.
Zimno. Oprócz przeszywającej mnie rozpaczy było to jedyne co czułem. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Ani wtedy kiedy go zobaczyłem, ani wtedy , kiedy okazało się, że jestem mordercą. Ale nie, ja nie jestem...Nigdy w życiu nie wydałbym swojego przyjaciela, przecież to najgorsze, co można zrobić. Przecież James jest dla mnie jak brat...Merlinie...już nie jest, był. Nie żyje. Rozumiesz Syriuszu? James Potter nie żyje. Umarł. Przestał oddychać. Jego serce zamarło, niby na chwilę. Ale już nigdy nie zacznie bić. I Lily...o boże Lily. Moja droga, ja nie chciałem. Myślałem. Dużo, z minuty na minutę coraz bardziej obwiniając siebie. I to był błąd. Jeden z tych największych, z tych, które nawet jeżeli podjęte nieświadomie, potrafią zniszczyć. Nas i naszą psychikę.
Dementorzy na początku przychodzili kilka razy dziennie. Mój organizm był jeszcze na tyle silny, że przez pierwszy tydzień wytrzymywał. Dawałem radę. Ale potem, jak zawsze, było tylko gorzej. Ale wbrew wszystkiemu jak chciałem pamiętać. Twarze ludzi których kocham. Włosy Lily, okulary Jamesa, przemądrzały wyraz twarzy Remusa. Remus...on myśli...nie to nie może być prawda. I Harry. Biedny, został sam. Nie będzie wiedział. A ja przecież obiecałem. Jeszcze za nim się urodził, obiecałem Jamesowi, że cokolwiek się stanie będę strzegł Harrego. Że go nie zostawię. Bo ja nie zostawiam. Nie jestem święty, takie stwierdzenie byłoby okropnie błędne i niesprawiedliwe. Ale ja nie zostawiam. Nigdy.
Nigdy nie mogłem zapamiętać ile łez wsiąkło w moje ubranie. Dużo. Na początku toczyły się one po moich policzkach praktycznie bez ustanku. Byłem tam sam. Straciłem wszystko. Słyszysz? Tak, tak właśnie brzmi ból. Płaczesz? Tak Syriuszu definitywnie płaczesz. Sam przed sobą siebie w takim stanie nie widziałeś już dawno. Pamiętasz? Były dwie osoby, które widziały twoje łzy. Remus i Marlene. Przy Jamesie nie okazywałeś tego...Ale on wiedział, wiedział bardzo dobrze. Przecież nie jesteś maszyną, co?
Potem przestałem. Myślę, że nie miałem z czego. Przed wszystkimi, zwłaszcza przed tymi przeklętymi dementorami, starałem się zachowywać tak, jakbym nic nie czuł. Ale to nie była prawda. Czasami zastanawiałem się nad tym, czy po tym padole chodził ktoś, kto cierpiał tak jak ja. Bardziej niż ja. Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Potem przyszły wyrzuty sumienia. Były oczywista koleją rzeczy, ale mnie przerażały. Bo nagle zamiast samych szczęśliwych chwil przypominać mi się zaczęły te najgorsze. Pamiętasz jak traktowaliście Severusa? Wiem, że pamiętasz Syriuszu, przecież ty z definicji samego siebie nie zapominasz. Pomyślałeś chociaż raz, jak się czuł. Oczywiście. Nie. Miałeś go gdzieś. Chciałeś się zabawić. Miało być śmiesznie. I było, prawda? Ale, może to przeoczyłeś, on cierpiał. Cierpiał, rozumiesz? Bolało go to. Bał się. Bał się, że będziecie czekać na niego za rogiem. Syriuszu, rozumiesz, co ja teraz do ciebie mówię? Rozumiesz, co zrobiłeś? I wtedy zrozumiałem, że w jakimś stopniu jednak byłem potworem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top