1918 r. - Odzyskanie Niepodległości
Sto dwadzieścia trzy lata. Tyle właśnie Polska czekała na ten moment. Walczyła w powstaniach, spiskowała, zawierała sojusze, walczyła w nie swoich bitwach. To wszytko doprowadziło ją tutaj, zmierzało do tego dnia. Różne osoby ją wspierały, i różne osoby próbowały jej przeszkodzić. Cały czas rzucano jej kłody pod nogi. Kraje zapomniały o jej istnieniu, dopóki nie stała się im potrzebna. Musiała sprzymierzyć się z wrogami. Gdy okazało się, że walczy nie z tym z kim trzeba, zmieniła stronę. Ostatecznie, ktoś kogo uważała za wroga, okazał się jej największym sojusznikiem, a ona właśnie była o krok od odzyskania państwa.
Po stu dwudziestu trzech latach starań, w końcu mogła odetchnąć. Musiała teraz tylko poczekać aż wszystko zadzieje się samo. Był 10 listopada. Do tej pory wiele krajów odzyskało niepodległość, a miało ich być jeszcze więcej. Wojna oficjalnie się jeszcze nie skończyła, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że nie potrwa to długo. Niemcy i reszta państw centralnych byli na wyczerpaniu. Wojna potrwa jeszcze najdłużej do jutra. Mój dzień niepodległości musi nadejść wraz z dniem kapitulacji Niemiec. Czyli jutro.
I takim oto sposobem, Polska po ponad wieku niewoli, miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Zamiast tego uśmiechała się dobrotliwie do każdego wokół. Jechała teraz na początku kolumny, tuż obok Piłsudskiego niedawno zwolnionego że szwabskiego więzienia w Magdeburgu. Mężczyzna oczywiście nie mógł jej zobaczyć, bowiem była w swojej normalnej biało - czerwonej formie.
Ale jak to się dzieje, że nikt nie widzi mojego konia? Miała cudowny humor. W końcu mogła pomyśleć o głupotach. Zastanowić się nad nieistotnymi rzeczami. Pomarzyć i nie bać się przyszłości. Przecież teraz mogło być już tylko lepiej...
Polska obejrzała się za siebie. Za nimi szło setki ludzi. Żołnierze, kombatanci, kobiety z dziećmi, żebracy, rzemieślnicy. Każdy kto mógł dołączał się do tej dumnej parady wolności. Ten kto nie był w stanie się dopchać, albo z jakiegoś powodu nie mógł iść, obserwował wszytko z boku. Wiwatujący ludzie byli wszędzie. Wychylali się z okien, stawali na skrzynkach, albo innych podwyższeniach które zapewniłby im lepszy widok. Byli również nieliczni śmiałkowie którzy wchodzili na dachy budynków. Choć przestrzeń za nimi i ta po bokach była w całości zajęta, to ulica przed nimi była w pełni pusta i przejezdna. Ludzie schodzili Piłsudskiemu z drogi, ciesząc się, że mogą go zobaczyć. Choć Polska wiedziała, że te okrzyki są nie ku jej chwale, lecz Piłsudskiego właśnie, dalej czuła się adorowana. Była pewna, że gdyby ludzie widzieli o jej istnieniu, wychwalali by również i ją, tak jak robili to jej słudzy.
Wjazd do wolnej Warszawy, po raz pierwszy od tylu lat, wywołał w niej niemały szok. Jednocześnie chciała płakać, krzyczeć, tańczyć, piszczeć... Wyglądało na to, że Polacy mieli podobne odczucia. Wiwaty, krzyki, tańce, oklaski... Polska miała wrażenie, że jest świadkiem jakiegoś cudu. Miała ochotę zatrzymać się w tym tryumfalnym momencie na zawsze, czuła, że może już umierać. Niestety, ale miała jeszcze dużo do zrobienia.
Polska westchnęła i ruszyła w stronę jakiejś bocznej uliczki. Przebicie się przez ten tłum nie było najłatwiejszym zadaniem, tym bardziej, że jechała na koniu. Z niemałymi trudnościami, udało jej się. Im dalej oddała się od Piłsudskiego tym mniej ludzi widywała. Polska zmierzała dokładnie tam gdzie on, do pałacu królewskiego, ale wybrawszy drogę inną, niż tą którą porusza się mężczyzna, miała zamiar dotrzeć znacznie szybciej. Nie mogła marnować czasu. Miała jeszcze sporo ,,papierowej roboty" do wykonania. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami, ona jako kraj będzie niepodległa dopiero jutro. Do tego czasu musiała zastanowić się jak scalić trzy dawne zabory jej państwa. Oczywistym było, że na czele państwa stanie Piłsudski. Tylko na niego wszystkie instytucje były w stanie się zgodzić. Jednak to była tylko jedna kwestia. Reszta pozostawała nierozwiązana.
Dotarłszy na plac pałacu, zsiadła z konia. Od razu podbiegł do niej jeden z jej biało - czerwonych. Złapał wierzchowca za uzdę i zaprowadził do stajni, uśmiechając się. Polska w tym czasie ruszyła w stronę wejścia. Od razu skierowała się w stronę swoich komnat, po drodze witając się ze strażnikami i służącymi. Gdy znalazła się w jednym z węższych korytarzy, przystanęła. Wbiła wzrok w ścianę jakby czegoś szukając. W końcu wyciągnęła rękę i przycisnęła jedną z cegieł. Po drugiej stronie korytarza otworzyło się przejście. Polska skierowała się do swoich ukrytych apartamentów. Każdy kraj posiadał właśnie takie schowane mieszkanie, by nie było możliwości, że dostanie się tam jakikolwiek człowiek.
- Polska!
Usłyszała krzyk. Chciała się odwrócić, ale nie zdążyła. Ktoś wręcz na nią wbiegł. Impet danej osoby prawie zrzuciłby ich ze schodów gdyby Polska w ostatniej chwili nie złapała się narożnika ścian. Spojrzała w górę, na tajemniczego napastnika.
- Węgry?
- No a kto, kurva?! - prawie wykrzyczał jej do ucha. Uścisnął ją jeszcze mocnej.
- Dusisz... Kurwa... - z trudem powiedziała Polska. Węgry natychmiast ją puścił.
Dziewczyna złapała oddech. Spojrzała poważnie na przyjaciela, po czym roześmiała się radośnie. Znowu złączyła ich w uścisku, ale tym razem to Węgry się dusił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam!
- Puuu... śććć... - Polska puściła i uśmiechnęła się niewinnie. Węgry pokiwał przecząco głową - Już prawie zapominałem jaka silna jesteś.
Ich spojrzenia spotkały się. Jak na rozkaz roześmiali się jednocześnie. Gdy głupawka im przeszła postanowili ruszyć do komnat Polski. Zamknęli za sobą tajne przejście i udali się kręconymi schodami w dół. Dotarli do dużego pomieszczenia. Pełniło ono funkcje salonu i było utrzymanie w stylu barokowym. Stąd prowadziło jeszcze kilka drzwi. Jako że mieszkanie znajdowało się w piwnicy, to były tu tylko małe wysoko umieszczone okienka. Węgry usiadł na dużym fotelu na środku pokoju.
- Chyba dawno nie robiłaś remontu, co? - powiedział rozglądając się i swobodnie wyciągając nogi do przodu.
- No tak się składa, że nie koniecznie miałam czas i możliwości. - powiedziała z nutką ironii.
Usiadła na fotelu przy kominku. Siedziała na przeciwko przyjaciela.
Oddzielał ich tylko stolik.
- Więc? - Węgry spojrzał na nią wymownie.
- Co?
- Żadnej herbaty? Kawy? Wody?
- Chyba wódy chciałeś powiedzieć - Polska rozłożyła się wygonie w fotelu - Dobrze wiesz, że ja preferuję raczej mocniejsze napoje.
- No to na co jeszcze czekasz? - przyjaciel wyszczerzył się głupkowato.
- Nie dziś. - Polska powiedziała to z ogromnym bólem serca. Zawsze ciężko było jej odmówić gdy alkohol wzywał. - Mam jeszcze dużo do roboty.
- Niech ci będzie. - zgodził się niechętnie i zmienił temat - Opowiadaj moja droga. Jak to jest odzyskać niepodległość po tak długim czasie?
Polska przez chwilę się zastanawiała.
- Wyobraź sobie, że jesteś karaluchem. - powiedziała powoli i że skupieniem białowłosa. Węgry spojrzał się pytająco. - I wszyscy zawsze chcą cię zabić, bo jesteś jebanym robalem i to do tego jednym z tych ochydnieszych. I nie ważne ile razy cię przydeptają, ty zawsze przeżyjesz, dalej wkurwiając innych swoją obecnością.
Zapadła chwilą ciszy, którą postanowił przerwać Węgry.
- Taa... - przeciągał jakby próbował na prędce wymyślić sensowną odpowiedź - W każdym razie gratuluję.
Węgry przyjrzał się Polsce. Na początku wydawała się radosna, ale teraz coś się zmieniło. Intensywnie się nad czymś zastanawiała. Wyglądała na lekko zatroskaną.
- Polska, coś nie tak?
- Nie skądże... - na tym chciała zakończyć odpowiedź, ale zauważywszy rozkazujący wzrok Węgier, kontynuowała - Po prostu, chyba się trochę obawiam. No bo, świat się pozmieniał. Ja przez sto dwadzieścia trzy lata nie rządziłam państwem. Co jeżeli już tego nie potrafię?
Przyjaciel westchnął. Przez chwilę nic nie mówił, zastanawiając się co powiedzieć. Polska czekała cierpliwie. W końcu przemówił, pochylając się do przodu.
- A kto rozkazywał Francuzą podczas odwrotu z Moskwy? Do kogo przychodzili Rosjanie z problemami gdy Rosja leżał najebany? Kto doradzał mi i Austrii?
- To się nie liczy, Austria mnie nie słuchała... - chciała mówić dalej, ale jej przerwano.
- Ale słuchała mnie, a ja słuchałem ciebie. Więc wychodzi na to samo. - powiedział stanowczo.
- Ja... - zaczęła niepewnie, ale nie dokończyła - Chyba masz rację. W każdym razie muszę spróbować.
- I to mi się podoba! - Węgry klasnął w dłonie - Wiem, że sobie poradzisz, ale jakbyś miała jakieś problemy, to pamiętaj, że jestem.
Uśmiechnęli się do siebie. Te kilka zdań naprawdę podniosły Polskę na duchu. Poczuła ciepło na sercu, którego tak bardzo brakowało jej przez ostanie z górą sto lat.
- Więc... Skoro ty jesteś to może pomożesz mi z tymi wszystkimi papierami? - zapytała niewinnie.
- Weź przestań babo! - powiedział głośno, choć wcale nie zamierzał krzyczeć. On zawsze miał dość donośny głos. - Mam wystarczająco dużo własnej roboty. Zamiast tego uracz swojego gościa szklanką wody i kawałkiem suchego chleba.
Polska wezwała służącą. W pierwszej kolejności rzeczywiście chciała poprosić o wodę i suchy chleb. Po krótkim namyśle stwierdziła jednak, że też jest głodna. Gdy przyniesiono im posiłek, zjedli łakomie. Przez następne kilka godzin rozmawiali o różnych pierdołach i śmiali się z głupich żartów. Czas mijał im przyjemnie. Niestety, nic nie może trwać wiecznie. Gdy zobaczyli, że zaczęło się ściemniać, Węgry postawił wracać. Polska nie zatrzymywała go. Obydwoje mieli jeszcze dużo do zrobienia. On też dopiero jakoś tydzień temu odzyskał swoje państwo. Polska odprowadziła go do wyjścia. Kraje pożegnały się. Gdy wróciła, niezwłocznie usiadła do stołu w salonie i rozłożyła dokumenty. Przygotowała sobie coś do pisania i kilka kartek. Pora zaczynajać. Jej!
Polska usiadła wygodnie na krześle. Po kolei brała każdy papierek w dłonie, dokładnie czytając zawartość. Co jakiś czas notowała kolejne punkty i podpunkty na swojej pustej kartce. Z daleka może i wyglądała na skupioną oraz w pewni poświęconą swojemu zadaniu. W rzeczywistości jednak, nie miała pojęcia co robi. Gdy po pewnym czasie od wysiłku zaczęła boleć ją głowa, a litery zaczęły się ze sobą zlewać, ze zrezygnowaniem uderzyła czołem o blat stołu. Miała już dość. Nie była stworzona do tego typu wysiłku psychicznego. Zdecydowanie lepiej wychodziła jej walka i dowodzenie armią. Leniwie podniosła głowę spoglądając na zegarek. Już od trzech godzin siedziała nad tymi papierami, a dalej nie miała nic konkretnego. Zmusiła się by przestać leżeć na stole i wrócić do pracy, ale nie szło jej to najlepiej. Ostatecznie poddała się po dwudziestu minutach.
Wstała z krzesła. Postanowiła, że zostawi wszystko na stole, i tak planowała powrócić do tego jak najszybciej. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu godnego zajęcia na jej małą przerwę. Jej wzrok zatrzymał się na lustrze w starej ramie nad jeszcze starszą komodą. Podeszła bliżej i przejrzała się w nim. Wyglądała okreponie. Miała umorusaną twarz z niewielkimi zadrapaniami, brudny mundur, na którym gdzieniegdzie widniały małe plamki krwi, ale i tak najgorsze były włosy. Białe, długie oraz niewyobrażalne pokołtunione i posklejane najróżniejszymi wydzielinami. Ale ja muszę śmierdzieć. Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam?
Bez zastanowienia ruszyła w kierunku pierwszych dzwi po lewej. Weszła do łazienki. Od razu podeszła do ogromnej wanny i odkręciła kurek z gorącą wodą. Szybko ściągnęła z siebie ubrania i rzuciła je w kąt pomieszczenia z późniejszym zamiarem uprania ich. Już chciała wchodzić do wody gdy przypomniała sobie o czymś. Spojrzała na swoje obandażowane ciało. Skrzywiła się na myśl o bólu jaki wywoła zetknięcie się jej ran z gorącą wodą. Niestety, nie miała wyboru więc zabrała się do ściągania opatrunków. Zaczęła od łydek i ud idąc coraz bardziej w górę. Zaciskała zęby gdy odrywała przyklejone do zakrzepniętych ran bandaże.
Gdy dotarła do górnych kończyn, jej spojrzenie stało się smutne. Nie pamiętała kiedy ostatnio widziała swoje przedramiona bez opatrunków. Nosiła je już od czasu pierwszego rozbioru. Wtedy, gdy napastnicy atakowali ją bezbronną, po raz pierwszy musiała użyć przedramion jako tarczy. Uzyskała duże obrażenia i do tej pory nosi wiele blizn z tamtego okresu. Za każdym razem gdy ręce powoli się goiły, znowu musiała się nimi bronić. Ostatecznie okazywało się, że zawsze powstały nowe rany, a niektóre nawet nie miały możliwości się zregenerować.
W końcu Polska ściągnęła z siebie wszystkie bandaże. Zakręciła kurek i weszła do pełniej wanny. Syknęła cicho czując jak pieką ją wszystkie uszkodzone miejsca. Na szczęście po pewnym czasie przyzwyczaiła się i nie uczuła już nic. Rozłożyła się wygonie i odchyliła głowę w tył zamykając oczy. Odprężyła się. Była to jej pierwsza kąpiel od dwóch tygodni. Przez cały ten czas podróżowała, biła się i spotykała z innymi krajami w obliczu kończącej się wojny. Miała wtedy ważniejsze rzeczy na głowie niż higiena, ale teraz już nie musi tego robić, więc kąpać też będzie się częściej.
Nie wiedziała ile czasu minęło od wejścia do łazienki, ale podejrzewała, że dużo. Postawiła, że czas się zbierać. Niechętnie wyszła z wanny i zaczęła spuszczać czarną jak smoła wodę. Wytarła najpierw włosy, a potem resztę ciała. Ponownie obandażowała miejsca, które tego wymagały. Zaczęła rozglądać się po łazience.
- Kurwa - przeklnęła, gdy zorientowała się, że zapomniała o zabraniu jakichś ubrań do spania. Owinęła się ręcznikiem i wyszła swobodnie z łazienki. Nie spodziewała się nikogo, ale i tak wolała się okryć. Przeszła przez salon do drzwi naprzeciwko. Weszła do swojej sypialni. Podeszła do komody po prawej stronie dużego łoża. Z jednej z szuflad wyciągnęła dość kusą koszule nocną. Przez chwilę szukała czegoś co zakrywałoby trochę więcej niż tułów i większą część pośladków, ale niestety nie znalazła nic takiego. Ubrała więc ciuch i skierowała się w stronę drzwi, by odnieść ręcznik. Gdy chciała nacisnąć na klamkę usłyszała głośny huk w salonie. Zamarła w bezruchu i zaczęła nasuchiwać. Panowała kompletna cisza, więc Polska ostrożnie nacisnęła na klamkę i wyszła z pomieszczenia. Wyskoczyła z sypialni. Przybrała pozycję bojową i rozejrzała się po pokoju. Początkowo nie zauważyła nic podejrzanego, ale potem spojrzała w stronę schodów. Tuż pod nimi siedziała dobrze jej znana, teraz lekko skołowana, osoba.
- Rosja? - Polska momentalnie zrezygnowała z pozycji bojowej i podbiegała do trzymającego się za głowę Rosji. Dziewczyna nie wiedziała które pytanie zadać najpierw, więc zadała wszystkie na raz - Co ty odpierdalasz? Spadłeś ze schodów? Nic ci nie jest?
- Yyy... nie, albo tak. Nie wiem... - odpowiedział niewyraźnie.
Polska przykucnęła obok niego. Przysnęła się bliżej, żeby sprawdzić jego stan.
- Piłeś?! - powiedziała z wyrzutem, odsuwając się od niego.
- A co to... ma za znaczeeene? - odpowiedział o dziwo po polsku. Polska zdziwiła się, bo zazwyczaj rozmawiali po rosyjsku. Zazwyczaj, ale nie zawsze. - Jessstem... tyko letko pod wpłyfem.
- Lekko pod wpływem? Ty jesteś najebany! - uniosła się Polska. Postawiła, że będzie mu odpowiadać po rosyjsku. Był w takim stanie, że mógłby nie zrozumieć jej w jej języku.
Polska uderzyła się lekko otwartą dłonią w czoło. Spojrzała na obraz nędzy i rozpaczy siedzący przed nią. I co ja z nim teraz zrobię? W takim stanie przecież nie da rady wrócić do siebie. Pokręciła głową. Ponownie się do niego przybliżyła, ale tym razem by przełożyć sobie jego ramię przez sobie, tak by mogła go dźwignąć. Zrobiła to z trudem, ale udało jej się wstać. Rosja był jedną wielką kupą mięśni, wydało jej się, że chłop waży z dwie tony. Nie widziała jak, ale jakoś udało jej się dociągnąć go do fotela, na którym jeszcze tego samego dnia siedział Węgry. Polska posadziła Rosję na siedzeniu, a sama zajęła miejsce naprzeciwko. Zaczęła zastanawiać się jak poradzić sobie z tym problemem. Tymczasem półprzytomny Rosja się jej przyglądał.
- Wiszz, że fajną masz tą koszlee? - powiedział po chwili, ale tym razem już w swoim rodzimym języku - Allle dla mnie mokłabyś ją zdjąć.
Polska podniosła głowę i spojrzała na niego zażenowana. W pierwszej chwili miała ochotę go uderzyć, albo conajmniej na niego nakrzyczeć, ale wiedziała, że on przecież nie ma pojęcia co mówi. Na trzeźwo chyba by tak nie powiedział. Chyba.
- Siedź tutaj i się nie ruszaj. Zaraz przyjdę. - powiedziała stanowczo, ignorując jego poprzednie stwierdzenie. Wstała z siedzenia i skierowała się do drzwi po prawej stronie schodów. Znalazła się w kuchni, w której zostawiła jedzenie którego razem z Węgrami nie udało jej się zjeść. Naje się to pójdzie spać i będę mieć spokój.
Zabrała tacę z jedzeniem i wróciła do salonu. Ma szczęście Rosja usłuchał i siedział grzecznie na swoim miejscu. Postawiła jedzenie na stoliku przed nim. On spojrzał się na nią niepewnie i wyprostował lekko kołysząc się na boki od nadmiaru alkoholu. Polska ręką dała mu przyzwolenie na spożycie posiłku.
Podczas gdy Rosja jadł, Polska chodziła po pokoju. W pewnym momencie podeszła do stołu z rozłożonymi papierami i opadała się o krzesło. Na ten moment miała zaplanowany ciąg dalszy papierkowej roboty. Niestety musiała zająć się tym pijanym idiotą. Miała do niego sporo pytań. Czemu tu przylazł? Czemu tak się napił? I jakim cudem dotarł tutaj niepostrzeżenie w takim stanie? Bardzo chciała uzyskać odpowiedzi, ale wiedziała, że Rosja jej nie odpowie, a przynajmniej nie teraz.
Polska zadrżała. Z rozmyślań wyrwała ją dłoń, którą Rosja położył na jej talii. Drugą położył jej na udzie i zaczął coś bełkotać niezrozumiale. Och, chyba już zjadł, pomyślała Polska.
- Jesteś najebany, nie wiesz co robisz, jutro będziesz tego żałował. - najpierw spróbowała przekonać go bardziej pacyfistycznie, ale gdy to nie wychodziło, spróbowała inaczej - Dobra, liczę do trzech. Do tego czasu masz się odsunąć.
No i Polska odliczyła, a Rosja się nie odsunął, chyba nie do końca rozumiejąc o czym ona do niego mówi. Dziewczyna szybko złapała go za rękę, którą trzymał na jej udzie i wykręciła mu ją, tym samym łatwo go obezwładniając. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nie dawka alkoholu w organizmie Rosji, nie poszłoby jej tak łatwo.
- A teraz pójdziesz do łóżka i położysz się spać. - powiedziała stanowczo, cedząc każde słowo.
- Alle tykooo... z tową - powiedział niewyraźnie gdy go puściła.
- Boże, widzisz a nie grzmisz! - wykrzyczała chowając twarz w dłonie. Nie widziała czy ma się śmiać czy płakać. - A ty na co kurwa czekasz?! Idziemy! - zwróciła się do chwiejącego się Rosji.
Zdenerwowana Polska mocno złapała za kołnierz Rosję, który ze względu na swój wzrost musiał się nie mało pochylić. Pociągnęła go do sypialni i pchnęła w stronę łóżka. Rosja chyba zrozumiał o co jej chodzi, bo bez większych protestów, położył się. Co prawda w poprzek, ale to już i tak był jakiś sukces.
Polska już chciała wychodzić. Miała rękę na klamce, gdy coś sobie oprzytomniała. A jak zarzyga mi pościel, albo coś rozpierdoli? Westchnęła i obróciła się z powrotem tyłem do drzwi. Wzrokiem poszukiwała miejsca gdzie mogłaby usiąść. Niestety, bądź dla niektórych stety, nie znalazła niczego takiego. Ostatecznie usiadła na łóżku. Ułożyła sobie poduszki, tak by być w pozycji półsiedzącej. Ponownie zaczęła się rozglądać, tym razem w poszukiwaniu zajęcia. Przelotnie spojrzała na alkoholika obok niej. Chyba próbował zasnąć, ale bez poduszki najwyraźniej nie było najwygodniej.
W końcu Polska znalazła to czego szukała. Na stoliku nocnym obok, znajdowała się książka. Dziewczyna chwyciła ją, spoglądając na okładkę. Krzyżacy? Zawsze dobrze jest trochę powspominać. Otworzyła książkę na uprzednio zaznaczonej stronie. Nie przeczyła nawet dwóch stron, gdy poczuła ciężar na swoim brzuchu. Podniosła książkę wyżej by zobaczyć co spowodowało nacisk. Okazało się, że Rosja postanowił zrobić sobie z niej poduszkę. Wybełkotał coś niezrozumiale i uśmiechnął się głupkowato. Polska już nic nie odpowiedziała tylko wróciła do lektury.
W pomieszczeniu panowała głucha cisza, którą przerywało tylko tykanie zegaru. Czytanie powoli zaczęło męczyć Polskę. Akurat gdy odkładała książkę, zegar wybił pełną godzinę. Była już północ, co oznaczało, że właśnie nadszedł 11 listopada. Dzień, który zostanie zapamiętany, jako Dzień Niepodległości. Odłożyła książkę i uśmiechnęła się sama do siebie. Z tym samym uśmiechem spojrzała na Rosję.
- Ty mój głupi alkoholiku. - powiedziała cicho, kładąc mu rękę na głowie.
Chyba też powinnam położyć się spać. Zamknęła więc oczy i zasnęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba ten rozdział nie wyszedł mi najlepiej, ale chuj.
Chciałam tylko powiedzieć, że napierdalacie w to opowiadanie jak w bombkę. Nie spodziewałam się, że wyświetlenia będą mi rosnąć tak szybko i z całego serca dziękuję.
Udanej sto pierwszej rocznicy odzyskania niepodległości! Swoją drogą byłby ktoś zaisteresowany takim ,,speszjalem" na święta? xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top