Burza?

Wzięłam głęboki oddech gdy poraz siódmy leżałam na ziemi przez Mike. Czułam się jak worek treningowy.
- Jesteś okropny - Wymruczałam i powoli podnosiłam się z ziemi.
- Geny? - Uśmiechnął się bezczelnie. Nawet nie pomógł mi się podnieść.
- Tak tak zawalaj wszystko na rodziców. - Westchnęłam.
Miałam dość ciągłego dostawania z miecza od przyjaciela. Udało mi się zaatakować tylko raz, co było i tak cudem. Spojrzałam w oczy chłopaka. Były przepełnione chęcią zwycięstwa. Zastanawiałam się czy on każdy trening traktuje tak poważnie. Wiedziałam przecież kim są jego rodzice, więc mogłam się tego spodziewać.
- Ty stary. Nie przesadzasz trochę z tą kruszynką? Połamie się cała - Zza pleców Mike'a wyłonił się wysoki chłopak. Miał on czarne włosy z jednym błękitnym pasemkiem na środku.
- Coś ty. Trzeba dać jej wycisk, bo to nic nie potrafi - Mike wzruszył ramionami. - Taka bezradna dziewczynka.
- To pozwolisz, że ja ci odbije piękną panią - Nieznajomy uśmiechnął się, po czym wyciągnął rękę w moją stronę.
- Chętnie. Mike nie ma nic do gadania w tej sprawie - Pokazałam przyjacielowi język i złapałam bruneta za ręce.
Mike westchnął cicho, po czym odszedł.
- Jak ci na imię śliczna?
- Sara a tobie śliczny? - Zaśmiałam się cicho.
- Tomas. - Chłopak uśmiechnął się.
- Kim są twoi rodzice? - Przyjrzałam się dokładnie chłopakowi, który miał może z metr osiemdziesiąt, może trochę więcej. Miał delikatnie ciemną karnacje i szare, hipnotyzujace oczy.
- Posejdon i jakaś kobieta, której nie znam.
- Przynajmniej znasz kogoś z swoich rodziców. Czekaj, to umiesz władać wodą?
- Tak, chcesz zobaczyć? - Chłopak zaśmiał się.
Oczywiście chciałam to zobaczyć, wiec zgodziłam się podskakując jak wariatka.
Brunet zaprowadził mnie nad mały staw niedaleko od pola treningowego. Usiadł tuż przy wodzie i powiedział, żebym zrobiła to samo. Niedługo później siedziałam zapatrzona w bruneta, który robił przeróżne dziwne figury z wody.
- To niesamowite - Odezwałam się, gdy woda okrążyla rękę Tomasa.
- W końcu to mój syn. - Mruknął, ktoś zza naszych pleców. Gdy obejrzałam się mój wzrok utknął na wysokim mężczyźnie z kilkudniowy zarostem.
- Witaj staruszku - Chłopak odwrócił się spoglądając na boga mórz.
- Przecież nie jestem stary. O co ci chodzi - Westchnął mężczyzna, po czym spojrzał na mnie - Młoda damo mogłabyś zostawić nas samych, musze porozmawiać z moim synem.
- Tak, jasne już się zbieram. - Wstałam po czym zaczęłam iść do domu Mike.
Najpierw wróciłam na pole treningow, bo z niego wiedziałam jak wrócić a tak pewnie bym się zgubiła. Wchodząc na pole spodziewałam się tłumu, który będzie dalej trenował. Jednak nie było nikogo. Chwilę później byłam już przy domkach. Znów było pusto i cicho.

Cisza przed burzą?





Dlaczego tak późno?
Wattpad odmówił współpracy;-;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top