2020 r. - Walentynki / część II
Tu będzie trochę polityki, więc od razu wolę napisać by nie brać tego na poważnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Berlin
godz. 6:58
6 dni do Walentynek
Rosja najwyraźniej wziął sobie rady Pana Waleriana do serca.
Najwyraźniej, bo około pierwszej w nocy urwał mu się film.
Jakoś godzinę temu obudził się na podłodze w sypialni Niemiec z kacem, którego nie doświadczył już od długiego czasu. Nie miał pojęcia dlaczego się tutaj znalazł, jakim cudem tak szybko i jak to możliwe, że szwab się nie obudził, ale postanowił się na tym nie zastanawiać. Mimo że cała sytuacja była owiana tajemnicą, Rosja wcale się tym nie przejmował, a nawet w pewien sposób było mu to na rękę. Tak czy tak, miał zamiar udać się do Niemiec z wizytą. Dlatego też, nie uciekał, a rozsiadł się wygodnie na dużym czarnym fotelu, w rogu pokoju.
Akurat, gdy Rosja westchnął niecierpliwie, w pokoju rozległ się denerwujący dzwięk budzika. Rytmiczne brzęczenie nie było głośnie, lecz w bolącej głowie Rosji przypomniało hałas o wartości tysiąca decybeli. Słowianin przyłożył lewą dłoń do czoła, jakby miało mu to pomóc i skrzywił się gorzej jak po spirytusie. Na szczęście tortury nie trwały długo, gdyż już po kilkunastu sekundach, alarm został wyłączony. Rosja powoli podniósł głowę i spojrzał w stronę łóżka. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał półnagiego szwaba, celującego do niego z pistoletu. Chwilę trwali w ciszy, przyglądając się sobie.
- Ja pierdolę, - zaczął lekko zachrypniętym głosem Rosja - jaki ty chudy jesteś. Po czterdziestym piątym na siłkę się nie chodziło, co?
Rosja uśmiechnął się wrednie, zadowolony ze swojego żartu. Tymczasem Niemcy tylko zmarszczył brwi i złowróżebnie poprawił swoje okulary.
- Czemu tu jesteś i jak długo planowałeś ten włam? - powiedział szybko, ale wyraźnie.
- Po co te nerwy? - uniknął odpowiedzi Rosja - Odłóż broń. Ja przecież nie mam broni.
- Tak, na pewno. - odparł Niemcy tonem ociekającym sarkazmem - Każde z waszych słowiańskich ścierw zawsze ma przy sobie broń.
- Myślałem, że po wojnie skończyłeś z tą nienawiścią do nas.
- Zawsze was nienawidziłem i zawsze będę was nienawidzić skurwysyny - wycedził przez zęby.
Rosja trochę zdziwił się tonem i słowami exnazisty. Zazwyczaj był raczej kulturalny i spokojny, zaś teraz przemawiała przez niego nieobliczalność. Mimo to Rosja nie bał się.
- Powiedz to Polsce, ucieszy się.
Niemcy wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Polska to co innego. - powiedział szybko i dużo przy tym gestykulując - Z resztą nie wspominaj o niej jeśli nie masz powodu.
- Właściwie to o niej chciałabym pomówić. - ton Rosji był okrutnie poważny i oficjalny - Choć ciężko mi to powiedzieć to potrzebuję twojej pomocy.
Oblicze Niemiec jakby złagodniało. Groźba zeszła z jego twarzy, a na jej miejsce wstąpiła nieufność. Powoli zaczął opuszczać broń, nie spuszczając z niego wzroku. W końcu ostrożnie odłożył pistolet na szafkę nocną i usiadł na łóżku.
- Platforma Obywatelska to twoja agentura, prawda? - zaczął Rosja, Niemcy kiwnął niepewnie głową - Chciałbym żebyś za pomocą swoich agentów stamtąd zrobił na mnie nagonkę.
- Ale po co? - zapytał zdziwiony Niemcy, szeroko otwierając oczy.
- PO to taka pożądna i wpływowa partia. Jeśli coś powiedzą dużo ludzi pójdzie za nimi, a może nawet większość Polaków. Dzięki temu osłabię stosunki polsko-rosyjskie. Jeśli Polacy będą nienawidzić Rosjan, to Polska również się ode mnie oddali. - Niemcy wyglądał jakby nic z tego nie rozumiał, więc Rosja postanowił tłumaczyć dalej - Mam już po prostu dość uganiania się za nią. Z resztą doszedłem do wniosku, że ona zdecydowanie bardziej pasuje do ciebie.
Słowa Rosji powoli dochodziły do Niemiec, lecz gdy pokonały tą jakże trudną drogę, szwab wyprostował się dumnie. Na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmiech tryumfu.
- Naprawdę tak sądzisz? - zapytał trochę nieśmiało.
- Oczywiście! - powiedział Rosja z nadmierną ekscytacją - Macie tyle wspólnego, na przykład... yyy... - zaciął się na chwilę szukając odpowiednich słów - Przeciwieństwa się przyciągają!
Rosja spojrzał na niego z uśmiechem, co już samo w sobie powinno stanowić sygnał do odwrotu. Na szczęście jednak Niemcy nie zauważył, bądź też nie chciał zauważyć, nic podejrzanego. Zaczął śmiać się, jakby z niedowierzaniem. Po chwili przestał i spojrzał na dalej głupio uśmiechniętego Rosję. Pod wpływem emocji rzucił się w jego stronę i objął go, zupełnie tak jakby obejmował jednego z dawno temu zabitych przez niego samego braci. Chwilę go ściskał, po czym oderwał się od niego i spojrzał z szerokim uśmiechem. Wyglądał jakby zaraz miał Rosję conajmniej pocałować z wdzięczności, jednak dzięki Bogu tego nie zrobił. Zaraz potem odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia cały w skowronkach, zostawiając Słowianina samego.
Będę musiał dobrze wyprać te ubrania.
•••
Dubrownik
godz. 15:17
3 dni do Walentynek
Polska już od dłuższego czasu nerwowo okrążała karuzelę, okupowaną przez Białoruś. Dwie, huśtawki wiszące na już lekko zardzewiałych łańcuchach zostały zajęte przez Słowację i Ukrainę. Drabinki zaś należały do Chorwacji, znajdującej się aktualnie mniej więcej półtorej metra nad ziemią. Gdy kilka godzin temu Polska napisała, że jest ,,sprawa" i podała miejsce oraz godzinę, wszystkie odwołały swoje plany i ruszyły na spotkanie. Jak zwykle spotkały się w Dubrowniku, urokliwym chorwackim mieście z długą i ciekawą historią. Zawsze gdy któraś z nich miała jakiś problem, przychodziły właśnie tutaj, by ukoić nerwy szumem fal i widokiem gór. Jako że był luty, czyli miesiąc wyłączony z sezonu turystycznego, miały bardzo dużo spokoju. Mimo to Polska dalej wyglądała na niezwykle zestresowaną.
- No więc sprawa wygląda... yyy... - zaczęła Chorwacja, już od dłuższego czasu przeglądająca Tweetera. Dostała jakże ciężkie zadanie, rozeznania się w sytuacji, co najwyraźniej właśnie zakończyła. Wszystkie spojrzały na jej zmieszaną minę. Od razu zrozumiały powody.
- Świetnie! - wykrzyczała uradowana Białoruś, klaszcząc w ręce.
- Okropnie! - krzyknęła prawie w tym samym momencie Ukraina - Przecież jeżeli Rosji się uda i wy po tej randce do sobie wrócicie to rozbiory, albo inną okupację mam gwarantowaną!
Białoruś spojrzała na siostrę z wyrzutem, przez co ta nieznacznie się skuliła.
- Nie musisz się bać. - odpowiedziała stanowczo Polska. - Nawet jeżeli do randki dojdzie, nie zamierzam do niego wracać.
Białoruś wydawała z siebie zawiedzione westchnienie, a Słowacja tylko pokiwała głową w geście dezaprobaty. Ukraina spoglądała na Polskę nieufnie, jakby nie wierząc jej słowom. Chorwacja przyglądała się tylko badawczo, myśląc nad czymś intensywnie.
- Ale dlaczego? - zapytała Słowacja przechylając głowę w bok - Przecież nie było ci z nim źle.
Polska spojrzała na nią zaskoczona. Pytanie padło tak niespodziewanie, że nie wiedziała co powiedzieć. Sama z resztą nigdy się nad tym nie zastanawiała. Zawsze odwlekała jakąkolwiek konfrontację ze swoimi uczuciami mówiąc ,,nie bo nie".
- Bo... - zaczęła Polska, jednak szybko zrezygnowała nie wiedząc co powiedzieć - Czy to ważne? Chorwacja o czym przeczytałaś dokładnie?
Chorwacja wzdrygnęła się wyrwana z rozmyślań. Zaczęła przeglądać coś w telefonie, przypominając sobie dokładnie o czym niedawno czytała. Reszta dziewczyn nie wyglądała na zadowolone ze zmiany tematu, może oprócz Ukrainy, którą wydawała się uniknąć zawału serca.
- Zaraz, - odezwała się niespodziewanie Białoruś - to ty nie wiesz co robią politycy w twoim własnym państwie?
Polska zamieszała się. Rozejrzała się niepewnie szukając w otoczeniu jakiegoś usprawiedliwienia. Gdy nie wpadła na nic co mogło by jej pomóc, przybrała niezadowoloną minę i zajęła miejsce w karuzeli.
- Od trzech dni boje się wejść na jakiekolwiek media społecznościowe... - wymruczała pod nosem.
Słowacja i Białoruś zachichotały pod nosem. Ukraina próbowała ukryć uśmiech, ale gdy Chorwacja wybuchła śmiechem, nie wytrzymała i również zaczęła się śmiać. Polska czekała z naburmuszoną minią aż karuzela śmiechu się zatrzyma. Gdy dziewczyny zaczęły się uspokajać, Polska dała znak Chorwacji by ta zaczęła mówić.
-No więc, PO zaczęło wypisywać jakieś oszczerstwa o Rosji i Putinie, więc Korwin się wkurwił. - mówiła ocierając łzy, które uroniła podczas śmiania się. Polska słuchała ze skupieniem - Korwin wyzywał ich od szwabskich pomiotów, a oni nazwali go ruskim onucem i powiedzieli, że Konfederacja to ruska agentura. Wtedy do rozmowy włączył się Bosak i Braun. Napisali, że będą walczyć o jak najlepsze stosunki polsko-rosyjskie i wczoraj przedstawiali plan swoich działań. Wiesz, przeprowadzenie ankiet, wywiadów również w rosyjskiej telewizji i inne bzdety. Czyli w skrócie mamy wojnę Konfederacja przeciwko reszta świata. Chyba nie jest tak źle.
Spojrzała na Polskę, mając nadzieję, że ta w jakiś sposób się uspokoiła, jednak przeliczyła się. Dziewczyna siedziała z szeroko otwartymi oczami, zapatrzona w pustkę. Siedząca najbliżej Białoruś, pomachała jej ręką przed oczami, jednak jej reakcja pozostawała zerowa. Ukraina widząc to, posłała wszystkim zmartwione spojrzenie.
- Pola? - odezwała się nieśmiało Słowacja - Wszytko dobrze?
- Oczywiście, że nie! - wykrzyczała nagle.
- Och, nie przesadzaj. - powiedziała łagodnie Ukraina - To tylko Korwin. Z tego co słyszałam on szybciej mówi niż myśli, a Konfederacja nie ma największego poparcia.
Polska obróciła się energicznie w jej stronę. W jej oczach dało się zobaczyć swego rodzaju przerażenie.
- Ty nie wiesz co potrafi zrobić Korwin gdy się wkurwi. - jej głos wydał się tak paniczny, że aż do niej niepodobny - Myślisz, że jak wszedł do sejmu? Muszę zrobić coś, żeby tym razem mu się nie udało...
- Nie! - przerwała jej prawie od razu Chorwacja. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nią - Chodzi o to, że jeśli mu się uda bardzo dużo na tym zyskasz.
Białoruś prawie podskoczyła na swoim siedzeniu.
- Tak! - powiedziała pełna entuzjazmu - Nie możesz zmarnować takiej szansy!
- Ale, ja nie chcę iść z nim na tą randkę. - zajęczała żałośnie Polska.
- Niezależnie od tego jak bardzo boję się waszego związku - zaczęła ostrożnie Ukraina - to muszę przyznać, że nie rozumiem dlaczego ciągle go odrzucasz. Chłop stara się już tysiąc dwa lata. Chciałabym żeby ktoś postarał się o mnie chociaż z miesiąc...
- Ka... - chciała odezwać się Białoruś, jednak siedząca obok Polska, orientując się co ma zamiar powiedzieć przyjaciółka, zasłoniła jej usta dłonią uniemożliwiając wypowiedzenie choćby słowa. Ściągając jej rękę z ust posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
- Jakieś sugestie odnośnie tego jak mogę uniknąć ewentualnej randki? - zmieniła temat, zanim Białoruś zdążyła coś powiedzieć, a Ukraina zapytać.
- Kiedy jest to zebranie sejmu? - zapytała Słowacja.
- Za trzy dni. - odpowiedziała smętnie Polska - Idealnie w Walentynki.
- W takim razie chyba mam pomysł, chociaż go nie popieram... - Słowacja chciała zakończyć, ale widząc pełne nadziei oczy Polski, westchnęła i kontynuowała - Żeby Rosja wygrał, Korwin musi założyć czerwoną muchę. Po prostu włam się do jego domu i ukradnij mu wszystkie czerwone muchy.
Zapadła chwila ciszy. Słowacja obserwowała zamyśloną przyjaciółkę w oczekiwaniu. Reszta zebranych również zaczęła się zastanawiać nad tym pomysłem. W końcu po jakiejś minucie, odezwała się Ukraina.
- To może się udać, ale... - zaczęła trochę niepewnie.
- Nie. - przerwała jej Polska, podnosząc wzrok swoich błękitnych oczu, z których biła surowa powaga i determinacja - To musi się udać.
•••
Washington D.C
godz. 21.37
2 dni do Walentynek
Na Amerykę czekał już dwadzieścia dwie minuty.
Rosja znajdował się w przytulnym małym saloniku, w którym to polecono mu czekać na USA. Przyjęto go nadzwyczaj uprzejmie, proponując kawę i ciastko. Rosja oczywiście skorzystał, bo jak za darmo to brać. Niestety filiżanka szybko została opróżniona, a talerz stał się pusty. Nie mając nic lepszego do roboty, zajął się telefonem jednak, to szybko go znudziło. Przez chwilę przeszło ku przez myśl by napisać do Polski i jakoś jej dopiec, albo zadzwonić i posłuchać jej z pewnością zrozpaczonego głosu. Ostatecznie porzucił te pomysły, bojąc się, że wyjdzie na idiotę.
Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. W pewnej chwili jego uwagę przykuły wąskie dębowe drzwi. Powiedziano mu, że to właśnie za nimi znajduję się Ameryka. Początkowo chciał udać się tam od razu, jednak po chwili namysłu uznał, że po gospodarzu można spodziewać się wszystkiego i wolał nie ryzykować ustartą wzroku, na skutek zobaczenia czegoś czego nie chciał ujrzeć. Z całych sił starał się wyrzucić z sobie całą tą zżerającą go ciekawość. Było to ciężkie zadanie, lecz wytrwałe siedział w miękkim fotelu, zajmując wzrok wszystkim innym, tylko nie tymi drzwiami.
Gdy już myślał, że mu się nie uda i wejdzie na te zakazane tereny, drzwi uchyliły się. Rosja nawet nie zareagował. Podniósł jedynie wzrok i przyjrzał się lekko zdziwionemu jego obecnością Ameryce. Choć USA zazwyczaj chodził w raczej nieoficjalnych ubraniach, tym razem wyglądał nadzwyczaj nieelegancko. Włosy miał poczochrane, koszulkę pomiętą, a jeansy wyglądały jakby dopiero co je włożył i to w dodatku za szybko, zaś do tego wszystkiego nie zawiązał sznurówek.
- Mam nadzieję, że nie czekałeś długo - powiedział na wstępie.
- W ogóle. - odpowiedział zimno Rosja.
Ameryka uśmiechnął się zadziornie i ruszył w stronę gościa, by zająć miejsce obok niego. Siadając wygładził bluzkę, po czym przeczesał włosy ręką, próbując doprowadzić je do akceptowalnej formy. Cały czas obserwował ukradkiem Rosję. Szukał na jego twarzy choćby cienia emocji lub zainteresowania jego osobą, jakby bojąc się, że zaraz zrobi coś nieobliczalnego. Było już względnie późno, a Rosja nigdy nie miał w zwyczaju odwiedzać go sam z siebie w dodatku nieoficjalnie. Ameryka więc podejrzenia miał dwa. Słowianin przyszedł by w końcu go zabić, albo miał niewyobrażalne ważną sprawę niecierpiącą zwłoki. Sprawę życia i śmierci.
Już chciał otwierać usta, gdy drzwi przez które chwilę temu miał przyjemność wchodzić otworzyły się, a do pomieszczenia weszła osoba, którą tam zostawiał. Azjatka, jedna z dziewczyn służących Japonii, przeszła z gracją przez salonik. Stojąc przed wyjściem, obróciła się jeszcze w ich stronę puszczając mu oczko. Ameryka spojrzał lekko spłoszony na Rosję, który próbował powstrzymać wredny uśmieszek cisnący się mu na twarz.
- Po Pearl Harbor ci fetysz został czy jak? - zapytał złośliwe przegrywając walkę z samym sobą.
Rosja wyglądał jakby miał coś jeszcze dodać, jednak do pomieszczenia weszła kolejna zostawiona przez Amerykę osoba. Słowianin zbledł, a uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy.
- Aljeksjej?! - krzyknął do wysokiego młodego mężczyzny, jednego z jego agentów, który na wszelki wypadek kręcił się wokół Putina.
Aljeksjej wyglądał na śmiertelnie przerażonego. Stał w bezruchu z szeroko otwartymi oczami. Nie mrugał, nie trząsł się, ani nawet nie oddychał. Po prostu stał za bardzo bojąc się wykonać jakąś akcję. Prawie tak samo zestresowany Ameryka co jakiś czas zerkał na niego kątem oka, co chwila przerzucając swój wzrok na Rosję, który to z kolei, z lekko otwartymi ustami próbował zrozumieć całą tą sytuację. W końcu Aljeksjej widząc bezczynność swojego przełożonego, postanowił się ulotnić i powoli małymi kroczkami zaczął poruszać się w stronę wyjścia. Rosja otworzył usta trochę szerzej w celu wypowiedzenia jednego z najważniejszych pytań tego dnia, co najwyraźniej jeszcze bardziej przestarszało Rosjanina.
- Zapłacił! Nie mogłem odmówić! - krzyknął na całe gardło, chcąc jak najszybciej pozbyć się tych słów. Zaraz potem rzucił się do ucieczki i w mniej jak pół sekundy, w pomieszczeniu nie było po nim śladu.
Rosja odwrócił powoli głowę w stronę zmieszanego Ameryki. Chwilę milczał, przypatrując mu się badawczo. Po kilku minutach jakże niezręcznej ciszy, postanowił po prostu zapytać.
- Co... - zaczął, ale nie skończył, bo Ameryka przerwał mu błyskawicznie.
- Płeć się nie liczy! - krzyczał w panice, podnosząc do góry ręce w geście obrony - Seks to seks!
Rosja posłał mu ciężkie do określenia spojrzenie. Oczy zmrużył tak bardzo, że ledwo był w tanie cokolwiek zobaczyć, a usta ciągle otwierały mu się i zamykały. Użył prawdopodobnie wszystkich swoich zapasów myśliwych, by zrozumieć co się tutaj dzieje.
- Och, nie to sugerowałeś...? - powiedział cicho Ameryka, pojąłwszy skąd na twarzy Rosji tyle zamieszania i niezrozumienia.
Słowianin dalej z tą samą miną pokręcił lekko głową, potwierdzając teorię USA. Ponownie zapadała niezręczna cisza. Rosja zdawał się powoli wybudzać z osłupienia i oswajać z sytuacją. Ameryka również wydawał się już spokojniejszy. Wszytko zdawało się wracać do normy.
- No więc... - spróbował zacząć rozmowę Ameryka - Czemu zawdzięczam tą wizytę?
Rosja nagle zamrugał kilka razy i potrząsnął lekko głową, zupełnie tak jakby nagle wybudził się z jakiegoś dziwnego stanu. Chwilę trwało zanim dotarła do niego treść pytania. Gdy zrozumiał komunikat, pochylił się do przodu i oparł łokcie na swoich kolanach. Potem jeszcze chwilę się nad czymś zastanowiał i przemówił.
- Janusz Korwin-Mikke. Kojarzysz?
- Ten polski polityk, tak? - odpowiedział Ameryka, trochę niepewnie - Zabawny człowiek i fajne muchy ma.
- Twoi ludzie muszą poprzeć wszytko co robi Korwin na przełomie ostatnich kilku dni. - kontynuował stanowczo Rosja, zupełnie zapominając o tym co wydarzyło się przed chwilą.
Ameryka przez chwilę nie odpowiadał, zastanawiając się nad celem tego posunięcia. Rosja czekał cierpliwie, nie spuszczając z niego oczu. W końcu USA uśmiechnął się lekko.
- Znowu jakiś zakład. - stwierdził - Co tym razem? Jeśli wygrasz zabierzesz ją na walentynkową randkę?
Ton Ameryki był prześmiewczy. Myślał, że Rosja, jak zwykle na taki żart, odpowie mu jakąś ripostą, albo będzie kazał mu się zamknąć, jednak ten milczał. Gdy zrozumiał, że jego żart jest właściwie prawdą, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a on sam zaczął się cicho śmiać.
- Naprawdę? - śmiał się - Potrzebujesz zakładu żeby zaprosić dziewczynę na randkę?
Rosja zmarszczył brwi gniewnie.
- A twoim zadaniem niby co mam zrobić?! - uniósł się, wymachując rękoma.
- Nie wiem, - powiedział ironicznie Ameryka - może po prostu bądź romantyczny?
Rosja wyprostował się. Cała złość jakby z niego wyparowała i wpuściła na swoje miejsce zdziwienie. Chwilę przyglądał się Ameryce nie wiedząc co powiedzieć.
- Roma... Co?
Ameryka uderzył się otwartą dłonią w czoło, po czym rozejrzał się zakłopotany nie wiedząc jak wytłumaczyć to jakże niepojęte zjawisko romantyzmu, temu wielkiemu tłumokowi.
- Och, no wiesz... - Rosja nie wiedział, więc Ameryka uznał, że najłatwiej będzie wytłumaczyć to na przykładzie - Byłbyś romantyczny gdybyś zaśpiewał dla niej jej ulubioną piosenkę.
- Mam stać pod jej oknem i drżeć się na całe gardło ,,when the winged husarrs arrived"? - zapytał nie do końca rozumiejąc koncepcję.
USA skrzywił się.
- To może napisz dla niej wiersz? - zaczął z nadzieją w głosie. Rosja pokręcił głową zdegustowany - No to chociaż kwiaty jej daj! - ponownie spojrzał na Słowianina, który tym razem wyglądał jakby nigdy nie słyszał o tych mistycznych kwiatach - No wiesz, takie kolorowe, ładnie pachną.
- A po co? - wzruszył ramionami Rosja - Te badyle i tak za trzy dni by zwiędły. Szkoda pieniędzy.
Ameryka spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Wciągnął głośno powietrze, próbując się uspokoić. Złożył palce w piramidkę i z szerokim sztucznym uśmiechem, podjął ostatnią próbę wytłumaczenia temu zwierzęciu, jak działa świat.
- Chłopie, - było to jedne spokojnie słowo w tej wypowiedzi, gdyż z każdym kolejnym mówił coraz głośniej i agresywniej - czy ty myślisz, że żyjemy w jebanej prehistorii, gdzie żeby babę poderwać musiś jej kurwa mamuta upolować?!
Rosja otworzył szeroko oczy, jednak nic nie powiedział. Gdy chwilowy szok minął, wrócił do swojej typowej lekceważącej pozycji. Oparł się wygodnie w fotelu i skrzyżował ręce na piersi. Ameryka obserwował go zawiedziony. Westchnął ciężko z rezygnacją i niechętnie, powiedział.
- Dobra, pomogę ci.
•••
Warszawa
godz. 7:13
Walentynki
Polska nie miała w zwyczaju wstawać wcześnie. Prowadziła głównie nocny tryb życia, a pora na sen przychodziła dla niej najwcześniej o drugiej w nocy. Uwielbiała spać, więc osiem godzin snu uznawała za minimum. Z tego też względu jej budzik, jeżeli w ogóle został nastawiony, dzwonił o różnych godzinach. Od najwcześniej dziesiątej, do dwunastej, a czasami nawet trzynastej.
Jeszcze dwadzieścia lat temu wstałaby skoro świt, jednak czasy się zmieniły, a ona zdążyła się rozleniwić. Co więcej, nabyła pewną cechę, która pomagała jej lekceważyć niektóre sprawy i ludzi. Znieczulała ją również na pewne zjawiska. Cechę tą Węgry określił mianem ,,wyjebanizmu".
Ta cecha właśnie kazała jej ignorować nieprzerwanie dzwoniący telefon. Ktoś już dziesięć minut temu zadzwonił do niej po raz pierwszy, wybudzając ją tym samym z błogiego snu. Od tamtej pory telefon dzwonił nieprzerwanie, nie pozwalając jej na powrót do krainy snów. Miała nadzieję, że dzwoniący w końcu się znudzi i odpuści, jednak ten był wytrwały i raz po raz wybierał numer Polski.
Oczywiście nadszedł moment w którym nawet wyjebanizm jej nie pomógł i Słowianka rozzłościła się. Zirytowana złapała za ciągle dzwoniący telefon i spojrzała na wyświetlacz. Osobą wytrwałe dzwoniącą okazał się nie kto inny jak Rosja, w jej komórce dumnie zapisany jako ,,syberyjski jebak".
Polska odebrała niechętnie.
- Czego kurwa? - rzuciła od niechcenia przykładając urządzenie do ucha.
- Powiedziałbym, że ciebie, ale podejrzewam, że przypierdoliłabyś mi nawet przez telefon. - odezwał się znudzonym tonem głos po drugiej stronie.
- Jest środek nocy, powinnam spać. Mów czego chcesz tylko szybko.
- Chciałem tylko powiedzieć że niedługo zebranie sejmu, więc powinnaś ruszyć swoją tłustą dupę.
- Tłustą?! - uniosła się Polska, zupełnie tak jakby reszta komunikatu nie miała znaczenia.
- To był komplement. - choć Polska nie mogła zobaczyć jego twarzy, była pewna, że Rosja w tym momencie marszczy brwi.
- Ach, dobra - zaczęła z wyczuwalnym zgorszeniem - za godzinę będę.
- Godzinę?!
Polska wywróciła oczami.
- Tak, kurwa, godzinę! - wykrzyczała do słuchawki po czym rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
Słowa dotrzymała, a przynajmniej w połowie.
W istocie, była gotowa już po godzinie, lecz przyszła znacznie później. Pamiętając, że zebranie jest zaplanowane na godzinę dziesiątą, postanowiła się nie spieszyć. Czekającym Rosją się nie przejmowała, powtarzając ,,jak kocha to poczeka". W słowach tych miała pewność, gdyż powtarzając je od tysiąclecia, jeszcze niegdy nie zdarzyło się by Rosja odpuścił. Poniekąd jej to schlebiało, lecz pozostawiało również dziwne uczucie niepokoju, że ten mężczyzna jest w stanie posunąć się do wszystkiego, co jakby nie patrzeć, zdążył już kilka razy zaprezentować.
Przez godzinę przeznaczoną na ogarnięcie się, Polska nie wyszykowała się jakoś specjalnie. Zrobiła delikatny makijaż składający się na dobrą sprawę jednie z tuszu do rzęs, co jakoś bardzo nie zmieniało jej wyglądu. Zgodnie z polityką wyjebanizmu włosy zostawiła rozpuszone, jedynie rozczesane. Ubiór również nie był jakiś wygórowany, gdyż składał się z najzwyklejszych w świecie spodni i bluzy. Wszystkie te zabiegi miały na celu zniżenie rangi wydarzenia, na które się szykowała. Wydarzenia od którego zależało, w jaki sposób Białoruś będzie ją męczyć i czy Ukraina będzie przeżywać kolejny napad paniki związany z perspektywą utraty ziem.
Tak więc, gdy w końcu zjawiła się przez drzwiami sali obrad, Rosja aż podskoczył z wrażenia. Bynajmniej nie przez jej strój czy wygląd, lecz raczej to, że w ogóle raczyła się zjawić. Polska idąc w jego stronę, nie wiedzieć czemu, miała ochotę się uśmiechnąć, jednak z całych sił powstrzymywała swoje usta przed jakimkolwiek niekontrolowanym ruchem. Nie pomagały jej w tym ciągle obserwujące ją oczy Rosji. Jakimś cudem jednak udało jej powstrzymać odruch i obok tej wielkiej zakały zatrzymała się z, tak częstym w jej przypadku, znudzonym wyrazem twarzy.
- Tylko półtorej godziny spóźnienia. - powiedział, nawet na nią nie patrząc - Ty chyba rzeczywiście zaczynasz się do mnie przekonywać.
Polska nie odpowiedziała na zaczepkę. Skrzyżowała ręce na piersi i kątem oka przyglądała się Rosji. Z jego determinacją, spodziewała się, że na tą okazję Rosja założy garnitur, tymczasem ten miał na sobie strój tak nieoficjalny jak tylko było to możliwe, by przy okazji nie wyglądać głupio. Tradycyjna już chyba dla Słowian bluza z Adidasa i najzyklejsze w świecie jeansy. Nic dodać nic ująć. Nie ubiór jednak dziwił ją najbardziej, a uśmiech. Rosja cały czas szczerzył się jak głupi do sera. Choć był to radosny uśmiech, wywoływał u niej pewien niepokój.
- Co ci tak wesoło? - rzuciła pozornie od niechcenia.
Rosja odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął jeszcze szerzej.
- Przecież dzisiaj idziemy na randkę. - odparł najsłodszym możliwym tonem. Wiedział, że dzięki temu zirytuje Polskę jeszcze bardziej.
- Putin nic nie powiedział o Polakach, - zaczęła - a Korwin nie założy czerwonej muchy.
- O ile się nie mylę, zakład trwa dopóki Korwin nie przekroczy progu sali. - powiedział stanowczo, nachylając się lekko.
Ten argument był nie do odparcia, więc Polska jedynie zmarszczyła brwi i odwróciła się od wyraźnie zadowolonego Rosji. Dalej stali w ciszy, obserwując jak dookoła zbiera się coraz więcej ludzi. Posłowie zbierali się w grupki, niczym dzieci na szkolnych przerwach i rozprawiali między sobą o najróżniejszych rzeczach. Z miejsca w którym stali, niewidoczni dla ludzkiego oka, byli w stanie wyłapać znaczną część z prowadzonych konwersacji. Polska po przysłuchaniu się kilku z nich, z niepokojem musiała stwierdzić, że większość mówiła o Korwinie, a raczej o tym co udało mu się zdziałać w sprawie rosyjskiej. Komentarze nie zawsze były pochlebne, lecz zawsze zgadzały się co do jednego. Stosunki polsko-rosyjskie poprawiły się. Z każdym zdaniem zasłyszanym na ten temat, Polsce wydawało się jakby jej nogi robiły się coraz bardziej miękkie. Zaczynał napełniać ją niepokój. Coś z tyłu głowy mówiło jej by uciekała i choć przeczucie podpowiadało jej, że to dobry pomysł, ona dalej stała nieruchomo.
Wszystkie te negatywne emocje minęły, gdy na horyzoncie pojawił się nie kto inny jak wielmożny Janusz Korwin-Mikke. Ten doświadczony polityk przemierzał dumnie korytarz, poprawiając muchę.
Muchę, która przypieczętowała los Polski.
Muchę w kolorze ciemnej żółci.
Na twarzy Polski pojawił się ogromny uśmiech. Chciało jej się skakać i piszczeć ze szczęścia. Radość kotłowała się w środku niej, chcąc jak najszybciej wylecieć na wierzch. Mimo to, Polska czuła, że nie może tego zrobić. Miała wrażenie, że jeśli pozwali uciec tej radości zostanie w niej jedynie głęboko skrywana pustaka. Tylko dlaczego? Może podświadomie liczyła na to, że Rosja wygra zakład? Może znowu chciała się znaleźć w jego ramionach?
Jak najszybciej odrzuciła te myśli i zajęła się swoją radością. Zaczęła skakać i śmiać się. Odwróciła się w stronę Rosji by zobaczyć jego zrozpaczoną twarz, jednak ujrzała zupełną odwrotność. Rosja spoglądał na nią z litościwym uśmiechem i założonymi rękami. Nagle jej emocje opadały, a na twarzy wymalowało się zwątpienie. Przeniosła wzrok z powrotem na Korwina jeszcze raz sprowadzając kolor jego muchy, jednak ten pozostawał niezmienny. Potem znowu wróciła spojrzeniem na Rosję, posyłając mu nieme pytanie. On widziąc to, złapał ją za ramiona i pociągnął ustawiając ją w taki sposób by stała przed nim. Dalej trzymając ręce na jej ramionach pochylił się.
- A teraz obserwuj swoją klęskę. - wyszeptał jej do ucha, tonem który wywołał na jej ciele dreszcze.
Rosja wyprostował się i zabrał ręce. Polska już chciała coś powiedzieć, ale przeszkodziło jej w tym zamieszanie w lewej części korytarza. Odwróciła głowę w tamtą stronę i znieruchomiała.
Korytarzem w eskorcie dwóch ochroniarzy i kilku mniej istotnych polityków, szedł Vladimir Putin, prezydent Federacji Rosyjskiej. Wszyscy posłowie, podobnie jak ich kraj, znieruchomieli. Wszystkie oczy skierowane były w na Rosjanina.
Wszystkie z wyjątkiem jednych, w których to kierunku właśnie zmierzał.
Janusz Korwin-Mikke nie zdawał sobie sprawy z obecności tak ważnej persony, więc z uporem brnął w stronę drzwi, by zająć swoje ulubione miejsce najbliższe mównicy. Polska modliła się by, mężczyzna przekroczył próg, lecz modliła się najwyraźniej za słabo, gdyż Korwin zatrzymał się, krok przed wejściem.
Putin podszedł spokojnym krokiem do Korwina. Stanął przed nim wyprostowany. Jego mina nie zdradzała żadnych emocji czy też zamiarów. Sam w sobie Korwin, również nic po sobie nie pokazał. Mężczyźni chwilę mierzyli się spojrzeniami. Była to chwila pełna napięcia.
W końcu nastał moment, który miał o wszystkim zadecydować. Moment wręcz historyczny.
Lach wyciągnął rękę do Ruska.
Jednak Putin zrobił coś czego nikt z zebranych się nie spodziewał. Chwytając dłoń Korwina, pociągnął go do siebie i objąłwszy niczym starego znajomego, zaczął śmiać się i wypowiadać jakieś frazesy w ojczystym języku.
Potem wszytko działo się szybko. Jakieś przemówienie, podziękowania, kilka słów do kamer. Oszołomiona Polska nie potrafiła się na tym skupić, dopóki Putin nie poprosił o małe czarne pudełeczko trzymane do tej pory przez jednego z jego polityków. Rosjanin wręczył podatek Polakowi, prosząc o natychmiastowe rozpakowanie prezentu.
A Korwin otworzył i wydobył muchę.
Czerwoną muchę, którą postanowił założyć od razu ściągając swoją żółtą.
Polska zaczęła się niekontrolowanie śmiać. Do jej oczu napłynęły łzy, a mięśnie brzucha zaczęły ją boleć od ciągłej pracy. Jej reakcja była tak paniczna, że aż przerażająca.
Tymczasem Rosja stał za nią niewzruszony. Choć już czuł pewną radość, nie mógł świętować przedwcześnie. Wiedział, że to jeszcze nie koniec. Korwin musiał przekroczyć próg sali, a na to Rosja już nie miał wpływu. Mógł się jedynie modlić.
I wtedy jakiś idiota rzucił pomysł, by spotkanie przenieść do miejsca wskazanego w zakładzie, a stado świń pomaszerowało grzecznie.
Rosja nie mógł uwierzyć w to co widzi. W jednej chwili pod wpływem emocji, porwał swoją Polszę w ramiona. Kręcąc się wokoło, przytulając ją i podrzucając niczym lalkę, śmiał się nie mogąc uwierzyć, że w końcu coś mu się udało. Dziewczyna również się śmiała, lecz nuta niepokoju, paniki i szaleństwa powoli ustępowały. Teraz jej śmiech wydawał się bardziej tępy i znacznie cichszy, a aż w końcu ucichł całkowicie i przerodził się w pisk, gdy uświadomiła sobie w jakiej sytuacji się znajduje. Zauważając wysokość na jakiej się znajduje oraz to jak bardzo niestabilnie wiruje dookoła, w jednej chwili przyczepiła się do Rosji, obejmując go rękami i nogami jak tylko mogła.
Gdy Rosja się uspokoił, Polska odsunęła głowę. Podtrzymywana przez Rosję za uda, znalazła się na jego wysokości. Przez chwilę patrzeli sobie w oczy, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Polska walczyła z mieszanką emocji, z czego każda chciała czegoś innego. Jako że bitwa pozostawała nierozstrzygnięta, wolała nie robić nic czekając na ruch Rosji. Zgodnie z jej oczekiwaniami, ten w końcu otworzył usta by coś powiedzieć, lecz głos który usłyszała nie należały do niego.
- Polska?! - usłyszała gdzieś z prawej strony - Rosja?! Wy... Ty...
Oboje odwrócili głowy w stronę źródła dźwięku, którym okazał się Niemcy. Szwab stał w osłupieniu, próbując zrozumieć sytuację. Połączenie faktów nie zajęło mu dużo czasu. Już po chwili zamarzył brwi i przybrał wyraz twarzy godny roku czterdziestego trzeciego. Chciał się zbliżyć, co jednak miało okazać się błędem. Polska widząc jego ruch bez zastanowienia odwróciła głowę w stronę Rosji. Wzięła jego twarz w dłonie, zamknęła oczy i po prostu go pocałowała.
Bez ostrzeżenia, bez zapytania, bez słowa wstępu.
Pocałowała.
Na powrót świat wokół nich przestał istnieć. Znowu byli tylko oni i tylko dla sobie. Ich usta od przeszło trzydziestu lat, tęskniące do sobie znowu były razem. Znowu mogły złączyć się i pozwolić sobie na chwilę błogiej przyjemności. Dla niego była to przyjemność, którą chciał mieć przy sobie codziennie o każdej godzinie, którą miał, a którą stracił. Dla niej była to przyjemność, której jej brakowało, do której mogła wrócić, ale nie wracała, bojąc się kolejnego bólu, mogącego ją dotknąć.
Rosja, w pewnym sensie, ocknąłwszy się ze zdziwienia, przypominał sobie o Niemcu. Nie kończąc pocałunku, otworzył jedno oko, by spojrzeć na wkurwionego do granic możliwości szwaba. Bez chwili namysłu, chcąc dopiec mu jeszcze bardziej, podłożył pod tyłek Polski swoją dłoń i część przedramienia, tak by dziewczyna nie spadła, zaś wolną ręką zaprezentował swój piękny środkowy palec, nieproszonemu gościowi. Widziąc jak ten wyklina pod nosem, zadowolił się i na powrót zamknął oczy, skupiając całą uwagę na swojej Polszy.
Gdy odkleili się od siebie, Niemiec już nie było. Ponownie spojrzeli sobie w oczy, tym razem jednak zdecydowanie krócej. Rosja uśmiechnął się zadziornie, demonstrując swoje zęby. Polska skrzywiła się, zupełnie tak jakby sobie coś przypomniała i nagle bez ostrzeżenia zachmachnęła się i wymierzyła soczysty cios otwartą dłonią w policzek Rosji. Gdy tylko plask się rozległ, mężczyzna pościł Polskę, a ona wylądowała miękko na ziemi.
- Za co?! - zajęczał trzymając się za obolały policzek.
- Za to, że mi się podobało! - wykrzyczała na granicy złości i zażenowania.
Polska stała z założonymi rękami i przeszywała go ciężkim do zinterpretowania spojrzeniem. Rosja jedynie uśmiechnął się łobuzersko, jakby rzucając jej wyzwanie. Dziewczyna nie mogąc znieść tego uśmiechu, odwróciła się na pięcie i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Rosja oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie dodał tutaj ostatniego słowa.
- A wrócisz do mnie? - zapytał półżartem.
Odpowiedź padła natychmiastowo.
- Nie!
Rosja mimowolnie westchnął. Zapytał w żartach, a dodatku spodziewał się tej odpowiedzi. Dlaczego więc tak bardzo go to zabolało?
- Przyjdę o osiemnastej! - krzyknął jeszcze na odchodnym, odwracając się z zamiarem pomaszerwonia w swoją stronę.
- Idiota! - usłyszał jeszcze za sobą i odszedł uśmiechając się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To pierwszy raz kiedy oni się w tej książce pocałowali wow.
Mam nadzieję, że tym speszjalem wywołałam uśmiech na twarzy, przynajmniej części z was. Bo to generalnie miało być raczej zabawne...
Tutaj muszę podziękować pewnej złotej duszyczce aleksa3503 która dała mi pełno pomysłów i bez której ten shot by nie powstał. Więc jeżeli się podobało to chwalić ją nie mnie. Wiem, że miała tu być epicka scena włamania do domu Korwina, ale uznałam, ale w trakcie pisania jakoś nie wiedziałam gdzie to dać i tak wyszło.
Sporo tutaj takich headcomowych rzeczy, więc jeśli kto by miał pytania to odpowiem..
No więc to tyle. Nie wiem kiedy kolejny rozdział w tej książce.
Wesołych Walentynki (co z tego, że to święto zapożyczone z zachodu i psuje naszą słowiańską kulturę) i siema.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top