbiał obserwować Katsukiego w czasie gry. Głównie dlatego, że licealista na co dzień był cholernie głośny i było go wszędzie pełno, przez co ludzie mieli tendencję do zakładania, że jest średnio rozgarniętym idiotą. Prawda była zupełnie inna. Nie dość, że chłopak miał niezwykle dobre wyniki w nauce, to zdaniem Ejiro był inteligentny i sprytny jak diabli, a to w połączeniu z naturalnym niemal wyczuciem walki i zdolnością do wymyślania strategii na bieżąco przy zmiennych czynnikach sprawiało, że Katsuki był wybitnie niebezpiecznym przeciwnikiem. A Kirishima uwielbiał obserwować go w akcji. Uwielbiał widzieć, jak Bakugou wykorzystuje fakt, że ludzie zakładają, że zawsze będzie głośny żeby zastawiać pułapkę, bo tak naprawdę w czasie misji potrafił siedzieć tak cicho, że szło zapomnieć, że w ogóle tam jest.

Bakugou wkręcił się w grę, przechodząc spokojnie między kolejnymi punktami na mapie, po cichu zdejmując wszystkich przeciwników. Kirishima nie oszukiwał się nawet, że jego wynik będzie podobny do wyniku Katsukiego, ale nie przeszkadzało mu to. Nie, gdy widział ledwie skrywany, pełen dumy z samego siebie uśmiech na twarzy przyjaciela. On był lepszy w zauważaniu elementów nieruchomych, więc zlokalizowanie bomb zajęło mu ułamek tego, co zajęło każdemu innemu. Z miejsca ostrzegł też o nich Bakugou, ale chłopak miał tendencję do zapominania o nich, więc gdy tylko tkwili gdzieś razem, a Kirishima zauważał, że bomba ma się za chwilę odpalić, odciągał Katsukiego za kołnierz czy łokieć, za co ten dziękował mu z cichym śmiechem.

Początkowo blondyn nie chciał się jakoś wybitnie zmęczyć. Nie lubił być spocony, a przecież z tym wiązało się niechybnie bieganie po Labiryncie. Tylko, że tak bardzo wkręcił się w rozgrywkę, że sam nawet nie zauważył, kiedy przyspieszył kroku. Biegł więc kiedy Kirishima, ukryty za jedną ze ścian zauważył, że za chwilę odpali się bomba i Katsuki wbiegnie prosto w nią. Dlatego tylko wyciągnął w ostatniej chwili rękę i przekierował chłopaka tak, by wpadł na niego. Bakugou spojrzał na niego zaskoczony, ale nie komentował niczego. Musiał też przyznać, że był daleki od narzekania na sytuację i pozycję, w której się znaleźli. Blondyn opierał się ręką o ścianę na wysokości głowy Kirishimy, bo zdążył raptem wyciągnąć rękę żeby zamortyzować ewentualne zderzenie, ale niemal całą resztą ciała przylegał do przyjaciela, a ich twarze znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko siebie.

Kirishima trzymał jedną rękę na jego przedramieniu, zaś drugą umiejscowił na jego boku, powstrzymując go przed ruszeniem dalej dopóki nie upewni się, że jest bezpiecznie, wyglądając nieznacznie za ścianę. Katsuki poczuł, jak jego serce omija parę uderzeń, zestresowany sytuacją, w której się znalazł. I błogosławił w tamtym momencie fakt, że w Labiryncie panowała niemal całkowita ciemność, bo inaczej Kirishima jak na dłoni zobaczyłby ogromny rumieniec, który pojawił się na jego twarzy. Wreszcie Ejiro odwrócił się tak, by spojrzeć przyjacielowi w oczy, chcąc potwierdzić, że już jest okay, że może iść dalej, ale jakoś zapomniał, jak się mówi, gdy zorientował się, w jakiej pozycji się znalazł. Kirishima uświadomił sobie, że jeszcze nigdy wcześniej nie stali tak blisko siebie. A to przecież on na wpół świadomie do tej sytuacji doprowadził. Chłopak, nim zdołał opanować własne myśli, pomyślał o tym, jak niesamowicie przyjemnym uczuciem musi być trzymanie przez Katsukiego w ramionach i to nie tylko dlatego, że był on chodzącym grzejnikiem. Ejiro przygryzł dolną wargę i przechylił nieznacznie głowę, wpatrując się przy tym w piękne, karmazynowe oczy Bakugou, niemalże jakby oczekiwał pocałunku, ale opanował się już po chwili.

- Szkoda byłoby gdybyś stracił swój piękny wynik zerowej śmierci przez durną bombę – oznajmił szeptem Kirishima śmiejąc się cicho.

- No, szkoda... - potwierdził Bakugou, chociaż sam nie do końca wiedział, na co odpowiada, bo jego umysł zajmowały dwie rzeczy.

Po pierwsze fakt, że roześmiane oczy Kirishimy były jeszcze piękniejsze z tak bliskiej odległości i Katsuki mógłby wpatrywać się w nie do końca świata i o jeszcze dzień dłużej. Po drugie zaś świadomość, jak bardzo chciał przyjaciela w tamtej chwili pocałować i jak blisko był zrobienia tego. Sytuacja wydawała się przecież niemal idealna. Byli sami, nic poza nimi się nie liczyło, a w powietrzu unosiła się chemia. Powstrzymała go jedynie świadomość, że nie jest w stanie stracić tej relacji. Że zrobienie czegoś takiego na trzeźwo pociągnęłoby za sobą masę pytań, na które on nie znał jeszcze odpowiedzi. Dlatego odsunął się nieznacznie, przerywając całą magię tego momentu i przełknął cicho ślinę.

- Już chyba jest bezpiecznie, dzięki Kiri – oznajmił o wiele spokojniejszym tonem, choć jego serce wciąż waliło niczym młot, a on nie potrafił przestać wpatrywać się w nieco rozchylone wargi przyjaciela.

- Nie ma za co Bakubro – odparł cicho Ejiro, obserwując działania przyjaciela i patrząc jak ten wychodzi z ich tymczasowej kryjówki.

Sam Kirishima nie był jeszcze w stanie się ruszyć. Stał niemalże jak sparaliżowany, z szybko bijącym sercem ze świadomością, że gdyby nie opierał się o ścianę, pewnie runąłby jak długi na podłogę, bo nogi miał jak z waty. Nie wiedział, dlaczego jego ciało zareagowało w ten sposób i to jeszcze na jego najbliższego przyjaciela i choć z jednej strony było mu głupio, bo sądził, że nie powinien czuć roju motyli w brzuchu na myśl o pocałowaniu chłopaka, o tyle żałował, że sytuacja nie trwała dłużej i że do samego pocałunku w ogóle nie doszło.

Niemniej gra skończyła się niedługo później, a oni odnaleźli się przy wyjściu. Żaden z nich nie wspomniał ani słowem o sytuacji z Labiryntu. Może to i lepiej, skoro obaj potrzebowali czasu żeby cały ten moment dokładnie przemyśleć i zastanowić się nad własnymi uczuciami. Zdali sprzęt śmiejąc się i podeszli zobaczyć wyniki, które wyświetlały się na wielkiej tablicy, nim jeden z pracowników podszedł do nich, wręczając im papierowe wydruki rezultatów. Oczywiście, że Bakugou zajął pierwsze miejsce i prześcignął ich wszystkich o cholernie dużo. Tak to już jest, jak nie dasz się ani razu na Arenie zabić, a sam wybijasz przeciwników z kunsztem snajpera. Drugi był Kiri, który miał kilka śmierci na koncie, ale miał też bardzo dużo zabójstw. Dopiero długo, długo za Ejiro plasowała się reszta graczy.

- Stawiam dzisiaj tego Maca – oznajmił Bakugou składając swoją kartkę z wynikami i chowając ją do torby tak żeby się nie pogniotła.

- Nie musisz Bakubro, umowa była inna – odparł z miejsca Kiri, jak zwykle gestykulując nieco zbyt energicznie, jak zawsze, gdy był zaskoczony.

- Ja wiem, Shitty Hair, że umowa była inna, ale po prostu, chcę zapłacić. Za Festiwal Sportowy i za tę bombę. Tak ogółem. A do trzymania się umowy wrócimy za tydzień – uznał Katsuki wracając do swojego agresywnego, zwyczajowego tonu, na co Ejiro uniósł tylko ręce w geście poddania się.

Kirishima kulturalnie pożegnał się z pracownikami Laser Areny, gdy Bakugou tylko pomachał im leniwie ręką i obaj ruszyli w stronę najbliższego McDonalda. Kiri po drodze niemalże nucił pieśń pochwalną na cześć nuggetsów. Cóż, jakby nie patrzeć Festiwal Sportowy skończył się dosyć późno, a oni zamiast pójść najpierw na wałówkę, poszli na jeszcze większy wysiłek fizyczny. Po drodze mijali ogromne przeszklenie, przez które widać było wewnętrzną ściankę wspinaczkową i Kirishima zatrzymał się nagle, wskazując na nią.

- Bakubro, może za tydzień się w końcu przejdziemy na to? – spytał, jak za każdym razem, gdy przechodzili obok placówki.

- A jaka przyjemność jest we włażeniu na plastikowe skały Shitty Hair? Już wolałbym pojechać z plecakiem w góry – mruknął Katsuki, oglądając się przez ramię na zafascynowanego przyjaciela i bardzo szybko pożałował własnych słów.

- O! To jest świetny pomysł! Tak pojechać gdzieś na weekend albo może na cały tydzień! Możemy zabrać cały Bakuquad, będzie świetna zabawa! Albo najlepiej całą klasę! Z wyjątkiem Minety, nie znoszę tego dzieciaka – odparł Ejiro, zapalony na nowy pomysł, zupełnie ignorując pełną zmęczenia i niedowierzania minę przyjaciela. – Przecież wiesz, że będzie fajnie. A jakie z tego będą wspomnienia!

- Ja ci przypominam, że czeka nas obóz treningowy. I że U.A pewnie za chwilę wymyśli pierdyliard innych wyjazdów tylko po to żebyśmy byli lepiej przygotowani do ewentualnego ataku złoczyńców – próbował suchymi faktami ostudzić jego zapał Katsuki, choć nie robił tego w wybitnie przekonujący sposób. Wiedział, jak nikt inny, że nie potrafi odmówić Kirishimie, gdy ten cieszył się z czegoś jak małe dziecko.

- Jakoś damy radę to połączyć! – uznał Ejiro, nic nie robiąc sobie z negatywnego nastawienia blondyna. – Nawet jeśli będę musiał się przez to ciężej uczyć.

- Masz na myśli, że nawet jeśli przez to ja będę musiał cię ciężej uczyć, bo beze mnie twoje oceny lecą na łeb na szyję? – poprawił go z cichym śmiechem Bakugou.

- No tak, to stwierdzenie jest bliższe prawdzie – skapitulował z miejsca Kirishima, zauroczony śmiechem towarzysza. – Ale przecież nie masz nic przeciwko spędzaniu ze mną weekendów nad książkami i grami. Za dobrze cię znam. Gdyby ci to przeszkadzało, byłbym pierwszą osobą, która by o tym wiedziała.

- Kwestia raczej nie tego, czego chcę, ale tego, że nie mogę pozwolić by mój najlepszy przyjaciel był skończonym idiotą i miał beznadziejne wyniki w szkole – skontrował to Bakugou, ale obaj doskonale wiedzieli, że żartuje i że uwielbia spędzać z czerwonowłosym każdą sekundę każdą sekundę, każdego dnia. – A, właśnie. Jak już planujesz ten swój wyjazd to uwzględnij w nim fakt, że ta stara prukwa zaprosiła cię do nas na obiad za tydzień w niedzielę. Na szesnastą.

- Podziękuj Mitsuki i powiedz, że na pewno przyjdę! Uwielbiam jej kuchnię – odparł z rozmarzonym wyrazem twarzy Kirishima już smakowymi kubkami wyobraźni czując pyszny smak przygotowanych przez nią dań.

- Jakim cudem do wszystkich diabłów ty widziałeś tę starą prukwę raptem trzy razy, a już mówicie sobie po imieniu to ja nie mam bladego pojęcia – uznał Bakugou, wciskając dłonie do kieszeni spodni i ruszając dalej w kierunku jedzenia, zmuszając Kiriego do dogonienia go.

- Taki już mam charakter i osobowość, że ludzie mnie po prostu uwielbiają – uznał żartobliwym tonem Ejiro, za co Katsuki spojrzał na niego przez chwilę poważnie, nim odwrócił wzrok.

- No to akurat fakt – mruknął cicho, a Kirishima musiał przygryź wargę żeby powstrzymać uśmiech.

Z fast fooda wzięli jedzenie na wynos, opuszczając centrum handlowe możliwie jak najszybciej i zaszywając się na trawie przy bocznej, rzadziej uczęszczanej ścieżce w pobliskim parku. Oczywiście nie obyło się bez drobnych żartów i docinków, że Kirishima nie potrafi nawet zjeść porządnie, bo zawsze się upaprze sosem, ale nawet te słowa nie brzmiały aż tak wrednie, gdy były wypowiadane przez Bakugou, wycierającego delikatnie twarz przyjaciela chusteczką. Otoczeni zielenią i światłem powoli budzących się do życia lamp w akompaniamencie zachodzącego słońca spędzili parę ładnych godzin na żartowaniu i rozmawianiu o najmniejszych pierdołach, a Kiri przyłapał się na myśleniu, jak wielkim szczęściarzem jest, że to przy nim Katsuki czuje się na tyle swobodnie, by pokazywać tę spokojniejszą, bardziej złożoną część siebie. I jak bardzo nie darowałby sobie, gdyby tę relację w jakikolwiek sposób naraził. Nawet jeśli powoli zaczynał przyłapywać się na tym, że może to, co czuje względem blondyna nie do końca było przyjaźnią. Nawet jeśli myślami wciąż wracał do tej jednej sytuacji z Laser Areny.

Ejiro, jak na idiotę, którym był przystało, absolutnie zapomniał o tym, że jak się zasiedzą, temperatura powietrza zacznie spadać, a jemu zacznie być po prostu zimno. Bakugou widział jak na dłoni, że chłopak próbował się nie trząść jak osika na wietrze, ale delikatnie mówiąc, nijak mu to nie wychodziło. Dlatego tylko zdjął własną bluzę i rzucił ją Kirishimie praktycznie w twarz. Zaskoczony chłopak spojrzał na niego niepewnie, zaciskając palce na grubym materiale.

- Tobie nie będzie zimno? – spytał tylko Ejiro, choć sam jego ton zdradzał, że każda odpowiedź poza przeczącą będzie niemile widziana.

- Oczywiście, że nie – uznał nieco aroganckim tonem Bakugou. – Sam zawsze twierdzisz, że jestem jak chodzący grzejnik, dam sobie radę. Tylko jej nie zniszcz, to jedna z moich ulubionych bluz.

- Dzięki Bakubro – odparł Kirishima, wciągając nowy nabytek przez głowę i zachwycając się faktem, jak ciepła była bluza, z jak przyjemnego w dotyku materiału była wykonana i jak bardzo pachniała Katsukim. – Obiecuję, że jej nie zniszczę, ale nie obiecuję, że ją zwrócę, jest cholernie wygodna – dodał ze śmiechem, na co Katsuki tylko przewrócił oczami.

Cóż, Kirishima w jego nieco zbyt dużej bluzie wyglądał przeuroczo, zwłaszcza, gdy chował w niej nos, a końcówki rękawów trzymał tak, by je wywinąć, by nie wpuszczać przez nie choćby grama zimna. Katsuki może nie przyznałby się do tego na głos, ale nie miałby absolutnie nic przeciwko straceniu ulubionej bluzy na rzecz możliwości oglądania takiego widoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top