1947 r. - Akcja ,,Wisła"
Uwaga czy coś. W sensie pisząc to czułam się autentycznie brudna. W pewnym momencie wiadomo do czego to zmierza, ale spokojnie w odpowiedniej chwili sytuacja... zmienia się (?).
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Generał Karol Świerczewski prowadził spokojnie samochód. Droga była pusta, więc bez przeszkód mógł przeglądać się widokom przez przednią szybkę. Dookoła otaczało go morze gór i lasów. Co jakiś czas mijał małe poletka lub polanki. Te obrazy napełniały go dumą i zachwytem. Spoglądał przecież na najpiękniejszy że wszystkich kraji. Jego ojczyznę, za którą przyszło mu walczyć i walczyłby nadal, a gdyby musiał oddałby życie, które już i tak w pełni Polsce poświęcił.
Tego chłodnego marcowego dnia, miał udać na obchód, do bazy wojskowej w Cisnej. Nie jechał sam. Razem z nim w samochodzie na tylnej kanapie byli dwaj jego ochroniarze, dwa ogromne chłopy. Wzrostu mieli prawie po dwa metry, a w barach byli szersi od dwóch Stalinów i Hitlera, jak to uwielbiał określać Świerczewski. Na przednim siedzeniu pasażera jechała napotkana po drodze prostytutka. Początkowo nie chciał jej brać, ale po krótkiej naradzie z chłopakami, uznali, że według złotej idei komunizmu podzielą się nią. Każdy więc wygrzebał z kieszeni trochę pieniędzy i złożyli się. Gdy zbiórka powiodła się, zabrali ją i zaczęli szukać odpowiedniego miejsca do skorzystania z jej usług.
Właśnie wchodzili w zakręt, więc kierowca musiał zmienić bieg, ale gdy już to zrobił, nie położył ręki ponownie na kierownicy. Zamiast tego położył ją na kolanie dziewczyny. Ta wzdrygnęła się lekko, ale nic nie powiedziała. Świerczewski spojrzał w jej stronę. Wyglądała na spiętą. Była młoda, więc bardzo prawdopodobnym było, że jest jeszcze dziewicą. Zaczął zastanawiać się, co mogło skłonić ją do sprzedania się. Może ktoś z jej rodziny jest chory i próbuje zebrać pieniądze na leki? W takim razie pomożemy... Oblizał obleśnie wargi, na samą myśl o przyjemności, którą ta dziewczyna go obdarzy.
Za lekkim zakrętem, zauważył niewyasfaltowaną drogę. Bez namysłu skręcił w tamtą stronę. Z tego co pamiętał droga prowadziła do miejscowości Jabłonki, ale nie przejął się tym. Wieś była otoczona lasem, więc był pewny, że kawałek dalej znajdą jakieś dobre miejsce. Podejrzewał, że nawet uda im się przejechać niepostrzeżenie.
Stało się zgodnie z oczekiwaniami. Zaparkował samochód w najmniej widocznym miejscu, jakie znalazł. Miał nadzieję, że chociaż z daleka nikt go nie zauważył. Wysiadając z auta, chwilę zastanawiał się, czy powinien zabrać broń. Ostatecznie uznał, że tylko by mu zawadzała. Miał ze sobą dwóch ochroniarzy, a wokoło był tylko las. Co złego mogło się stać?
Lekko trzasnął drzwiami przy zamykaniu auta. Wyprostował się i dokładnie rozejrzał. Wydawało mu się, jakby ktoś go obserwował. Spojrzał w stronę swojej ochrony. Ci zajęci byli rzucaniem sprośnych żartów w stronę dziewczyny. To nie oni byli źródłem jego niepokoju. Zaczął uważnie przyglądać się koroną drzew oraz krzaką, jednak nic nie przykuwało jego uwagi. Ostatecznie, postanowił zignorować to uczucie.
- Ja idę pierwszy. - rzucił niedbale w stronę osiłków - Wy ustalcie sobie kolejność.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i zaśmiali się gardłowo. Prostytutka wzdrygnęła się, rozumiejąc o co może im chodzić.
- To nie będzie konieczne. - powiedział jednen z nich, gdy już się uspokoili.
Świerczewski spojrzał na prostytutkę. Z twarzy była ładna i do tego natura obdarzyła ją hojnie. Miała długie blond włosy, co zawsze mu się podobało u kobiet. Tyle że pomimo tych wszystkich plusów, była drobna i niska. Generał spojrzał na dwóch olbrzymów. Różnica między nimi, a dziewczyną była kolosalna. Jeżeli będą tak agresywni jak zazwyczaj, urocza blondyneczka mogła tego nie przeżyć. Trudno, przynajmniej nie będziemy musieli płacić.
- Zostańcie tutaj. - rozkazał, wskazując palcem, jak psu.
Ruszył przed siebie, a dziewczynie dał znak ręką by za nim podążała. Ta przez chwilę zostawała z tyłu, jednak dogoniła go i zrównała się z nim. Spojrzał na nią ukradkiem. Spodziewał się, zobaczyć jak idzie w sztywnej postawie, jednak ona wyglądała na zdecydowanie bardziej spokojniejszą niż wcześniej. Przymrużył lekko oczy. Myśl, że mogła bać się tylko jego ochroniarzy, a nie jego samego trochę go krzywdziła. Chcąc sprawdzić by była choć w połowie tak przerażona jak wcześniej, złapał ją mocno za pośladek. Ta zgodnie z oczekiwaniami, lekko odskoczyła w przód. Spojrzał na jej twarz. Ukazywała zmartwienie, ale wydało mu się jakby jej oczy mówiły zupełnie coś innego. Mimowolnie odwrócił wzrok.
- Nie zabrałeś żadnej broni? - zapytała niewinnie, tonem słodszym od miodu.
- Nie, tylko by zawadzała.
Uśmiechnął się obleśnie, po czym oblizał wargi. Znowu spojrzał na prostytutkę. Wydawało mu się, że zobaczył w jej oku pewien niepokojący błysk. Ta sytuacja zaczynała się robić coraz dziwniejsza. Dziewczyna od kiedy tylko wysiedli z samochodu, wydawała się być jakaś spokojniejsza i pewniejsza. Cały czas również rozglądała się ukradkiem na boki, by wychwycić jakiś punkt. Świerczewski może w stosunku do kogoś innego nabrałby podejrzeń, ale nie sądził ty taka malutka i słodka istotka jak ta dziewczyna, mogła mieć złe zamiary.
Szli już kilka minut szukając odpowiedniego miejsca. To zaczynało już być nużące. Generał zaczął żałować swojego rozkazu. Mógł kazać odejść gdzieś sowim osiłkom, a sam zostać w aucie. Byłoby wygodniej i czyściej, jednak teraz wrodzone lenistwo nie pozwalało mu już wrócić. W pewnym momencie zdenerwował się. Miał już dość szukania. To był las, tu były tylko drzewa i krzaczory. Co spodziewał się znaleźć? Na pewno nie przytulną chatkę z kominkiem.
Nie myśląc długo, odwrócił się gwałtownie do prostytutki. Złapał za ramiona i przycisnął do pnia najbliższego drzewa. Rozejrzał się jeszcze raz, upewniając się, że nikt ich nie widzi. Gdy już to zrobił, bez najmniejszego ostrzeżenia, wbił się w jej usta, obdarzając mokrym pocałunkiem. Dziewczyna na początku nie zareagowała, ale potem owinęła swoje ręce wokół jego szyji i oddała pocałunek, z czystego obowiązku.
Oderwał się od niej. Spojrzał na jej zdziwioną twarz, chwilę zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Jego wzrok spoczął na klatce piersiowej. Zabrał się za odpinanie malutkich guziczków jej koszuli. Długo siłował się z zapięciem, więc zaczął się niecierpliwić. W końcu warknął groźnie i jednym szybkim pociągnięciem rozerwał materiał. Dziewczyna jęknęła z przerażeniem. Dlaczego jednak miał wrażenie, że było to udawane?
Teraz w pełniej okazałości widział jej piersi. Na ten widok poczuł jak uderza w niego fala podniecenia. Ten kształt, rozmiar... Uśmiechnął się sam do siebie. Podwinął spódnicę dziewczyny i złapał ją za obywa uda, trochę powyżej kolan. Podniósł, dalej opierając o pień drzewa. Ona owinęła swoje nogi wokół jego bioder, czytając jego intencje. Przysunął twarz do jej piersi. Zaczął swoją zabawę. Dziewczyna jęknęła, jego zdaniem trochę wymuszenie, ale nie przyjmował się tym. Jest młoda, nie ma doświadczenia.
Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że blondynka, spogląda gdzieś za jego plecy, jakby wyczekiwała czegoś lub kogoś. Postanowił nie zwracać, na to uwagi. Uznał, że może po prostu teraz żałuje swojej decyzji. Nawet jeśli, nie obchodziło go to. Na ten moment chciał tylko przyjemności.
Postanowił nie zwlekać dłużej. Prawą dłonią zaczął sunąć powoli po udzie, coraz wyżej i wyżej. Badał każdy skrawek jej skóry, próbując dotrzeć do tego, co teraz liczyło się dla niego najbardziej. Nagle poczuł coś pod swoją dłonią. Podwiązka? Nie, nie tylko. Postanowił to wybadać i po chwili poczuł. To nie była tylko podwiązka, bo do niej przymocowana była pochwa, a w pochwie nóż.
Nim zdążył połączyć fakty, usłyszał szybkie kroki za sobą. Nagle poczuł jak ktoś ciągnie go brutalnie w tył. Naspatnik odwrócił go w swoją stronę. To co ujrzał wprawiło go w osłupienie. Stał przed nim wysoki na ponad dwa metry mężczyzna, prawdziwy niedźwiedź, potężniejszy nawet od jego ochroniarzy.
Olbrzym z istną furią w oczach złapał go za gardło, ale nie dusił. Zrozumiał. Nie tak miał zginąć. Napastnik spojrzał gdzieś za jego plecy, ale szybko odwrócił wzrok. Świerczewski oczekiwał w napiciu, bojąc się wydać jakiekolwiek dźwięk. Nie trwało to długo. Już kilka sekund później poczuł ukłucie, a potem zimno przeszywjace jego ciało. Ból przyszedł dopiero, gdy blondynka wycągnęła nóż z jego pleców. Wiedziała gdzie ciąć, za niedługo powinien umrzeć.
Uścisk na jego szyji zwolnił się. Nie było już żadnej siły, która powstrzymywałaby go przed upadkiem. Poczuł jak leci w dół, a po chwili zderza się z ziemią. Wylądował na plecach, co tylko pogorszyło sytuację. Choć wiedział, że są to jego ostatnie chwile, zamiast myśleć o rodzinie i wspominać wszystko co dobre, postanowił wysilić się i pomimo rozmazującego się obrazu, przyjżeć się swoim oprawcą.
Na razie stali odwróceni do niego tyłem. Niedźwiedź znajdujący się trochę bardziej za nią, ściągnął swoją odzież wierzchnią i okrył dziewczynę, niedbale, jakby od niechcenia. Potem zaczęli o czym rozmawiać. Umierający nie rozumiał słów, ale rozpoznał języki. Posługiwali się na przemian polskim i rosyjskim. Może w innych okolicznościach by go to zdziwiło, ale nie teraz, stojąc w obliczu śmierci.
Nastał oczekiwany przez niego moment. Mordercy odwrócili się. Świerczewski otworzył szeroko oczy. Widok przed nim, choć zamazany, wprawił go osłupienie i przerażenie, tak głębokie, że utrzymywało go przy życiu jeszcze kilka nasptnych minut, a ból przestał być odczuwalny. Jego oprawcy stali się tacy... nieludzcy. Wyglądali tak samo jak przedtem, a jednoczenie tak inaczej. Było to równie straszne, co niesamowite. Ich kolor oczu, włosów, skóry... Urocza blondyneczka, nie była już blondyneczką.
Po kilku minutach, poczuł, że to już koniec. Nie miał już więcej siły. Jeszcze przed odejściem, dzięki prawdziwemu cudowi, usłyszał wyraźnie kawałek ich rozmowy. Zupełnie tak, jakby sam Bóg chciał by tak się stało.
- Dobrze nam służył. - powiedziała zimno dziewczyna przyglądając się półprzytomnemu Polakowi.
- Służył. - odpowiedział olbrzym równie zimno.
Ostatnim co usłyszał przed dokonaniem żywota, był wystrzał z jakieś borni palnej. Potem zrobiło się ciemno i zimno.
Mówiło się, że w obliczu śmierci człowiek widzi rzeczy, których normalnie by nie zauważył. Tego dnia Polska i Rosja przekonali się, że to prawda.
•••
Jeszcze za wojny, razem utworzyli wspólną grupę wywiadowczą. Ludzie ci mieli zajmować się sprawą Ukrainy. Wykradli i zbierali informacje o kolejnych ruchach UPA, zabijali niektóre niewygodne osoby i prowadzili dokumentację, czasami tylko zawyżając już i tak ogromne liczby ofiar. Grupa w całości składała się tylko z Rosjan i Polaków, będących jednocześnie ich ludźmi. Wywiad nie miał nazwy, nawet zwyczajowej, a co za tym idzie, skrótu też nie było. Jednak nie było to potrzebne. Wszyscy wiedzieli, że coś takiego istnieje, ale nikt o nim nie mówił. W większości przypadków po prostu go nie doceniali. Tymczasem wywiad jak do tej pory był niezawodny.
Dlatego właśnie nie podawali w wątpliwość tego co im przekazano.
Ukrainę widzieli ostatnio w połowie marca, jeszcze przed rozpoczęciem operacji ,,Wisła". Od tamtej pory, czyli od około trzech miesięcy, usilnie próbowali ją znaleźć. Jej śmiesznie nierealna chęć posiadania własnego wolnego państwa, przysparzała im sporo problemów, więc jak najszybciej chcieli zakończyć ten wątek i zająć się ważniejszymi sprawami. Właśnie teraz mieli ku temu okazję.
Znajdowali się w rejonie Bieszczad, tuż przy polskiej granicy. Przeszukiwali jedną z wielu niedawno zrównanych z ziemią wsi na tym terenie. Wydawało się jakby krzyki i płacz wysiedlonych rodzin były jeszcze słyszalne. Zupełnie tak jakby duchy przodków tych ludzi zatrzymały je sobie jako jednyną pamiątkę. Te smutne ruiny przywodziły na myśl jedno pytanie. Czy ktoś tu zginął podczas przesiedlania? Pewnie tak, ale był to Polak czy Ukrainiec?
Jak przystało na środek lata, było gorąco, choć tego dnia o wiele bardziej niż zazwyczaj. Polska co chwilę wycierała pot z czoła. Był to jednen z tych momentów, w których wolałby by być mężczyzną. Wtedy mogłaby tak jak Rosja chodzić w jakimś podkoszulku bez bezrękawów i nikt nie powiedziałby jej, że to nie przystoi. Mimo że ubrała najcieńsze i najkrótsze ubrania jakie posiadała, dalej nie dawało to jakichś większych efektów. Jedyne z czego mogła się cieszyć to wybór spódnicy zamiast spodni. Nie było to może najodpowiedniejsze na poszukiwania, ale było przynajmniej przewiewnie.
Razem z Rosją uznali, że najlepiej będzie jeśli na tą ,,misję" wyruszą tylko we dwójkę. Takie posunięcie mogło zdawać się lekkomyślne, ale ich zadaniem było to coś, co musieli załatwiać sami. Choć nie mówili tego głośno, obydwoje czyli się w pewnym sensie winni względem Ukrainy. Próbowali wyrzucić z głowy to uczucie, jednak ono zawsze wracało. Nie potrafili nawet wytłumaczyć skąd mogło się wziąć. Ono po prostu było i nie zamierzało ich opuścić.
Polska już od dłuższego czasu była sama. Na początku szukali razem, ale wbrew oczekiwaniom, miejscowość okazała się dość duża, więc po kilku godzinach postanowili się rozdzielić. Nie sądzili, że znajdą tu Ukrainę. Mieli jednak nadzieję znaleźć jakąś wskazówkę. List, kredowy napis na ścianie, kawałek starej szmaty, cokolwiek, co pomógłoby im w złapaniu poszukiwanej.
Biało-czerwona odetchnęła z ulgą gdy skryła się w cieniu kolejnego opuszczonego domu. Chata wyglądała zaskakująco dobrze w porównaniu do innych budynków. Pomalowane na biało ściany były w jak najzwyklejszym porządku, co wydawało się aż niemożliwe, patrząc na stan całej wsi. Spod sporej warstwy mchu, dało się zobaczyć intensywnie czerwony kolor dachówki pokrywającej dach. Dzwi z ciemnego drewna były o dziwo całe. Na pierwszy rzut oka, jedynym mankamentem wydawały się wybite szyby w oknach, ale całość wyglądała na wystarczająco stabilną by w niej zamieszkać, a przynajmniej w okresie letnim. Błędem byłoby nie sprawdzenie tego budynku.
Nie myśląc długo, Polska ruszyła w stronę drzwi. Uchyliła je lekko, ostrożnie zaglądać do środka. Gdy uznała, że jest bezpiecznie weszła. Znalazła się w małym przedsionku. Na zewnątrz było bardzo jasno, więc musiała chwilę odczekać zanim jej oczy przyzwyczaiły się do mroku panującego w pomieszczeniu. Polska rozejrzała się dookoła. Przedsionek, bez większych zaskoczeń, był całkowicie pusty. Po prawej zauważyła przejście do następnego pomieszczenia, które okazało się być kuchnią. Wszystkie szafki zostały zabrane. Jedynym co pozostało był sporych rozmiarów piec kaflowy, usadowiony tuż przy schodach prowadzących na górę. Polskę korciło by pójść tam od razu, jednak najpierw postanowiła sprawdzić dół. Oprócz łazienki z której naturalnie nie dało się zabrać za wiele, wszystkie pomieszczenia, czyli pozostałe dwa, były tak samo puste jak poprzednie.
W końcu postawiła stopę na pierwszym stopniu schodów. Nie wiedziała czemu, ale to miejsce napawało ją swego rodzaju niepokojem. Znalazłwszy się na piętrze, tradycyjnie rozejrzała się. Była w małym prostokątnym korytarzyku, z trzema różnymi drzwiami do wyboru. Polska weszła w pierwsze od lewej. Zdziwiła się. Ten pokój nie był już pusty. W prawym rogu znajdowała się połamana rama łóżka, a w lewym jakaś stara komoda, a raczej jej szczątki. Po rysach na drewnianej podłodze mogła stwierdzić, że kiedyś pomieszczenie było zagospodarowane lepiej. Zauważyła także coś, co wcześniej jakimś cudem umykało jej uwadze. Wszystkie okna w domu, były zasłonięte jakimiś szmatami, a cały dom był względnie czysty. Zupełnie tak, jakby ktoś się tu ukrywał.
Zanim wyszła, zajrzała jeszcze do komody, jednak ta nie kryła w sobie nic. Lekko zawiedziona Polska udała się do kolejnego pomieszczenia. Podłoga rytmicznie skrzypiała pod jej stopami. Miała wrażenie, jakby stare deski zaraz miały się załamać pod jej niewielkim ciężarem. Odrzuciła tę myśl, by móc stąpać pewniej.
Otworzyła kolejne drzwi. Polska lekko przymrużyła oczy. Na pierwszy rzut oka niezauważała nic, jednak po zamknięciu drzwi i rozejrzeniu się, zobaczyła wcale nie brudny materac i kilka kocy na nim. Był on tak usytuowany, że ktoś wchodząc do pomieszczenia, mógłby go nie zauważyć przez zasłaniające widok dzwi. Polska podeszła do materaca i przykucnęła. Odgarnęła koce, ukazując sporą bordową plamę krwi. Choć nie została zrobiona kilka godzin temu, na pewno nie była stara. Polska strzelała, że ktoś był tu najdalej wczoraj wieczorem. Jeszcze chwilę poświęciła na przeszukanie pokoju, ale zgodnie z oczekiwaniami, nie znalazła nic więcej.
Kładąc rękę na klamce ostatnich drzwi, przeszły ją ciarki. Nie wiedziała czego ma się tam spodziewać. Czuła narastający niepokój z każdą minutą tutaj, ale musiała przeszukać wszytko. W innym wypadku, co powie Rosji? Nie zamierzała przyznawać mu się, że się bała. Nie tym razem.
Drzwi zaskrzypiały przeciągle, gdy je pchnęła. Trochę lekkomyślnie, zamknęła oczy stawiając pierwszy krok. Gdy je na powrót otworzyła, zamarła. Poczuła nagłe ukłucie w sercu. Na ścianach, w miejscach w których farba jeszcze nie poodpadała, dało się zauważyć różne kolorowe wzroki. Od kwiatków, po ptaszki, kotki i wesołe ludziki. Znajdowały się tu dwa pojedyncze łóżka, po dwóch stronach pokoju, a pośrodku, tuż pod oknem, kołyska. Wszystkie meble w pomieszczeniu były rozwalone. Polska nie chciała wiedzieć dlaczego. Przy jednym z łóżek, po lewej stronie, zauważyła skrzynię na dziecięce zabawki, ale nie ona przykuła jej uwagę. Dziewczyna podeszła bliżej. Na skrzyni posadzona została szmaciana lalka. Wzięła zabawkę do rąk. Laleczka miała piękną zieloną sukienkę z falbankami, długie czerwone włoski, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Polska spojrzała na dwa czarne guziki, imitujące oczy. Białorusi dałam podobną u początków pierwszej Rzeczypospolitej.
Zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia. Przypominając sobie, małą Białoruś. To jak wszyscy się o nią troszczyli, chronili od złego. Pomyślała również jak o tym jak całą trójką obserwowali jak dorasta. W tamtym momencie mogła wręcz poczuć ból dawnych gospodarzy tego domu. Rodziców, którzy nie wiedzą co czeka ich rodzinę, którzy nie wiedzą czy będą mogli zapewnić bezpieczeństwo swoim pociechą. Głupia. Nigdy nie byłaś matką, nie masz nawet siostry... Myślała, ale drugą część jej zaraz dodawała, ale byłaś opiekunką.
- Polsza, my... O blyat...
Gdzieś za sobą usłyszała Rosję, najwyraźniej tak samo zdziwionego tym marnym widokiem, co ona. Była odwrócona do niego plecami, więc nie mogła w pełni odgadnąć jego emocji, nie próbowała z resztą.
Rosja rozejrzał się dookoła. Nie wiedział co myśleć. Ten widok wprawił go w... zakłopotanie? Nie umiał tego nazwać. Spojrzał na Polskę. Od razu stwierdził, że coś jest z nią nie tak, ale nie zamierzał nic mówić. Postanowił poczekać, aż sama się ocknie, jednak na to się nie zapowiadało. W końcu zmęczony milczeniem i dziwnie przytłaczającą atmosferą tego miejsca, odezwał się.
- Polsza, - powiedział zimno, pozornie od niechcenia - wszytko dobrze?
Polska otworzyła szerzej oczy. Wyrwała się z zamyślenia. Rozejrzała się, jakby po obcym miejscu. Zauważyła, że nie stoi tylko klęczy. Nie widziała nawet kiedy spoczęła w takiej pozycji. Wstała i wyprostowała się. Szmaciankę odłożyła na miejsce, ostatni raz się jej przyglądając. Już nie miała wyrzutów sumienia.
- Tak, a wygląda jakby miało być źle? - rzuciła trochę zbyt oschle, nawet jak na nią.
Rosja obserwował jak dziewczyna idzie szybkim krokiem w stronę wyjścia, wymijając go. Przyglądał jej się podejrzliwie, ale nic nie mówił. Gdy opuściła pomieszczenie, podszedł do miejsca, w którym ją zastał. Zobaczył zabawkę. Zrozumiał.
Spotkali się przed domem. Przyzwyczajeni do mroku, na powrót musieli oswoić swoje oczy ze światłem. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Wydawało im się jakby właśnie wrócili z jakiegoś innego świata i czasu. Nie było tego po nich widać, ale nagle zrobiło im się ciężko. Rosji może nie tak jak Polsce, ale dalej było to nieprzyjemne uczucie.
- No więc, - przerwała ciszę Polska - po co przylazłeś?
- Tam dalej jest stodoła. Mam przeczucie, że nikt z nas nie powinien iść tam w pojedynkę. - powiedział wskazując palcem jakiś punkt, którego Polska nie mogła dostrzec. Rosja ruszył we wskazane miejsce, nie patrząc na towarzyszkę. Ona i bez tego poszła za nim.
- A ty? Znalazłaś coś? - wydawało się się, jakby chciał coś dopowiedzieć, ale powstrzymał się.
- Ten dom - zaczęła - wczoraj wieczorem, może nawet dzisiaj rano, ktoś tam był.
- Nie sądzę, że byłaby tak głupa by zostać tu tak długo. - odpowiedział sceptycznie.
- Miała powody. Widziałam krew.
- Czyli ona, albo któryś z jej przydupasów jest ranny...
I na tej spekulacji zakończyli dialog. Polska czyła się zmęczona. Poszukiwaniami, tym dniem, sobą... po prostu wszystkim. Nie miała ochoty na rozmowę, więc była wdzięczna, Rosji za jego milczenie. Cieszyła się ciszą, przerywaną jedynie przez ptaki lub świerszcze. Niestety, droga powoli zaczynała dobiegać końca.
Gdy znaleźli się na skraju wsi, dochodząc do stodoły zrobili się ostrożniejsi. Choć dookoła nie widzieli nikogo, starali się być jak najmniej widoczni, co za dnia nie było najłatwiejszym zadaniem. Po kilku minutach skradanki, dotarli do celu. Nie weszli od razu, zamiast tego, najpierw obeszli oborę, upewniając się o braku wrogów. Podobnie jak dom, w którym niedawno gościli, ten budynek również nie był jakoś specjalnie zniszczony.
Rosja nieznalazłwszy innej drogi, po prostu podszedł do ogromnych drzwi i otworzył je szeroko, niespodziewając się żadnej niepsodzianki, która jednak nadeszła.
Zanim zdążył jakiejkolwiek zareagować, Polska już celowała z karabinu w pełnym skupieniu. Rosja spojrzał tylko gdzie skierowała lufę. Kawałek dalej, centralnie przed nimi zobaczył poszukiwaną od miesięcy Ukrainę. Nie była jednak sama. Kucała przy jednym ze swoich. Rosja nie pamiętał jego twarzy, więc prawdopodobnie nie był nikim ważnym. Mężczyzna był ułożony na stercie siana. Wszytko wokół niego było splamione krwią, w tym sama Ukraina. Nie mówili nic, czekając na krok przeciwnika. Podczas gdy Polska nie spuszczała oka z Ukrainy, Rosja rozglądał się dokładnie dookoła, jednak nie zauważył nic oprócz pyłu i kurzu widocznych w promieniach słońca, wypuszczanych przez drzwi i szczelinki w deskach.
- Jeszcze wam mało? - powiedziała słabo Ukraina, powoli podnosząc się z klęczek - Zniszczyliście już tyle wsi, przesiedliliście tak wielu i tak wielu zabiliście, a jeszcze chcecie schywatć mnie?
- Sama się o to prosiłaś. - odpowiedziała ostro Polska - Mówisz o nas jak o najgorszych, a sama cały czas dopuszczasz się prawdziwych rzezi.
Ukraina spojrzała na nich smutno, jakby przepraszająco. Spróbowała zbliżyć się o krok, ale na jej ruch, Polska zareagowała tylko przeładowaniem broni.
- Możecie mi nie wierzyć, ale ja naprawdę tego nie chciałam. - Ukraina zrobiła pauzę, czekając na ich reakcję, gdy jej nie uzyskała mówiła dalej - Nie mogę zapanować nad gniewem moich ludzi. - nagle uniosła się - Oni już mają dość. Mają dość ciągłego uginania się pod polsko-rosyjskim butem! Oni i ja chcemy się tylko wyzwolić. Polska, ty dwa razy zniknęłaś z mapy, powinnaś mnie zrozumieć.
Spojrzała z nadzieją w stronę białowłosej. Na Polsce nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- To jest co innego. Ty nigdy nie miałaś samodzielnego państwa. - odpowiedziała zimno.
- I dlatego właśnie mój gniew jest jeszcze bardziej uzasadniony! - w oczach Ukrainy pojawiły się łzy, ale nie ustępowała i mówiła dalej - Ja chcę tylko suwerenności, a to jak do niej dążę nie liczy się. Tyle razy powtarzaliscie przecież, że nie liczą się środki tylko efekt! Tak przecież postąpiliście w związku z tą operacją, prawda? To jest jedną wielką manipulacją. To był tylko pretekst do tej wielkiej zbrodni, którą nazywacie ,,akcją". A najlepsze jest to, że to mnie będą uznawać za winną.
Każde jej słowo wydawało się coraz słabsze i cichsze, co potęgowało ciężki nastrój tego całego dnia. Ukraina pozwoliła spłynąć swoim łzą. Rosja do tej pory siedzący cicho, miał już dość. Również i on wycelował karabin w siostrę.
- W tym momencie idziesz z nami, albo dostajesz kulkę w łeb. - wysyczał, próbując nie krzyczeć.
Ukraina podniosła na niego wzrok pełen żalu. Otarła ręką policzki i oczy. Pociągnęła nosem.
- Więc strzelajcie. Państwa i tak nie stracę. - powiedziała z najsmutniejszym uśmiechem jaki Rosja i Polska kiedykolwiek widzieli.
Polska pierwsza opuściła broń. Z kamiennym wyrazem twarzy i zrezygnowaną postawą, spojrzała na Rosję. Ten dalej nie odwracał wzroku od siostry. Zacisnął palce na karabinie. Potem spojrzał na Polskę, jakby szukał w jej oczach rady, wskazówki co ma zrobić, jednak jej mimika dalej pozostawała taka sama. Wtedy jego wzrok znowu skierował się ku Ukrainie. Rozluźnił się.
- Uciekaj zanim zmienię zdanie. - powiedział z nutką złości w głosie.
Powoli opuścił broń. Przyglądał się siostrze, która właśnie odwróciła się w stronę rannego. Przeżuciła sobie jego rękę przez szyję i dźwignęła go do góry, z pewnym wysiłkiem. Nie marnując czasu ruszyła w stronę jedynego wyjścia ze stodoły, przy którym stali jej niedoszli zabójcy. Przechodząc obok nich zawahała się, ale nie ze strachu. Stanęła między nimi, i spojrzała na każdego z osobna.
- Nie powinniście tak bardzo ufać swojemu wywiadowi.
Posłała im jeszcze przepraszajce spojrzenie i wyszła, ciągnąć że sobą Ukraińca. Zrobiła to nieoglądajac się za siebie. Coś było nie tak.
Rosja i Polska spojrzeli po sobie. Momentalnie zrozumieli. To była pułapka. Od razu przywarli sobie do pleców i podnieśli karabiny. W na pozór pustej do tej pory stodole, nagle zrobiło się tłoczno. Z ukryć zaczęli wychodzić ukraińscy żołnierze. Ten dzień przestał już wydawać się taki przytłaczający. Zaczęło robić się ciekawie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już dawno chciałam napisać ten rozdział, ale plan na niego (a raczej na prostytutkę Polę) przyszedł mi do głowy dopiero po pewnej konwersji o lemonkach.
Co do Świerczewskiego:
Oficjalnie zginął przez zasadzkę UPA, jednak niektórzy historycy podają to w wątpliwość przez dziurę w tyle jego munduru, sugerującej użycie jakiegoś ostrego narzędzia i sam fakt, że akcja ,,Wisła", była przygotowana już wcześniej, a jego śmierć była jakoby pretekstem do rozpoczęcia jej. Oczywiście, chyba nie muszę pisać, że całą tą akcję z zabójstwem, sobie dopowiedziałam, na podstawie teorii. Sama w sobie lokalizacja i czas (tj. koniec marca) są prawdziwe, tak samo jak inspekcja w Cisnej.
Czuję się dziwnie, po napisaniu tego pierwszego podrozdziału, ale podejrzewam, że gdyby napisał to ktoś niebędący mną, nie miałabym tego uczucia xD
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale kilka rzeczy trza było napisoć.
Dobrego nowego roku wszystkim! c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top