Wszystko kiedyś się kończy
- Dwa... Jeden - Kristen skończył odliczać. Gdy wybiegłam z domu trochę spóźniona, go już tam nie było. Rozejrzałam się. Chłopaka nigdzie nie było, więc poszłam w stronę wody.
- Z okazji, że to twój pierwszy raz wybaczam ci spóźnienie... - Nagle usłyszałam głos za sobą, przez który lekko podskoczyłam przestraszona, do góry.
- Jakie spóźnienie? Przecież wyszłam na ,,jeden" - westchnęłam cicho.
- Za to pyskowanie trzy kółeczka dookoła domu. - Warknął Kristen.
- Ale...
- Chcesz się kłócić? To robisz cztery.
Westchnęłam głęboko i odpuściłam dalszą pogadankę, która mogła się skończyć dla mnie całodniowym bieganiem.
Pierwsze kółko jeszcze przeżyłam, ale następne było jak katorga. Moja kondycja była fatalna a dodatkowo fala gorąca z góry nie ułatwiła mi zadania. Trzecie kółko już w większości szłam a czwarte postanowiłam zrobić leżąc na plaży. Spojrzałam na bezchmurne niebo. Słońce mocno świeciło po oczach, więc przysłoniłam je ręką. Chwila odpoczynku zdecydowanie wyszła mi na dobre. Kristen w tym czasie, gdzieś zniknął, ale niedługo po tym przyniósł mi coś do picia. Napiłam się szybko orzeźwiającego napoju i wstałam z gorącego piasku.
- Co teraz ? - mruknęłam, chcąc iść już do domu .
- Teraz będziesz cierpieć - Chłopak uśmiechnął się tak przeraźliwie, że aż przeszły mnie ciarki.
- Co?!
- Spokojnie... żart.
- Grozisz mi cierpieniem jak mam być spokojna?
- Nie o to mi chodziło - Mruknął pod nosem Kristen i uśmiechnął się krzywo.
- Więc? - zapytałam ponurym głosem.
- Wykończę cie treningiem...
Trening trwał aż do wieczora, Kristen dosłownie mnie wykończył. Jednak nie czułam przypływu żadnych umiejętności lub czegokolwiek... Jedyne co mnie martwiło to zakwasy kolejnego dnia...
I tak mijały dzień za dniem...
Treningi od rana do wieczora...
Mój organizm zdążył się przystosować, bo ,,kochany " Kristen zwolnił trochę tępo.
Minęło kilka miesięcy gdy w końcu opanowałam swoje zdolności do końca. Lepsza kondycja, więcej siły no i korzystanie z swoich zdolności sprawiły, że w końcu jestem gotowa.
Kristen powiedział, że to był ostatni dzień treningu i jestem idealnie przygotowana do tego co mnie czeka.
Ostatniego dnia siedziałam na plaży przy pięknym zachodzie słońca i spoglądałam w dal. Nogi zakopałam w piasku, który był delikatnie ciepły.
- Co robisz? - Usłyszałam głos Kristena tuż za mną.
- Żegnam się z tą wyspą. Szczerze mówiąc pokochałam to miejsce.
Chłopak usiadł obok mnie i utkwił wzrok w wodzie.
- Łatwo się zakochać w takich miejscach. - Szepnął.
Spojrzałam na Kristena, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Gdy spostrzegłam głębię jego oczu, poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Taką fale ciepła. Uśmiechnęłam się delikatnie i schowałam twarz w dłoniach. Czułam jak mocno się czerwienie. Kristen wstał i poszedł w stronę domu, tak po prostu bez słowa. A mi zbyt długie przebywanie na słońcu trochę zaszkodziło. Ciemność przed oczami przysłoniła mi piękno zachodzącego słońca.
Czułam tylko jak opadłam bezwładnie na piach...
Otworzyłam oczy.
Biały sufit wisiał nad moją głową. Podniosłam się gwałtownie do góry, jednak szybko zakręciło mi się przez to w głowie. Rozejrzałam sie. Leżałam na jakimś skrzypiącym łóżku, w jakieś dziwnej sali. Wszystko było białe, tylko moje ubranie było takie samo jak na plaży.
- Kristen? - Powiedziałam rozglądając się, miałam nadzieję, że gdzieś tu jest. A jeśli nie ma to, że usłyszy mój głos i przyjdzie.
Nie myliłam sie, gdyż nagle usłyszałam kroki za drzwiami, moja nadzieja wzrosła. Jednak drzwi otworzyła osoba, której najmniej się spodziewałam w tym momencie.
- Mike!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top