1938 r. - Zajęcie Zaolzia
Zapadała grobowa cisza. Z czterech osób przebywających w pomieszczeniu, tylko dwie były tym usatysfakcjonowane. Pomimo że spotkanie odbywało się z rana i wszystko było dobrze oświetlone, pokój wydawał się ciemny. Mroczny klimat powodował ciarki u połowy zgromadzonych. Po dwóch stronach prostokątnego stołu, siedziały dwie strony nieistniejącego dla nich konfliktu. Zanim jeszcze obrady się zaczęły, każdy wiedział jaki będzie wynik. Zgodnie z polityką appeasementu, Niemcy musiał zawsze dostać to czego chciał.
III Rzesza siedział teraz ze złowieszczym uśmiechem po lewej stronie stołu, razem z Włochami. Spoglądał wyzywająco na siedzących naprzeciwko Wielką Brytanię i Francję. Oboje wyglądali na skruszonych. Kiedyś może nawet zrobiłoby mu się ich żal, ale szaleństwo już dawno zabrało mu emocje.
Cisza powoli zaczynała go nudzić, więc postanowił brutalnie ją przerwać.
- Więc, Francjo, jak to jest sprzedawać swoich sojuszników? - powiedział niewinnie, jeśli w ogóle można było tak o nim powiedzieć.
Kobieta zmieszała się i spuściła głowę jeszcze bardziej. Zamiast niej odpowiedział odpowiedział Brytania.
- Ona wcale nikogo nie sprzedała.
Niemcy skrzywił się słysząc jak Anglik kaleczy piękny niemiecki akcent tym swoim seplenieniem. Cała konferencja odbywała się w języku niemieckim ze sporadycznym użyciem włoskiego. Sąsiedzi z zachodu tak bardzo bali się Rzeszy, że nawet na spotkaniach takich jak to, nie chcieli narzucać mu języka.
- Jak więc inaczej to nazwiesz? - dopytywał się.
Wielka Brytania zamilkł. Bardzo chciał wejść z nim dyskusję, ale nie mógł. Niemiec nie można było drażnić.
- Och, wy chyba nie martwicie się o Czechy i Słowację? - ponownie przerwał ciszę Rzesza.
Rozmówcy nawet nie podnieśli wzroku. Niemcy miał nadzieję sprowokować ich do jakieś reakcji. Gdy tego nie uzyskał znowu wznowił swój monolog.
- Spokojnie. Wkroczę tam pokojowo. Zabiorę tylko kraj sudecki. Nikomu nic się nie stanie. Z resztą Czechy i Słowacja sami się o to prosili. Biedni prześladowani Niemcy...
Teatralnie złapał się za głowę i zrobił zmartwioną minę. Świadomość, że żadnych prześladowań w rzeczywistości nie było, napawała jeszcze większą satysfakcją.
Smutna do tej pory Francja, nagle uśmiechnęła się. Wylądowała jakby właśnie coś sobie uświadomiła. Brytyjczyk spojrzał na nią pytająco.
- Dziękujmy ci Rzeszo. - powiedziała podnosząc głowę i prostując się - Uniknęliśmy wojny.
Spojrzała uspakajająco na Wielką Brytanię. On złapał ją za dłoń i uścisnął ją w geście wsparcia. Również się do niej uśmiechnął. Może ona miała rację? Udało im się utrzymać pokój. Co prawda koszty ponieśli Czechy i Słowacja, ale oddanie kawałka ich państwa jest chyba tego warte.
Włochy patrzący do tej pory w bok spojrzał na nich z odrazą.
- Och, niezmiernie cieszą mnie te słowa. - Niemcy pokłonił się lekko - Nie rozumiem jednak czym sobie na nie zasłużyłem.
Oczywiście, że rozumiał. Chciał po prostu usłyszeć to z ich ust. Chciał usłyszeć te słowa, którymi sami siebie oszukują. Chciał spoglądać na nich z wyższością, i widzieć jak ci się przed nim płaszczą.
- Pomimo tych wszystkich pogwałceń traktatu wersalskiego, - zaczęła z bladym uśmiechem Francja - chyba naprawdę zależy ci na pokoju. Jesteśmy wdzięczni, że chcesz jeszcze z nami rozmawiać. Ciężko nam powiedzieć co byśmy bez ciebie zrobili. Prawdę mówiąc, boimy się komunizmu, a ty jesteś jednym, który, w naszej opinii, może powstać Rosję.
Zabawne, pomyślał Niemcy. Nie do końca taki miał plan.
Tymczasem Włochy prychnął cicho niezadowolony. Nikt go nigdy nie doceniał. Podziękowania dla jego sjousznika? Świetnie, ale jemu też przydałby się jakieś wyrazy uznania. Przecież z gdyby nie on, Niemcy niegdy nie byłby tak potężny. To właśnie, z niego ten nazista brał przykład. Zastanawiał się po co w ogóle tu był. Przez całą konwersację odezwał się może cztery razy.
Właśnie w tym momencie miał zamiar odezwać się po raz piąty, ale coś mu przeszkodziło. Usłyszał coś podejrzanego za drzwiami. Na korytarzu znajdowali się tylko Słowacja i Czechy, oczekujący na wynik obrady, ale to nie mogli być oni. Włochy nie był jeszcze pewny źródła odgłosów, więc postanowił dalej milczeć i przysłuchiwać się. Może tylko się przesłyszał?
- A czy ty Francjo przypadkiem nie jesteś związana sojuszem z ZSRR? - zapytał Niemcy, mając nadzieję na więcej kompletów.
- Ten sojusz jest tylko dla gwarancji pokoju. - odpowiedział Wielka Brytania. Francja pokiwała głową na potwierdzenie.
- Na twoim miejscu postąpiłabym zdecydowanie tak samo, - zaczął słodzić Niemcy - ale co jeśli...
- Cicho.
Włochy odezwał się tak nagle, że wszyscy zamilkli, nawet nie zwracając uwagi na treść komunikatu. Sojusznik już chciał go zbesztać za to, że ten śmiał mu przerwać, ale powstrzymał się widząc skupienie na jego twarzy.
- Słyszycie to? - dokończył Włochy.
Każdy zaczął się przysłuchiwać. Rzeczywiście, zza drzwi dało się słyszeć odgłosy szarpaniny, albo raczej... walki? Francja momentalnie się spięła, a Wielka Brytania nasłuchiwał w skupieniu. Jedynie Włochy siedział z tym samym spokojem, co poprzednio.
Rzesza wstał i wyciągnął pistolet. Przeładował i wycelował w stronę drzwi. Zaczął czekać. Gdy odgłosy ucichły jego palec wylądował na spuście. Zmarszczył brwi w skupieniu. Nagle drzwi otworzyły się z impetem. Kopniak prawie sprawił, że wypadły z zawiasów. Rzesza momentalnie wystrzelił. Kula trafiła prosto w serce. Ktoś upadł na ziemię martwy. Gdy wszyscy byli pewni, że zagrożenie zostało zażegnane, zza trupa wyłoniła się druga sylwetka.
Martwym niemiecki żołnierz postawiony wcześniej na straży, wił się na ziemi w pośmiertnych drgawkach. Tymczasem osoba odpowiedzialna za cały ambaras stała teraz spokojnie w wejściu. Strażnik został użyty jako żywa tarcza. Niemcy schował broń.
- Nie przeszkadzam? - zapytała po angielsku brudna od krwi Polska. Jej ton był nadzwyczaj miły.
Zaczęła powoli podchodzić do zebranych, odsłaniając tym samym dwójkę krai stojących trochę dalej za nią. Czechy stał z założonymi rękami opierając się o ścianę, a Słowacja patrzała na nich przepraszająco.
Niemcy wyglądał na zdenerwowanego, ale powstrzymał się od gwałtownych zachowań.
- Dlaczego nikt jej nie zatrzymał?! - zwrócił się w stronę Słowian stojących na korytarzu, ignorując martwe ciała jego ludzi.
- Dlaczego mieliby? - broniła ich Polska. Dalej mówiła po angielsku, co wyraźnie jeszcze bardziej denerwowało Rzeszę. - Siedzicie tu już od kilku godzin. Oni chcą znać wynik. Ja przy okazji też.
Nazista zazgrzytał zębami. Włochy przyglądał się z zainteresowaniem, a Francja lekko się skupiła. Wielka Brytania postanowił zainterweniować.
- Polska, nasze spotkanie przebiegło do tej pory w języku niemieckim. Czy mogłabyś się do tego zastosować? - zapytał z przesadną uprzejmością. Biało-czerwona spojrzała się na niego jak na idiotę.
- Cieszcie się, że nie gadam po polsku. - oparła się o dwiema rękami o blat stołu - Nie będę lizać jego szwabskiej dupy jak wy.
Spojrzała na zebranych. Najwyraźniej jej żart spodobał się tylko Włochom, który próbował ukryć lekki uśmiech. Dwoje jej sojuszników wyglądało na przerażonych, zaś Rzesza skrzywił się.
- Jeszcze zobaczymy słodziutka - wysyczał cicho Szwab.
Polska już chciała coś odpowiedzieć, ale powstrzymała się nie do końca wiedząc o co może mu chodzić. Włochy czując napiętą atmosferę, postanowił odezwać się. Jako jedyny chyba siedział teraz w pełni spokojny.
- Co zmusiło cię do podjęcia tak drastycznych środków by tu się dostać? - zapytał spoglądając jej w oczy. Musiał zmienić temat.
- Cóż... - zaczęła oglądając się za siebie na zabitych - Nie musiałabym gdybyście mnie zaprosili. Wydaje mi się, że też mam coś do powiedzenia w tej sprawie.
W tej chwili usłyszeli donośny śmiech Czech. Tylko Francja odwróciła głowę w jego stronę. Reszta go zignorowała.
- To już i tak bez znaczenia. - powiedział już trochę spokojniejszy Niemcy - Ustaliliśmy, że dostaje kraj sudecki. Obrady skończone.
Gdzieś w tle dało się słyszeć głośnie ,,kurva". Czechy i Słowacja ruszyli zrezygnowani w drogę powrotną, a zaraz za nimi zdenerwowany Niemcy. Francja i Wielka Brytania spojrzeli po sobie.
- Zaraz zacznie się spotkanie u ludzi. Skoro wszystko ustaliliśmy, musimy wprowadzić to w życie. Nie możemy się spóźnić, sami rozumiecie... - powiedziała zakłopotana Francja.
Złapała Brytanię za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. W pomieszczeniu zostali tylko Włochy i Polska. Zapadała cisza, każde z nich jakby się nad czym zastanawiało. W końcu Włochy wstał z miejsca i również ruszył ku wyjściu, ale przystanął na chwilę przy Polsce.
- Lepiej nie denerwuj Rzeszy. To ostrzenie, a nie groźba.
Odszedł. Polska odprowadziła go wzrokiem nic nie mówiąc. Ostatecznie ona również odeszła, ale nie ruszyła do Warszawy tylko do Pragi.
•••
Noc była zdecydowanie za jasna. Księżyc w pełni dawał dużo światła. Może w innej sytuacji Polska nie zwróciłaby na niego uwagi, ale teraz nie miała nic lepszego do roboty. Siedząc na dachu sporych rozmiarów domu wielorodzinnego w chyba najmniej uczęszczanej dzielnicy Pragi. Stąd miała piękny widok na nieboskłon. Jako że nie miała nic lepszego do roboty, zaczęła go podziwiać. Musiała czekać.
W tej ciasnej ślepej uliczce miała zamiar spotkać Czechy. Od dłuższego czasu obserwowała go i Słowację. Myśleli, że po wojnie z Rosją, Polska odpuściła sobie Zaolzie, ale mylili się. Zajęłaby te ziemię już wtedy, ale w tamtym czasie nie miała czasu na zajęcie się tym. Była podparta do muru. Rosja był pod Warszawą, a na Śląsku wybuchały powstania. Chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić. Za zatrzymanie komunizmu wkraczającego do Europy, podziękowali jej niekorzystną, dla niej decyzją. Z perspektywy czasu, miało to trochę sensu. Polska przecież wtedy przegrywała, więc lepszym rozwiązaniem było oddanie tych ziem do Czechosłowacji. Mimo to i tak, jej zadaniem, mogli się potem poprawić. Oddać to co należy się jej, ale nie zrobili tego. Teraz zaś, miała szansę, której grzechem byłoby zmarnowanie.
Od kiedy tylko III Rzesza zaczął głośniej mówić o swoich zamiarach wobec Czechosłowacji, Polska zobaczyła w tym swoją szansę. Zaczęła dzień po dniu obserwować brata z coraz większym zaangażowaniem. Po pewnym czasie zauważyła wiele utartych schematów, ale tak naprawdę tylko jeden przykuł jej uwagę. Po każdym cięższym dniu Czechy nie chciał widzieć się z nikim. Zawsze zamykał się w swoich komnatach. Nie wpuszczał nikogo, począwszy od służek po generałów. Po godzinie samotności, przychodziła do niego jedna osoba, Słowacja. To dało Polsce słodką pewność, że nikt nie będzie im przeszkadzał. Jeszcze lepsze było to, że w takie dni nigdy nie wchodzili zwykłym wejściem od strony zamku. Przechodzili prawie pół miasta, by dojść do tej ciasnej uliczki, w której teraz czekała Polska. Podchodzili do obrośniętego bluszczem muru i odsłaniali zarośla, za którymi znajdowała się stara pordzewiała krata z jeszcze starszą kłódką. To tajne przejście było znane tylko im, a teraz również Polsce, i prowadziło prosto do ich komnat w pałacu.
Polska powoli zaczynała się niecierpliwić. Siedziała już tutaj kilka godzin i zapowiadało się na kolejne. Przez myśl przeszło jej nawet by wyjść z ukrycia, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Miała idealny plan, nie warto było go narażać. Czekanie na wykonanie go zajmowało jej dużo czasu, więc jak zwykle zaczęła się zastanawiać.
Ostrzeżenie... Jakie kurwa ostrzeżenie? Jej myśli krążyły wokół wcześniejszych słów Włoch. Pewnie chciał ją tylko przestraszyć... ale co jeśli? Może on rzeczywiście dał jej dobrą radę? W takim razie o co mogło mu chodzić? To że Szwab może mieć ochotę ją zaatakować było pewne. Dlatego właśnie zawarła sojusz z Francją. Jeżeli tylko będzie chciał zaatakować którąś z nich, druga wejdzie mu na plecy. Ktoś musiałby mu pomóc, ale kto? Włochy nie był w dobrej pozycji, a ewentualna Japonia znajdowała się za daleko. Z innych mocarstw był jeszcze Rosja, ale on nienawidził Niemiec tak samo jak Polska. Nie podejrzewała ich o sojusz.
Teoretycznie nie powinna spodziewać się ataku, ale w tych czasach
,,teoretycznie" było gówno warte. Atmosfera była napięta, kraje zawierały sojusze militarnie i zbroiły się. Faszyści mnożyli się jak króliki, a komuniści czekali tylko na okazję. Tutaj nikt nie mógł czuć się bezpiecznie.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. Momętalnie z pozycji siedzącej przeszła do przykucu i zaczęła nasłuchiwać. Osoba idącą uliczką szła spacerkiem, więc prawdopodobnie nie spodziewała się zagrożenia. Gdy dźwięk zrobił się głośniejszy, Polska z niepokojem zauważyła, że nie są to odgłosy ciężkich butów wojskowych, które z pewnością nosiłby Czechy. Obuwiem wybijacym rytm rozbrzmiewający w uszach Polski, były pantofelki. Nagle nastała cisza, a zaraz potem ktoś zaczął siłować się z zacinającą się kłódką. Biało-czerwona uświadomiła sobie, że musi działać nawet jeśli to nie było w jej planie. Wychyliła się lekko, tak by zobaczyć kto próbuje dostać się do przejścia. Uśmiechęła się sama do siebie. Jeszcze coś może z tego wyjść.
Tymczasem Słowacja próbowała otworzyć kratę. Zajęcie to, tak ją pochłonęło, że przestała zwracać uwagę na otoczenie. W pewnym momencie zaczęła czuć się nieswojo. Intuicja mówiła jej, że jest obserwowana. Przeszły ją ciarki, a ręce zaczęły jej drżeć. Chciała się odwrócić i upewnić, że nie ma tu nikogo oprócz niej, ale za bardzo się bała. Trwała w ślepym oczekiwaniu, gdy nagle usłyszała huk, dokładnie taki jakby ktoś zaskakiwał z wysokości mniej więcej trzech metrów... Słowacja zamarła. Ktoś musiał obserwować ją z dachu budynku obok. Nie prowadziła tam żadna drabina, ani nie było tam nic po czym możnaby się wspiąć. Słowacja znała tylko jedną osobę, która weszłaby tam bez potrzeby wchodznia do budynku.
- Polska? - zapytała niepewnie odwracając się - Dobrze, że jesteś! Pomożesz mi otworzyć to wejście?
Słowacja uśmiechała się promiennie. Zaraz jednak przygasła, zobaczywszy poważną twarz białowłosej. To nie była już ta sama, miła w stosunku do Słowacji, dziewczyna z którą rozmawiała dzisiaj rano. Każdy wiedział, że Polska ma dwa oblicza. Jedno miłe, lojalne, wojownicze. Drugie bezwzględne, nacjonalistyczne, brutalne. Zazwyczaj te dwie strony współpracowały i równoważyły się, ale gdy tylko była okazja kontrolę przejmowała ta okrutniejsza część. Słowacja była pewna, że to jedna z tych okazji.
- Gdzie Czechy? - jej ton nie wyrażał żadnych emocji - Nie powinien przyjść szybciej od ciebie?
- Skąd ty...? - nie dokończyła pytania przypominając sobie gdzie jeszcze niedawno siedziała Polska - Jak długo nas obserwowałaś?
- Wystarczająco długo by wiedzieć to co jest mi potrzebne. Gdzie Czechy? - powtórzyła już bardziej stanowczo.
Słowacja rozejrzała się w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji. Nie walczyła wystarczająco dobrze by stawić jej czoła. Podobno uczeń z czasem przerasta mistrza, ale zdecydowanie nie w tym przypadku. Polska nie uczyła jej wystarczająco długo więc pokazała jej tylko podstawy. Pozostawało jej tylko czekanie na pomoc, ale nie było nikogo w pobliżu. Dobrze widziała, że Czechy przyjdzie tutaj o wiele za późno. Spojrzała w stronę dzwonów kościelnych wybijających akurat pełną godzinę. Przypomniała sobie o patrolu. Co kilka godzin przechodziło tędy dwóch żołnierzy. Składało się na to, że powinni niedługo się tu pojawiać. Muszę grać na czas.
- Na pewno niedługo przyjdzie...
Polska zacisnęła pięści. Widać było, że powstrzymuje się od gniewu. Nie chciała skrzywdzić Słowacji, a może popełnić błędu w przypływie złości? Słowacja chciała łudzić się, że chodzi o to pierwsze.
- Pytałam się gdzie on jest, a nie kiedy będzie. Której części nie zrozumiałaś? - powiedziała ostro Polska postępując krok do przodu.
Słowacja cofnęła się tak by dalej pozostawała między nimi
,,bezpieczna" odległość dwóch metrów. Białowłosa widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru odpowiedzieć, mówiła dalej.
- Czemu przyszłaś tutaj tak szybko? Nie powinno cię tu być...
Drugie zdanie, choć wypowiedziane spokojnie, zabrzmiało złowrogo. Polska nie uśmiechała się. Nie okazywała już złości i w ogóle jakiejkolwiek innej emocji. Nie próbowała nawet brzmieć jakoś strasznie, a mimo to Słowację przechodziły dreszcze.
- A wiesz... - zaczęła. Musiała szybko coś wymyślić, a najlepiej coś co zajmuje jak najwięcej czasu. - Ciężki dzień. Chciałam... zrobić Czechom niepsodziankę... T-tak, niepsodziankę! On zawsze w takie dni siedzi sam. Myślałam, że przyda mu się towarzystwo. - uśmiechnęła się słabo.
- Uwierz, że dzisiaj byłby lepiej, gdyby cię tu nie było.
Polska zaczęła powoli podchodzić. Słowacja odpowiedziała na to cofaniem się. Robiła to puki nie natrafiła na ścianę. Spojrzała z przerażeniem na biało-czerwoną.
- Boisz się mnie? - zapytała tym samym tonem co poprzednio, ale jej oczy...
Oczy otworzyła szerzej, jakby ze strachem. Ze strachem przed samą sobą. Jej wzrok na chwilę stał się przepraszający, ale tylko na chwilę. Już po kilku sekundach spojrzenie Polski było tak samo beznamiętnie jak przedtem. Słowacja mogłaby przysiąc, że w pewnym momencie widziała czerwony błysk w jej oczach. Chociaż może był to tylko wynik przerażenia.
- S-skądże... - zaczęła Słowacja, ale przerwały jej odgłosy kroków. Żołnierze... Jestem uratowana.
Najwyraźniej napastniczka też to usłyszała, bo odwróciła głowę w stronę źródła dźwięku. Słowacja była zbyt sparaliżowana by krzyczeć, ale mogła zrobić coś innego. Sięgnęła w stronę zacinajacej się karty i potrząsnęła nią. Wydobyło się głośnie skrzypienie.
- Kurwa - zaklęła cicho Polska.
Nie minęło wiele czasu, a żołnierze już byli przy nich. Polska nie musiała się odwracać by widzieć, że celują do niej z broni palnej. Nie czekając na ich rozkaz, odwróciła się powoli z rękami w górze.
- Rzuć broń! - powiedział jeden z nich.
Słowianka niechętnie sięgnęła do kabury. Wyciągnęła pistolet nie kładąc palca na spuście i rzuciła go delikatnie gdzieś w bok. Żołnierze podeszli do niej. Jeden dalej do niej celował a drugi szukał po kieszeniach kajdanek, albo czegokolwiek czym możnaby związać jej ręce. Słowacja już była skora odetchnąć z ulgą, gdy zakończyła jak Polska rozprawia się z pierwszym mężczyzną.
Białowłosa wykorzystując to, że żołnierz trzymający ją pod lufą stał blisko i nie spodziewał się ataku, zamchnęła się i szybko wyprowadziła cios, po czym odskoczyła do boku. Chłop stracił równowagę i lekko się zatoczył. Polska wykorzystała momentu i wyrwała mu broń z rąk. Drugi żołnierz nie zdążył się nawet zorientować co się dzieje, a już dostał kulkę w łeb. Tymczasem ten pierwszy odzyskał równowagę i próbował uderzyć dziewczynę z prawego sierpowego. Ta zrobiła szybki unik i strzeliła w jego serce. Po tym upuściła broń na ziemię by teatralnie otrzepać się i wygładzić mundur. W ponownym podniesieniu broni, przeszkodziła jej Słowacja.
- Nawet o tym nie myśl! - wykrzyczała celując do niej z pistoletu, który na początku musiała wyrzuć Polska.
Biało-czerwona, choć na początku była zaskoczona, spojrzała na nią z politowaniem. Zaczęła się do niej zbliżać. Słowacji trzęsły się ręce, nie chciała strzelać. Mimo to, gdy Polska była już zdecydowanie za blisko nacisnęła na spust, zamykając mocno powieki. Spodziewała się usłyszeć strzał, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Co...? - wyszeptała niedowierzając.
Otworzyła ostrożnie oczy. W panice naciskała na spust jeszcze kilka razy, ale za każdym razem nie się działo. Polska patrzała na nią tryumfalnie. W pewnym momencie po prostu wytrwała jej broń z ręki. Przeładowała i wycelowała w nią. Słowacja poczuła jak po policzku spływa jej łza.
- Powiesz mi gdzie jest Czechy, a nic ci się nie stanie. - możnaby powiedzieć, że ton Polski był prawie uspokajający, gdyby nie ten ogólny brak emocji.
Słowacja nie zamierzała jej tego powiedzieć. Już zaczynała godzić się z perspektywą rychłej śmierci, gdy usłyszała znajomy głos.
- Tu jestem, siostro. - powiedział Czechy wchodząc w uliczkę.
- Chyba nie jesteś uzbrojony, bracie? - zapytała zadowolona Polska.
- A na chuj? Przecież nie spodziewałem się, że tu będziesz.
Czechy spodziewał się jaki będzie rozkaz Polski, więc nie tracąc czasu ruszył w stronę Słowacji. Dziewczyna pod ścianą rzuciła mu się w ramiona, a on objął ją uspokajająco. Słowacja płacząc, zastawiała się jak w takiej sytuacji mogą zwracać się do siebie ,,siostro'' i ,,bracie". Rodzeństwo nie celowałoby do sobie z broni...
- Czego chcesz? - powiedział Czechy bez grama lęku, najprawdopodobniej przyzwyczajony do tej strony charakteru siostry.
- Zaolzia. - powiedziała stanowczo - Niedługo do Pragi zostanie wysłana prośba o pokojowe przekazanie tego terenu. Jedyne co muszę zrobić, to przypilnować was, żebyście nie mogli się w to mieszać.
- Prośba? - zezłościł się Czechy - To jest kurva ultimatum.
- Nazywaj to sobie jak chcesz. - uśmiechnęła się chytrze.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie wzięłaś udział w rozbiorze Czechosłowacji? Jesteś poniekąd wspólniczką Niemiec. Możesz się jeszcze wycofać. - mówił zdesperowany. Próbował przemówić jej do rozsądku, choć wiedział, że prawdopodobnie nieskutecznie.
Słowacja słysząc te słowa zaczęła szlochać jeszcze bardziej. Polska skrzywiła się. Nie lubiła gdy ktoś kiedykolwiek wmawiał jej jakieś układy ze Szwabem.
- Ja po prostu biorę to co moje. - odpowiedziała ostro.
Nagle usłyszeli jakiś szmer w zaroślach. Dźwięk prawdopodobnie wywołał jakiś kot, ale wystarczyło to by Polska z ostrożności odwróciła głowę w tamtą stronę. Czechy wykorzystał moment jej nieuwagi i ruszył w stronę Polski z zamiarem obezwładnienia jej. Niestety dziewczyna przewidziała posunięcie brata i momętalnie wystrzeliła. Czechy upadł na ziemię z krwawiącą nogą.
- Kurva! - zaklął łapiąc się za udo.
Słowacja podbiegła do niego, nie zważając na Polskę.
- Nie widziałam, że pójdzie tak łatwo... - powiedziała cicho białowłosa, odwracając się.
- A ty gdzie? - wysyczał przez zęby Czechy - Nie miałaś czasem w zamiarze nas pilnować?
Niesamowite. Postrzeliłam go, a on dalej ma zamiar gadać.
- Nie muszę. - odpowiedziała ze stoickim spokojnem - Najbliższa pomoc jest na drugim końcu miasta. Ktoś musi zostać z tobą, a Słowacja przecież nie zabierze cię ze sobą. Tym wszym cudownym przejściem też nie dasz rady dojść. W każdym wariancie się wykrwawisz.
Polska widziała, że to nieprawda. Dobrze zadawała sobię sprawę, z tego gdzie ma strzelać, żeby wyglądało okropnie, ale nie doprowadziło do wykrwawienia, albo jakichś większych powikłań. Na szczęście oni o tym nie widzieli.
Powoli zaczęła się oddalać słysząc szloch Słowacji i przekleństwa Czech. Przeszła kilka metrów gdy usłyszała krzyki dziewczyny.
- Jesteś taka sama jak ten komuch i ci faszyści! Słyszysz?! - krzyczała zrozpaczona Słowacja - Zawsze taka byłaś!
Polska przystanęła i odwróciła się spokojnie. Posłała Słowiance słaby uśmiech.
- Dopiero to zauważyłaś? - odpowiedziała cicho i ruszyła nie oglądając się za siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiecie dlaczego w całym tym rozbiorze Czechosłowacji Hitler wypadał lepiej? On zrobił to na mocy postanowień układu w Monachium, a my nie. Do tej pory na arenie międzynarodowej to polskie posunięcie jest odpieranie źle.
W każdym razie, czy tylko ja mam jakiś dziwny fetysz słabych fanfików?
Och, i jeszcze jedno. Chyba nikt nie będzie smutny jak zrobię z Polski komunistkę, w niektórych rozdziałach z tego okresu? Po prostu bardzo pasuje mi to reakcji polsko-ukraińskich i kilku innych aspektów.
Taki szybki edit.
Do rozdziałów będę musiała dodać oo myślniku czego dotyczą. Po prostu podczas I i II WŚ oraz w międzywojniu działo się za dużo więc to tak żeby się nie pogubić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top