P. II / NIETYPOWY QUIRK
Gdzieś po drodze rzuciłem torbę, w której miałem wszystko na trening. Olbrzymie, czarne dziadostwo zdecydowanie przeszkadzało mi w biegu no i jednak raczej ograniczało mi ruchy jeśli chodziło o walkę, więc chwilowe pozbycie się jej było najlepszą opcją. Mogłem tylko liczyć, że będę wracał tą samą trasą i że żaden z przechodniów nie uzna, że podpierdoli moje rzeczy, bo alternatywą był opieprz od tej starej prukwy, ale te myśli zepchnąłem na zdecydowanie dalszy plan. Przecież Deku nie roztkliwiałby się nad takimi pierdołami.
Ten durny nerd rzuciłby się żeby uratować każdego, a jego matka odbierając go ze szpitala czy z komisariatu tylko by go przytuliła, spytała czy wszystko w porządku ze łzami w oczach, z absolutnie szczerym zmartwieniem wręcz bijącym z całej jej postawy, a ostatecznie powiedziała mu, że jest z niego dumna, że zachował się bohatersko. Autentycznie szczerze nie potrafię sobie wyobrazić mojej rodzicielki robiącej to samo. Jeśli musiałaby mnie skądś odebrać to tylko dostałbym opierdol, że spowodowałem dodatkowy kłopot. Zupełnie tak jak wtedy, gdy porwała mnie Liga Złoczyńców, a ona uznała, że to moja wina. Tak, jak moją winą było to, że All Might stracił swoją moc. Zupełnie jakbym potrzebował żeby ta stara prukwa pierdoliła mi takie rzeczy, jakbym sam sobie nie robił przez to cholernych wyrzutów i nie potrafił tego przetrawić. No wykurwiście.
Dopiero gdy zatrzymaliśmy się z tym zjebem u wylotu ulicy, na której wszystko się działo, dopiero wtedy dotarło do mnie, że on nie powinien brać udziału w walce. I nie chodziło tylko o to, że to ja powinienem zgarnąć wszelkie pochwały i zasługi, że to ja powinienem zostać uznany za najlepszego wschodzącego bohatera. Jebać taki tok myślenia, chociaż oficjalnie to przecież mój tok myślenia. O nie. Zdecydowanie nie o tym pomyślałem. Ale przez głowę przeleciała mi myśl, że Icy Hotowi może się coś realnie stać. Że jakby nie patrzeć jesteśmy tylko dwójką nastolatków, która dopiero odbywa trening żeby stać się bohaterami. Może przeciwnik, naprzeciw którego staliśmy teraz, nie był powiązany z Ligą Złoczyńców, bo zdecydowanie wyglądał na zbyt wielkiego frajera na to, ale to nie równało się z tym, że w ogóle nie był groźny.
A nie daj bogowie Icy Hot wyląduje w szpitalu. To nie tak, że zdrowie Todorokiego nagle zaczęło mnie obchodzić. Nie no kurwa świat się przecież jeszcze nie kończy. Bardziej obeszłaby mnie reakcja Deku na taką sytuację. Byłby załamany. Jego mała bańka szczęścia mocno by się nadkruszyła. No i pewnie chodziłby do tego popierzonego frajera w odwiedziny, z jakimiś pierdołami typu kwiaty, czekolada czy książki. I pewnie kładłby się u niego na łóżku, przytulając go delikatnie i oglądając razem film tak długo, że pielęgniarki musiałyby go wyrzucać z pokoju ukochanego. I, o proszę, znowu jestem zazdrosny o rzeczywistość, której nie mogę mieć. Bosko kurwa, bosko. Bo wcale nie wolałbym w tym wszystkim być na miejscu Todorokiego. Mógłbym nawet wylądować w pierdolonym szpitalu gdyby to oznaczało, że durny Deku będzie się mną tak zajmował.
Tylko, że zanim zdążyłem choćby odezwać się do Icy Hota, ten frajer wypruł już w stronę walki. Cóż, jeśli umrze to nie moja wina, ja umywam rączki. Chciałem go ostrzec, ale nie zdążyłem, buc jest bardziej w gorącej wodzie kąpany, niż ja, a to się kurwa często nie zdarza.
Sama sceneria była więcej, niż dziwna. Parę osób leżało nieprzytomnych w zaułku, niektórzy z widoczną na skórze krwią, niektórzy po prostu leżeli w wybitnie dziwnych pozycjach. Kilkanaście osób wciąż trzymało się na nogach, czy to podtrzymując się ścian. Ci, którzy jeszcze trzymali się po stronie przytomnych patrzyli na stojącą w centrum tego wszystkiego dziewczynę z jawną wrogością,. I jasne, w pierwszym momencie pomyślałem, że to ona była złoczyńcą, że to ona jakoś ich zaatakowała. Tylko, że wystarczyło posiadać dwie szare komórki i zdolność krytycznego myślenia, by ogarnąć, że to ona krzyczała. Że to ona została napadnięta i próbowała się jedynie obronić przed bandą mężczyzn, którzy najwidoczniej widzieli w niej łatwy cel. Zresztą, sama dziewczyna zbyt dobrze nie wyglądała. Praktycznie padała na twarz z wyczerpania, jej ciuchy podarły się w paru miejscach i zdecydowanie oberwała fizycznie.
Wymieniliśmy się z Icy Hotem spojrzeniami, chcąc się upewnić, że rozumiemy sytuację w ten sam sposób i zrobiliśmy jedyną słuszną rzecz. Todoroki zamroził otoczenie tak, by unieruchomić wszystkich napastników za jednym razem, pokrywając połowę zaułka lodem i sprawiając, że sięgał on złoczyńcom praktycznie do pasa. Ja zaś korzystając z chwili zamieszania, którą to wywołało, wziąłem rozbieg i wybiłem się z ziemi, dodając sobie prędkości dzięki wybuchom. Przeskoczyłem nad bandą oprychów, chwyciłem zdezorientowaną i przerażoną dziewczynę i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni by wrócić na swoje pierwotne miejsce. Nieznajoma wyrywała mi się i kopała, próbując ode mnie uwolnić, więc gdy tylko moje stopy ponownie dotknęły ziemi, natychmiast ją puściłem, rzucając cicho wiązanką przekleństw. Uratujesz taką kurwa, a ta ci się tak odwdzięcza.
Żaden z nas nie zdążył się odezwać, nie zdążył powiedzieć dosłownie niczego nawet na własne usprawiedliwienie, a dziewczyna aktywowała swój Quirk. Na krótką chwilę dookoła nas pojawiła się szara chmura dymu, którym obaj zaczęliśmy się dusić. Kurwa nienawidzę kasłać, a miałem wrażenie, że ten pylisty szajs wżera mi się w każdy zakamarek płuc. Próbowałem zakryć japę ramieniem, chowając nos i usta w zgięcie łokcia i korzystając z bluzy jak z maseczki, ale niewiele to pomogło. Uznałem, że pierdolę takie pomaganie. Że za chuj mnie nie obchodzi, co się stanie z tą randomową dziewczyną, która notabene gdzieś nawiała, gdy ja wypluwałem sobie kurwa płuca. Zacząłem spokojnie iść w swoją stronę starając się oddalić od chmury i od Todorokiego, który oczywiście, że wpadł na ten sam pomysł w tym samym czasie, co ja. Spojrzałem na frajera tak wrogo, jak tylko mogłem.
Z jednej strony cieszyłem się, że tej dziewczynie pomogliśmy, nawet jeśli usłyszenie słowa „dziękuję" od niej to było marzenie ściętej głowy. Z drugiej doceniałem też fakt, że poszło jakoś tak za łatwo. Że wyszliśmy z tego zdarzenia bez chociaż jednego zadrapania, a cała akcja zadziała się w mniej niż pięć minut. Może to kwestia tego, że przywykłem do walczenia z Ligą Złoczyńców, a nie bandą słabych randomów, ale spodziewałem się większej walki. I miałem niejasne przeczucie, że to nie mógł być koniec tego burelu. Po prostu nie. Czy tak wyglądała codzienność bohaterów? Nie epickie walki z poważnymi przeciwnikami na co dzień, ale raczej od święta, a od poniedziałku do piątku konieczność ratowania zwykłych ludzi? Brzmiało to po prostu kurewsko nudno i zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie własną przyszłość. Będę cholernie rozczarowany jeśli skończę jako taki przeciętniak. A z trzeciej, świadomość, że będę musiał znowu oglądać, jak Deku wita się ze zjebanym Icy Hotem łamała mi serce. Zwłaszcza, że pewnie ten durny nerd będzie się martwił, czemu Todoroki się spóźnił i przywita go z wybitnie wylewną czułością. Miałem ochotę wrzeszczeć na samą myśl. Na całe szczęście moja torba leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłem. Była trochę upaprana, ale to nic, czego nie dałbym rady ogarnąć. I to zdecydowanie nic, czym mogłem zająć sobie myśli żeby nie myśleć o chłopaku, którego kocham, a który kocha innego. No zdecydowanie nie. Jeny, czy ten szew zawsze był taki luźny w tym jednym miejscu?
O tyle dobrze, że zdążyliśmy się zmyć z miejsca zdarzenia zanim przyjechała policja, choć dźwięk syren towarzyszył mi tak nieodłącznie, jak i pieprzony Todoroki. I jakoś nie mogłem pozbyć się tej dziwnej dziewczyny z głowy. W sensie, nie żebym nagle odkrył w sobie drugą połowę, która nie była gejowska jak diabli, ale no nie mogłem przestać o niej myśleć. Gdyby ktoś postawił mi ją przed oczami w tłumie innych dziewczyn, w życiu bym nie poznał, która to była, ale miałem po prostu to wkurwiające przeczucie w żołądku, że coś albo gdzieś pierdolnęło, albo w niedługiej przyszłości miało pierdolnąć. Albo może byłem po prostu głodny, w sumie to chuj jeden wie. Chociaż nawet na wizji obiadu nie mogłem się skupić, bo przecież skoro ta stara prukwa dorwała mi się do konsoli to pewnie przegrała cały dzień i nic nie przygotowała. I mogłem tylko mieć nadzieję, że ojciec niczego w kuchni nie próbował ruszać. Poważnie, kocham tego faceta, ale nawet ja nie jestem na tyle odważny żeby spróbować zjeść cokolwiek, co on przygotuje. To jeden z tych ludzi, którzy naprawdę powinni ograniczyć się w kuchni do rabowania lodówki.
Zatrzymałem się na chwilę na swoim ganku, niby wycierając buty o wycieraczkę i kątem oka obserwując, jak durny Deku zbiega po schodach żeby z wymalowaną na twarzy ulgą i szerokim uśmiechem skoczyć na Todorokiego. Przewróciłem oczami. To przecież kurwa nie tak, że nie widzieli się cholera jedna wie ile. Wczoraj siedzieli razem w szkole i wczoraj siedzieli razem u Midoriyi w domu, więc to nie tak, że mieli czas żeby się za sobą stęsknić. Była jebana sobota a nie Odwróciłem wzrok akurat tuż przed tym, jak pewnie się pocałowali, bo to ostatnia rzecz, którą chciałbym oglądać i wszedłem do domu zatrzaskując za sobą drzwi. Okay, może pierdolnąłem nimi troszkę zbyt mocno, ale żeby od razu moja matka się wydzierała ze swoim „OIIII" na pół domu to była już przesada.
Cóż, moja matka nie wyglądała jakby miała się ruszyć sprzed telewizora, więc tylko pomachałem ojcu na przywitanie z korytarza. Z cichym westchnieniem ulgi zauważyłem leżącą na kuchennym blacie pizzę w pudełku. O tyle dobrze, że nikt się przynajmniej nie zatruje. Na szybko chwyciłem talerz z szafki, dwa kawałki pizzy i nawet nie przywitawszy się właściwie z rodzicami ruszyłem do swojego pokoju. Jak ojciec będzie chciał pogadać to sam przyjdzie. Ja musiałem się skupić na czymkolwiek tylko i wyłącznie po to żeby nie myśleć o tym, co działo się parę bloków dalej. Zamierzałem odrobić pracę domową i jeśli zostanie mi jakikolwiek czas wolny to może pograć w coś na kompie albo obejrzeć film. Sam nie wiedziałem, po co właściwie wracałem na weekendy do domu. To nie tak, że wybitnie tęskniłem za swoją rodziną. Na co dzień mieszkaliśmy już w akademikach i wystarczało mi pisanie wiadomości z matką czy rozmowa przez telefon raz na parę dni z ojcem. Nie miałem ochoty siedzieć z nimi nad jakimiś durnymi planszówkami i dbać o rodzinne więzy. Po prostu tu mogłem uciec. Większość ludzi z mojej klasy wolała zostać na terenie szkoły i w sumie nie mogłem im się dziwić. Pakowanie się, długie dojazdy, to wszystko było cholernie męczące. Sam tez z chęcią bym tam został, gdybym tylko mógł zaznać tam minimum pieprzonego spokoju. Minimum. Ale nie. Na razie weekendowe wypady do domu były dla mnie jedyną opcją na bycie samemu. I na bycie daleko od Kirishimy.
To nie tak, że gościa nie lubiłem. Bo lubiłem. Ale na tym się kończyło. Jasne, był cholernie silny, radziliśmy sobie dobrze razem w walce i w miarę dobrze się dogadywaliśmy. Nie wkurwiał mnie tak, jak reszta tych idiotów. Myślę, że spokojnie mógłbym nazwać go swoim kumplem. Nie przyjacielem, co to, to nie. To jeszcze zdecydowanie nie ten poziom jak dla mnie. Tylko, że któregoś pięknego dnia po Festiwalu Sportowym Kirishima odciągnął mnie od reszty i wyznał mi swoje uczucia. Zabujał się chłopak na całego. I może to chamskie z mojej strony, ale nie odtrąciłem go. Nie powiedziałem mu kulturalnie, że nie czuję tego, co on i że nigdy tego nie poczuję. I jakaś część mnie wiedziała też, że jeśli go odrzucę to nasze kontakty rozluźnią się, a ostatecznie stracę kumpla.
No i jasne, wiem, że nawet we własnej głowie brzmię w tym momencie jak skończony chuj, ale potrzebowałem tego typu kontaktów. Potrzebowałem kogoś, kto będzie mnie wspierał, kto powie mi, że jest dumny z tego, jak radzę sobie w szkole, kogoś z kim będę mógł pożartować. Kogoś, kogo będę mógł przytulać, całować czy trzymać za rękę. Kogoś, dla kogo mógłbym nawet kurwa gotować. To, że uwielbiam to robić to zupełnie inna kwestia, ale chodzi o ogół. Kogoś, z kim mógłbym zasypiać w jednym łóżku i nie móc doczekać się każdego następnego poranka, gdzie budziłbym się minimalnie wcześniej żeby popatrzeć na ukochaną osobę, gdy ta jeszcze by spała. Kogoś, kogo mógłbym wyciągać na randki i kto wyciągałby na nie mnie, czasami przekraczając moje granice komfortu. Kogoś z kim mógłbym wyobrazić sobie spędzenie całego życia. Kirishima tą osobą nie był. I nigdy nie miał szans nią zostać, bo przecież to miejsce w moim sercu raz na zawsze zaklepał sobie durny Deku nawet nie będąc tego świadomym. Dla niego, gdyby tylko odwzajemnił moje uczucia, byłbym w stanie być zupełnie innym od siebie człowiekiem. Ale to na całe nieszczęście mi nie groziło.
I jasne, pozwalałem Kirishimie się przytulać. Czasami nawet sam to robiłem. Tylko, że jego dłoń nie pasowała idealnie do mojej. To nie były te usta, które chciałem całować. To nie była ta osoba, o której marzyłem. Ale potrzebowałem takiego kontaktu. Potrzebowałem jakkolwiek zapełnić tę pustkę w mojej duszy jakąkolwiek namiastką bliskości, okłamując wszystkich dookoła, a przede wszystkim samego siebie, że to mi wystarcza. Że dzięki temu będę szczęśliwy. Że wcale nie widzę przed oczami twarzy Deku za każdym razem, gdy schylam się żeby pocałować Kirishimę. Cóż, udawać mogę naprawdę długo. Może nawet do końca życia. A Eijiro nie wydaje się być tym jakoś specjalnie pokrzywdzony. Myślę, że on nawet nie jest tego wszystkiego świadomy. Że może naprawdę myśli, że jestem z nim szczęśliwy w związku i że to nam było pisane. Cała ekipa też zaakceptowała nasz związek wybitnie lekką ręką. Powierzchniowo wszystko było idealnie i to moim zadaniem było dopilnowanie, by nikt nigdy nie zajrzał głębiej.
Czy Kirishima byłby szczęśliwszy, gdybym otwarcie się do wszystkiego przyznał i nie zalęgł u jego boku blokując mu prawdziwą szansę na realny związek pełny miłości? Pewnie tak. I ta świadomość sprawiała, że czułem się jak skończony chuj dziesięć razy bardziej. Ale za każdym razem, gdy prawie zbierałem się w sobie żeby mu się do wszystkiego przyznać, coś mnie powstrzymywało. Bałem się absolutnej samotności, która się z tym wiązała. Niemalże gorączkowo chwytałem się każdej namiastki tego, o czym marzyłem, by jakkolwiek utrzymać się we właściwym stanie umysłu. Jakby nie patrzeć byłem tylko człowiekiem. I to jednym z takich, którzy nie potrafili sobie poradzić z samymi sobą, więc wszechświat z jego próbą oceny mnie może pójść się koncertowo jebać.
Siedziałem w okularach robiąc te durne zadania i próbując skupić się na matmie, a nie na rozmyślaniu o własnym życiu, gdy kątem oka zauważyłem, że mój telefon zawibrował. Przewracając oczami przeczytałem pełną emotek wiadomość od Kirishimy, który pytał, czy mam ochotę skoczyć z nim na obiad i do kina. Pójść na randkę? Pewnie powinienem. Jako jego chłopak z pewnością powinienem chcieć spędzać z nim każdą wolną chwilę każdego dnia. Tylko, że miałem go przecież przez pięć dni w tygodniu. Praktycznie razem mieszkaliśmy. Jak już udało mi się wyrwać, chciałem odciąć się od wszystkich i zresetować. Ciekawe, czy z durnym nerdem też miałbym takie problemy, że byłoby go za dużo w moim otoczeniu i potrzebowałbym odpoczynku. Pewnie nie. Przecież nie da się spędzić za dużo czasu z perfekcyjną dla ciebie osobą, nie? Szybko odpisałem, że niestety nie mogę, bo mamy rodzinny weekend, bo matka się za mną stęskniła i nie wypuści mnie z domu, na co Kiri odpisał, że w pełni ją rozumie. Niby uroczy tekst, ale tylko mnie zirytował. I to na tyle, że wyciszyłem telefon i wrzuciłem go do szuflady, w pełni skupiając się na pracy domowej, a później na grze.
Ogółem cały weekend minął mi zadziwiająco spokojnie. I mocno typowo. Trochę żeśmy się z matką powydzierali na siebie o najmniejsze pierdoły, choć apogeum zostało osiągnięte, gdy wygrałem z nią w Just Dance'a. Stara prukwa nie potrafi przegrywać. W sumie mam to zdecydowanie po niej. Powkurzałem się trochę na ludzi w grach online na kompie. Notabene, jakim cudem ja wciąż siedzę na krześle tak, że moje nogi nigdy nie dotykają ziemi, blokuję się jakoś między podłokietnikami i wykrzywiam kręgosłup w najbardziej nieludzkie sposoby świata, a potem narzekam na to, że napierdalają mnie plecy i tak nie zauważając korelacji między tymi dwoma wydarzeniami to ja nie mam bladego pojęcia. Trochę też ostatecznie pogadałem z ojcem, siedząc na łóżku i mając film puszczony w tle. Skoro nawet ojcu nie potrafiłem przyznać się szczerze do całego burdelu, który miałem w głowie to jednym słowem było tragicznie. Ale fakt faktem, że odpocząłem. Jednak trzy osoby w domu to nie dwadzieścia i ewidentnie widziałem między tym cholernie wielką różnicę. Nawet nie chciało mi się aż tak wracać do akademików. No ale musiałem. I to musiałem specjalnie wstać wcześniej żeby przed szkołą zdążyć jeszcze skoczyć do akademików żeby odłożyć czyste klamoty. Czy wykorzystywałem pralkę w domu żeby zrobić pranie na cały nadchodzący tydzień? Jasne kurwa, że tak. Jeszcze jak mój ojciec miał za dużo wolnego czasu to mi prasował koszulki czy spodnie, za co cholernie byłem mu wdzięczny, bo nienawidziłem żelazka z gorącą pasją. Wystarczyło mi jak raz durny Pikachu wrzucił swoją żółtą bluzę do wspólnej pralki razem z moim białym praniem żeby się nauczyć, że pralnia w dormitoriach to istna dżungla i możliwość ogarnięcia tam własnego szajsu istnieje gdzieś koło północy. A moich białych koszulek, które teraz są delikatnie żółte, już nigdy nie odzyskam. Rzuciłem sobie sportową torbę z klamotami na łóżko i ruszyłem do szkoły, na szczęście nie trafiając jeszcze na nikogo. Taki urok bycia wszędzie wcześniej. Zdarzało mi się to tylko w poniedziałki, co miało dziwną korelację z tym, że Deku akurat szedł z Todorokim z mieszkania tego durnego nerda, ale nikt na szczęście tego nie zauważył. Dlatego tylko rozsiadłem się wygodniej, kładąc nogi na ławce i przymknąłem oczy żeby jeszcze się zdrzemnąć przed rozpoczęciem zajęć i cieszyłem ciszą, póki mogłem.
- Aizawa sensei, wiadomo coś więcej o incydencie z wczoraj? – spytała zaciekawiona Yaomomo, gdy nauczyciel ogłosił, iż jest zbyt zmęczony żeby prowadzić jakąkolwiek lekcję, więc mają godzinę wychowawczą tylko mają zachowywać się względnie cicho.
- Media już o tym trąbią na prawo i na lewo – wsparła ją Mina.
- A całą sytuację podgrzewa fakt, że nie jest wiadome, który bohater znalazł się na miejscu pierwszy – pociągnął temat Sero i przysięgam, nigdy wcześniej nie miałem tak wielkiej ochoty żeby mu pierdolnąć żeby się zamknął.
O tyle dobrze, że tylko durny Icy Hot użył wtedy swojej mocy, więc ja byłem poza wszelkim podejrzeniem, ale no po co ryzykować? Przecież to nie tak, że Todoroki skleiłby japę i nie wygadał o moim udziale. Chciałby pociągnąć mnie za sobą na samo dno jeśli tylko miałby ku temu okazję.
- I czy wiadomo, czy ta dziewczyna trzyma się w porządku? – dopytała Uraraka zmartwionym tonem.
- Albo coś o ich Quirkach? – dodał Deku już z otworzonym notesem.
Prychnąłem cicho pod nosem, co za pieprzony, durny nerd. Choć fakt faktem miałem ochotę lekko się na to wszystko uśmiechnąć. Zawsze jako pierwszy pytał o takie pierdoły, które nigdy nie interesowały normalnych ludzi. Ale uważałem to za całkiem urocze. Przynajmniej w jego wykonaniu.
- Dziewczyna sama zgłosiła się na komisariat. Przyszła z członkiem rodziny, bo była zbyt roztrzęsiona żeby zrobić to sama. Z tego, co mówiła, ta grupa śledziła ją od paru dni i to był ich drugi atak. Chcieli żeby odkręciła to, co im zrobiła, gdy zaatakowali ją po raz pierwszy. Jej Quirk polega na zamianie dusz w ciałach wybranych przez siebie bądź przypadkowych osób, które znajdą się w zasięgu jego działania. Oprawcy myśleli, że to na stałe, dziewczyna twierdzi, że ma to ograniczony czas, ale sama nie jest pewna. Jeśli bohater, który ją uratował, pojawił się na miejscu sam, nic mu nie grozi – wytłumaczył zmęczonym głosem Aizawa. – Dziewczyna została odesłana do domu, a cała grupa siedzi w areszcie czekając na oficjalny początek procesu. Czy to zaspokaja waszą ciekawość problematyczne dzieci?
- Wiadomo ile dokładnie trwa jej Quirk zanim wszystko wróci do normy? – dopytał natychmiast Izuku, wolną ręką skrobiąc notatki w zeszycie, zaś drugą trzymając na blacie splecioną z dłonią Icy Hota.
- Ofiara mówi, że trwa to zazwyczaj około siedmiu dni – udzielił odpowiedzi nauczyciel, a ja poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła.
- Wiadomo, po jakim czasie od użycia Quirku widać jego pierwsze efekty? – spytał Todoroki zaskakując wszystkich znajdujących się w klasie.
- Widać, kto spędza za dużo czasu z Midoriyą – zaśmiała się cicho Mina, a klasa poszła w jej ślady.
- Równo po czterdziestu ośmiu godzinach. Dlatego ta grupa za nią krążyła. Nie zorientowali się od razu, że coś się stało, bo jej Quirk miał opóźnienie czasowe. Czy to wszystko? Mogę iść spać? Nawet jeśli mam jakieś dokładniejsze informacje o tym śledztwie to i tak nie podzielę się nimi z bandą problematycznych dzieci.
Spojrzałem z niewielkim przerażeniem na Icy Hota, który w tym samym momencie spojrzał na mnie z porównywalnej wielkości strachem. W głębi duszy miałem nadzieję, że cała ta sytuacja to jeden, wielki, pieprzony żart. Bo jeśli Quirk tej dziewczyny naprawdę tak działał to czekał mnie najboleśniejszy, najwspanialszy i najdziwniejszy tydzień mojego życia. I już wiedziałem, że jakby się sytuacja nie potoczyła to po tym tygodniu skończę ze złamanym sercem. Zajebiście kurwa, zajebiście. Tak się kończy bezinteresowne pomaganie komukolwiek. Więcej tego gówna nie robię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top