P. V / NIE TAK IDEALNY

Obudziłem się sam z siebie w okolicach szóstej. Cóż, może byłem chwilowo w innym ciele, ale jakimś cudem zegar biologiczny działał mi tak samo. I bogom dziękować. Będąc jeszcze praktycznie na wpół zaspanym sięgnąłem tylko ręką po leżący na nocnej szafce telefon. Uwielbiałem tak sobie zaświecić ekranem, oczywiście na najjaśniejszych możliwych ustawieniach, centralnie w twarz, tak od samego rana. Świetny początek dnia. Niemniej powstrzymałem się od jakichkolwiek większych komentarzy czy ruchów nie chcąc zbudzić śpiącego obok mnie chłopaka. Wyłączyłem tylko budzik i rzuciłem telefon praktycznie gdziekolwiek w obrębie łóżka by ponownie otoczyć Midoriyę ramieniem. 

Izuku wyglądał tak spokojnie śpiąc. Cieszyłem się, że obudziłem się przed nim, bo dzięki temu przez chwilę mogłem pooglądać go w takim wydaniu, którego przecież nigdy bym się nie spodziewał. Bo jakby ktokolwiek mi jeszcze tydzień temu powiedział, że obudzę się trzymając go w ramionach i obserwując, jak delikatnie marszczy nos przez sen, jak ma lekko rozchylone usta, jak jego loczki w absolutnym nieładzie okalają jego twarz, prawdopodobnie bym tego randoma wyśmiał. Albo, co bardziej prawdopodobne, zabił za jego śmianie się z moich najskrytszych marzeń.

Oddałbym wszystko za możliwość budzenia się w ten sposób codziennie. Ale niestety wiedziałem, że to niemożliwe. Zdawałem sobie sprawę z tego, że żyję na pożyczonym czasie, że przecież Izuku tak naprawdę myśli, że przytula go Todoroki, a nie ja. I ta świadomość absolutnie łamała mi serce, ale jednocześnie nie mogłem przestać uśmiechać się na myśl o tym, jak uroczo Midoriya wyglądał śpiąc. I gdy się budził, początkowo nie ogarniając, gdzie się znajduje i rozglądając się, by ostatecznie podnieść rękę do twarzy i otrzeć oczy, próbując się w ten sposób rozbudzić. Bogowie, ten chłopak naprawdę nie stracił absolutnie z tej swojej dziecięcej naiwności. Przecież dokładnie tak samo wyglądały nasze pobudki, gdy spaliśmy u siebie nawzajem, gdy mieliśmy po te pięć lat. Midoriya zawsze wtulał się we mnie, chowając twarz w mojej klatce piersiowej, a ja trzymałem go w ramionach, opierając podbródek o czubek jego głowy. Wtedy było tak idealnie, dlaczego musiałem to zjebać?

- Dzień dobry - mruknąłem z cichym śmiechem, pochylając się żeby złożyć na czole Deku krótki pocałunek, odsuwając od siebie wszystkie logiczne myśli i próbując skupić się na wybitnie przyjemnej teraźniejszości.

- Dzień dobry Sho - odparł z najbardziej anielskim uśmiechem, jaki tylko potrafiłem sobie wyobrazić, a jednocześnie łamiąc mi serce swoimi słowami. Znowu. - Mam nadzieję, że się wyspałeś i że się za bardzo nie wierciłem. Wiem, że czasem przeszkadza ci to w zaśnięciu.

- Nic się nie martw Dori, spałem jak zabity - uspokoiłem go z miejsca.

Czy Icy Hot naprawdę był tak głupi, że narzekał na cokolwiek związanego z Deku? Matka go upuściła na główkę jak był niemowlakiem czy o co chodzi? Izuku mógłby kopać się jak z szatanem, chrapać tak, że obudziłby pół miasta albo lunatykować używając swojego Quirku, niszcząc wszystko po drodze, a ja i tak nie odważyłbym się żeby powiedzieć mu jednego złego słowa. I nie chodziło tylko o to, że ja, jako Bakugou, miałem zupełnie inną dynamikę relacji, tudzież chwilowo brak relacji z Deku. Nawet nie liczyło się to, że ja chciałbym móc doceniać i rozpieszczać Midoriyę na co dzień. Po prostu wiedziałem, że Deku, który jednak swoje w życiu przeszedł, zasługiwał na kogoś, kto będzie stawiał go na piedestale. Kto będzie doceniał jego wszystkie zalety i delikatnie śmiał się, choć w głębi duszy absolutnie kochał, jego najmniejsze wady. A abstrahując od mojej ewidentnej hiperboli, bo tak, wiem, że przesadziłem, ale to koniec końców moja narracja w mojej głowie, więc absolutnie mi wolno, Deku spał przecież niemalże jak anioł. Praktycznie się nie ruszał. Jakby nie patrzeć obudziliśmy się w niemal identycznej pozycji, jak ta, w której zasnęliśmy. Jasne, pewnie z koszmarów budził się w o wiele dynamiczniejszy sposób, ale wciąż nie wydawało mi się to dobrą wymówką do tłamszenia Midoriyi.

Nawet durne szykowanie się do szkoły wydawało się jakieś takie przyjemniejsze, gdy obok był Deku. Może to nietypowe dla Icy Hota, ale nie zamierzałem się tym nijak przejmować i z udawanie zaborczym tonem stwierdziłem, że nie wypuszczę Deku z łóżka, gdy ten chciał iść się ogarnąć, przytulając go do siebie. Chłopak śmiał się szczerze, początkowo udając, że próbuje mi się wyrwać, ale ostatecznie się poddał i położył bardziej na mnie, niż na łóżku, opierając się na łokciach i kładąc głowę w zagłębieniu mojej szyi tak, że jego loczki łaskotały mnie w podbródek. Naprawdę mógłbym mieć takie poranki codziennie. I jasne, po zaskoczeniu Deku widziałem, że Todoroki zazwyczaj nie okazywał uczuć tak otwarcie i że nawet, gdy byli sami, trzymali jakiś dystans. I tak, zdawałem sobie sprawę z tego, że każde moje działanie, gdzie zdecydowanie wychodziłem poza zakres moich chwilowych "obowiązków" działał na korzyść Icy Hota i na moją absolutną niekorzyść, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Ten poranek był po prostu idealny w każdym calu. A czekało mnie jeszcze sześć takich. Jeśli wcześniej myślałem, że moje serce wykonuje układy akrobatyczne zupełnie bez powodu to byłem w błędzie. Bo to co działo się teraz to był występ trupy cyrkowej albo i wyżej.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak spokojny i szczęśliwy. Nie miałem nawet ochoty wstawać z łóżka. Jak dla mnie moglibyśmy spędzić w nim cały dzień tylko po to, bym mógł trzymać Deku w ramionach. No ewentualnie puściłoby się jakiś film albo muzykę w tle. Niestety Izuku chciał utrzymać swoje stanowisko kujona, więc zmusił mnie do puszczenia go śmiejąc się przy tym i okłamywałbym sam siebie, gdybym powiedział, że to nie był najpiękniejszy dźwięk świata. I to nie dźwięk typu "ej ta piosenka mi się podoba, pojedźmy na koncert" ani też "lubię jak ptaki rano napierdalają swoje serenady jak szalone", ale raczej "mógłbym mieć do końca życia ustawione na budziku, a i tak wstawałbym z uśmiechem na ryju". Jakim cholera cudem nawet mycie razem zębów wydawało się lepsze, niż zazwyczaj? No ja się kurwa pytam, jak? Siedziałem sobie kulturalnie na wannie, rozwalony jak żaba na pieprzonym liściu, szorując gębę, a tu nagle wparowuje Deku i staje przy umywalce żeby się samemu ogarnąć. Nawet słowem się do siebie nie odezwaliśmy, ba nawet się na siebie nie patrzyliśmy, a jednak atmosfera przebijała o głowę wszystko do czego przywykłem, gdy byłem sam. Wiecie, świat wydawał się piękniejszy, trawa bardziej zielona, a powietrze bardziej przejrzyste. No ideał.

Nigdy nie zapomnę, jakie to uczucie, trzymać dłoń tego małego, uroczego nerda we własnej. Już nawet nie liczyły się motyle, które najwidoczniej się nie męczyły od tego ciągłego zapierdalania w moim brzuchu, notabene chciałbym mieć taką wytrzymałość, bo z nią zostałbym Bohaterem Numer 1 jeszcze przed końcem liceum. Chciałem po prostu docenić i zapamiętać każdy konkretny moment najdokładniej, jak tylko mogłem. W końcu po całym tym tygodniu tyle mi zostanie, nie? Żałowanie, że sprawy nie potoczyły się inaczej w moim życiu, żałowanie, że nie zorientowałem się wcześniej, co tak naprawdę czułem do Deku i rozpamiętywanie tych siedmiu dni, które spędzimy razem. Dlatego tylko splotłem nasze place razem i z nieznacznym uśmiechem słuchałem, jak gadał o tym, że nie może się doczekać treningu bohaterskiego, ale że jednak martwi się, że prędzej czy później Recovery Girl naprawdę będzie mieć go dość i naprawdę odmówi jego leczenia.

Nie mogłem się pielęgniarce dziwić. Jasne, przerażało mnie to, że Deku nagle ma Quirk i to cholernie potężny Quirk, zwłaszcza, że przecież nigdy wcześniej nie wykazywał żadnych ku temu predyspozycji, ale bardziej przerażało mnie to, jak bardzo jego zdolność na niego wpływała. Nie mówię, że istnieją Quirki idealne, którym niczego nie można zarzucić, bo to byłoby zwyczajne kłamstwo. Nawet moja zdolność, z której byłem przecież tak cholernie dumny i zadowolony, sprawiała, że traciłem słuch. Czy przyznałem się do tego komukolwiek? Oczywiście, że nie. Nie chciałbym żeby patrzyli na mnie przez pryzmat mojej słabości. Jeszcze pewnie któryś z dorosłych uparłby się, że miałbym porzucić ścieżkę bohatera ze względu na własne zdrowie, a na to się w życiu nie zgodzę. Początkowo się nie zorientowałem. Początkowo myślałem, że to może kwestia zmęczenia, że ktoś cicho mówi, że gdzieś w innym pokoju jest włączony rozstrojony telewizor. Tylko to nie znikało, a ja z czasem uświadomiłem sobie, że przecież siedząc wewnątrz tylu wybuchów, mój słuch musiał ucierpieć.

I szczerze wątpiłem w to, by przepalanie się Pikachu nie pozbawiało go szarych komórek. Nie żeby chłopak miał ich w nadmiarze. Tak jak wątpiłem by Todoroki uwielbiał to jak niezrównoważona wydaje się temperatura dookoła niego, skoro lodowa część jego Quirku dosłownie zamrażała mu mięśnie. Tylko, że w przypadku dosłownie każdego innego ucznia U.A poza Deku, były to efekty uboczne. To się po prostu działo, bo nadużywaliśmy swoich zdolności. W przypadku tego nerda to wyglądało zupełnie inaczej. On celowo narażał się na cholernie wielki ból żeby móc w ogóle skorzystać z własnego Quirku. Cóż, może dlatego nie widziałem by używał go kiedykolwiek wcześniej. Wątpię by ciocia Inko pozwoliła Deku biegać i łamać sobie kości, gdy był ośmiolatkiem. Tylko dlaczego mi o tym nie powiedział? Nie ufał mi już wtedy? Tak mogło być, wątpię żebym stwarzał pozory wybitnie godnego zaufania człowieka.

Dlatego jednocześnie nienawidziłem i uwielbiałem treningów za każdym razem, gdy przychodziła na nie pora. Bo z jednej strony mogłem być lepszy, mogłem stać się silniejszy, mogłem ćwiczyć. Mogłem też wyzbyć się nadmiaru negatywnych emocji, których i tak miałem więcej, niż przeciętny człowiek, ale nie wchodźmy w takie szczegóły. Ale z drugiej patrzenie na to, jak Deku robi sobie krzywdę po prostu łamało mi serce. I nawet nie mogłem dać tego po sobie poznać. Musiałem udawać, że nijak mnie to nie rusza, że to tylko durny nerd, który próbuje udowodnić, że jest więcej, niż śmieciem na mojej drodze. Moje życie było popieprzone, ale jakie miałoby być skoro miało mnie za narratora? Już nawet nie wspominając o tym, że tym razem będę patrzył jak Todoroki w moim ciele atakuje kogoś i mogłem tylko modlić się do bogów żeby Aizawa nie sparował go z Izuku. Znaczy mojego ciała w sensie. Raczej nie chciałbym na to patrzeć. Chociaż, przecież Icy Hot w życiu nie skrzywdziłby swojego chłopaka, więc pewnie nie byłoby tak źle.

Właśnie, Icy Hot. Przecież Icy Hot jest w moim ciele. Jakim cudem ja wciąż o tym kurwa zapominam. A ja jestem w jego. I nie mam bladego pojęcia, jak używać jego Quirku. A on jak używać mojego. A czekały nas przecież dwa treningi z Aizawą, który nam przecież nie odpuści tylko dlatego, że powiemy, że nie czujemy się na siłach żeby to zrobić. No i może to tylko tydzień, ale nie chciałbym podpaść nauczycielom za niesubordynację czy obniżyć się w wynikach. O tyle dobrze, że nie mieliśmy zapowiedzianego żadnego kolokwium, więc o ile nikt nie zrobi nam niezapowiedzianej kartkówki, o tyle moje oceny są bezpieczne. Może z zewnątrz nie wyglądam na typa, który przejmowałby się wynikami, ale przecież nie zostanę najlepszym bohaterem jednocześnie będąc matołem, nie? Jakimś cudem zdobyłem to trzecie miejsce w klasie zaraz po Momo i Czterookim.

Tak czy siak uświadomiłem sobie, że niestety będę musiał porozmawiać z tym zjebem. Szczerze uważam, że dzisiaj powinniśmy się wymigać z zajęć, nawet jeśli będzie to oznaczało ucieczkę z nich, bo moja frekwencja i tak nie będzie już idealna, ale walić to. I nawet nie chodziło mi o to, że ja się zbłaźnię czy o to, że Todoroki w moim ciele zrobi z siebie absolutnego durnia. Już nawet w dupie mieć oceny czy gadki nauczycieli. Przecież mogliśmy komuś przypadkiem zrobić krzywdę. Ja swój Quirk opanowywałem od kiedy tylko skończyłem cztery lata, a i tak jako dzieciak wciąż coś przypadkiem wysadzałem, gdy emocje brały nade mną górę. Icy Hot wydaje się być spokojnym człowiekiem, więc może on tego uniknie, ale na treningu bycie opanowanym przecież nie wystarczy. Nawet jeśli się spotkamy i spróbujemy sobie przekazać podstawy używania własnych Quirków to nie opanujemy ich nagle w pięć minut w szkolnym kiblu. A pójście do Aizawy i powiedzenie mu, że "hej nie możemy uczestniczyć w zajęciach, bo braliśmy udział w nieautoryzowanej akcji, za którą powinieneś nas wywalić ze szkoły" też raczej nie wchodziło w grę.

I w sumie nie chciałbym widzieć tego rozczarowanego wyrazu twarzy Aizawy. Może kurna zachowuję się jakby niczyje zdanie mnie nie obchodziło, ale prawda była taka, że o zdanie tego kolesia akurat bardzo dbałem. To on jako jeden z pierwszych ludzi, jakich spotkałem w całym moim życiu, próbował temperować mój charakter i nakierowywać na bycie lepszym bohaterem i człowiekiem, nie zrażając się tym, jak się zachowywałem. Jego absolutna i moim zdaniem bezpodstawna wiara we mnie jakimś cudem zakorzeniła mi w sercu zestaw całkiem nowych uczuć. Dlatego, jeśli tylko mogłem, wolałem uniknąć słuchania, jak bardzo go tym rozczarowałem. Bo jasne, byłby dumny, że komuś pomogliśmy, ale U.A już zbyt wiele razy znalazło się w świetle fleszy, oskarżane praktycznie z każdej strony o niemożność zapewnienia odpowiedniej ochrony uczniom. I nie mógłby zachować tej informacji dla siebie. Musiałby to zgłosić wyżej, a to zaowocowałoby naszym zawieszeniem bądź wydaleniem. Nie za bardzo widziała mi się taka opcja.

- Hej, Sho, jesteś tu jeszcze w ogóle? - spytał Deku z lekkim uśmiechem, machając mi lekko ręką przed twarzą, a ja zorientowałem się, że siedzę w klasie, a moje przemyślenia zabrały mi całą drogę do szkoły, którą tak chciałem się rozkoszować. - Wiem, że czasem za dużo gadam, przepraszam.

Zmarszczyłem brwi zanim zorientowałem się, że przecież Icy Hot nie okazuje absolutnie niczego mimiką własnej twarzy. Szybko próbowałem się poprawić, ale słowa Deku jakoś wryły mi się w mózg trochę aż za bardzo. Najpierw ten tekst o spaniu i nie pojawianiu się, gdy ten drugi cię potrzebował, a teraz ten o zbytniej gadatliwości? Jak patrzyłem na ich związek z dalekiej perspektywy osoby trzeciej to wydawało mi się, że jest tak idealny, tak pełen miłości, zrozumienia i szacunku. A tu proszę, druga wtopa jednego dnia. I z jednej strony część mnie się cieszyła, bo dawało mi to nadzieję, że skoro ich relacja to nie są kwiatki i tęcze to może po tym tygodniu spróbuję naprawić swoją relację z Deku. Nie mówię, że od razu będę się upierać na związek, ale sama możliwość bycia przy nim, przyjaźnienia się, samo to wiele by dla mnie znaczyło. A z drugiej strony cholernie mnie to martwiło. Bo Izuku zasługiwał na kogoś, kto będzie go wynosił pod niebiosa, a nie na kogoś, kto będzie mu wypominał, że nie ma dla niego czasu, czy że za dużo gada. Swoją drogą, nawet nie chcę myśleć o tym, ile razy ta sytuacja musiała się powtórzyć, że Midoriya widząc odpływającego myślami Todorokiego z góry zakładał, że znów zbytnio się rozgadał. Odpowiedź była prosta: jeśli więcej, niż chociażby raz, to już o dwa lub więcej za dużo.

- Nie, nie, przepraszam. Zamyśliłem się - oznajmiłem, wracając myślami na ziemię i nie dając się ponieść złości. - Może mi się zdarzyć parę razy w ciągu najbliższych kilku dni także proszę nie bierz tego do siebie.

Midoriya spojrzał na mnie zaskoczony, jakby to była jakaś kurwa nowość. A podobno to ja miałem problemy z wyrażaniem siebie i komunikacją. Znaczy miałem, oczywiście, że miałem, ale chwilowo oczerniamy Icy Hota, a nie mnie. Cholera, serce złamało mi się na ten widok raz, a doszczętnie. Gdybym jakimś cudem to ja był z Deku w związku, zrobiłbym wszystko, co tylko w mojej mocy, by nigdy nie miał już tego wyrazu na swojej twarzy. Zaskoczenia, wycofania, zranienia. Miks tych trzech był jak strzała puszczona prosto w moją duszę. Słuchałbym go, choćby opowiadał mi tylko o superbohaterach albo mamrotał pod nosem. Jasne, udawałbym że to drugie mnie wkurza, ale robiłbym to tak, by on wiedział, że to tylko żarty. Cholera, znowu zaczynam odpływać w krainę marzeń na jawie.

- Czy to ma związek z tym wydarzeniem z wczoraj? - spytał szczerze zmartwiony, delikatnie kładąc dłoń na moim policzku, a ja przechyliłem głowę by lepiej dopasować się do jego gestu niemal automatycznie. Jakbym robił to codziennie. - Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? Wiem, że to nie w twoim stylu, ale w najgorszym wypadku cię tylko wysłucham. Może to zdejmie jakiś ciężar z twoich barków.

Ja nie mogę. Todoroki może. I może to daleko idące wnioski, ale no miałem już jakieś do nich podstawy. Deku zawsze był osobą, która była cholernie ekspresyjna. Może nie robił tego w tak agresywny sposób, jak ja, ale zawsze było po nim widać, jak się czuje wobec innych ludzi. Czy ich lubi, czy ich szanuje, czy źle się czuje w ich towarzystwie. Kiedyś znałem go tak dobrze, że wystarczyło jedno spięcie, jeden gest, jedna mina na jego twarzy i już wiedziałem, co czuł. Teraz to nie było takie proste i chociaż miałem nadzieję, że ta zdolność będzie jak jazda na rowerze, raczej była jak nauczenie się obcego języka na niskim poziomie, a później nieużywanie go przed trzydzieści lat. Więc nie wyobrażałem go sobie szczęśliwego w sytuacji, w której musiał tłumić własne uczucia, bo ktoś nie odczuwał potrzeby pokazywania po sobie, że nie jest pieprzonym kamieniem w rzece zimą.

Poważnie, moja ochota żeby tak z dobroci serca pieprznąć twarzą Todorokiego o beton jeszcze nigdy nie była tak wielka. I powstrzymywało mnie tylko to, że chwilowo jego dupa siedziała w moim ciele, więc zrobiłbym krzywdę samemu sobie, a przecież masochistą nie jestem. Znaczy emocjonalnie trochę tak, bo przecież ranię sam siebie tworząc fasadę nienawiści wobec Deku, ale fizycznie wszystko ze mną w porządku. Niemniej, nagle do kwestii naszych Quirków doszło kilka innych, które wymagały gruntownego omówienia. Mieliśmy jeszcze pół godziny do zajęć, gdy Icy Hot wtoczył się do klasy z wybitnie niezadowoloną miną, która tylko pogłębiła się, gdy zauważył, że Deku opiera się o moją klatkę piersiową, gdy ja leniwie obejmuję go jedną ręką.

- Bakugou musimy porozmawiać - oznajmiłem starając się zachować spokojny ton, choć pewna doza wyższości wdarła się do mojego wzroku i niemal niezauważalnego uśmieszku. - Kiedy masz czas?

Jeśli wcześniej Todoroki był wściekły to teraz wyglądał jakby ugryzło go stado os centralnie w samą dupę. Poczułem tylko, jak uścisk dłoni Deku na mojej zwiększa się, ale zupełnie nie rozumiałem, o co temu nerdowi chodziło. Cała sytuacja nagle wydawała się napięta, zupełnie jakby miały polecieć pięści i szczerze? Nie przeszkadzałby mi taki rozwój sytuacji. Obserwowałem z lekceważeniem, jak Todoroki zaciska gniewnie szczękę, jak wbija sobie paznokcie we wnętrza dłoni. Jak niemal fizycznie się trzęsie. Bawiło mnie to. Zwłaszcza w kontekście tego, że on sam kazał mi udawać chłopaka Deku przez ten tydzień.

- Sho, nie rób sceny, proszę cię - oznajmił cicho Izuku i to wymagało każdego grama samokontroli w moim ciele żebym nie odwrócił się i nie spojrzał na niego zdziwiony.

- Teraz mam czas - wysyczał Icy Hot, a ja spokojnie odwróciłem się do Deku i uśmiechnąłem nieznacznie.

- Midoriya, wrócę za chwilę, dobrze? Muszę załatwić jedną rzecz. Ale obiecuję, że nie będzie żadnej sceny, dobrze? - oznajmiłem, delikatnie odgarniając włosy z twarzy chłopaka i kątem oka obserwując, jak wściekłość niemal dosłownie kipi w Todorokim.

Deku spojrzał na mnie z miną, która dobitnie sugerowała, że spodziewał się zupełnie innego rezultatu, niż ten, który mu obiecywałem, a ja nie mogłem się powstrzymać od zastanawiania się, co ich wszystkich tak nagle ugryzło. Niemniej wyswobodziłem się z uścisku ukochanego i ruszyłem za Icy Hotem, gdy Deku, Uraraka i Four Eyes niemal stawali w sztafecie tego, kto pierwszy dobiegnie do Aizawy żeby nas powstrzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top