2020 r. - Walentynki / część I
Tekst nie był pisany na poważnie! Postacie stają się tu karykaturami samych siebie, niektóre sytuacje czy wypowiedzi mogą wydawać się absurdalne i wulgarne, więc co złego to nie ja.
Zapraszam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kaliningrad
godz. 16:34
8 dni do Walentynek
- ...bo Polska to piękny kraj jest. - mówił Pan Walerian, szerzej znany jako kaliningradzki król meneli.
- To prawda... - odpowiedział w zamyśleniu Rosja, który dla Pana Waleriana, był jednak znany jako Saszka.
- Wiesz, - kontynuował menel - jest równa, taka płaska, ale jednocześnie wypukła tam gdzie trzeba.
- To też prawda. - Rosja westchnął - Wystarczy, że suka zatrzepota rzęsami i już nie potrafisz myśleć o niczym innym niż ona.
Walerian wyprostował się lekko i spojrzał w stronę rozmówcy, po czym zapytał, nieznacznie zdziwiony.
- Co?
- Co?
Chwilę przyglądali się sobie w niezręcznej ciszy, jednak już niecałe pół minuty później, ponownie patrzeli pusto w przestrzeń, wygonie oparci.
Znajdowali się na przedmieściach Kaliningradu. Tutaj, na stosunkowo, rzadko uczęszczanej ulicy, znajdował się sklep spożywczo-monopolowy, jeden z wielu w tym mieście. Za sklepem, pomiędzy kilkoma drzewami i dawno nie obcinanymi krzakami, znajdowała się ławka, już od kilkunastu lat okupowana przez Pana Waleriana. Nikt tak naprawdę nie wiedział, skąd menel się tu wziął. Było o nim jedynie wiadomo, że podchodzi z Kaszub, jednak gdy ktoś tylko spróbował nazwać go Kaszubem, Polak denerwował się niemiłosiernie i wypowiadał swoje słynne ,,Likier nie alkohol, a Kaszub nie człowiek". Pytany skąd się tu wziął, odpowiadał, że z wesela córki wracał, a że mu się spodobało, a droga do domu daleka była, to postanowił zostać.
Rosja Pana Waleriana poznał jakieś dwa lata temu, idealnie w tysięczną rocznicę poznania swojego największego szczęścia jak i najgorszego koszmaru, czyli jego ukochanej Polszy. Pamiętał, że z jakiegoś powodu ten dzień był dla niego niezwykle ciężki. Wtedy jakoś przypadkowo spotkał tego złotego człowieka, który w krótkiej rozmowie uświadomił mu, że musi walczyć. Od tamtego momentu, Rosja przychodził do tego mędrca regularnie.
- Coś cię trapi Saszka. - stwierdził Pan Walerian, parząc na malujące się w oddali typowe, dla wschodnioeuropejskich państw, bloki mieszkalne wybudowane przez sowietów.
- Ta... - zgodził się niechętnie Rosja - Pamiętacie panie kierowniku jak opowiadałem wam o tej Polce?
- Polka mówisz... - zamyślił się menel - Na twoim miejscu spierdalałbym choćby do Chin. Może wirus zajebie cię szybciej niż, ta baba cię znajdzie.
- Kiedy ja nie chcę uciekać! - Rosja podniósł głowę, a na jego twarzy malowało się prawdziwe cierpienie i tęsknota - Ja chcę ją mieć przy sobie i tylko dla siebie.
Pan Walerian zamyślił się.
- Przecież, już kiedyś z nią byłeś.
- Tak, ale przez całe tysiąc lat znajomości, ten okres zajmował niecałe pięćdziesiąt.
Pan Walerian spojrzał na zdesperowaną twarz towarzysza. Po chwili westchnął i przemówił łagodnie.
- Ja nie wiem, co ty zrobiłeś w przeszłości, ale musiałeś coś ostro zjebać. - menel zamyślił się, lecz nie na długo, gdyż już chwilę później wpadł na pomysł - Wiem! Daj jej jakieś zwierzątko. Kobiety lubią zwierzątka. Miała kiedyś jakieś zwierzątko?
- Miała. - ton Rosji był przesiąknięty rezygnacją - Niedźwiedzia. Wojtek się nazywał.
- O kurwa. - Pan Walerian zaczął gładzić swoją bujną brodę - No nic, nie pozostaje ci nic innego jak przerzucić ją sobie przez ramię i po prostu wziąć w pierwszym lepszym krzyku.
- Próbowałem - Rosja już nawet nie silił się na żadne emocje - i o mało co nie straciłem czegoś bardzo dla mnie ważnego...
Menel skrzywił się, zupełnie tak jakby mógł poczuć ból, który na szczęście ominął jego towarzysza.
- Pamiętaj Saszka, w miłości jak na wojnie. Musisz spróbować podstępu. - zrobił pauzę i spojrzał się na Rosję. Widząc jego pytającą minę, kontynuował - Zaoferuj jej zakład. Jeśli ta dziewucha jest honorowa, to w przypadku przegranej dotrzyma danego ci słowa.
Rosja przez chwilę milczał, potem jednak nagle się ożywił. Wstał z ławki z energią u niego niespotykaną.
- Panie kierowniku, jesteście genialni! - prawie wykrzyczał, po czym ruszył przed sobie rozchlapując pod butami lutowe błoto, którego na dobrą sprawę nie powinno tu być.
Pożegnanie było szybkie, lecz Pan Walerian nie miał mu tego za złe. Odprowadził go wzrokiem, tak daleko jak mógł, lekko się uśmiechając.
•••
Warszawa
godz. 14:52
7 dni do Walentynek
Tym razem dopadł ją w parku.
Co jakiś czas Niemcom zdarzały się napady człowieczeństwa podczas, których przyjeżdżał do Polski, niezależnie od dnia czy godziny i błagał ją o wybaczenie, jednocześnie zapraszając na coś w rodzaju randki. Polska oczywiście jeszcze ani razu się nie zgodziła, co czasami kończyło się obrzucaniem siebie nawzajem obelgami, lub podbitym okiem u Niemiec. On jeszcze nigdy jej nie oddał, pośrednio dlatego, że nie chciał, a bezpośrednio dlatego, że każdy cios wyprowadzony przez Polskę był na tyle zręczny, by szwab tracił przytomność.
Tym razem przynajmniej nie przylazł w nocy.
Polska starała się zachować spokój, co nie było najprostszym zadaniem. Aktualnie szła środkiem chodnika, jednego z warszawskich parków, zaś Niemcy wręcz skakał dookoła niej prosząc o wysłuchanie. Dziewczyna odpowiadała znudzona na wszystkie zadawane jej pytania, czyli w większości powtarzała po prostu na okrągło ,,nie''.
- Mówiłem ci już, że nic nie wiedziałem o Holokauście! - mówił zdesperowany Niemcy, w takich chwilach jego kłamstwa nigdy nie były jakieś wyszukane - Wybaczysz mi?
- Nie.
Niemcy szybko przeskoczył do jej lewego boku, pochylając się, tak by ich twarze były mniej więcej na tej samej wysokości. Polska nie spojrzała na niego nawet kątem oka, dalej idąc przed siebie.
- A umówisz się ze mną? Jesteśmy w tych samych sojuszach. Powinniśmy się integrować!
- Ach, po prostu spierdalaj.
Polska przyspieszyła kroku, jednak Niemcy również to zrobił. Gdy spojrzał na jej zdenerwowaną twarz, zaśmiał się nerwowo.
- Haha... Ale nie powiedziałaś ,,nie".
Biało-czerwona musiała aż przystanąć. Naprawdę ciężko było jej uwierzyć w to co usłyszała. Odwróciła się powoli w stronę Niemiec i spojrzała na niego jak na idiotę.
- W twoim przypadku używam ,,nie" tak często, że myślałam, że się domyślisz idioto jebany.
Miała zamiar odejść. Postawiała pierwszy krok, gdy Niemcy złapał ją mocno za ramię. Trochę za mocno, tak w ramach dawniej nabytego przyzwyczajenia.
- Puść mnie, albo tym razem nie tylko na podbitym oku się skończy - wycedziła przez zęby, jednak mimo wyraźniej groźby i ostrego spojrzenia, exnazista nie wyglądał na zastraszonego.
- Nie puszczę dopóki... - zaczął stanowczo, lecz nagle przerwał, patrząc na coś, co znajdowało się za Polską.
- Chyba coś powiedziała, prawda? - odezwał się znajomy głos, za plecami Polski.
Nagle atmosfera stała się o kilka stopni zimniejsza. Gdy pierwsza chwila zaskoczenia minęła, Niemcy zmarszczył brwi. Jego twarz przybrała niesamowicie groźny wyraz. Zaczęła się walka na spojrzenia. Polska jednak nie obawiała się. Widziała, kto za nią stoi i wręcz mogła zobaczyć ten czerwony błysk w szarych oczach.
Po jakiejś minucie, Niemcy puścił ramię Polski i nie mówiąc już nic więcej, po prostu odszedł w swoją stronę. Gdy zniknął jej z oczy, Polska odwróciła się w stronę swojego kolejnego problemu. Tym razem już trochę większego.
- Czego chcesz? - zapytała nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Uratowałem cię, powinnaś wpaść mi w ramiona strwożona, czy coś. - Rosja uśmiechnął się, mając nadzieję na jakąś reakcję ze strony Polski, jadnak ta stała z założonymi rękami i znudzonym spojrzeniem. Westchnął i przeszedł do sedna - Proponuję zakład. Jeśli wygram pójdziesz ze mną na randkę. Będzie chodzić o...
- Nie nie nie, - Polska pokręciła głową i uśmiechnęła się chytrze - jeżeli tak bardzo zależy ci na tej randce pozwolisz, bym to ja ustalała warunki zakładu. - zamyśliła się na chwilę - Jeśli na najbliższe posiedzenie sejmu Janusz Korwin-Mikke założy muchę w kolorze czerwonym, wygrywasz. - zrobiła pauzę, by przyjrzeć się twarzy Rosji, która na razie nie zdradzała żadnych emocji - Jednak, żebym na potencjalnej randce nie czuła jak kolaborant, do tego czasu Putin musi polubić Polaków, albo przynajmniej jednego.
Polska spoglądała na niego pewnym siebie wzrokiem. Wyglądałaby prawie radośnie, gdyby nie ten złowieszczy błysk w oku. Uważnie przypatrywała się Rosji, zastanawiając się, kiedy w końcu zrozumie, że jest na przegranej pozycji. On jednak po chwili zastanowienia, nie wyglądał na skorego do poddania się.
- Czego chcesz jeśli wygrasz?
Te słowa zdziwiły Polskę, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie sądziła, że zakład w ogóle wejdzie w życie, a jednak Rosja jeszcze nie odpuścił. W takim wypadku jednak i ona nie zamierzała odpuścić. Skoro gra toczy się o tak wysoką stawkę, mogła zarządzać tak naprawdę wszystkiego.
- Odgryzę ci chuja. - odparła prawie od razu, tonem, którym opowiada się o śniadaniu - Albo odetnę, zobaczę jaki będę miała humor.
Rosja otworzył oczy tak szeroko, że wydawało się jakby miały mu zaraz wypaść. Choć słyszał tę groźbę z jej ust już wiele razy, zawsze wywoływała u niego tą samą mieszankę strachu i dziwniej pustki. Tym razem jednak perspektywa rychłego stracenia przyrodzenia, wydawała się bardziej namacalna niż poprzednimi razy. Poczuł jakby nagle zrobiło się gorąco. Sięgnął ręką do zamka swojej kurtki, jednak ten okazał już rozpięty. Potem spojrzał na Polskę, która uśmiechała się lekko.
- Ty... - zaczął z wyczuwalną nadzieją w głosie - Żartujesz, prawda?
- Nie. - rzuciła od razu Polska - Może jak go stracisz, będziesz mieć mniejszą chcicę i w końcu dasz mi żyć. No to jak? Wchodzisz w to?
Polska wystawiała ku niemu dłoń. Rosja chwilę się wahał. Wiedział, że nie powinien. Wiedział, że podanie jej ręki równa się podpisaniu paktu z diabłem, a może nawet gorzej. Mimo to, zgodził się. Uścisnął jej dłoń. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się słodko i odwróciła się, by ruszyć do domu.
- Idiota. - rzuciła jeszcze na odchodnym.
Rosja później jeszcze długo stał sam, opierdalając się w myślach.
•••
Kaliningrad
godz. 0:28
6 dni do Walentynek
Noc była ciepła nawet jak na ocieplenie klimatu, które i tak gwarantowało ciepło. Wiatru w ogóle nie było. Niebo było bezchmurne, co wykluczało ewentualność jakichkolwiek opadów. Była to idealna noc na sen, której jednak Pan Walerian nie mógł wykorzystać. Spał twardo, lecz nagle wybudził się, wyczuwając czyjąś obecność. Początkowo nie otwierał oczu, mając nadzieję, że to tylko wymysł jego wyobraźni, jednak nawet po kilku minutach uczucie nie znikało. Powoli uchylił powieki, by sprawdzić kto śmiał przerwać jego spoczynek. W mroku, zauważył dość sporą sylwetkę mężczyzny. Chłop kucał przy prawej stronie ławki, z prawdopodobnie półlitrową butelką w dłoni. Pan Walerian zaintrygowany naczyniem, wytężył swoje zmysły jeszcze bardziej. Po chwili wpatrywania się, poczuł nawet palący smak alkoholu w ustach. Potem dopiero przyjrzał się przybyszowi. Widząc znajomą czapkę uszankę, podniósł się do siadu.
Co zrobić, kiedy wzywają sprawy wagi państwowej?
- Saszka kurwa! - wykrzyczał Pan Walerian, uderzając Saszkę w plecy. Ten w swoim słowiańskim przykucu zachwiał się, po czym wylądował na tyłku. Na szczęście jednak z flaszki nie uleciała nawet kropelka.
- Panie kierowniku, nie straszcie. - powiedział Rosja wracając do swojego przykucu.
Menel wyciągnął rękę w jego stronę. Ten bez słowa podał mu jeszcze prawie pełną flaszkę. Pan Walerian szybko wziął łyka po czym nawet się nie krzywiąc oddał butelkę. Spojrzał na Rosjanina i zaczął przypatrywać mu się badawczo. Przez chwilę bił się z myślami, nie wiedząc czy powinien powiedzieć to co chciał powiedzieć już od dawna. Ostatecznie jednak, postanowił w końcu się ujawnić.
- Znowu chodzi o Polskę, prawda Rosja? - powiedział ostrożnie, bacznie obserwując jego reakcję.
- Ta... Zaraz, co? - Rosja odwrócił się energicznie. Menel zauważył na jego twarzy ciężką do odgadnięcia mieszankę emocji - Jak mnie nazwaliście?
- Rosja. - powtórzył spokojnie - Bo to jest twoje prawdziwe imię. Zgadza się?
Rosja przez chwilę nic nie odpowiadał. Był zbyt zszokowany. Słowa grzęzły mu w gardle. Pierwszy raz został postawiony w takiej sytuacji. Nie miał pojęcia co zrobić. Nie wiedział czy powinienem uciekać, zaśmiać się, zaprzeczyć czy zabić tego człowieka. Do tej pory nie wiedział nawet, że coś takiego jest możliwe. Gdzieś w środku poczuł swego rodzaju niepokój, może nawet przerażenie. Był jak sparaliżowany.
- Wy... - wydusił w końcu - Jak?
- Za dużo czasu z tobą spędziłem żeby się nie domyślić. - Pan Walerian oparł się wygodnie. Mówił tonem tak beztroskim, jakby opowiadał o najnormalniejszej rzeczy na świecie - Do tego od kilku miesięcy przychodzisz do mnie taki... kolorowy. Wcześniej ci nie mówiłem, bo chciałem zobaczyć kiedy sam się zorientujesz.
Rosja nagle jakby wybudził się z transu i panicznie wręcz zaczął oglądać swoje ręce. Choć panował mrok, mógł dostrzec, że jego skóra była czerwona. Zaraz potem jego wzrok znowu spoczął na menelu.
- Ale w takim stanie nie powinniście mnie widzieć. - wydusił z sobie w niedowierzaniu.
- Mi się wydaję, że to tylko kwestia świadomości. - zaczął wyrywając z ręki Rosji flaszkę. Wziął łyka i kontynuował - Zrozumiałem, że istniejecie to i zobaczyłem. Proste. Ale spokojnie nikomu nie powiem. Z resztą i tak nikt mi nie uwierzy.
Gdy Rosja odzyskał swoją butelkę, bez zastanowienia przyłożył ją do ust i pił, póki zawartość się nie skończyła, po czym skrzywił się jak nigdy w życiu. Nie wiedział ile na raz wypił, ale nie obchodziło go to jakoś bardzo.
- No, ale zmieńmy może temat. - zaproponował Pan Walerian patrząc lekko zaniepokojony na ciągłe oszołomionego rozmowę. Ten tylko pokiwał twierdząco głową w otępieniu - Czyli Polska mówisz... Nie ważne jak dziwnie to teraz zabrzmi, w Polsce się urodziłem i wychowałem i bez urazy, ale wydaje się mi się, że ta dziewucha musi być kurwą, ale nie zmienia to faktu, że zjebałeś... towarzyszu.
Rosja podniósł powoli głowę i spojrzał na Pana Waleriana. Miał tak wiele pytań i ani jednej odpowiedzi, lecz słysząc beztroski ton rozmówcy, postanowił odłożyć rozmyślania egzystencjalne na później. Choć przyszło mu to z trudem, spróbował wyrwać się z tego pierwszego szoku i zająć się sprawą za którą tutaj przyszedł.
- Założyłem się z nią, tak jak radziłeś - powiedział, wchodząc już w swój normalny powiewający chłodem ton - Za tydzień jest posiedzenie polskiego sejmu na które Korwin musi założyć czerwoną muchę, a Putin do tego czasu musi polubić chociaż jednego Polaka. W przeciwnym wypadku Polsza utnie mi kutasa. Albo odgryzie, jeszcze nie sprecyzowała.
Oboje spojrzeli pusto w przestrzeń. Menel pogładził swoją siwą brodę w zamyśleniu.
- Ciężka sprawa, towarzyszu. - odezwał się spokojnie - Ale wykonalna.
Rosja spojrzał na niego pytająco. Za szybko odwrócił głowę, przez co zachwiał się lekko, ale szybko odzyskał względną równowagę. W jego niewyraźnym spojrzeniu dało się dostrzec nutkę ciekawości.
- Co macie na myśl?
- Tutaj Bóg ci nie pomoże. - zaczął tajemniczo - Musisz zwrócić się do Diabła, a raczej dwóch.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam po przerwie!
Na potrzeby opowiadania postanowiłam, że to mityczne zebranie sejmu ma odbyć się w Walentynki.
Generalnie to ten speszjal będzie takim trochę sprawdzeniem na ile będę mogła sobie pozwolić w żartach na przyszłość.
Kolejna część dłuższa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top