1939 r. - Fall Weiss / część I

Trzy części ,,Fall Weiss" stanowią nieodzowną część mojej drugiej książki ,,Narkotyk zwany Zemstą", a są one również tutaj bo tak po prostu wyszło.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

23 sierpnia 1939 r.

Wiedział, że będzie tego żałować.

Nie patrzał na swojego rozmówcę. Nie potrafił. Nie słuchał go też. Jego głowa zbyt zajęta była myślami. Choć już dawno podjął najlepszą decyzję, dalej nie mógł się wyzbyć wątpliwości. Najchętniej w ogóle by tego wyboru nie dokonywał, ale stawka była zbyt wysoka. W tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Można było wybrać tylko między złem, a większym złem. Rosja nie miał pojęcia, którym z tych dwóch okaże się jego decyzja.

Głową bolała go coraz mocniej. W rytm bicia jego serca, pulsował ból, rozchodząc się po całej jego czaszce. Czuł się okropnie, ale ukrywał to wystarczająco dobrze pod maską zimnej obojętności. Nie zorientowałby się nikt, oprócz jednej osoby. Tej jednej osoby, do której upadku miał doprowadzić.

Po raz setny czytał treść układu. Chciał znaleźć jakiś kruczek. Coś zapisanego drobnym drukiem, do góry nogami albo w innym języku. Szukał czegoś co by się nie zgadzało, czegoś podejrzanego, tak by mógł poddać w wątpliwość cały dokument, podrzeć go i rzucić naziście w twarz. Niestety, efekt zawsze był ten sam, tak jak i tym razem. Po przeczytaniu treści umowy, z żalem stwierdził, że wszytko wydaje się być wiarygodne.

Zauważył, że Rzesza już od dłuższego czasu nic nie mówi, tylko mu się przygląda. Rosja podniósł powoli głowę znad kartki i spojrzał na niego, nie okazując większych emocji. Niemcy stojący obok stołu, uśmiechnął się chytrze.

- Spokojnie, nie odważyłbym się oszukać kogoś, kto jest jednym z moich największych rywali. - wyszczerzył się jeszcze bardziej - Nie chciałbym toczyć z tobą wojny. Jeszcze bym przegrał...

Rosja przyglądał mu się badawczo. Oboje dobrze wiedzieli, że to nieprawda. Mimo pozorów Armia Czerwona nie była już tak dobra jak kiedyś, a w porównaniu z Wehrmachtem wypadała conajmniej średnio. Do tego Rosja nie miał sojuszy, przynajmniej nie takich jakie miał Niemcy. Najwięksi gracze czyli Francja i Wielka Brytania, dalej uważali go za największe zagrożenie dla Europy, nie widząc besti, która cały czas kręciła się wokół ich domu. Na początku wyglądała niewinnie, jak taki słodki kotek. Przygarnęli kotka. Kotek chciał coraz więcej, a oni zamiast trzymać go na smyczy, pozwalali na wszytko, bojąc się, że ich podrapie. I takim sposobem wyrósł tygrys, którego nie widzą, lub nie chcą widzieć.

I właśnie ta bestia próbowała dobrać się do gardła jego i jedynej osoby, której obecności pragnął.

Ale co mógł zrobić?

Jeśli stanąłby w jej obronie, skaże sobie i ją na porażkę. Francja i Wielka Brytania nie pomogą złym komunistą, a Niemcy miał po swojej stronie Włochy i Japonię, która zapewne pomogłoby bez wahania. Kto byłby jego sojusznikiem? Rumunia, który nie przyłączy się tylko że względu na Polskę, czy może Ameryka, któremu zależy tylko na pieniądzach? W takiej sytuacji lepiej było do Niemiec dołączyć, niż być przeciwko niemu.

Inną kwestią przemawiającą za tym wyborem były korzyści. Rosja powiększy teren, pozyska sojusze, wzbudzi trochę więcej strachu. Tak, może i rozpętają wojnę, ale on będzie już na starcie na tej lepszej pozycji. Dodatkowo, choć jeszcze o tym nie rozmawiali, a w umowie nic o tym nie było, miał nadzieję, że będzie tak jak przy okazji rozbiorów, że zabierze Polskę ze sobą i na tym się skończy. Dziewczyna może i nie będzie mu za wdzięczna, ale rozwiąże to większość jego problemów.

Złapał pióro do ręki. Zawahał się. Decyzja, którą teraz podejmował nie była dobra. Była tylko mniejszym złem. Polska prawdopodobnie mu nie wybaczy. Wytłumaczenia nie będą miały tu sensu i wiedział o tym. Rosja miał ochotę się zaśmiać. I że akurat zaczęło nam się układać. Między nimi panował względny spokój. Przedłużyli traktat o nieagresji. Polska powoli wracała do normalności, powoli odbudowywała państwo. Rosja miał nawet wykonać pierwszy krok. Zaprosić ją gdzieś, powiedzieć coś miłego, dać coś ładnego... Niemcy zawsze miał cudowne wyczucie czasu.

Ostatecznie nakreślił podpis, swoim brzydkim koślawym pismem, na dwóch wersjach dokumentu. Zaraz potem odrzucił pióro, zupełnie tak jakby go parzyło. Nagle poczuł do sobie odrazę tak ogromną, że zrobiło mu się słabo, czego nikt nie był w stanie zauważyć. Rzesza wziął do ręki dokumenty, z satysfakcją przyglądając się obu podpisom. Po chwili odłożył starannie kartkę.

- Czyli jak za starych dobrych czasów, przyjacielu? - powiedział wystawiając dłoń w stronę Rosji.

Ostanie wypowiedziane słowo, wręcz ociekało jadem. Rosja zrozumiał, że to właśnie w tym słowie krył się kruczek, którego tak usilnie szukał na papierze. Mimo to postanowił podać mu rękę. Zanim to uczynił wstał z wygodnego fotela i nie musząc robić nawet kroku, obrócił się w jego stronę, by stanąć naprzeciwko niego. Chciał chociaż w ten sposób spojrzeć na niego z góry. Niemcy udał, że tego nie widzi i z tym swoim chytrym, wręcz szyderczym uśmiechem na twarzy uścisnął dłoń nowo nabytego wspólnika.

Tymczasem ból głowy Rosji stał się już nie do zniesienia.

Zjebałem.

•••

31 sierpnia 1939 r.

Ktoś ją śledził.

Uczucie bycia obserwowaną poczuła gdzieś na Żoliborzu. Na początku nie sądziła, że to coś poważnego, jednak zmieniła zdanie wkraczając na Śródmieście. Uczucie nie znikało, a ona przeszła już zdecydowanie za dużo, by nazwać to przypadkiem.

Panikować zaczęła na Mokotowie

Choć był środek nocy, ruszyła w stronę bardziej uczęszczanej uliczki, mając nadzieję, że kogoś tam zasta. Niestety, wszystkie ulice, jak na złość, były puste. Kilka razy zmieniała kierunek, próbując zgubić potencjalnego napastnika, jednak nic to nie dawało.

Osoba idącą za nią wyraźnie próbowała poruszać się jak najciszej, jednak nie wychodziło jej to. W pustej uliczce, rozchodziły się odgłosy kroków. Polska zaczęła stąpać jak najciszej, chcąc uważniej wsłuchać się w odgłosy wydawane przez, tajemniczego jegomościa. Obuwie noszone, przez śledzącego, postukiwało cicho. Po miarze wystukiwanego rytmu, uznała, że musi to być dość wysoki mężczyzna. Szybko stwierdziła również, że podeszwa jest nabijana gwoźdźmi, co wskazywało na ciężkie buty wojskowe. Mężczyzna musiał być idiotą wybierając tak głośne buty na misję śledczą, chyba że zrobił to celowo.

Polska zadrżała. Miała już podejrzenie kim może być osoba za nią. Poczuła jak ogarnia ją coś na wzór strachu. Chciała uciekać jak najszybciej, ale nie robiła tego. Póki droga przed nią była prosta, wolała sprawiać wrażenie jakoby nic nie podejrzewała. Maszerowała więc dalej, nie przyspieszając.

Po kilku minutach niepokoju, zauważyła uliczkę skręcająca w lewo. Odetchnęła z ulgą. Mężczyzna znajdował się jakieś dwadzieścia metrów od niej, to dawało jej szansę na zgubienie go, jeśli dobrze to rozegra. Wiedziała, że uliczka przed nią ma najwyżej z piętnaście metrów długości, a na jej końcu można było wybrać jednen z dwóch następnych kierunków.

Bez namysłu ruszyła w tamtą stronę. Gdy była pewna, że budynek zasłania ją przed wzrokiem mężczyzny, zaczęła biec. Uznając, że prawo będzie zbyt oczywiste, pobiegała na lewo. Dalej nie zwracała już za bardzo uwagi na kierunek. Biegała na złamanie karku. W duchu przeklinała siebie, że akurat dzisiaj wybrała spódnicę zamiast spodni. Pantofelki i nadmiar materiału w okolicach ud i kolan, przeszkadzały jej w rozwinięciu prędkości jakiej teraz pragnęła. Spróbowała trochę się uspokoić, mimo to dalej nie zwalniała. W pewnym momencie zauważyła, że nie słyszy by ktokolwiek biegł za nią, co wydawało się wręcz niemożliwe. Czyżby zgubiła go tak łatwo?

Nagle zza rogu wypało dwóch żołnierzy. Choć było ciemno bez problemu mogła dostrzec kolor ich skóry, który tylko potwierdzał jej teorię co do tożsamości mężczyzny. Dwaj żołnierze ze swastykami na twarzach, ruszyli ku niej. Polska wiedziała, że nie może zawrócić. Od przeciwników dzieliło ją dosłownie kilka metrów, podczas których nie mogła się nawet zatrzymać. W kilka sekund, które pozostawały jej przez zetknięciem z mężczyznami, przeanalizowała sytuację. Było dwóch na jednego. Oni byli uzbrojeni, ale w dłoniach trzymali tylko noże. Mogła podejrzewać, że dostali rozkaz by nie strzelać. Ona nie miała przy sobie żadnej broni, oprócz noża, ukrytego pod spódnicą, którego jednak nie zdąży dobyć. Mimo to, miała szansę. Uliczką była zbyt wąska, więc musieli stawić jej czoła osobno.

Na odcinku ostatnich trzech metrów przyspieszyła jeszcze bardziej. Pierwszy nazista zamiast próbować ją łapać, zamachnął się z nożem w ręku. Polska wykorzystała tą sytuację i zablokowała cios, przy okazji wyrywając mu ostrze. Nie zatrzymując się, ruszyła w stronę drugiego z nich. Ten nie spodziewał się czegoś takiego i bez większych oporów dał sobie przebić krtań. Gdy krew trysnęła na twarz Polski,  wyciągnęła ostrze z jego gardła i dalej nie zwalniając, obróciła się lekko, by rzucić zakrwawionym już nożem w stronę, tego drugiego. Nie widziała czy trafiła, po prostu biegła dalej.

Była pewna, że całe miasto musi być obstawione. Czuła się jak raniona zwierzyna, uciekająca przed myśliwym. Nie wiedziała gdzie ma się udać. Na próżno wypatrywała pomocy. Zawsze po nocy ktoś tu się włóczył, a teraz jak na złość nie było nikogo. Zadowoliłby ją nawet widok jakiegoś pijaczka. Krzyczeć nie chciała, wiedziała, że jeśli to zrobi, oni od razu zorientują się gdzie jej szukać, a wtedy będzie po niej. Adrenalina dodawała jej sił. Każdy najmniejszy szelest sprawiał, że przyspieszała. W pewnym momencie obróciła się, by sprawdzić, czy ktoś ją goni. Na jej szczęście, nie zobaczyła nikogo, co jednak nie pozwalało jej odetchnąć z ulgą. Gdy z powrotem odwracała głowę do przodu, poczuła jak uderza o coś, a raczej kogoś. Z impetem upadła na ziemię. Przyzwyczajała się do myśli o rychłym końcu, lecz gdy spojrzała w górę, uspokoiła się nieznacznie.

- Dzięki Bogu, Rosja! Jak dobrze, że jesteś... - wydyszała, gdy ten pomagał jej wstać.

Chciała mówić dalej, ale nagle poczuła, że coś było nie tak. Gdy Rosja już podniósł ją z ziemi, nie pójścił jej, tylko przyciągnął do siebie. Zrobił to zdecydowanie mocniej niż zwykle, ale jednocześnie dziwnie niepewnie. Spojrzała na jego zmieszaną twarz. On tylko odwrócił wzrok. Polsce wydawało się, że już kiedyś widziała u niego podobną reakcję. Miała zamiar zapytać, ale zanim otworzyła usta ponowinie usłyszała stukot botów podbijanych gwoździami.

- Widzę, że poradziłeś sobie lepiej niż ja. - usłyszała za sobą głos III Rzeszy.

Polska zrozumiała. Nie próbowała się wyrwać, wiedziała, że i tak nie da rady. Przez chwilę, przepełniał ją gniew, ale szybko ustąpił miejsca smutkowi, gdy tylko spojrzała na Rosję. Przegrała nim jeszcze pozwolono jej podjąć próbę walki. Jej wszystkie mięśnie rozluźniły się. Zrezygnowała już z jakiekolwiek obrony, co najwyraźniej zdziwiło Rosję.

- Ty... - powiedziała cicho, tak jakby wypowiadała ostanie słowa przed śmiercią - Jeszcze wczoraj dałeś mi kwiaty... Bukiet czerwonych róż...

Rosja, przez chwilę się wahał, ale spojrzał na jej twarz. Patrzeli siebie w oczy. On w jej pełne łez, którym nie pozwalała splunąć, a ona w jego, w których pod warstwą lodu skrywał poczucie winy. Gdy po policzku Polski spłynęła jedna samotna łza, odwróciła wzrok, nie pozwalając sobie na okazanie oczywistej słabości. Jakaś część Rosji, kazała mu zareagować, jednak nie zrobił tego, wiedząc, że tylko pogorszy sytuację.

W oddali rozległ się gardłowy rechot III Rzeszy. Podszedł do cały czas trzymanej Polski i mocno uderzył ją w tył głowy, tak by straciła przytomność. Nim dziewczyna opadała bezwładnie w ramiona komunisty, zdążyła rzucić mu pełne wyrzutu, zapłakane spojrzenie. Rosja tym razem nie odwrócił się. Początkowo, chciał wziąć dziewczynę na ręce, jednak pod wpływem spojrzenia Niemiec, przerzucił ją sobie przez ramię niczym worek ziemniaków.

Potem poszedł za wspólnikiem.

•••

???

Obudziła się na zimnej betonowej podłodze. Głowa bolała ją niemiłosiernie, a w uszach słyszała dudnienie. Czuła jakby zbierało jej się na wymioty. Była zmęczona i obolała. Spróbowała podnieść się do siadu. Dziwgneła się ciężko, z trudem zmuszając swoje mięśnie do jakiegokolwiek wysiłku. Oparła się o najbliższą ścianę. Obraz rozmazywał się jej przed oczami. Nie wiedziała gdzie jest, ale wiedziała jak się tu znalazła.

Po chwili odpoczynku, znowu postanowiła podjąć jakieś działania. Gdy wzrok trochę jej się wyostrzył, rozejrzała się dokładnie. Znajdowała się w dość sporym pomieszczeniu, o nieotynkowanych ścianach i podłodze składającej się jedynie z kilku dużych betonowych płyt. Było tu tylko jedno małe okienko po środku prawej ściany. Było zasłonięte, więc światło tylko trochę przerzedzało mrok. Po jej prawej stronie znajdowała się spora sterta słomy, a tuż obok jakiś stary i brudny koc. Na wprost zauważyła dwa, na oko dziesięciolitrowe wiadra, których zawartości nie była w stanie odgadnąć. Wiadra były postawione tuż obok jakichś dzwi, jednak były za daleko, by mogła podjąć próbę dotarcia do nich. Spojrzywszy na lewo, ujrzała kolejne drzwi, te jednak były już trochę bliżej. Spróbowała się do nich doczołgać. Musiała pokonać odległość zaledwie trzech metrów, a jednak w pewnym momencie zadanie wydawało się niemożliwe. Nie miała siły by podnieść się na nogi, więc poruszała się na czworaka.

Gdy dotarła do drzwi, uwiesiła się na klamce i pociągnęła. Zawiasy zaskrzypiały głośno, raniąc uszy Polski. Ze zdumieniem odkryła, małą łazienkę. Wszystko było tutaj upchane. Tuż przy wejściu witała ją mała umywalka, od razu za nią toaleta, a jeszcze dalej niewielka wanna. Pomieszczenie sprawiało wrażenie dawano nieużytkowanego.

Polska spróbowała wstać. W tym celu, wyciągnęła rękę do góry, chcąc wesprzeć się na umywalce. Złapała za porcelanę i chciała się podnieść, jednak powstrzymała się. Pod swoimi palcami, poczuła zimną, lepką ciecz. Powoli cofnęła rękę, i przyjrzała się jej. Koniuszki jej placów zabarwione były na ciemny odcień czerwieni, inny niż ten pokrywający całą jej skórę. Umywalka wypełniona była na wpół zakrzepłą krwią. Polska podejrzewała, że może należeć do niej, jednak nie była co do tego pewna. Takie odkrycie może powinno ją zszokować, ale nie ją. Przydała się beznamiętnie krwi, zupełnie tak jakby spoglądała na kamień w strumieniu.

Wytrała niezgrabnie place o ścianę, i dalej na czworaka ruszyła w stronę wanny. Dotarłszy na miejsce, odparła się o nią, chiwlę odpoczywając. Wzięła kilka głębokich oddechów. W końcu obróciła się w stronę wanny i mimowolnie spojrzała na jej dno. Znajdował się tam około piętnastocentymetrowy pukiel czerwonych włosów. Nie... nie, czerwonych... białych. Były białe, tyle że wcześniej musiały odbyć kąpiel w umywalce. Polska od razu zgarnęła swoje włosy i przyjrzała się im. Były krótsze. Teraz nie sięgały jej nawet do połowy pleców. Po co ktoś miałby obcinać jej włosy? Czy to była groźba?

Postanowiła, że na razie nie będzie się nad tym zastanawiać. Wyciągnęła rękę w stronę kurka i przekręciła go. Spędziła chwilę w oczekiwaniu, przy akompaniamencie niepokojących dźwięków dochodzących z rur. Woda na początku zaledwie kąpała, by kilka sekund później polecieć już trochę bystrzejszym strumieniem. Ciecz przypomniała wodę tylko pod względem konsystencji. Była brunatna, w tym świetle prawie czarna. Nie śmierdziała, ale gdy Polska nabrała jej trochę na ręce i zamoczyła w niej koniuszek języka, odkryła niesamowicie metaliczny posmak. Przez chwilę wahała się, czy powinna to pić. Ostatecznie postanowiła z tym poczekać. Podejrzewała, że jeszcze nie raz będzie musiała wypić tę wódę, lecz póki nie czuje aż takiego pragnia, zostawi kran w spokoju.

Zakręciła wodę, i zwróciła się w stronę wyjścia. Siły powoli do niej wracały, jednak dalej nie sądziła, że jest w stanie stanąć na nogi. Gdy dowlokła się do wyjścia, zauważyła coś, co wcześniej dziwnym trafem umknęło jej uwadze. Ściana, w miejscu o które opierała się wcześniej, nie była ścianą. Na tym jednym odcinku, przymocowane zostało spore lustro, będące w stanie uchwycić całą sylwetkę dość wysokiego człowieka.

Polska przysunęła się bliżej. Siedząc na ziemi, przyglądała się sama sobie. Zdziwiła się, że zraz po ocknięciu się, zamiast rozglądać się po pomieszczeniu, nie zwróciła uwagi na sobie. Teraz dopiero widziała, że ktoś ściągnął z niej ubrania, zostawiając jedynie bieliznę i o wiele za dużą białą koszulę, która wyglądała na niej bardziej jak sukienka. Gdzieś zniknęły jej bandaże, które zakrywały jej blizny, jeszcze z czasów sprzed Wielkiej Wojny. Całe jej ciało było pokryte cięciami i zadrapaniami. Rany nie były głębokie, zupełnie jakby ktoś chciał dać jej zaledwie ostrzeżenie. Polska podwinęła ubranie, sprawdzając stan swojego brzucha i górnej części ud. Nie odkryła nic nowego, te części ciała wyglądały dokłnie tak samo jak reszta. Jednym wolnym od zadrapań miejscem była jej twarz, gdzie jedynym mankamentem była rozcięta warga.

Jednak nie to zaszokowało ją najbardziej. W pewnym momencie zwróciła uwagę na swoją szyję. Szyję, którą szczelnie opatulał gruby skórzany pas, do którego przyczepiony był gruby łańcuch. Przywiązano ją, jak sukę.

Wyrwawszy się z oszołomienia, podjęła panicznie próby uwolnienia się. Próbowała odpiąć obrożę, jednak ta okazała się zszyta, lub sklejona, więc zaczęła majstrować przy łańcuchu. Metal przyczepiony był z tyłu. Ostanie ogniowo zostało przełożone przez pas i mocno przymocowane. Gdy jej wysiłki spełzły na niczym, szybko prześledziła ułożenie łańcucha i znalazła miejsce, w którym przyczepiony jest drugi jego koniec. Małe metalowe kółeczko wystawało z ziemi, tuż przy stercie słomy. Zaczęła szarpać się z zimną stalą. Wkładała jak najwięcej siły, by spróbować wyrwać łańcuch, czego nawet w najlepszej formie nie byłaby w stanie zrobić.

Nagle osłabła. Poczuła jak po jej policzkach spływają łzy. Próbowała powstrzymać płacz, jednak to tylko wzmagało uczucie żałości i potęgowało spazmy płaczu. Znowu czuła się bezsilna. Uczucie które dawano temu było jej tak obce, spowodowało wiele zniszczeń w jej umyśle i teraz powracało, by ponownie zaprowadzić u niej swe okrutne rządy. Wiedziała jak to będzie. Przy nich w ustach będzie czuła metaliczną krew, a w samotności, słone łzy. Bezsilność, sprawiała, że nie była sobą.

Nie, to nie koniec.

Poczuła nagły przypływ energii, zupełnie tak jakby jej cało uruchomiło jakiś system obronny. Ból na chwilę ją opuścił, a w uszach nie słyszała już dudnienia. Otarła łzy, które lewie udawało jej się opanować. Zerwała się na równe nogi, co wcześniej wydawało się niemożliwe. Stanęła przed lustrem. Zacisnęła dłoń w pięć. Zamknęła oczy, myśląc, że zraz zabiorą się w niej wszystkie negatywne emocje, jednak gdy ponownie je otworzyła nie czuła nic.

Zamachnęła się i wkładając całą swoją siłę, uderzyła w zwierciadło. Lustro potłukło się na miliony błyszczących kawałków. Polska spojrzała na swoją poranioną rękę, lecz nie przejęła się tym widokiem. Wyciągnęła tylko kawałki szkła, które wbiły się w jej skórę. Chwilę później chwyciła za jeden z odłamków leżących na ziemi. Wybrała najostrzejszy, idealnie mieszczący się w dłoni. Złapała go mocno, przecinając sobie wewnętrzną część dłoni i placów. Bez dłuższego namysłu skierowała go w stronę gardła. Zaczęła piłować skórzany pas. Nie przejmowała się, gdy przy okazji raniła też sobie.

Zaczęła mieć nadzieję, że uda jej się stąd wyjść, ale wtedy usłyszała znajomy rytm kroków, gdzieś za ścianą. Zastygła z odłamkiem szkła w ręku. Dzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia otworzyły się leniwie. Ktoś wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i powoli kierował się w jej stronę. Mimo to Polska nie odwracała się. Złapała swoją nową broń w dwie ręce. Im bliżej znajdował się gość, tym mocniej ściskała szkło, aż poczuła przyjemną ciepłą ciesz spływającą po jej skórze. Czekała.

- Mała w końcu się obudziła? - powiedział typowym dla siebie złośliwym tonem III Rzesza. Miał nadzieję na jakąś reakcję z jej strony, jednak to nie nastąpiło. Polska stała do niego tyłem, więc nie mógł zobaczyć jej twarzy, jednak już sama jej dziwnie wyprostowana postawa wydawała się niepokojąca. Powoli stawiał krok po kroku, by w końcu położyć jej dłoń na ramieniu. Miał przemówić, ale wtedy zobaczył zbite lustro. Otworzy szerzej oczy w zdziwieniu. Zrozumiał co się stało i chciał jakoś zareagować, jednak było już za późno.

Polska obróciła się gwałtownie wyciągając przed sobie kawałek szkła. Celowała w gardło, jednak wzrost Niemiec przeszkodził jej i chybiła, trafiając w lewy bark. Oszołomiony nazista nie zdążył się obronić, gdy Polska przyciągnęła do sobie większą ilość znienawidzonego łańcucha. Jednym szybkim ruchem zarzuciła go na szyję przeciwnika i szczelnie owinęła. Zaczęła go dusić. Niemcy zaczął głośno łykać powietrze. Po kilku sekundach otrząsnął się i korzystając z tego, że Słowianka nie przeszła za jego plecy, wymierzył solidny cios pięścią w brzuch, mając  nadzieję, że dziewczyna puści łańcuch. Choć instynkt samozachowaczy mówił jej, że po czymś takim powinna zgiąć się w pół i odskoczyć, całą swoją siłą woli starała się do tego nie dopuścić. Wytrzymała jeszcze dwa takie ciosy, gdy Niemcy zdenerwował się.

Złapał ją za ubranie i lekko podnosząc rzucił prosto w odłamki szkła. Polska puściła łańcuch, odlatując w tył. Rzesza zrobił kilka głębokich oddechów. Gdy poczuł się lepiej, wyciągnął ze swojego ramienia szkło i ściągnął łańcuch ze swojej szyji, jednak nie puścił go. Gdy dziewczyna próbowała się podnieść, pociągnął za metalową smycz, przyciągając białowłosą do sobie.

Teraz klęczała przed nim, czyli tak jak powinno być od początku.

- Zapamiętaj - pochylił się nad nią. Każde słowo dokładnie cedził przez zęby - nigdy więcej nie waż mi się sprzeciwić. - na te słowa Polska podniosła tylko głowę i uśmiechnęła się wyzywająco. Splunęłaby mu w twarz, gdyby nie to, że nie miała czym.

Niemcy wykrzywił usta w grymasie dezaprobaty. Nie dając jej drugiej szansy, wymierzył solidne kopnięcie w już i tak poturbowany brzuch Polski. Gdy dziewczyna upadała, pozwolił by złość przejęła nad nim kontrolę. Zaczął kopać swoją ofiarę gdzie tylko popadnie. Poczuł to słodkie uczucie tryumfu. Patrząc na nią przypominał sobie te wszystkie porażki, które mu zadała, co jeszcze bardziej wzmagało jego apetyt na smak wygranej.

Nagle usłyszał jak drzwi się otwierają, a zaraz potem zamykają z trzaskiem. Ktoś chwycił go mocno od tyłu i odciągnął od osłaniającej się dziewczyny. Niemcy zaczął się wyrywać. Nie miał ochoty na odchodzenie od tej kurwy. Chciał znowu do niej podejść i bić ją przynajmniej do utraty przytomności. Niestety, trzymano go za mocno.

- Nie ma sensu. - usłyszał znajomy zimny głos za sobą.

Oddech Rzeszy powoli się uspokajał. Jego bicie serca również się unormowało. W końcu uspokoił się. Wtedy Rosja puścił go. Przez chwilę stali w milczeniu. Niemcy patrzał na niego z wyrzutem. Zaczął układać całą wiązankę słów, którymi miał zamiar obdarzyć sojusznika za tak brutalne przerwanie, jednak nie zdążył, gdyż pierwszy odezwał się Rosja.

- Naprawdę, nie warto.

Niemcy spojrzał na jego poważną twarz, szukając tam choć kropli ironii. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł powiedzieć coś takiego na poważnie i to jeszcze do niego.

- Nie warto? - wysyczał - Ona próbowała mnie zabić!

- Dziwisz się? - Rosja spojrzał na niego pretensjonalnie.

Odpowiedź uderzała w Rzeszę niczym piorun. Czy Rosja go kwestionował, albo co więcej, pouczał? Nawet Włochy nigdy tego nie robił. Nikt nie powinien mówić do niego w taki sposób. Tą sytuację dodał jako kolejny powód, dla którego warto było uczynić ze Słowian niewolników.

Tymczasem Polska już się pozbierała i najwyraźniej zauważyła moment zamyślenia Rzeszy. Szybko podniosła się z zmiemi w celu podjęcia ostatniej próby. Złapała za pierwszy natrafiony kawałek potłuczonego lustra i rzuciła się w stronę Niemiec, jednak Rosja okazał się szybszy i zanim zdążyła zrobić dwa kroki, ten już robił zamach. Gdy dziewczyna znalazła się w odpowiedniej odległości uderzył ją w twarz otwartą dłonią. Polska momentalnie upadła na ziemię z cichym jękiem. Rosja obserwował jak białowłosa łapie się za lewą część twarzy. Z jej nosa krew wypływała strumieniami, napływając jej do ust i brudząc koszulę. Dyszała ciężko.

- Skurwiel - syknęła, plując krwią.

- Suka - odparł obojętnie Rosja.

Jeszcze chwilę na nią spoglądał, póki ta nie zaczęła wyglądać jakby traciła przytomność. Potem jego wzrok znowu skierował się na Niemcy. Rzesza splótł swoje dłonie za sobą i zerknąłwszy przelotnie na Polskę zawiesił swój pełen porady wzrok na sojuszniku.

- Każ komuś to posprzątać. - rzucił oschle i ruszył w stronę wyjścia. W progu przystanął na chwilę, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował.

Gdy Rosja został sam na sam z wyglądającą na półprzytomną Polską, również postanowił odejść. Nagle bardzo zapragnął znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Szedł szybko, pod wpływem narastającego dziwnie ciążącego uczucia. Czuł jak jakaś siła ciągie go z powrotem, jednak starał się to ignorować.

Podobnie jak Niemcy zatrzymał się u progu.

- Zdradzi cię.

Przeszedł go dreszcz, nie wiedział jednak czy było to spowodowane tym słabym i cichym głosem Polski, czy treścią komunikatu. Nie wiedział jak ma odbierać te słowa, więc postanowił nie opowiadać. Dziewczyna pewnie tylko majaczyła.

Gdy zamknął za sobą drzwi, usłyszał stłumiony śmiech, dochodzący zza ściany. Niepasujący do stanu właścicielki. Przerażający, histeryczny, nienaturalny.

Rosja doskonale znał ten rodzaj śmiechu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem czy powinnam być zadowolona z tego rozdziału.

Chciałam tutaj sprawić by Rosja nie był zbyt milutki i kochający, Niemcy nie był (jak zawsze) ciotą, a Polska nie była takim terminatorem. Mam nadzieję, że wyszło.

Postanowiłam dodać tutaj daty, żeby łatwiej było zrozumieć wydarzenia. Jako że jest to miesięczna kampania wrześniowa, będzie tu sporo podrozdziałów, by opisać początek wojny z kilku perspektyw. Nie wiem ile części będzie mieć całość, ale raczej dwie lub trzy.

Ostatnio przeglądałam opis tej książki i złamałam się gdy zobaczyłam, że słowo ,,chronologicznie'' napisałam przez ,,h". Błędy ortograficzne w opisach to najgorsze co może być.

Miłego dnia nocy, albo całej doby <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top