1943 r. - Polskie jednostki w ZSRR

W powietrzu unosił się zapach wiosny. Przyroda ożywała. Podczas gdy świat trawiła wojna, Matka Natura zdwała się w ogóle tego nie zauważać. Wszędzie słyszało się o bitwach i spiskach, zbrodniach wojennych i sojuszach. Pomimo tych wszystkich zmian, natura pozostawała ta sama. Jak co roku o tej porze, kwiaty rozkwitały, a drzewa zieleniły. Czasy były smutne, ale ptaki jak zawsze ćwierkały wesoło.
To przepełniało Polskę nadzieją.

Promienie słoneczne były tego dnia niezwykle uporczywe. Cały czas Polska musiała mrużyć oczy albo zasłaniać je ręką. Odetchnęła z ulgą, gdy dotarła na brzeg lasu. Przystanęła na chwilę, by wsłuchać się w szum drzew. Uśmiechęła się sama do siebie. Dziwiła się, że dalej jest w stanie to robić. Zastanawiała się czemu ten moment nie może trwać wiecznie. Jej długie włosy lekko powiewały na wietrze. Czuła się tak spokojnie. Wiedziała jednak, że musi iść dalej. Niechętnie ruszyła w głąb lasu. Spotkanie było już umówione. Dalej zastanawiała się co do słuszności podjętej decyzji, ale lepszej chyba nie było. Idąc, podziwiała piękno otoczenia. Gdzieś głęboko w sercu, poczuła się po prostu dobrze. Może nawet była troszkę szczęścia. W duchu karciła się za te odczucia. Jak mogło być jej tak dobrze, kiedy jej ludzie ginęli, a Europa w każdej chwili mogła stać się w całości niemiecka?

Zgodnie z instrukcjami, które dostała powinna iść na północny wschód. Miała dojść nad jakieś małe jeziorko. Oczywiście, mogło się okazać, że wskazówki są fałszywe, ale czy miała inne wyjście, niż podążanie za nimi? Przedzierała się więc przez chaszcze. Na szczęście jej strój idealne się do tego nadawał. Bowiem była ubrana w zdecydowanie na nią za dużą marynarkę od męskiego munduru jaki nosili jej żołnierze AK, wysokie wojskowe buty i spodnie, za małe nawet na nią, które powinny być luźnie, ale zamiast tego prawie idealnie opinały jej nogi.

Po kilkunastu minutach marszu przez jeżyny, zobaczyła wodę. Gdy dotarła nad brzeg jeziora, zaczęła się rozglądać. Jej rozmówcy jeszcze nie było. Westchnęła głośno. Nieopodal zobaczyła sporych rozmiarów przewalony pień drzewa. Usiadła na nim ze zrezygnowaniem. Polska miała więc trochę czasu na przemyślenia. Nagle zobaczyła ciemność. Ktoś zasłonił jej oczy dłońmi.

- Zabieraj te łapska, albo ci je utnę - powiedziała Polska prostując się.

- Nic się nie zmieniłaś, moja droga Polszo. - Rosja odsłonił jej oczy.

- Nie widzieliśmy się raptem dwa miesiące. Jak niby miałbym się zmienić? - zaśmiała się choć tego nie planowała. Wiosna udzieliła jej się chyba za bardzo.

- Bałem, że ten pojeb coś ci zrobi.

- Że niby miałbym stać się nazistką? - odwróciła się do niego i podniosła pytająco brew.

- Ty to powiedziałaś, nie ja. - uśmiechnięty Rosja usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. Polska skrzywiła się na ten gest.

- To do ciebie nie podobne. Piłeś?

- Och, co to za różnica? - powiedział wyjmując z kieszeni marynarki bukłak, najprawdopodobniej z alkoholem. - Nie piłem dużo. Z resztą skąd wiesz?

- Norlamnie nie masz takiego dobrego humoru i teraz nie masz tej swojej mam-na-wszytko-wyjebane miny. - spojrzała na niego wymownie - Tak w ogóle to mógłbyś się podzielić.

Polska wyrwała mu bukłak z ręki, gdy ten akurat przechylał go by się napić, po czym sama wzięła łyk.

- I przy okazji, mógłbyś łaskawie, zabrać ze mnie swoje ramię i położyć je gdzieś indziej?

Rosja udawał, że intensywnie się nad tym zastanawia.

- Wydaje mi się, iż jest to niemożliwe. Jakoś tak wygonie mi. - uśmiechnął się zadziornie. Polska westchnęła dając za wygraną.

- Niech ci będzie. W każdym razie przejdźmy do rzeczy. Kiedy zamierzasz formować oddziały?

- Jakoś za miesiąc. Maj jest odpowiedni.

Polska zmartwiła się. Rosja najwyraźniej to zauważył, bo przyciągnął ją do sobie bardziej. Chciał dodać jej otuchy. Przez chwilę się wachał, nie wiedział jak Polska na to zareaguje. Na szczęście dziewczyna nie odsunęła się. Patrzała obojętnie przed sobie.

- Przecież, jak III Rzesza się dowie... - napiła się łyka wódki z bukłaku. Skrzywiła się. Niestety nie mieli przy sobie niczego na popitkę.

III Rzesza... Tak właśnie kazała teraz na sobie mówić. Polska dobrze pamiętała, jak, tuż po zajęciu przez niego Warszawy, często się myliła. Za każdym razem, gdy przez przypadek mówiła na niego, jak dawniej, Niemcy, krzyczał i uderzał ją w twarz. Czasami gdy miał gorsze dni, potrafił nawet pobić ją do krwi.

- Pociesz się tym, że pomożesz zakończyć wojnę, a jak wojna się skończy, on już nie będzie miał na ciebie wpływu. - Rosja wziął z jej ręki bukłak i napił się. Polska pokiwała nieznacznie głową w zamyśleniu. Po chwili milczenia odezwała się:

- Jak duże oddziały planujesz utworzyć?

- Najpierw jeden korpus, a potem zobaczymy. Jesteś pewna, że twoje podziemne państwo mi nie przeszkodzi?

- Nie, tak długo jak nie zaszkodzisz Polakom, nic nie zrobią. Oczywiście, wyślą swoich szpiegów. Będą chcieli sprawdzić co kombinujesz, ale nic poza tym. Nawet jeśli ktoś będzie miał coś przeciwko, powstrzymam go.

Rosja spojrzał na nią ukradkiem.

- Wydajesz się zdeterminowana. Nie boisz się, że będzie tak jak ostatnio?

- Masz na myśli to jak Stalin chciał wysłać nieprzygotowane wojska Andersa na pewną śmierć? Przynajmniej próbowałeś odwieść go od tego pomysłu, nie starałeś się jakoś bardzo, ale próbowałeś. I nie, nie boje się. - po chwili dodała - Z resztą, muszę mieć jakieś ubezpieczenie. Wiesz, gdyby moje AK sobie nie poradziło.

Zapadło milczenie. Smutne słowa Polski rozbrzmiewały w głowie Rosji. Dobrze wiedział, że ten Szwab w każdej chwili może odkryć jej konspiracyjne państwo. Ciężko było mu się przyznać nawet przed samym sobą, ale bał się, że jego Polsza może wtedy po prostu zginąć. Co prawda, nikt nie dał rady zabić jej ducha przez sto dwadzieścia trzy lata zaborów, ale ten nazista był szalony. Mogły ją po prostu zamordować i przejąć jej naród. Ciężko było mu wyobrazić sobie Polaków stających się Niemcami. Rosja postanowił przerwać milczenie.

- Więc... - przeciągnął to słowo, jakby zastanawiał się co powiedzieć - chyba zamierzasz pomagać swojemu korpusowi na moich ziemiach, co?

- W niektórych bitwach pewnie tak. - Polska westchnęła - Tyle że to nie będzie mój korpus. Ty będziesz miał nad nim pełnię dowodzenia.

- Niesamowite, - pokręcił głową Rosja - nie pamiętam nawet kiedy ostatnio zaufałaś mi do tego stopnia.

- Rzeczywiście - Polska uśmiechnęła się lekko. Po chwili dodała - Masz rację... Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich zmrużył oczy. Polska zaśmiała się widząc jego irytację.

- Mówiłem ci już, żebyś tak na mnie nie mówiła. - powiedział powoli i wyraźnie, ze sporym naciskiem na ,,nie".

- Ale czy nie tym właśnie się stałeś?

- Tak, ale imienia nie zmieniłem, Polszo. - odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał jej w oczy. Dobrze widział, że pod powierzchnią niewinnego żartu, kryła się głęboka uraza i wyrzut. Nie okazał tego, ale to pytanie mocno w niego uderzyło. Swoją na pozór zwykłą odpowiedzią, chciał wytłumaczyć się, udowodnić, że wcale nie zmienił się aż tak. Polska najwyraźniej zrozumiała co chciał jej przekazać i tylko uśmiechnęła się dobrotliwie. Ma taki ładny uśmiech, pomyślał Rosja. Szkoda, że tak rzadko go używa.

Ponownie zapadło milczenie. Różnica polegała na tym, że tym razem nikomu ono nie przeszkadzało. Nie wyjaśnili sobie jeszcze wszystkiego i wcale nie muszą. Przez całe życie wyrządzili sobie nawzajem wiele krzywd. Wiele przez sobie wycierpieli. Już wieki temu mogli ograniczyć tą znajomość do czysto ,,zawodowej", ale nie potrafili. Zawsze było coś, co ciągnęło ich do sobie. Jedno troszczyło się o drugie jak mogło... na swoje dziwne nacjonalistyczne sposoby. Kiedy Polsce działa się krzywda, nawet ta wyrządzona przez niego samego, Rosja, nie zawsze mógł pomóc, ale zawsze wręcz wyrywał sobie włosy z głowy ze zdenerwowania. Gdy zaś Rosja wpadał w kłopoty, Polska rzadko mogła pomóc, ale zawsze modliła się by ten wszedł z tego cało. Żadne nie chciało tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale martwili się o sobie. I tak oto, choć ich relacja stała w miejscu, kontynuowali ją, uzależnieni od sobie nawzajem. Jakby nie patrzeć, Rosja przynajmniej próbował popchnąć to wszystko do przodu.

- Ach, blyat - ciszę przerwał Rosja - bimber się skończył. - powiedział podirytowany przechylając bukłak do góry nogami, udowadniając swoją tezę.

- W takim razie czas na mnie. - powiedziała Polska wstając z miejsca - Skoro nie masz mi już nic do zaoferowania...

- Co? - zdziwił się Rosja, również podniósł się z miejsca - Tak bez pożegnania?

Polska odwróciła się w jego stronę i podeszła kilka kroków bliżej.

- Czego niby oczekujesz? - spojrzała na niego pytająco - Pocałunku? - zadrwiła i skrzyżowała ręce na piersiach.

- Chociażby. - uśmiechnął się wyzywająco.

- Alkohol chyba rzeczywiście namieszał ci w głowie. - pokręciła głową Polska, po chwili dodała - Mi najwyraźniej też.

Zbliżyła się do niego i delikatnie ujęła jego twarz w dłonie. Stanęła na palcach i ledwie sięgając, pocałowała go w policzek. Odsunęła się od niego i nie czekając na odpowiedź ruszyła w swoją stronę. Lekko oszołomiony Rosja zatrzymał ją.

- Ej! - krzyknął - Gdzie idziesz? Ja chcę więcej!

Polska obejrzała się przez ramię.

- Mówiłam ci już jaki jesteś wkurwiający gdy zaczynasz pić? - powiedziała nie zwalniając kroku.

Rosja patrzał jeszcze chwilę jak odchodzi, kołysząc się od nadmiaru alkoholu. Gdy stracił ją z oczu ruszył w swoją stronę.

Polska była wdzięczna, że Rosja na tą rozmowę wybrał akurat miejsce na dawnych ziemiach jej państwa i to w dodatku niedaleko Warszawy. Dzięki temu mogła pójść i wrócić bez podejrzeń. Droga wynosiła około dwadzieścia kilometrów w jedną stronę. Taki dystans był niewielki, zważywszy na to, że Rosja mógł sobie zażyczyć spotkania w Moskwie. Wtedy, miałaby problem.

Szła szybkim marszem. Musiała wrócić do Warszawy przed zmrokiem. Nie wszyscy czerpaliby przyjemność z przejścia czterdziestu kilometrów po trudnym terenie, ale Polska była inna. Ona uwielbiała taki wysiłek fizyczny. Podczas pieszych wycieczek, czuła się wolna. Było to uczucie, którego tak rzadko mogła doświadczyć ostatnimi czasy, więc pragnęła go. Wiatr we włosach, tyle otwartej przestrzeni i świadomość, że możesz pójść gdziekolwiek, pozwalały jej przynajmniej udawać niezależną.

Tego dnia była niezwykle radosna. Pierwszy raz od dwóch miesięcy rozmawiała z innym mężczyzną niż Niemcy i jego słudzy. Pomimo, że spotkanie z Rosją było tylko potwierdzeniem rozpoczęcia prac nad formowaniem Pierwszej Dywizji Piechoty w jego państwie, to zdążyła poczuć się jak kobieta, a nie jak szmaciana lalka, którą można pomiatać i rzuca się nią w kąt gdy zabawa staję się nudna.

Humor popsuł jej się momentalnie, gdy z daleka ujrzała Warszawę. Kiedyś ten widok przepełniłby ją szczęściem, ale nie teraz, gdy znajdowała się w ochydnych rękach okupanta. Pocieszała ją myślał, że w końcu to wszystko się skończy. Żałowała, że nie jest jasnowidzem i nie może powiedzieć kiedy.

Gdy tylko weszła do miasta, wspięła się na dach pierwszego napotkanego budynku. Po ulicach szwendali się SS-owcy. Niemcy przewidział, że Polska i jej ludzie zaczną kombinować, więc większość osób służących w szeregach SS i Gestapo miało jego flagą na twarzach. Potralowali Warszawę, pod przykrywką zwykłych ludzi. Polska nie chciała być zauważona, więc nie mogła ryzykować, że wpadnie akurat na taki patrol, który zauważy ją nawet w jej normalniej formie, po czym zabierze ją prosto do ich szwabskiego pół-bożka, III Rzeszy.

Polska zgrabnie przechodziła z dachu na dach. Jedni uważali to za niezwykłe efektowne i chcieli się tego nauczyć dla rozrywki, ale dla niej to był obowiązek. Już podczas zaborów, kiedy to zaczęło się jej kombinatorstwo, zauważyła jak ciężko jest się przemknąć dołem, więc postanowiła górą. Na początku nie było łatwo. Szło jej bardzo niezdarnie i wolno, zaliczyła kilka bolesnych upadków. Ostatecznie jednak, nauczyła się jak najskuteczniej i najszybciej pokonywać przeszkody. Zyskała niesamowitą zwinność, która często jej pomagała, czasami ratowała. Jako że nikt nie wiedział, że Polska posiada taką umiejętność, nikt nie patrolował dachów. Wszytko trwało do czasu, kiedy Rosja się dowiedział. Początkowo nic nie mówił. Zamiast tego, postanowił sam nabyć ta umiejętność, by nie zostać w tyle. I tak, po pewnym czasie, zaskoczył ją pewniej nocy. Już nawet nie pamiętała jak i po co się tam znalazła. Za to dobrze pamiętała ten pełen statysfakcji uśmiech. Pamiętała jak chciała sprawdzić, czy ją dogoni. Dogonił ją. Postanowili, że wszytko zostanie między nimi. Dobrze wiedziała, że jemu również jest na rękę trzymanie tego w sekrecie. Zgodziła się, mimo że była prawie pewna, że Rosja nie dotrzyma tajemnicy. A jednak dotrzymał, pomyślała przeskakując na kolejny budynek.

Dotarła do miejsca docelowego. Wyślizgnęła się przez okno do małego pokoiku na poddaszu. Pomieszczenie nie było jakoś specjalnie umeblowane. Dwie komody, kilka półek z konfiturami i pełno kurzu. To miejsce było używane jako schowek przez Stefana i jego żonę. Byli to dobrzy ludzie, honorowi, pobożni, gościnni, uprzejmi. Zawsze walczyli razem z Polską, ale teraz Halina była w ciąży. Z tego powodu postanowili wycofać się z jakichkolwiek walk i spisków, conajmniej do czasu porodu. Polska nie miała im tego za złe, ponieważ i tak pomagali jak mogli, na przykład tak jak teraz.

Niemcy nie pozwał Polsce chodzić w mundurze czy spodniach. Mówił, że przy nim ma wyglądać jak kobieta. Najbardziej chciał by cały czas chodziła w eleganckich sukniach. Przynajmniej tyle mu mogła zrobić na przekór, że ubierała proste spódnice.

Polska podeszła do jednej z komód. W szafce znajdowało się sporo jej ubrań, więc miała z czego wybierać. Ubrała biały sweterek i przez chwilę biła się z myślami co do wyboru spódnicy. Nie mogła się powstrzymać przed dobraniem czerwonej. Wiedziała, że Rzesza będzie niezadowolony, że chodzi ubrana w barwny narodowe. W sumie, on zawsze jest niezadowolony, pomyślała. Gdy się przebrała starannie złożyła swój poprzedni strój i schowała go pod komodę. Nie była to wybitna kryjówka, ale wystarczyła by nie zobaczyć na pierwszy rzut oka. To pomieszczenie stanowiło jej przebieralnię. Przychodziła w spódnicy, wychodziła w mundurze i odpowiednio wchodziła drzwiami, wychodziła oknem.

Polska wyszła z pomieszczenia, cicho postukując czarnymi pantofelkami. Przeszła przez wąski korytarzyk i zeszła po schodach. Zanim wyszła z mieszkania, postanowiła zajrzeć do salonu. Chciała sprawdzić co słychać u gospodarzy. Gdy weszła do pomieszczenia, zobaczyła ich drzemających na kanapie wtulonych w siebie. Polska uśmiechnęła na ten widok. Dlaczego ja nie mogę tak spać? Próbowała wyobrazić sobie sobie w ramionach jakiegoś silnego, przystojnego mężczyzny, który troszczyłby się o nią i kochał ją. Na myśl mimowolnie przyszedł jej Rosja. Potrząsnęła lekko głową, jakby próbowała wyrzucić go z głowy i pospiesznie wyszła z mieszkania.

Westchnęła. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Wraz z dniem skończyła się jej radość. Niefortunnie właśnie dzisiaj przydała cotygodniowa wizyta Rzeszy w Warszawie. Jak co tydzień miała zjeść z nim kolację. Widziała jak to spotkanie będzie przebiegać. Najpierw da jej kwiaty i skompletuje jej wygląd. Potem powie, że jest nic nie warta i bez niego nie da sobie rady. Na koniec pobije ją przy okazji obmacując. Na szczęście do gwałtu jeszcze nie doszło, ale bała się, że to tylko kwestia czasu.

Zanim ruszyła na spotkanie, postanowiła wstąpić do kościoła. Modlitwa zawsze jej pomagała, nawet jeśli nie zawsze dostawała to o co prosiła. Myśl, że przynajmniej ta jedna osoba chce jej wysłuchać, pomagała jej. Nie potrzebowała pouczeń, kazań, czy jakiejkolwiek odpowiedzi. Jej wystarczyło, że Bóg słuchał.

Niestety nie dane jej było tym razem dojść do świątyni. W połowie drogi poczuła się obserwowana. Była pewna, że ktoś ją śledzi. Próbowała zgubić tą osobę, na marne. Po kilku zakrętach, uczucie dalej nie znikało. W końcu postanowiła stawiać czoła śledzącemu. Specjalnie skręciła w ślepą uliczkę. Tak jak podejrzewała, od tamtego momentu tamta osobą przestała się kryć, więc dało się słyszeć głośne kroki około piętnaście metrów od Polski. Poradziłaby sobie z każdym przeciwnikiem, jednak nie z tym który ją teraz śledził, szczególnie, że nie była uzbrojona.

Odwróciła się powoli. Zdziwiła się, choć tego nie okazała. W jej stronę pewnie szedł III Rzesza. Polska nie spodziewała się go tutaj. Była pewna, że jak zwykle będzie na nią czekał. Tym razem najwyraźniej postawił wyjść jej na spotkanie.

- Martwiłem się. - jego ton był dziwny, troskliwy, ale jednocześnie dało się wyczuć nutkę agresji. Przystanął kilka metrów od Polski. - Niebezpiecznie jest chodzić o tej porze w samotności. Ktoś mógłby cię zaatakować.

Polska stała wyprostowana. Jej postawa pokazywała pewność siebie, jednak w głębi serca bała się panicznie.

- Dziękuję za troskę. Masz rację, było to bardzo niebezpiecznie. Przepraszam, że musiałeś się o mnie martwić, panie. - miała ochotę ugodzić samą siebie ostrzem w brzuch. Nienawidziła go, a jednak musiała dalej być uprzejma, zgadzać się na wszystko i ładnie się uśmiechać.

- A jak ci minął dzień, kochanie? - na dźwięk tego zwrotu Polska dostała odruchów wymiotnych. Oczywiście, nie dała tego po sobie poznać. Niemcy kontynuował. - Musiał być to ciężki, skoro tak późno wracasz.

- Byłam trochę tu i tam. - wymyślała na poczekaniu - potem trochę zagadałam się z babami. Wiesz jak to była. Właśnie wracam z herbaty.

- Zawsze lubiłem słuchać jak kłamiesz. - powiedział to najłagodniejszym tonem jaki Polska u niego kiedykolwiek słyszała. Podszedł bliżej. Złapał ją jedną ręką w talii i przyciągnął do siebie, drugą położył na jej policzku. - Jesteś wtedy taka słodka.

Polska była cała spięta. Starała się by jej spojrzenie było czułe, by stworzyć pozory. Niestety, jej oczy dalej wyrażały tą samą baznamiętność i nienawiść co wcześniej. Niemcy zaczął zbliżać swoją twarz do niej. Nie opieraj się, pozwól mu na wszystko, a może wyjdziesz bez szwanku. Serce nie chciało jednak posłuchać rozumu i w ostatniej chwili, gdy prawie stykali się nosami, odwróciła głowę. Niemcy cofnął twarz, nie wypuszczając jej z uścisku. Spojrzał na nią wściekły.

- Cha! Nie chcesz mnie pocałować, tak? - prawe wykrzyczał jej do ucha - To pewnie prze tego komunistę, co?

- Nie, to... - próbowała się tłumaczyć, ale przerwano jej.

- Nie kłam!

Niemcy odepchnął ją brutalnie. Polska uderzyła mocno o mur. Nie upadała na ziemię. Spojrzała na swojego oprawcę. Wręcz kipiał złością.

- Bo co? Bo lepszy? Przystojniejszy? Silniejszy? - wymieniał zbliżając się powoli - Ja ci zraz pokaże jaki jestem silny!

Niemcy złożył prawą dłoń w pięść i zamachnął się. Polska zdołała uniknąć ciosu. Nazista mocno uderzył o ścianę, ale wyglądał jakby w ogóle nie zrobiło to na nim wrażenia. Zamiast martwić się o dłoń odwrócił się do Polski.

- Wystarczyło ci tylko kilka godzin z nim by zapomnieć, że twoje miejsce jest przy mnie. - złapał ją za sweter i pociągnął w górę. Uderzył nią o ścianę, tym samym przygważdżając ją. Teraz nie miała jak uciec, albo uniknąć czegokolwiek. - Nie wstyd ci?

Niemcy zaczął dotykać ją po całym ciele. Jedna ręka wylądowała na piersi, a drugą włożył jej pod spódnicę. Posuwał swoją dłoń coraz wyżej i wyżej, aż w końcu się zatrzymał. Tylko nie to, pomyślała zrozpaczona Polska.

- Och, a co my tu mamy? - powiedział III Rzesza wyjmując sztylet z pochwy na jej udzie. Zawsze trzymała go na podwiązce na wszelki wypadek. Gdyby dała radę dobyć go wcześniej, może nie znalazłaby się w takiej sytuacji.

- Przecież zabroniłem ci nosić przy sobie broń. Nie pamiętasz? - nazista powiedział słodkim głosem . Zaczął robić nacięcia na jej udzie, patrząc jej w oczy. Czekał aż ta krzyknie. To się jednak nie stało. Polska zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Najwyraźniej, tym sposobem jeszcze bardziej go rozwścieczyła, bo cięcia stawały się coraz głębsze.

- Nie chcesz krzyczeć, to chociaż na mnie spojrzyj! - Rozjuszony Niemcy wypuścił sztylet. Szybkim ruchem złapał ją za gardło obiema dłońmi i zaczął ją dusić. Powoli podnosił ją za szyję. Polska mimowolnie otworzyła oczy. Czuła, że zaczyna tracić świadomość. Miotała nogami w powietrzu, dopóki nie poczuła, że traci siły. Tak to się skończy? Zabita w jakimś ciemnym zaułku...

- I co teraz? Twój komunista przyjdzie ci na ratunek, dziwko? - zadrwił Niemcy. Obraz rozmazywał się przed oczami Polski, ale zdołała jeszcze zauważyć wysoką sylwetkę tuż za plecami oprawcy.

- Jak ją nazwałeś? - usłyszała dobrze jej znany spokojny i beznamiętny głos. W kilka sekund później poczuła jak uścisk na szyji się zwalnia. Niemcy został pociągnięty gdzieś na bok, a ona upadła boleśnie na ziemię. Zachłysnęła się powietrzem. Nie miała siły by się podnieść. Zmysły pozwoli wracały jej do normalności. Kątem oka mogła dostrzec jak Rosja okłada pięściami III Rzeszę.

Gdy w miarę doszła do sobie spróbowała wstać. Oparła się ciężko o mur. Rosja spostrzegłszy, że wstała skończył bić nieprzytomnego przeciwnika i podszedł do Polski.

- Nic ci nie jest? - zapytał. Mimo, że ton wydawał się bezemocjonalny, Polska wyczuła w nim nutkę troski.

- Masz talent do zadawania głupich pytań. - opowiedziała lekko ochrypłym głosem. - Skąd się tu wziąłeś?

- Nie ważne. Dasz sobie radę czy cię odprowadzić?

- Taa... - Polska kaszlnęła - A co z nim? - wskazała na nieprzytomnego nazistę.

- Nie wiem - wzruszył ramionami Rosja - powiedz, że was napadli czy coś. Wymyślisz coś.

- A jak się obudzi? - nie ustępowała.

- Dostał taki wpierdol, że nie będzie pamiętał o wydarzeniach z ostatniego tygodnia. Jak się obudzi, to jest na tyle głupi, że uwierzy we wszytko co mu powiesz.

Polska wolno podeszła do Szwaba. Szturchnęła go butem i powiedziała:

- Może masz rację. - chwilę patrzała na nazistę jakby się nad czymś zastanawiała. Potem zwróciła się do Rosji - A teraz idź bo nie chce mi się więcej na ciebie patrzeć.

Rosja uśmiechnął się łobuzersko. Wiedział, że oznaczało to conajmniej tyle co ,,dziękuję".

- A zatem, do zobaczenia, moja Polszo.

Rosja pokłonił się groteskowo, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Polska pokręciła tylko głową i także ruszyła w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top