P. III / ZAMIANA
Po minie tego zjebańca widziałem, że jemu też się obecna sytuacja nie za bardzo podoba. Wystarczyło niemal niezauważalne skinienie głowy, które potwierdzało, że umówiliśmy się po zajęciach w kiblu na piętrze, byśmy mogli wrócić do zwykłego ignorowania się przez cały boży dzień. Choć miejscówkę wybraliśmy sobie średnią, wydawała się najlogiczniejsza. Z tego kibla praktycznie nikt nigdy nie korzystał, bo był umiejscowiony tak cholernie daleko od wszystkich klas i przestrzeni wspólnych, że no pogratulować idiocie, który to projektował, więc szanse na to, że ktokolwiek nas przyłapie były bliskie zera. A dodatkowo damy tam radę zamknąć drzwi od środka i porozmawiać na osobności, nie żeby to było jakieś moje wielkie marzenie żeby znaleźć się z tym cwelem w jednym pomieszczeniu na dłużej, ale jeśli rzeczywiście mieliśmy być pod wpływem tego Quirku to lepiej dla wszystkich byłoby gdybyśmy przegadali parę spraw względnie na spokojnie. Chociaż ja nie wiem jak ja utrzymam jakikolwiek spokój przy tym zjebanym mieszańcu. A nawet gdyby nas ktoś przyłapał to pęcherz przecież siła wyższa, nie?
Kątem oka widziałem, jak ta małpa odwraca głowę w stronę Deku tylko po to by pewnie poinformować go, że będą musieli wracać osobno, albo że się spóźni i przyjdzie do ich pokoju później, albo jakiekolwiek inne gówno, którym musiał się wytłumaczyć, że nie spędzi z nim pełnych dwudziestu czterech w ciągu jednego dnia. No nie. Najgorzej. Jak on sobie kurwa poradzi nie oddychając tym samym tlenem co durny Deku przez godzinę? Koniec świata po prostu. I tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nawet we własnej głowie jestem absolutnym hipokrytą, bo sam pewnie byłbym wkurwiony, gdybym musiał przedkładać robienie czegokolwiek z Izuku przez frajera, którego nie znoszę, ale przecież nawet sam przed sobą nie muszę się do tego otwarcie przyznawać, nie? Tak, jak nie muszę się przyznawać do tego, że widok nieco smutnej miny Midoriyi na wieści, które usłyszał, ani ten, gdy jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu, gdy Todoroki pocałował go w czoło, nim Izuku oparł się policzkiem o jego ramię będąc do niego przytulonym i otoczony ręką tego zjeba wcale nie złamał mi serca na milion kawałeczków. Wcale kurwa, a wcale. Odwróciłem wzrok z cichym prychnięciem, wyciągając zeszyty z torby. Może jak skupię się na odrobieniu lekcji to nie będę uciekał spojrzeniem w stronę Deku. Nadzieja umiera ostatnia, nie?
Wystarczyło pięć minut by cała moja ekipa nagle zmaterializowała się tuż przy mnie. To nie tak, że ich nie lubiłem, bo jakoś tę bandę tolerowałem, ale to akurat po prostu wybitnie nie był mój dzień. W sumie ostatnio żadnego dnia nie mogłem nazwać tak do końca dobrym. I nie chodziło nawet o niemożność spełnienia moich najskrytszych marzeń czy fantazji, po prostu byłem poddenerwowany przez najmniejsze pierdoły, łatwiej wybuchałem i wyżywałem się na ludziach. Niby po dwóch latach podkochiwania się powinienem być w stanie ogarnąć własną dupę i własne emocje, ale po co skoro można mieć problemy z agresją i ekspresją? No i nie zamierzałem tracić dobrej miejscówki przy oknie, bo w pomieszczeniu było zadziwiająco gorąco, a gdyby Bakusquad za bardzo mnie irytował, zawsze mogłem wyjrzeć przez okno żeby się od nich odciąć. Albo wyjść przez to samo okno na widok czułostek, które okazywali sobie Midoriya i Todoroki.
Kirishima uparł się żeby nieco odsunąć ławkę, która znajdowała się za mną i dostawić sobie krzesło obok mojego tylko po to, by mógł mnie z najszerszym uśmiechem, na jaki było go tylko stać, objąć jednym ramieniem, przyciągając do siebie i niejako zmuszając do oparcia mojej głowy o jego ramię. Nowa pozycja, w której się znaleźliśmy skutecznie uniemożliwiała mi próbę jakiejkolwiek nauki, ale bliskość Ejiro dała radę nieco mnie uspokoić, więc nawet nie narzekałem jakoś wybitnie. Zamiast tego zamknąłem tylko zeszyt i położyłem nogi na blacie, rozkładając się tak, by było mi jak najwygodniej. Kirishima skomentował coś, że naprawdę sądzi, że w którymś z poprzednich żyć musiałem być kotem, skoro takie pozycje uznaję za wygodne, ale skomentowałem to jedynie uśmiechem. Splotłem palce z palcami chłopaka, na co ten tylko krótko pocałował mnie w czubek głowy. Dziwne uczucie. Nie powiedziałbym, że nieprzyjemne, bo miło było czuć czyjeś ramiona dookoła mnie, ale to ja wolałbym obejmować kogoś. Zwłaszcza takiego jednego szczególnego kogoś z zielonymi włosami, kto siedział ze swoją ekipą po drugiej stronie klasy.
Zagapiłem się kurwa. Mój błąd, powinienem był bardziej uważać, ale no stało się. Odpłynąłem myślami, gdy Mina zaczęła nawijać o jakimś nowym projekcie tanecznym i próbowała wciągnąć w niego Sero i Kaminariego. Ejiro śmiał się z ich drobnych potyczek słownych, delikatnie gładząc moją rękę i uśmiechając się promiennie, ciesząc z tak prostego faktu, że nawet zadziwiająco się nie wyrywałem. I ten zjeb oczywiście, że musiał zauważyć, że się zagapiłem na durnego Deku. I choć niby tym razem miałbym do tego dobrą wymówkę i tak przewróciłem ostentacyjnie oczami, gdy Icy Hot patrząc bezpośrednio na mnie pocałował Deku. Jakbym potrzebował dodatkowego kurwa podkreślenia, do kogo należy ten mały, durny, uroczy nerd. Kurwa. Cóż, nie potrafiłem skupić się na rzeczywistości w momencie, w którym wisiało nade mną widmo przyszłego tygodnia. Bo jak miałbym zachowywać się przy Deku w ciele tego zjeba jeśli rzeczywiście doszłoby do zamiany?
Mógłbym zachowywać się jak skończony chuj i sprawić, że Izuku by znienawidził Todorokiego do szpiku kości. Mógłbym złamać mu serce, a on obwiniłby o to Icy Hota i wtedy ja, jako już ja, Bakugou, miałbym realną szansę żeby się do niego zbliżyć. Nie mówię, że tak właśnie bym zrobił, ale no tak szczerze myśląc to byłaby dobra opcja. Najlepsza dla mnie. Tylko wymagałaby skrzywdzenia chłopaka, którego kochałem, a obiecałem sobie, że więcej tego nie zrobię. Niezależnie od tego w jakim ciele będę. Obiecałem sobie, że utrzymam go na dystans i tyle. A zabranie mu chwilowo jednej z tak ważnych dla niego osób wydawało mi się po prostu zbyt okrutne. Nawet jak na moje standardy. Wiedziałem z iloma problemami mierzył się Izuku. Albo przynajmniej miałem większą o nich świadomość, niż jego gromadka przyjaciół. Jakby nie patrzeć znamy się od dziecka. Potrafię sobie wyobrazić, jak zniszczony psychicznie jest Deku i że trzyma się na powierzchni tylko i wyłącznie dlatego, że nie wierzy w to, że bohaterowie mają prawo do gorszych dni i dzięki przyjaciołom, matce i ukochanemu. Dlatego też mój genialny pierwszy plan poleciał do rynsztoka tak szybko, jak wleciał mi do głowy.
Mógłbym zachowywać się dokładnie tak, jak robił to Icy Hot. Okazywać Deku wszystkie te uczucia, które w sobie tak naprawdę mam, a do których on ze strony tego zjeba przywykł. Mógłbym go wreszcie przytulać, całować. Mógłbym być blisko niego. I byłbym najszczęśliwszym człowiekiem świata przez parę dni, żyjąc praktycznie marzeniem. Tylko, że to nie byłoby szczere. Deku przecież myślałby, że jestem Icy Hotem. To jemu okazywałby uczucia, a nie mnie. I ta świadomość by mnie dobiła. Tak jak późniejsze wrócenie do rzeczywistości i do Kirishimy. Chyba nie dałbym rady się po tym pozbierać. Nie żebym teraz był w jakimś wyjebiście dobrym miejscu emocjonalnie, ale przecież zawsze może być gorzej, nie?
Może mógłbym udawać, że zachorowałem i przez tydzień nie ruszać się z własnego łóżka? Wtedy nie musiałbym kontaktować się z nikim, mógłbym przeleżeć całą tę akcję oglądając jakieś durne filmy i seriale na Netfliksie. Tylko, że jak znam życie to gdybyśmy obaj z tym zjebem nagle ogłosili, że się źle czujemy to i Kirishima i Deku próbowaliby stanąć na wysokości zadania i zająć się swoimi chorowitymi drugimi połówkami, więc ostatecznie byłbym skazany na większy kontakt z Izuku, który byłby o tyle gorszy, że nerd by się o mnie martwił i pewnie próbowałby spełnić wszystkie moje zachcianki, a mnie miękłoby serce na samą myśl, że tak bardzo się troszczy. A potem świadomość, że przecież on myślałby, że opiekuje się Todorokim, a nie mną, pierdolnęłaby mnie jak samolot na przejściu dla pieszych. Mokra plama by ze mnie nie została.
Właśnie, a z drugiej strony myśląc, Icy Hot tez nie będzie miał łatwego zadania. Ten zjebany Quirk naprawdę wszystko nam skomplikuje. I nawet nie chodziło już o moje uczucia do Deku czy o fakt, że trening bohaterski będzie wykurwiście ciekawy, jak ja będę musiał ogarnąć jego lód, a on moje eksplozje, ale o ludzi, którzy nas otaczają i o moją relację z Kirishimą. Bo co miałbym zrobić? Przyznać się gościowi, który najchętniej zobaczyłby jak wpadam pod rozpędzony pociąg, że "hej tak naprawdę nie kocham swojego chłopaka, więc nie zachowuj się przy nim ze zbyt dużą miłością, dobra?". Przecież to jawny przepis na szantaż. Dawałbym temu zjebowi tak ogromną broń do ręki, że na pewno bym tego pożałował. A z drugiej strony jeśli on nagle będzie okazywał Ejiro uczucia, nawet prywatnie, to chłopak jeszcze pomyśli, że naprawdę go kocham i potem wykaraskanie się z tego tylko bardziej go zrani. A jakby nie patrzeć uważałem Kirishimę za kogoś mi ważnego, więc wolałbym uniknąć łamania mu serca na milion kawałków. Posrane to wszystko. No i zawsze pozostawało pytanie, co ten zjeb odwali w moim ciele. Czy będzie milusi dla nerda czy odsunie się tak, jak próbuję zrobić to ja, czy uczyni z jego życia najgorsze piekło? Trudno było mi to przewidzieć chociaż ta ostatnia opcja wydawała się stosunkowo mało prawdopodobna. Przecież Icy Hot nigdy nie skrzywdziłby Deku.
Niemniej na całe szczęście i nieszczęście zajęcia skończyły się w miarę szybko. Poczekałem, nie ruszając dupska ze swojego miejsca, aż ci wszyscy idioci wyjdą z klasy, bo nie chciało mi się między nimi przepychać. Kirishima spytał niby, czy wszystko u mnie w porządku, ale zbyłem jego troski machnięciem ręki i krótkim tekstem, że mam coś do załatwienia. Chłopak nie drążył już tematu i tylko schylił się by mnie krótko pocałować na pożegnanie w policzek. Niby nie lubiłem publicznego okazywania uczuć w jakiejś nad wyraz wylewnej formie, ale uświadomiłem sobie, że przecież przez najbliższy tydzień mogę nie być sobą. Że Todoroki może coś zjebać w moim ciele w mojej relacji z Ejiro. Jakby dało się ją bardziej rozpieprzyć, niż to, co ja z nią robię. Taaa, na pewno. Niemniej jednak odwróciłem głowę w dosłownie ostatniej chwili tak, by nasze usta się spotkały. Poczułem uśmiech zaskoczonego Kirishimy na własnych wargach i delikatnie pogładziłem go po policzku, nie przerywając pocałunku przez dłuższą chwilę. Nie czułem w brzuchu żadnych motyli, nie cieszyła mnie jakoś wybitnie świadomość, że całuję własnego chłopaka. Lubiłem to jasne, że tak, ale nie znaczyło to dla mnie niczego więcej. Po prostu wizja najbliższego tygodnia i świadomość, że ten zjeb patrzy na mnie z końca klasy popchnęła mnie do mniej czy bardziej roztropnych czynów.
Gdy zostaliśmy już sami, bez słowa zarzuciłem torbę na ramię i wcisnąwszy dłonie w kieszenie spodni, wyszedłem z klasy, kierując się prosto do łazienki. Tam rzuciłem swoje klamoty na blat przy umywalce i opierając się o nią nonszalancko, z ramionami zaplecionymi na klatce piersiowej czekałem na tego zjeba. Wiedziałem, że muszę grać. I to cholernie dobrze. Nie mogłem dać temu frajerowi żadnych powodów do myślenia, że moje życie nie jest idealne i że może uda mu się coś w nim namieszać. Nie mogłem też dać po sobie poznać, że cała ta sytuacja cholernie mnie stresuje i przeraża. I że nie mam bladego pojęcia, jak to rozegrać. Dlatego tylko prychnąłem gniewnie, gdy usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi i przekręcanego zameczka. Leniwie uchyliłem powieki próbując całym sobą przekazać temu frajerowi, że nie chcę być w tym pomieszczeniu jeszcze bardziej, niż on.
- Wtedy nas złapało koło siedemnastej. To za kwadrans. Wtedy się okaże czy ta dziewczyna użyła na nas swojego Quirku - oznajmił chłodno Todoroki.
Ja pierdolę. Musieliśmy czekać w swoim towarzystwie, a Icy Hot nigdy wcześniej nie wydawał mi się tak mdły. W sensie, każdy miał jakiś charakter, każdy mógł mieć przypisaną do siebie jakąś przyprawę. Ja byłbym pieprzem cayenne, Deku cynamonem, a Pikachu kurkumą. Ale Icy Hot? On był po prostu nijaki. Pozbawiony uczuć, oschły. Ale może taki wydawał się tylko obcym? Może przy Deku zamieniał się w najbardziej wylewnego, najlepszego chłopaka świata, który rozpieszczał go tak, jak ja chciałbym móc? Na tak idiotycznych rozmyśleniach i w absolutnej ciszy minął mi ten pieprzony kwadrans i gdy już ten frajer chciał się odezwać, że najwidoczniej Quirk na nas nie zadziałał, stało się najgorsze. Świat nagle opanowała absolutna ciemność, a ja tylko poczułem, jak lecę na kafelki, nie będąc w stanie nawet utrzymać się w pionie przy pomocy blatu czy pobliskiej ściany.
Świat był jedną wielką symfonią kolorowych plam, gdy ponownie udało mi się otworzyć oczy. Głowa pulsowała mi bólem i miałem ochotę rzucać takimi wiązankami, że nawet mojej matce uszy by zwiędły, ale zamiast tego potarłem skroń, licząc, że w jakikolwiek sposób zmniejszy to odczuwany przeze mnie dyskomfort. A potem świat zaczął nabierać wyraźniejszych kształtów i zobaczyłem samego siebie leżącego na podłodze tuż obok mnie. Wykurwiście dziwny widok poprzedzony jednym, prostym wnioskiem. Ten zjebany Quirk na nas zadziałał.
- Kurwa - mruknąłem cicho, podrywając się na nogi i przeglądając w lustrze by zobaczyć, że naprawdę wylądowałem w ciele Todorokiego. - Kurwa, kurwa, kurwa - zacząłem mówić bardziej do siebie, niż do niego.
- Cóż, sytuacja jest dość nietypowa. I z pewnością niezbyt przyjemna - skomentował to jedynie Icy Hot, a ja przewróciłem oczami. No bo kurwa serio jego komentarz tak dobrze oddawał powagę sytuacji. - Zastanawiam się, co powinniśmy teraz zrobić. Zastanawiałem się już od momentu, w którym wszyscy wypytywali na zajęciach z Aizawą o ten wypadek. I doszedłem do jednego prostego wniosku. Jeśli ktokolwiek dowie się o naszym udziale w tej sprawie, zostaniemy wydaleni z U.A za działanie bez autoryzacji. Nie wiem jak tobie, ale mnie nie jest taki skandal na głowie potrzebny. Moja rodzina ma na to zbyt dobre imię. I nie widzi mi się wrzucać własnej przyszłości do rynsztoka, choć potrafię sobie wyobrazić, że dla ciebie to wszystko jedno. Tak czy siak uważam, że powinniśmy udawać siebie nawzajem. Tak żeby nikt się nie zorientował.
- Posrało cię do końca frajerze - oznajmiłem absolutnie zszokowany, wciąż patrząc z niedowierzaniem na własne ręce czy odbicie w lustrze. - Mamy udawać siebie nawzajem? Jesteśmy jak ogień i woda do jasnej cholery. Ty wielki pan ułożony, a ja tykająca bomba. W życiu tego dobrze nie sprzedamy. Zwłaszcza przy Deku i Kirishimie. To. Nie. Ma. Szans - wycedziłem ostatnie zdanie.
- Wiem, że teraz możesz się burzyć, ale to jedyna logiczna opcja w tym momencie - kontynuował niezrażony moim wybuchem Todoroki w moim ciele. - Też mi się to nie podoba, że przez najbliższy tydzień nie będziemy sobą. Tak jak nie podoba mi się to, że będziesz się w moim ciele kręcił przy Midoriyi. Że będziesz obok niego siedział, przytulał go, rozmawiał z nim. Niedobrze mi się robi na samą myśl.
- Nawet sobie nie żartuj Icy Hot – syknąłem bardziej dlatego, że się tego po mnie spodziewał, niż z realnej potrzeby. – Nie ma najmniejszych szans żebym z własnej nieprzymuszonej woli spędzał teraz czas z bezwartościowym Deku! Chyba cię posrało!
- Po pierwsze bądź tak miły i nie obrażaj przy mnie mojego chłopaka, bo jak tylko odzyskamy swoje ciała to zamrożę cię tak bardzo, że doczekasz kolejnej epoki lodowcowej – oznajmił lodowatym tonem Todoroki.- A po drugie tak. Pójdziesz z własnej, nieprzymuszonej woli pouczyć się z Deku do jego domu i będziesz miły i dla niego i dla Inko. Jasne? Skoro ja mam udawać ciebie to ty też trochę się wysil do jasnej cholery. I przysięgam Bakugou, jeśli zjebiesz coś w relacji, na którą pracowałem tak długo, przysięgam, że upewnię się, że twoje życie aż do ostatnich dni to będzie piekło na ziemi.
- To samo tyczy się Kirishimy - odwarknąłem cicho. - Powinienem coś teraz wiedzieć? Masz jakieś nawyki, coś po czym Deku może poznać, że to nie ty w tym swoim zjebanym ciele?
- Przede wszystkim używam innego języka - oświadczył chłodno Icy Hot, patrząc na mnie z góry i używając do tego moich własnych, czerwonych oczu. No kurwa. - I jestem spokojniejszy. I miły dla Iidy i Uraraki. To przyjaciele Midoriyi, więc będziesz musiał się przy nich solidnie hamować. Wieczory zawsze spędzamy w naszym wspólnym pokoju, najpierw nauka, a później jakiś film, który wybierze Midoriya. I śpimy w jednym łóżku. I ja wiem, że masz zagrać tak żeby mój chłopak się nie zorientował, że to nie ja jestem w swoim ciele, ale nawet nie myśl o tym, że możesz go pocałować. Albo zrobić cokolwiek poważniejszego. To wciąż mój chłopak, jasne? - frajer podkreślił to tak wyraźnie jakby zamierzał zrobić z tym napisem neonowy znak.
- "To wciąż mój chłopak, jasne?" - przedrzeźniłem go z miejsca i zaśmiałem się nieprzyjemnie. - Do głowy by mi nie przyszło żeby milej potraktować bezwartościowego Deku. Zrobię absolutne minimum, nie musisz się martwić o to, że ukradnę ci tak beznadziejnego chłopaka. Mam lepszą partię.
Po tych słowach Todoroki wyszedł zarzucając sobie moją torbę na ramię i wspominając, że w razie wątpliwości możemy pozostać w kontakcie. No marzenie po prostu. A jednak gdy tak stałem sam w męskim kiblu, patrząc w lustrze na jego odbicie, a nie swoje, nie potrafiłem przestać wracać myślami do jego słów. Dlaczego był tak zestresowany tym, że mógłbym chcieć pocałować Deku? Dlaczego zachowywał się tak agresywnie? Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Ten mały nerd mnie nienawidził, nie byłem dla Icy Hota żadną konkurencją, a ten zachowywał się jakbym miał mu wpierdolić ostatni kawałek tortu na jego własnym przyjęciu urodzinowym.
A swoją drogą, kurewsko dobrze zagrałem samego siebie, bo ten frajer chyba naprawdę uwierzył, że nie znoszę Izuku. Cóż, cała 1A w to wierzyła, bo musiałem utrzymać tę fasadę. Ale prawda była taka, że po raz pierwszy w życiu nie mogłem się doczekać powrotu do akademików. Czułem, jak motyle latają mi w brzuchu jak pojebane na samą myśl, że będę mógł wejść do pokoju, który chwilowo dzielę z Izuku i będę mógł pocałować go na powitanie. Będę mógł go przytulić. Sama myśl o tym dała radę przywołać na moją twarz nieznaczny uśmiech. To był zupełnie inny poziom uczuć, niż ten, który dzieliłem z Kirishimą i teraz, postawiony przed tak oczywistym zestawieniem, widziałem to wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top