20 / SHINBAKU / "LOST BOY"

Piosenka "Lost Boy" - Ruth B.

Tekst piosenki:  402 słowa

Ship: Hitoshi Shinsou x Bakugou Katsuki

AU: 2 rok w U.A, Shinsou wciąż uczy się w klasie B

Tekst one-shota: 7 481 słów



There was a time when I was alone

Nowhere to go and no place to call home

My only friend was the man in the Moon

And even, sometimes, he would go away, too


               Bakugou Katsuki nigdy nie rozumiał miłości. Nie rozumiał całego tego gadania o dwóch, idealnie pasujących do siebie połówkach, gdy sam widział siebie jako skończoną całość. Nie rozumiał samei idei tego, że przebywanie z kimś nawet 24 na 7 może nie być męczące. Nie rozumiał, dlaczego ludzie tak chętnie oddawali własną wolność, własną niezależność i własne marzenia tylko po to żeby wypracować kompromis, z którego nikt pod koniec dnia nie mógł być zadowolony. Nie rozumiał jak można otworzyć się przed drugim człowiekiem aż tak bardzo. Dać się poznać po ostatnią cząsteczkę jestestwa i nie zostać odrzuconym. Nie rozumiał dlaczego nawet najmniejsze, durne gesty, które przecież obiektywnie patrząc nie mogły być znaczące, wywoływały uśmiech na twarzach jego kolegów z klasy. 

             Ostatecznie nie rozumiał też, dlaczego wszyscy jego znajomi trzymali własne relacje tak bardzo na widoku, jakby zupełnie nie martwili się o to, że ich drugie połówki mogą zostać wykorzystane przez złoczyńców do zyskania przewagi nad nimi jako nad przyszłymi proherosami. Nie rozumiał zmiany, którą widział na twarzy Deku za każdym razem, gdy Todoroki wchodził do pomieszczenia. Tego, w jaki sposób jego twarz łagodniała, a uśmiech nieznacznie się poszerzał niezależnie od okoliczności. Nie rozumiał dlaczego policzki Ashido pokrywał rumieniec za każdym kolejnym razem, gdy Hanta przynosił jej kwiaty. Nie rozumiał też dlaczego Uraraka nosiła tę paskudną bransoletkę, którą z muliny zaplotła jej Asui.

            Bakugou Katsuki może nie rozumiał żadnej z powyższych rzeczy, ale ten brak zrozumienia nie byłby dla niego wystarczającym powodem do odpuszczenia sobie pewnej dozy zazdrości. Zazdrości, o której nikt nie miał się nigdy dowiedzieć, nawet Kirishima, choć szczególnie on miał swoje przypuszczenia już po kilku rozmowach, które odbyli o zdecydowanie zbyt późnej godzinie, a szczerość własnych słów Katsuki skrzętnie ukrywał za wymówką zmęczenia i gadania głupot. To było kilka głupich pytań. Nic więcej. "Dlaczego jeste z Pikachu?", "Czy nie czuje się przez to ograniczony?", "Czy się nie boi?" i parę innych, utrzymanych w podobnej konwencji. Kirishima zawsze, z rozmarzonym uśmiechem i wpatrując się w niebo jakby tam wypisane były wszystkie mądrości świata, odpowiadał tak szczegółowo, jak tylko mógł. Tylko, że żadna z tych odpowiedzi nigdy nie miała w mniemaniu Katuskiego większego sensu.

             Bo jak ktoś mógłby obejmować drugiego człowieka i mieć wrażenie, że trzyma w ramionach cały świat? Jak ktoś mógłby patrzeć w czyjeś oczy i mieć pewność, że widzi wszystko, czego potrzebuje. Jak idąc na kompromisy i poświęcając własne marzenia żeby być z kimś, można było rozkwitnąć i wspiąć się na wyżyny własnych możliwości? Jak można było zasypiać słysząc czyjś oddech tuż obok siebie i nie irytować się z powodu dźwięku, ale czuć spokój, że dali radę wrócić do siebie pod koniec dnia, niezależnie od tego jak ciężki by on nie był. Jak ktoś mógł być w stanie trzymać czyjąś dłoń w swojej i być w stanie stanąć naprzeciw całego świata tylko dlatego, że ta jedna, właściwa osoba, była u jego boku?

            Bakugou Katsuki nie znał odpowiedzi na żadne z powyższych pytań. Nie liczył też, że magicznie w środku nocy wpadną mu one do głowy, wyjaśniając wszystkie tajemnice wszechświata. Miał tylko nadzieję, że własne myśli odpuszczą mu kolejną bezsenną nockę i będzie mógł zasnąć o jakiejkolwiek ludzkiej godzinie żeby nie być chodzącym trupem następnego dnia. Rzadko jednak pokrywało się to z rzeczywistością, w której przychodziło mu żyć. I jasne, podirytowanie wywołane brakiem snu pasowało do jego charakteru na tyle, że nikt tego nie kwestionował. Nikt też nie roztkliwiał się nad jego życiem miłosnym. Pracował bardzo ciężko na własną reputację. Przecież najwidoczniej Bakugou Katsuki w poważaniu miał związki i relacje, tak jak niedbale odrzucał wszystko, co mogło spowolnić jego rozwój czy karierę. Głośno i dosadnie stwierdził kiedyś, że nie będzie trzymał przy sobie niepotrzebnego balastu, za co zarobił sobie kilka pełnych współczucia, ukradkowych spojrzeń. Nikt jednak nie odważył się skomentować jego postawy na głos. Skoro Bakugou wiedział, co było dla niego najlepsze, to kim oni byli żeby burzyć mu światopogląd?

              I nikt nie musiał wiedzieć o tym, że bywają takie noce, że Katsuki leży we własnym łóżku nie mogąc zasnąć i zastanawiając się nad tym, jak wiele z życia aktualnie traci. W takie noce przyznawał się sam przed sobą, że chciałby zasypiać w czyichś ramionach, że chciałby czuć obok siebie ciepło drugiego człowieka zamiast chłodnej pościeli, że mógłby pójść nawet na najdurniejsze kompromisy świata byleby móc chociaż przez chwilę poczuć to szczęście, któremu przyglądał się z ławki rezerwowych. Za dnia Bakugou koncentrował się jednak na poprawieniu własnych wyników, na zrobieniu kolejnego kroku w stronę zostania Bohaterem Numer 1. To było łatwiejsze, niż przyznanie się, nawet przed samym sobą, że to tylko łatwa wymówka. Bo jasne, mógł wciskać wszystkim kit, że nie miał czasu na miłostki, romanse czy związki, bo miał cel, do którego spełnienia dążył. Ba, wszyscy mogli w to nawet wierzyć. Tylko, że w głębi duszy Katsuki wiedział, że zwyczajnie było to prostsze niż przyznanie się do faktu, że jego osobowość odpychała od niego ludzi. Że nikt o zdrowych zmysłach nawet nie próbowałby go pokochać.


Then one night, as I closed my eyes

I saw a shadow flying high

He came to me with the sweetest smile

Told me he wanted to talk for a while

He said, "Peter Pan, that's what they call me

I promise that you'll never be lonely"

And ever since that day


               Hitoshi Shinsou zrobił na Katsukim większe wrażenie, niż blondyn chciałby przyznać. Wiecznie kręcący się gdzieś sam, mający w poważaniu większość szkolnych spraw, odwalający robotę po najmniejszej linii oporu chłopak, który nagle poczuł się urażony w imieniu całej swojej klasy na tyle, by stanąć twarzą w twarz z Katsukim i wyzwać go na pojedynek. Ta mieszanka pogardy, zirytowania i zmęczenia malująca się na twarzy chłopaka, gdy znudzonym tonem rzucał tekst o tym, że czeka ich wojna, na zawsze wyryły się w pamięci Bakugou. Niewielu ludzi, a jeszcze mniejsze grono nieznajomych, nie bało mu się postawić. Wszyscy w całej szkole doskonale zdawali sobie sprawę z jego wybuchowego charakteru, niewyparzonej gęby i braku samokontroli. W pewnym momencie Katsuki zaczął pracować nad tymi swoimi cechami, ale nie czuł się zobowiązany do pokazania komukolwiek własnych postępów, więc jego reputacja trwała nienaruszona. A jednak mimo wszystko Shinsou zdecydował mu się postawić. I za sam ten jeden moment Katsuki musiał zacząć nieznacznie go szanować.

               Bakugou żałował, że nie przyszło im walczyć między sobą na Festiwalu Sportowym. Chciał zmierzyć się z chłopakiem, który sądził, że mógł mierzyć się z nim. Chciał wgnieść go w ziemię i pokazać swoją wyższość. Chciał też, choć była to kolejna z rzeczy, do których nigdy nie przyznałby się na głos, poczuć jak to jest oddać komuś pełną kontrolę. Jak to jest choć przez chwilę być w stanie wyciszyć własny mózg, istnieć bez choćby jednej własnej myśli, nie stresować się własnym wizerunkiem, reputacją, przyszłością. Nie martwić się, czy jest wystarczająco dobry i czy nie przegina. Po prostu przez chwilę być w absolutnym zawieszeniu. Cóż, nie było mu dane. Z tego, co przyglądał się Hitoshiemu z perspektywy osoby trzeciej, musiał przyznać, że chłopak do słabych nie należał. Jasne, czekało go wiele pracy jeśli chodziło o walkę wręcz, którą musiał nadrabiać nietypowy Quirk, ale Katsuki widział przed chłopakiem jasną przyszłość. Bez trudnu bycie w przyszłej top dziesiątce.

              Tak naprawdę po raz pierwszy Bakugou spotkał Hitoshiego na sali treningowej. Tak na tyle żeby wymienić między sobą więcej, niż trzy zdania i zmierzyć się wzrokiem oceniając siłę tego drugiego. Aizawa już dobre parę miesięcy wcześniej zaczął przymykać oko na nocne eskapady Katsukiego do sali treningowej znajdującej się możliwie daleko od akademików i głównych budynków szkoły. Bakugou nie potrafił nic poradzić na to, że kiedy w jego głowie kotłowało się za dużo myśli, czuł potrzebę spuszczenia z siebie pary w tradycyjny sposób. Słuchawki w uszach, głośna muzyka zagłuszająca otoczenie i wiszący przed twarzą worek treningowy były do tego idealną scenerią. I któregoś z takich razów na salę przypadkiem przypałętał się Hitoshi. Początkowo stanął na chwilę w przejściu, mówiąc coś do ćwiczącego blondyna i już z daleka próbując dać mu jakkolwiek znać o swojej obecności, ale bez najmniejszego sukcesu.

              Shinsou musiał przyznać, że było coś niesamowicie intymnego w obserwowaniu Bakugou w jego preferowanym środowisku. Chłopak był w pełni skupiony, uśmiechając się nieznacznie, nucąc cicho pod nosem i co chwila uderzając w worek prostymi, ale mocnymi uderzeniami, z którymi skoordynowana była jego praca nóg. I mimo tego, że wszystkie mięście Katsukiego były napięte, sam chłopak wydawał się maksymalnie rozluźniony. Jakby w tej sali czuł się bezpiecznie. Jakby nikt go tam nie oceniał i niczego od niego nie wymagał. Jakby mógł zostać tam na zawsze. W tamtym momencie Shinsou uświadomił sobie, jak bardzo Bakugou, którego widział przed swoimi oczami, różnił się od Bakugou, którego znał z opowieści, czy którego znał z ich krótkiego spotkania związanego z Festiwalem Sportowym. Tego Bakugou zdecydowanie chciałby poznać.

            Dlatego podszedł do niego, czekając aż chłopak na chwilę przestanie atakować swojego wyimaginowanego przeciwnika i położył mu delikatnie dłoń na ramieniu, chcąc dać Katsukiemu dosadnie znać, że nie jest sam. Cóż, Hitoshi mógł przewidzieć, co miało nastąpić po tym. Mógł przewidzieć, że wytrącony z równowagi wybuchowy blondyn natychmiast przełączy się na tryb walki. Tylko, że zanim ta myśl dotarła do mózgu Shinsou, sam chłopak leżał już na podłodze, próbując jakkolwiek złapać oddech po tym, jak Bakugou przerzucił go sobie przez ramię niczym szmacianą lalkę. Katsuki wpatrywał się w niego z mieszaniną zdziwienia i złości, a Hitoshi uświadomił sobie, że prędzej doczeka się zielonego nieba, niż przeprosin z ust chłopaka. Usłyszał wtedy tylko, że nie zachodzi się od tyłu kogoś w czasie treningu i że to efekt jego własnej głupoty. Shinsou zgodził się z nim, leniwie machając ręką i uznając, że poleży jeszcze chwilę.

            I tak szczerze to spodziewał się, że na tym skończy się ten wieczór i ta nieprzewidziana interakcja. A jednak, gdy Katsuki pochylił się nad nim by wyciągnąć do niego rękę i spytać, czy na pewno w szystko z nim w porządku, po sercu Hitoshiego rozlała się fala niezrozumiałego ciepła. Bez sekundy wahania podał mu dłoń i po chwili stał z powrotem na własnych stopach. Katsuki puścił jego rękę niemalże jakby go parzyła. Przez chwilę wpatrywał się w niezapowiedzianego gościa z irytacją, po czym prychnął ciężko, z miejsca obrażając beznadziejną formę Hitoshiego i zauważając, że to dobrze, że chłopak w końcu potknął się w stronę sali treningowej, bo zdecydowanie było mu to potrzebne. Hitoshi nie skomentował tego w żaden sposób tylko uśmiechnął się nieznacznie i oznajmił, że jeśli Bakugou to nie przeszkadza to wyciągnie sobie własny worek z salki i potrenuje obok niego. Katsuki nieomal zapowietrzył się tak szybko oznajmił, że niech każdy trenuje dla siebie, bo on nie zamierza do Hitoshiego gęby otwierać ani nijak pomagać mu w budowaniu lepszej formy.


I am a Lost Boy from Neverland

Usually hanging out with Peter Pan

And when we're bored, we play in the woods

Always on the run from Captain Hook

"Run, run, Lost Boy", they say to me

"Away from all of reality"

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free


             Cóż, to postanowienie wytrzymało całe dwa tygodnie i siedem spotkań. Katsuki wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi zaczął pojawiać się w salce co wieczór, równo o dwudziestej trzeciej, gotowy do treningu. Rzucał tylko torbę na ławki w kącie i wyciągał ze schowka worek treningowy żeby zawiesić go w przeznaczonym do tego punkcie. I co wieczór, kwadrans po dwudziestej trzeciej, do salki wchodził Shinsou, od progu oznajmiając, że jest i zatrzymując się na chwilę żeby popodziwiać rozgrzewającego się przed treningiem Katsukiego. Tak, jak przez cały pierwszy ich wspólny trening Katsuki miał w uszach słuchawki i muzykę puszczoną tak głośno, że Hitoshi nie miał szans się przez nią przedrzeć, tak przy drugim, choć słuchawki zachował, żadnej muzyki nie puścił. Zaczął też ukradkowo spoglądać na ćwiczącego obok chłopaka, próbując jakkolwiek zrozumieć jego motywację. 

             Bo towarzystwo Hitoshiego nie sprawiało, że Bakugou czuł, że powinien przybierać którąkolwiek z masek, które nosił na codzień w UA. Nie męczyła ani nie irytowała go świadomość, że chłopak jest po prostu obok. Ba, miło było móc poćwiczyć z kimś, kto nie wymagał od niego pogaduszek czy jakiegokolwiek kontaktu. Dawali sobie tylko znać, że wiedzą nawzajem o własnej obecności, czasami jeden przyłapywał drugiego na ukradkowym spojrzeniu, ale poza tym każdy ćwiczył dla siebie. Obecność Shinsou w salce nie wyczerpywała socjalnej baterii Katsukiego. Ba, blondyn pod koniec drugiego tygodnia zauważył, że nieznacznie uśmiecha się na samą myśl o tym, że znowu idzie ćwiczyć i że pewnie spotka tam tego durnego fioletowego zombie.

           - Twoja rozgrzewka jest beznadziejna - rzucił niemal od niechcenia, lekkim tonem Katsuki, jakby wewnętrznie wcale nie stresował się, że może odezwanie się było tragicznym pomysłem.

           - Hm? - spytał Shinsou, krzywiąc się lekko, gdy próbował zamaszystymi ruchami rozgrzać mięśnie barków. 

           Cóż, ocena Katsukiego była trafna. Jak mogłoby być inaczej skoro jedyne, co Hitoshi wiedział o boksie to to, że A, bolało jak człowiek oberwał pięścią w twarz, B, Bakugou wyglądał cholernie dobrze, gdy skupiał się na ćwiczeniach i gdy z całej jego postury zdawał się spadać cały ciężar świata oraz C, jak wyprowadzić parę ciosów, których nauczył się z krótkiego filmiku na YouTubie. I tak, to ostatnie zrobił tylko po to żeby nie zrobić z siebie kompletnego błazna i móc udawać, że ma powód do przychodzenia tak późno do salki. A przynajmniej inny powód, niż chęć poznania Katsukiego, do którego korciło go żeby się odezwać od ich pierwszego zetknięcia w tych okolicznościach, ale którego znał na tyle dobrze by wiedzieć, że pewnych rzeczy pospieszać nie może.

            - Twoja rozgrzewka jest beznadziejna - powtórzył o wiele spokojniejszym tonem blondyn, wyjmując słuchawki z uszu i chowając je do kieszeni spodni. - Widziałem, że nieco kulałeś ostatnio w szkole. To dlatego, że upierasz się żeby ćwiczyć wykopy bez odpowiedniej rozgrzewki. Czy techniki. Bo tego, co robisz nie można nawet nazwać wykopem. Miałbyś farta jakbyś tym czymś znokautował pięciolatkę, a i to tylko dlatego, że z zaskoczenia by się wywaliła.

           - Ktoś tu nie może oderwać ode mnie wzroku jak nie ćwiczymy razem? - spytał z pełnym samozadowolenia uśmieszkiem Hitoshi nim podniósł dłonie w górę w geście poddania się. - Plus co, potrenowaliśmy obok siebie parę razy i mam uwierzyć, że jesteś jakimś chorym mistrzem wykopów?

             Bakugou nic na to nie odpowiedział. Spojrzał tylko na Hitoshiego, gdy ten ewidentnie rzucał mu wyzwanie, stojąc wyluzowanym z dłońmi zaplecionymi na klatce piersiowej, po czym zebrał w sobie całą siłę jaką tylko miał i wyprowadził jedno, proste kopnięcie w górę. Worek, który chwilę wcześniej znajdował się na haczyku poszybował parę metrów w przód nim z głośnym łoskotem opadł na ziemię. Hitoshi przełknął ciężko ślinę próbując nie dać po sobie poznać, jak duże wrażenie zrobił na nim ten jeden ruch. Od prawie dwóch tygodni kopał identyczny worek i nie był w stanie ruszyć go nawet o centymetr, a co dopiero mówić o zrzuceniu go z haczyka czy posłaniu na taką odległość. To wymagało cholernie dużej siły i dobrze opanowanej techniki. Co zresztą widać było po Katsukim, który to teraz dla odmiany stał i patrzył na Hitoshiego, jakby rzucał mu wyzwanie, gdy Shinsou próbował zebrać własną szczękę z podłogi.

             - Chcesz mojej pomocy czy nie? - spytał tylko Katsuki próbując nie dać sodówce uderzyć sobie do głowy, gdy widział wpatrzone w siebie z niejakim podziwem i uznaniem oczy Hitoshiego.

            - Zgaduję, że skoro lepszego nauczyciela o tej godzinie nie znajdę to jestem skazany na twoje usługi - odpowiedział tylko Shinsou, po czym zaśmiał się cicho, gdy Katsuki rzucił wiązanką przekleństw w jego stronę.

            Bakugou zamarł na chwilę słysząc ten dźwięk. Dosłownie go wmurowało. Nie sądził, że kiedykolwiek czyjkolwiek śmiech spodoba mu się na tyle, by chciał go słyszeć tak często, jak miałby do tego okazję, a tu taka niespodzianka. I obserwując go Hitoshi przeżył niewielki zawał. Nie potrafił rozczytać blondyna na tyle dobrze, by wiedzieć gdzie leży granica tych drobnych, słownych przepychanek. Do tego czasami czuł się jakby szedł na oślep przez pole minowe, gdy próbował jakkolwiek z Katsukim porozmawiać. Jakby każdy najmniejszy, źle postawiony kroczek miał zakończyć tę dopiero budującą się relację. Zawał ten zniknął jak ręką odjął, gdy blondyn truchtem podbiegł do własnego worka, przyciągnął go na prawidłowe miejsce po czym zarządził wspólną rozgrzewkę.


He sprinkled me in pixie dust and told me to believe

Believe in him and believe in me

Together, we will fly away in a cloud of green

To your beautiful destiny

As we soared above the town that never loved me

I realized I finally had a family

Soon enough, we reached Neverland

Peacefully, my feet hit the sand

And ever since that day


             Rutyna, którą sobie wyrobili, niemalże kojarzyła się Bakugou z domem. Uwielbiał ich słowne przepychanki, uwielbiał to, że Hitoshi nie obrażał się o złośliwe komentarze, ale też miał na tyle szarych komórek w mózgu żeby wiedzieć, kiedy jest czas na drobne złośliwości, a kiedy nie powinny one paść. Uwielbiał ich spokojne pogawędki, gdy czekali na siebie po skończonym treningu żeby nawzajem odprowadzić się do akademików. Uwielbiał moment, w którym obaj po prostu uznali, że zaczną mówić do siebie pierwszym imieniem. Tak naprawdę nie było ani jednego aspektu dotyczącego cowieczornych ćwiczeń z Hitoshim, których Katsuki by nie uwielbiał. Doceniał nawet te momenty głupkowatości, gdy Shinsou leżał na macie udając martwego z wycieńczenia i dramatycznie oznajmiając, że Katsuki go zabił, na co Katsuki tylko kładł się obok i pozostawał tak w ciszy do momentu, gdy ich oddechy się wyrównały, a oni byli gotowi ruszyć dalej.

            Minęły dobre dwa tygodnie od momentu, w którym Katsuki zaczął uczyć Hitoshiego poprawnych aspektów boksu i rozgrzewki, do momentu, w którym blondyn po raz pierwszy zdecydował się poprawić Shinsou używając do tego rąk, a nie samych słów. Cicho narzekając na to, że przecież już tłumaczył głupiemu zombie jak powinien poprawnie stanąć, delikatnie wyprostował jego łopatki. Sam dotyk trwał naprawdę krótko, ale i tak świadomość, jak bardzo Shinsou nagle zesztywniał pod jego wpływem, sprawił że Bakugou pożałował swojego braku rozwagi. Pożałował, że zadziałał bez przemyślenia tego i bez spytania towarzysza o zgodę. Odsunął się wtedy, rzucając ciche "przepraszam" w powietrze, zupełnie nieświadomy tego, że w głowie Shinsou już zaczął rodzić się plan by "przypadkiem" wykonywać wszystkie możliwe pozy źle tylko po to, by Katsuki miał co poprawiać.

            - Mogę? - spytał następnym razem dość niepewnie, na co Hitoshi skinął tylko głową, z całych sił próbując udawać, że skupia się na przybraniu poprawnej pozy, a nie na ciepłych dłoniach Katsukiego na jego talii. - Przy tym typie uderzenia nie musisz wykorzystywać całego ciała. Stań pewnie na nogach i nie przekręcaj bioder. Dolną połowę ciała powinieneś mieć unieruchomioną. Całą siłę uderzenia bierzesz z pleców. Ogarniasz?

            Katsuki nie zorientował się, jak blisko siebie znajdą się, gdy będzie próbował poprawić przyjaciela w najbanalniejszy możliwy sposób. Wszechświat natomiast dosadnie mu to uświadomił, gdy po wyprowadzeniu wyjątkowo poprawnego ciosu, Shinsou przekręcił nieco głowę żeby spytać, czy o taką zmianę Katsukiemu chodziło czym sprawił, że ich twarze znalazły się dosłownie o centymetry od siebie. Bakugou przełknąwszy ciężko ślinę odparł, że tak i odsunął się nagle, mając nadzieję, że da radę zrzucić winę za rumieniec malujący się na jego twarzy na fizyczne zmęczenie. BKatsuki nie potrafił jednak powstrzymać się od myślenia, jak miło było znajdować się przy kimś tak blisko chociaż przez chwilę. Nie zamierzał tego jednak w żaden sposób komentować, nawet jeśli całe jego sumienie krzyczało, że wykorzystuje Hitoshiego do wypełnienia własnych potrzeb, że przekracza pewne granice komfortu, które chłopak by mu narzucił, gdyby tylko wiedział co chodziło blondynowi po głowie.

              Bakugou Katsuki nie wiedział, jak to się stało, ale nagle co chwila znajdował się magiczny powód żeby w czasie treningu dotknąć tego drugiego. Czy to chodziło o poprawienie pozycji, którą przyjął Shinsou, czy o walkę wręcz, którą chłopak zaproponował jako urozmaicenie treningów, czy o nowe formy rozgrzewki. Zawsze się coś znalazło. I zawsze któryś z nich patrzył na tego drugiego z ukradkiem, jakby miał nadzieję, że zobaczy potwierdzenie własnych nadziei. I jeśli Bakugou po dłuższej chwili orientował się, że powinien już zabrać dłonie, to niewielkie ociąganie zdawało się Shinsou nie przeszkadzać. Katsukiego niemalże przerażało to, jak swobodnie czuł się w towarzystwie Hitoshiego, jak bardzo nie przeszkadzał mu dotyk przyjaciela, jak nastrój w sali potrafił w ciągu sekundy zmienić się z poważnego, gdy próbowali ze sobą walczyć, na pełen śmiechu, gdy Shinsou kolejny raz lądował na łopatkach, za każdym razem prosząc o chwilę przerwy i narzekając, że "zaparcie tchu na czyjś widok nie zawsze musiało wiązać się z uderzeniem o matę" na co Katsuki tylko się śmiał. Tylko, że im bardziej go to przerażało, tym bardziej był ciekaw jak daleko może zajść ich relacja. Więc stawiał kolejny krok.


I am a Lost Boy from Neverland

Usually hanging out with Peter Pan

And when we're bored, we play in the woods

Always on the run from Captain Hook

"Run, run, Lost Boy", they say to me

"Away from all of reality"

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free


               Z czasem spotkania na salce przestały im wystarczać. Katsuki mógłby kłamać, że nie miał pojęcia kiedy to się stało, że durne, dziwne dziecko z równoległej klasy zajęło cały jego czas, przestrzeń i myśli, ale byłoby to tak dalekie od prawdy, jak tylko mogło być. Bakugou doskonale pamiętał pierwszy lunch, który spędzili razem, gdy znalazł Hitoshiego na szkolnym dachu z daleka od gwaru i ludzi. Doskonale pamiętał, jak Hitoshi uśmiechnął się lekko, gdy Katsuki delikatnie starł resztki ryżu z jego policzka kciukiem, nieco ociągając się z zabraniem dłoni i ignorując bandę motyli, która zaczęła latać po jego brzuchu jak powalona. Doskonale pamiętał pierwszy raz, gdy wyszczerzył się do telefonu jak głupi w zaciszu własnego pokoju, gdy zaraz po przebudzeniu dostał wiadomość od Shinsou życzącą mu miłego dnia. Doskonale pamiętał jak uroczo wyglądał Hitoshi w okularach, gdy próbowali wspólnie uczyć się w jego pokoju w akademiku.

                Katsuki doceniał ciszę, którą mogli dzielić z Shinsou. Uwielbiał te momenty, gdy Hitoshi kładł się z głową na udach blondyna, podając mu jednocześnie drugą słuchawkę, w której leciała kolejna z kapel, na którą akurat w danym tygodniu Shinsou miał jazdę. Uwielbiał wplatać wtedy palce w zadziwiająco miękkie włosy chłopaka, niejako gładząc go przy tym po głowie w zupełnie naturalnym odruchu, gdy sam odchylał głowę w tył żeby lepiej oprzeć się o ścianę znajdującą się za nim i przymykając oczy. Przebywanie z Shinsou było po prostu łatwe. Pozbawione oczekiwań, wymagań, uprzedzeń. Chęć utrzymania kontaktu fizycznego przychodziła Katsukiemu w jego towarzystwie niemalże bez zastanowienia. Bakugou doceniał te cichsze momenty, w czasie których po prostu przebywali razem, bez wypowiedzenia choćby jednego słowa, ale i tak doskonale rozumiejąc, na co mogą sobie pozwolić.

                Doceniał też ich rozmowy. A bogowie jedni wiedzieli, że było ich dużo. Czy to przez telefon, czy poprzez wiadomości, czy na żywo. Pełne głębszego znaczenia rozmowy, kiedy w środku nocy uznawali, że to czas żeby posiedzieć na którymś dachu obserwując księżyc i gwiazdy i wymieniając się przemyśleniami, do których nie przyznaliby się w ciągu dnia. Rozmowy o własnych lękach, nadziejach, pragnieniach. O własnych przyszłościach i o przeszłościach. Tylko teraźniejszość, w której znajdowali się obaj nigdy nie stawała się tematem rozmowy, jakby obaj bali się, że to, co czują, jakimś cudem jest jednostronne. Bakugou uwielbiał też ich rozmowy pełne śmiechu w sali treningowej, gdy Hitoshi leżał rozłożony na łopatki, a Katsuki kucał przy nim patrząc na niego z rozczuleniem. Uwielbiał te rozmowy, gdzie przerzucali się drobnymi złośliwościami, co zazwyczaj kończyło się krótką fizyczną przepychanką i powrotem do tematu, jakby nic nadzwyczajnego się nie stało.

               Katsuki uwielbiał momenty, gdy razem się uczyli, prześcigając się w wykonywaniu kolejnych. Nie zamierzał kwestionować ciepła, które rozlewało się po jego sercu, za każdym razem, gdy Hitoshi spoglądał na niego z tą absolutną dumą wymalowaną na twarzy. Uwielbiał ich drobne walki na ołówki, ale też zwyczajnie uwielbiał obserwować skupionego Hitoshiego, który czytając kolejne polecenie przygryzał lekko ołówek i marszczył nieznacznie czoło. Bakugou, nie myśląc oczywiście o tym, co robił, podniósł kiedyś dłoń by delikatnie dotknąć tejże zmarszczki kciukiem, co sprawiło, że Shinsou spojrzał na niego z absolutnym brakiem zrozumienia. Katsuki przeprosił za przerwanie mu skupienia i wymigał się tym, że nie chciałby żeby przyjaciel stracił resztki swojego uroku przez brzydką buźkę, na co obaj się zaśmiali.

              Bakugou uwielbiał też wszystkie wieczory, które po prostu spędzali razem. Uwielbiał, gdy wychodzili do kuchni w środku nocy tylko dlatego, że Hitoshi zgłodniał albo znowu zapomniał o odżywianiu się jak człowiek. Uwielbiał, jak chłopak siadał po przeciwnej stronie barku, zaplatając dłonie i opierając o nie podbródek, uważnie obserwując każdy najmniejszy ruch Katsukiego w słabo oświetlonej ledami kuchni. Katsuki czuł się wtedy dostrzeżony jak mało kiedy w swoim życiu i cholernie doceniał to uczucie, bo było coś takiego w spojrzeniu Shinsou, gdy ten skupiał się tylko na nim, że Bakugou czuł się wyjątkowy. Blondyn uwielbiał też momenty, w których gotowali razem, gdy przychodziło mu do chwalenia Shinsou, że nie zmasakrował całkowicie biednej papryki, którą dostał do pokrojenia. A jeśli czasem ze wspólnego gotowania wychodzili uwaleni od stóp do głów mąką, śmiejąc się jak dwa zakochane głupki to o tym już nikt wiedzieć nie musiał.

               Blondyn doceniał też zwykłe siedzenie w pokoju któregoś z nich, gdy oglądali film. Uwielbiał, jak Shinsou przysypiał, opierając się policzkiem o jego ramię i początkowo Katsuki trochę się z niego przez to śmiał, ale ostatecznie za każdym razem starał się ruszać jak najmniej żeby przypadkiem chłopaka nie obudzić. Tyle tylko, co przykrywał go czymkolwiek, co miał pod ręką, byleby Shinsou nie zmarzł. I jeśli kiedyś Katsuki wykorzystał ten spokojny moment by niemalże w naturalnym geście krótko pocałować czubek głowy Hitoshiego życząc mu przy tym dobranoc to Hitoshi nie zamierzał się przyznawać, że przecież wtedy nie spał. W ogóle umiejętność Shinsou do zasypiania absolutnie wszędzie, gdzie tylko poczuł się bezpiecznie, rozczulała Katsukiego. Głównie dlatego, że Hitoshi zawsze czuł się przy nim jak w domu i opuszczał gardę jak przy nikim innym, ale o tym Bakugou wiedzieć też nie musiał. A to, że Katsuki patrzył na śpiącego na złożonych rękach na blacie chłopaka jak na ósmy cud świata, gdy delikatnie zdejmował mu okulary żeby przypadkiem nie zrobił sobie w czasie snu krzywdy to już była zupełnie inna kwestia.


Peter Pan, Tinker Bell, Wendy Darling

Even Captain Hook, you are my perfect storybook

Neverland, I love you so

You are now my home sweet home

Forever a Lost Boy at last


                Katsuki po paru miesiącach znajomości, której każdy wolny moment był wypełniony drugim człowiekiem, powoli uczył się jak rozczytywać emocje Shinsou ze skrawków, które chłopak czasami rzucał. Zwłaszcza, gdy był w złym humorze. Drobna różnica w tonacji, którą czuł nawet przez wiadomości, nieznaczne opóźnienia w odpisaniu. Pierdoły, na które nikt normalny nie zwróciłby uwagi, ale pierdoły, które Katsuki podnosił do rangi najważniejszego odkrycia za każdym razem, gdy tylko udawało mu się je dostrzec. Tego jednego, konkretnego razu zaczęło się od faktu, że Shinsou nie pojawił się wieczorem na treningu. Samo to dało radę wywołać w Katsukim falę paniki. Czy przesadził? Czy przekroczył jakąś granicę komfortu? Czy spieprzył kolejną relację? Czy powiedział coś nie tak? Milion myśli na sekundę przelatywało przez jego głowę, gdy bez zastanowienia i z całej siły uderzał w znajdujący się przed nim worek próbując zrozumieć, dlaczego Hitoshi nie pojawił się bez słowa.

               Całej sprawie nie pomagał też fakt, że nagle Hitoshi przestał odpisywać na jakiekolwiek jego wiadomości. Na durne żarty, na pytania, czy wszystko w porządku. Cisza. Poranek wydawał się pusty bez wiadomości od Shinsou na "dzień dobry". Wszystko to sprawiało, że w gardle Katsukiego rosła gula, której nie potrafił logicznie wytłumaczyć. Nie wiedział, skąd brał się cały ten stres i od kiedy aż tak bardzo zależało mu na relacji z wiecznie niewyspanym Hitoshim. Ba, w tamtym momencie, gdy praktycznie co sekundę sprawdzał telefon, mógł nawet poświęcić całe swoje szczęście, całą tę relację tylko po to by upewnić się, że z Hitoshim wszystko było w porządku. Bo tyle by mu wystarczyło do szczęścia. Świadomość, że Shinsou był szczęśliwy. Bakugou siedział zestresowany przez pierwsze dwie lekcje nim zebrał się do odwiedzin w równoległej klasie. Rzucając wszystkim mieszankę znudzonego i morderczego spojrzenia spytał, gdzie jest Shinsou, na co Monoma chwycił tylko kartkę z własnego zeszytu, nim dramatycznie zaczął czytać zapisane na niej linijki. Katsuki spojrzał na niego jak na skończonego idiotę i głośno uznawszy, że nie ma na to ani czasu, ani ochoty, po prostu opuścił salę w towarzystwie śmiechu studentów z 2B.

             Słowa, które przeczytał Monoma z jakiegoś nieznanego dla niego powodu niemalże boleśnie odbijały się po wnętrzu jego czaszki, gdy ignorując własne zajęcia, zaczął szukać Shinsou po całym kampusie. Sala w której trenowali, ulubiony dach Hitoshiego, nawet ta durna polanka, na którą kiedyś go zaciągnął mimo tego, jak bardzo Katsuki narzekał na komary. Nigdzie nie było nawet śladu po chłopaku. I dopiero po przebiegnięciu niemalże całego kampusu Bakugou zorientował się, że nie sprawdził najbardziej oczywistego ze wszystkich miejsc. Pokoju Hitoshiego. Z nową werwą rzucił się biegiem w stronę odpowiedniego akademika i praktycznie już po chwili ciężko pukał w znajdujące się przed jego twarzą drzwi.

             - Toshi jesteś tam? - spytał na tyle głośno, by nie dało się przeoczyć jego głosu w całym budynku.

             - Nie dzisiaj Kat - odpowiedź Hitoshiego była tak cicha, że gdyby Bakugou nie wysilał wszystkich komórek swojego ciała, pewnie by jej nie usłyszał. Głos Shinsou brzmiał na cholernie zmęczony. Ale nie na zmęczony w ten typowy sposób, gdy chłopak znowu zarywał nockę. Nie, tym razem brzmiało to poważnie. "Jakby świat się kończył i nie miało się  już z tym siły walczyć" zmęczony.

             - Stało się coś złego - bardziej stwierdził, niż zapytał Katsuki, a jego głos momentalnie zmiękł, choć gula w jego gardle nijak nie malała. - Poczekam tu aż będziesz miał ochotę o tym porozmawiać.

             - Zamierzasz siedzieć przed moimi drzwiami zamiast zrobić coś pożytecznego ze swoim życiem? - odpowiedział na to tylko Hitoshi tym samym zmęczonym głosem. - Nie zostaniesz bohaterem numer jeden jeśli będziesz zwiewał z zajęć przez najmniejsze pierdoły, wiesz? - cóż Katsuki wiedział. Wiedział, że właśnie rozwalił sobie swoją perfekcyjną frekwencję. Wiedział, że czekała go lawina pytań o to, dlaczego wyszedł z zajęć w ich połowie. Wiedział, że czekały go przez to konsekwencje. A jednak nawet jeśli Hitoshi nie zamierzał wpuszczać go do pokoju to bycie przy nim i pokazanie mu dobitnie, że nigdzie nie planował się stamtąd ruszać, wydawało się Katsukiemu o niebo ważniejsze.

             - Cóż, priorytety - odpowiedział spokojnie.

             Przez chwilę nie działo się zupełnie nic. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, żadnego komentarza. A później rozległ się szelest pościeli, gdy Hitoshi zwlókł się z łóżka i odgłos zbliżających się kroków. Po krótkiej chwili wahania Shinsou otworzył drzwi a serce Bakugou podjechało mu do gardła. Hitoshi nie zdążył nawet pomyśleć, nie zdążył powiedzieć czegokolwiek, gdy Katsuki pokonał te ostatnie kilka dzielących ich kroków i przytulił go do siebie z całej siły. 


Peter Pan, Tinker Bell, Wendy Darling

Even Captain Hook, you are my perfect storybook

Neverland, I love you so

You are now my home sweet home

Forever a Lost Boy at last

And for always, I will say


               Serce Katsukiego niemalże stanęło, gdy zobaczył w jakim stanie był jego przyjaciel. Choć może "przyjaciel" to nie było już pasujące słowo do tego, co Bakugou realnie czuł. Tak czy siak Shinsou stał przed nim w szarych dresach z włosami w absolutnym nieładzie, z workami pod oczami, które sugerowały, że nie spał przez co najmniej ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Do tego skurczone ramiona, jakby próbował zajmować najmniej możliwej przestrzeni i spojrzenie wbite w podłogę tylko po to żeby Bakugou nie zobaczył jego zaczerwienionych i napuchniętych oczu. Katsuki naprawdę nie musiał pytać. Wiedział, że stało się coś złego. I tak, jak nie zamierzał wymuszać na Hitoshim żadnych odpowiedzi, tak zamierzał mu dosadnie pokazać, że w chwili największej słabości wcale nie musi zostać sam. Dlatego tylko przytulił go do siebie, z jednej strony tak delikatnie, jak tylko mógł, jakby Shinsou miał się rozpaść od samego dotyku, a z drugiej tak mocno, jakby tylko chłopak, którego trzymał w ramionach liczył się na calutkim świecie.

               Hitoshi rozpadł się od tego dotyku. Chwytając się bluzy Katsukiego jakby ta była liną ratunkową, chowając twarz w zagięciu szyi blondyna i ponownie zaczynając cicho płakać. Bakugou nigdy nie widział Hitoshiego w takim stanie. I nigdy nie chciał go takim widzieć. Wolał widzieć go szczęśliwego z tymi wrednymi iskierkami w oczach, które tak kochał. Wolał się z nim przekomarzać i patrzeć na jego rozwój. Wolał leżeć pod nim i śmiać się, gdy Hitoshiemu w końcu udało się go pokonać w walce wręcz. W sercu Katsukiego w błyskawicznym tempie zaczynała rosnąć nienawiść do idioty, który doprowadził do takiego stanu najważniejszą osobę w jego życiu. Byłby w stanie dosłownie zamordować przydupasa, który stał za wszystkim, co złego się stało. Chwilowo miał jednak na głowie i w ramionach ważniejsze kwestie. Dlatego wziął jeden głębszy oddech żeby się uspokoić po czym jedną ręką zaczął delikatnie gładzić Hitoshiego po włosach i plecach, cicho mówiąc mu, że jest przy nim i że wszystko będzie dobrze.

             Minęła dłuższa chwila, nim Shinsou zebrał się w sobie na tyle, by nieznacznie odsunąć się od Katsukiego. Przeprosił go cicho i zamknąwszy za nimi drzwi, zaprosił go do pokoju, przepraszając też z góry dodatkowo za bałagan. Bakugou nie odrywał od niego zmartwionego spojrzenia, gdy złapał go za nadgarstek i z delikatnym uśmiechem oznajmił, że bałaganem zajmą się później, ale że na razie mają ważniejsze sprawy na głowie. Włączywszy na laptopie jeden z ulubionych filmów Shinsou, Katsuki rozsiadł się wygodnie na łóżku, przyciągając chłopaka za rękę za sobą. Hitoshi podążył za nim bez słowa, kładąc się tuż obok, pierwotnie próbując zachować między nimi jakąkolwiek granicę, ale poddając się niemalże po sekundzie, gdy Bakugou przyciągnął go nieznacznie do siebie, obejmując ramionami tak, jakby trzymał w nich cały swój świat. Shinsou niemalże bezwiednie zacisnął dłonie na koszulce leżącego pod nim chłopaka, gdy z jego oczu znowu zaczęły lecieć łzy. 

             - Jestem tu - oznajmił cicho Katsuki nie przestając ani na chwilę delikatnie gładzić Hitoshiego po włosach. - Nie jesteś sam. Nieważne, co się stało. Nie zostaniesz z tym sam. Uporamy się z tym razem, dobrze? Możesz mi opowiedzieć wszystko ze szczegółami, możemy nic nie mówić. Twój wybór. Ale spróbuj na razie złapać trochę snu. Wyglądasz jak chodzące zwłoki - zażartował lekko, na co nawet Hitoshi prychnął. - To brzmi jak dobry plan, co? Prześpisz się trochę, zamówimy coś do jedzenia a potem uporamy się z twoim problemem.

             - Brzmi jak dobry plan - przyznał cicho Hitoshi, nie odrywając nawet na chwilę wzroku od filmu puszczonego na laptopie i wsłuchując się w spokojne bicie serca Katsukiego.


I am a Lost Boy from Neverland

Usually hanging out with Peter Pan

And when we're bored, we play in the woods

Always on the run from Captain Hook


              - To w sumie nic wielkiego - oznajmił cicho Hitoshi prawie godzinę później, strasząc przy tym Katsukiego, który był święcie przekonany, że Shinsou dał radę zasnąć.

             - Sprawiło, że płakałeś. Dla mnie brzmi jak coś wielkiego - odparł równie cicho Bakugou, dopasowując się do każdego ruchu i decyzji Hitoshiego, gdy ten uznał, że musi przynajmniej na czas tej rozmowy usiąść na łóżku, w niewielkiej odległości od Katsukiego. Bakugou podążył za nim jak ćma za światłem, respektując jego potrzebę przestrzeni i wpatrując się w niego zmartwionym wzrokiem.

            - To serio nic wielkiego. Przywykłem. Znaczy powinienem, ale może nie. I po prostu jakoś tak te pierwszaki i ten prezent i ja wiem, że to tylko Monoma i jego durne gadanie i ty, ale to było ważne, a teraz jest zniszczone. Nie wiem, jakoś długo nad tym pracowałem i chciałem żeby zadziałało. Żeby było idealne. Ja wiem, to głupota. Monoma wziął notatnik z plecaka i no tak - powiedział cicho Shinsou, uparcie wpatrując się we wszystko byleby nie w twarz Katsukiego, który naprawdę z całej siły próbował połączyć wątki, ale dostał za dużo i za mało informacji na raz żeby zrozumieć cokolwiek. Dlatego Bakugou tylko delikatnie chwycił dłonie Hitoshiego i uśmiechnął się do niego zachęcająco.

            - Normalnie uwielbiam twoje zagadki Toshi, ale nie zrozumiałem z tej wypowiedzi absolutnie nic - przyznał się szczerze blondyn, unosząc rękę by łagodnie otrzeć z łez policzki Hitoshiego. Shinsou wziął głębszy oddech i zacisnął mocniej palce na dłoniach Katsukiego jakby prosił go by ten naprawdę został obok niezależnie od słów, które miały paść.

           - Nie tak to sobie wyobrażałem - oznajmił cicho Hitoshi zestresowany do granic możliwości, z łzami, które wciąż spływały po jego policzkach. - Naprawdę nie tak. Miałem cały plan. Może nie był idealny i może jakaś część mnie przygotowywała się na odrzucenie, ale naprawdę chciałem żeby ten plan wypalił. To teraz jest tak dalekie od niego jak tylko potrafię sobie wyobrazić. Bogowie jakie to jest durne. Dlaczego chociaż przez chwilę myślałem, że to był dobry pomysł. Czuję się jak idiota na samą myśl, że mam to powiedzieć na głos. Że mam to powiedzieć tobie.

           - Hej, przecież wiesz, że nie będę oceniał - skomentował to tylko szeptem Katsuki, uśmiechając się zachęcająco, mimo że jego serce pękało na milion kawałków na raz. Bo nagła cisza ze strony Hitoshiego, chęć jakiegoś wyznania i Monoma nie sklejały się w głowie Bakugou na żaden obraz,  po którego zobaczeniu mógłby być szczęśliwy. I chociaż bał się tego, co miał za chwilę usłyszeć, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiał wesprzeć przyjaciela. 

          - Tia, może przez najbliższe trzy sekundy - prychnął tylko Shinsou próbując się uspokoić żeby kontynuować z historią. - Wiesz, że przez całe życie miałem przypiętą łatkę przyszłego złoczyńcy, prawda? Opowiadałem ci o tym, jak ludzie w gimnazjum bali się do mnie odezwać. O tym, jak nawet w UA ludzie podchodzili do mnie z dozą ostrożności. I wiesz, że ty nigdy tego nie robiłeś. Zawsze traktowałeś mnie jak zwykłego dzieciaka niezależnie od mojego Quirku. I będąc przy tobie trochę zapomniałem, że reszta świata taka nie jest. Że dalej są ludzie, którzy będąc oceniali mnie tylko przez pryzmat tego, co mogę zrobić, a nie kim jestem. I chyba byłem z tego powodu zbyt szczęśliwy i spokojny, bo zwróciło to uwagę Monomy. No i Monoma uznał, że przypomni mi kim jestem i gdzie jest moje miejsce w najbardziej oczywisty sposób. Znalazł mój notatnik. I zapłacił pierwszakom za powyzywanie mnie i puszczenie paru plotek używając słów, które tam przeczytał. I ja wiem. Ja serio wiem. Ludzie wyzywają mnie tak od kiedy tylko pamiętam. Powinienem do tego przywyknąć. To serio nie powinno mnie już ruszać po tylu latach. Ale jakoś zestawienie tego z tym tekstem mnie zabolało. Zrujnowało ten tekst przede wszystkim. A tak ciężko nad nim pracowałem.

           - Kiedy przyszedłem do twojej klasy żeby sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku, spotkałem tą pieprzoną kopiarkę. Zaczął czytać coś z kartki. Zgaduję, że to był ten tekst, prawda? - spytał delikatnie Katsuki, gdy cisza między nimi zaczęła się przedłużać. Hitoshi nagle spojrzał mu prosto w oczy z takim bólem, że Bakugou miał tylko ochotę go przytulić i obiecać, że następny dzień będzie lepszy, ale bał się ruszyć choćby o centymetr.

          - Kurwa - mruknął tylko Hitoshi śmiejąc się nieprzyjemnie. - Kurwa. Że trafił akurat na ciebie. Całkowicie to zrujnował. Byłem szczęśliwy przez jebane pięć minut, ale dla wszechświata to najwidoczniej za dużo.

          - Hej Toshi, nic jeszcze nie przepadło. Odzyskamy jakoś ten tekst jeśli jest dla ciebie tak ważny. Obiecuję. Przecież nie dasz jakiemuś durnemu cwelowi wejść sobie do głowy, prawda? Jesteś na to zbyt dobry. A to, że jebana kopiarka nie jest w stanie znaleźć własnego szczęścia, więc sra do płatków ludzi dookoła to osobna kwestia. No i długo na niego zły nie będziesz, bo zamorduję cwela za to, że przez niego płaczesz - obiecał Katsuki powoli się irytując, na co Hitoshi zaśmiał się cicho, nim sam otarł własną twarz.

         - Wiesz, jakie wszystko wydaje się przy tobie łatwe? - spytał tylko Shinsou, delikatnie przeczesując palcami włosy Bakugou i zabierając rękę. - Siedzisz obok i mam wrażenie, że problemy przestają istnieć. Że nie liczy się nic innego. Dlatego tym bardziej muszę to powiedzieć. To jak z plastrem, nie? Ten tekst... Pamiętasz jak oglądaliśmy kiedyś którąś z tych durnych komedii romantycznych i typ uznał, że zacznie drzeć japę pod oknem laski żeby ta zwróciła na niego uwagę? - kontynuował swoją wypowiedź chłopak, na chwilę wstając z łóżka żeby wygrzebać z plecaka czarny notes i wrócić z nim na swoje pierwotne miejsce.

         - Jak mógłbym zapomnieć. Uznałeś, że to idiotyczne i że zamordowałbyś kogoś, gdyby spróbował ci tak zrobić. A potem śmiałeś się ze mnie, że jestem niemożliwy, gdy uznałem, że to całkiem romantyczne - odpowiedział na pytanie Katsuki, co wywołało krótki śmiech u Hitoshiego.

         - Tak było - potwierdził z rozczulonym uśmiechem Shinsou nim otworzył notatnik na odpowiedniej stronie. Tekst tam był pomazany w wielu miejscach, poprzekreślany w paru kolejnych, ale nawet z tym Katsuki dał radę rozpoznać schludne pismo Hitoshiego. - Miałem genialny plan. Kupiłem gitarę. Chciałem zabrać cię na jakiś fajny piknik. Liczyłem, że w jeśli przekażę ci swoje uczucia przez piosenkę to przyjmiesz to w jakiś sposób lepiej. Że nie odrzucisz mnie jeśli powiem, że cię kocham. Bo kocham. Nie pytaj mnie od kiedy czy skąd to wiem. Po prostu wiem, że tak jest. Wiem to po tym, że przebywanie z tobą przychodzi mi łatwiej, niż oddychanie. Wiem to po tym, że chciałbym co rano budzić się w twoich ramionach i co noc zasypiać obok ciebie. Wiem to po tym, że każdego dnia staram się być lepszym człowiekiem i bohaterem.  I teraz mówię ci to, siedząc w najgorszej możliwej scenerii w najgorszych możliwych okolicznościach tylko dlatego, że Monoma uznał, że będzie dupkiem, który zniszczy wszystkie moje plany.

          Katsuki spojrzał na Hitoshiego z niedowierzaniem nim zaśmiał się cicho. Spędził ostatnie tygodnie stresując się tym, że jego uczucia były nieodwzajemnione. Ba, spędził ostatnią godzinę martwiąc się tym, że nie da rady pocieszyć Hitoshiego po tym, jak Monoma odrzucił jego wyznanie miłości. I po co? Po to żeby dowiedzieć się, że chłopak, którego kocha z całego serca, kochał jego? I jasne, może okoliczności, które wybrał w swoich planach Hitoshi były o niebo lepsze, może cała ta słodko-gorzka sytuacja nie była idealna, ale tak bardzo pasowała do nich. 

         - Nie takiej reakcji się spodziewałem - przyznał zmieszany Hitoshi zupełnie nie wiedząc, jak ma zrozumieć śmiech Katsukiego.

          Innej odpowiedzi nigdy nie dostał. I tak naprawdę nie potrzebował. Nie, gdy w jednym momencie patrzył na Bakugou z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, a w drugim czuł jego uśmiech na własnych ustach. Ich pierwszy pocałunek był tak naprawdę ledwie muśnięciem ust. Czymś absolutnie nierealnym. A jednak dłoń Katsukiego na jego policzku, ich stykające się czoła i wpatrzone w niego czerwone oczy przypominały mu, że to była rzeczywistość.

          - Idiota. No idiota. Przyszło mi żyć z idiotą - mruknął cicho Bakugou, uśmiechając się jak szalony i przyciągając Hitoshiego do kolejnego pocałunku, delikatnie oplatając chłopaka ramieniem i przyciągając do siebie tak by Shinsou usiadł na jego kolanach.


"Run, run, Lost Boy", they say to me

"Away from all of reality"

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free

Neverland is home to Lost Boys like me

And Lost Boys like me are free


           Jakimś cudem Katsuki przekonał Hitoshiego do zaśpiewania mu piosenki, nad którą tak ciężko pracował. Choć może "przekonał" nie było najbardziej adekwatnym słowem, gdy Bakugou zwyczajnie zwyzywał własnego chłopaka od cieniasów, którzy bali się własnego talentu, co z kolei sprawiło, że Hitoshi chwycił gitarę w jedną rękę, drugą złapał Bakugou za nadgarstek i zaciągnął go na ich ulubioną, piknikową polanę żeby przedstawić mu efekty swojej pracy. Katsuki siedział jak zaczarowany, zaskoczony tym, jak doskonale rozumiał go chłopak siedzący naprzeciw niego i jak bardzo słowa piosenki pasowały do całej jego historii. Odnalazł w tym wszystkich swoich przyjaciół, mentorów, idoli i miłość, którą czuł do Hitoshiego. I jeśli Hitoshi oponował, zapierając się rękoma i nogami, że nigdy więcej nie zrobi czegoś takiego i że Katsuki powinien nacieszyć oczy i uszy tym jednorazowym występem, kilka nieco zaborczych pocałunków z łatwością zmieniło jego zdanie w tej kwestii. Bakugou uwielbiał każdy aspekt tej piosenki. Uwielbiał ilość włożonej pracy, bo przecież nauka gry na gitarze nawet na znośnym poziomie nie mogła być łatwa. Uwielbiał tekst, który po prostu do niego pasował. Uwielbiał Hitoshiego za to, że po prostu był.

          Humor Hitoshiego pogorszył się, gdy tylko ponownie zaczęli się zbliżać do akademika 2B i gdy już z daleka dostrzegli blond czuprynę pewnego idioty. Cóż, jasne, fakt, że Katsuki go kochał i patrzył na niego jak na ósmy cud świata za każdym razem kiedy po prostu na niego patrzył, dały radę uspokoić jego serce. Hitoshi cieszył się, że to co czuł nie było jednostronne i z Bakugou u boku naprawdę miał wrażenie, że poradzi sobie ze wszystkim i że wszelkie słowa, które mogą paść z ust ludzi, które miałyby dotyczyć tego, że nadaje się tylko na złoczyńcę, naprawdę nie są ważne. Jak mogłyby skoro najważniejsza dla niego osoba widziała w nim tylko materiał na najlepszego bohatera pod słońcem? Tylko, że to wszystko zadziało się tak szybko. Jakaś część Hitoshiego nie chciała uwierzyć w to, że mógłby mieć tyle szczęścia. Dlatego, gdy Bakugou zabrał swoją dłoń z ich uścisku, gdy zbliżyli się do grupy uczniów, mimowolnie zabolało go serce. Co też nie potrwało długo, bo Katsuki uznał, że dramatyczny spadek własnej wartości, wyznanie miłości, rozpoczęcie związku i zaserenadowanie ukochanego to za mały rollercoaster na jeden dzień.

          - Hej Monoma! - krzyknął już z daleka zwracając na siebie uwagę sporej grupki z klasy 2B. - Sprawę mam. W sumie do was wszystkich, ale Monoma pomoże z demonstracją - dodał normalniejszym tonem, gdy znaleźli się wystarczająco blisko by móc normalnie porozmawiać.

          - Cóż tam potrze... - zaczął z wyższością i irytującą manierą blondyn, ale nie dane mu było skończyć, gdy pięść Bakugou skutecznie przestawiła mu połowę organów wewnętrznych.

           Katsuki włożył w to uderzenie całą siłę i nienawiść, którą żywił wobec tego chłopaka. Co do joty. I strużka krwi, która pojawiła się na podbródku pokrzywdzonego Monomy zdecydowanie oddawała temu sprawiedliwość. Zaraz też podniosły się głosy, że co też on odpierdala, że nie może bezpodstawnie atakować innego ucznia, że porwania przez złoczyńców musiały namieszać mu w głowie. Katsuki zignorował ich wszystkich i tylko uśmiechnął się szeroko.

           - Sprawa wygląda tak. Zarówno ja, jak i twoje organy wewnętrzne, bylibyśmy wdzięczni gdybyś raczył odpierdolić się od mojego chłopaka - oznajmił z absolutnym spokojem. - Wasza dziecinada mnie nie bawi, ale szczególnie nie leży mi nasyłanie pierwszaków na Toshiego, bo ty masz za mało jaj żeby w twarz powiedzieć mu, co o nim sądzisz, bo wiesz, że pokona cię w walce. Rozumiemy się, czy mam przedstawić swoją sprawę jaśniej? Drugą pięść też mam. A ty już masz całkiem szpetną buźkę. Chyba wiesz do czego zmierzam - dodał lekkim tonem, na co Hitoshi tylko patrzył to na niego, to na Monomę, to na kolegów z klasy z szeroko otwartymi oczami.

             Gdy przez grupkę przebiegł cichy pomruk, że rozumieją, Katsuki wycofał się wciąż z tym samym szerokim uśmiechem i przerzucił ramię nad karkiem Shinsou, w ostatniej sekundzie wpadając na idealny pomysł, który miał zakończyć ich wspaniały występ.

            - Ej i Monoma. Przypatrz się uważnie. Tak wygląda szczęście. Raczej go nie doświadczysz - krzyknął na odchodne, przyciągając Shinsou za przód koszulki do czułego choć krótkiego pocałunku, nim kontynuował spacer w stronę własnych akademików, w jednej dłoni trzymając dłoń Hitoshiego, a drugą pokazując zebranej grupce środkowy palec. Hitoshi patrzył na niego z niedowierzaniem, jakby nie wierzył w to, co właśnie zadziało się na jego oczach. Jeszcze kwadrans temu martwił się, czy to aby na pewno nie był sen, a tu Katsuki, który czytał z niego jak z otwartej książki, oznajmił całemu światu ich relację w najbardziej wybuchowy sposób, w jaki tylko mógł. 

            - Jesteś idiotą - mruknął cicho ze śmiechem Shinsou, gdy oddalili się od grupki uczniów.

            - Ale twoim idiotą - poprawił go Katsuki ze szczęściem wymalowanym na twarzy. - I idiotą z jakimś cudem obitymi knykciami. Co ten cwel nosi w kieszeniach, bogowie...

            - Chodź, opatrzymy ci to - uznał tylko Hitoshi z politowaniem w głosie, które negowało rozczulenie w jego wzroku. Shinsou patrząc na Katsukiego jak na ósmy cud świata dziękował bogom za to, że przypadkiem zaszedł do sali treningowej tych kilka miesięcy wcześniej.

             A Bakugou Katsuki chyba w końcu zrozumiał czym jest miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top