1795 r. - Pierwsza Wigilia pod zaborami / część II
Maszerowali szybko przez korytarz. Polska zostawała trochę z tyłu. Musiała włożyć sporo wysiłku, by dotrzymać tempa swojemu towarzyszowi, albowiem każdy jego krok, zawierał w sobie jej dwa. W pewnym momencie prawie biegła. Przeklinała siebie w duchu za to poniżenie. Nie obwiniała nawet Rosji. To była jej wina, że znalazła się w tym położeniu. Tylko jej wina.
- Jeżeli ktoś coś do ciebie powie, albo zada ci pytanie, nie odpowiadaj. - powiedział nagle Rosja głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Oczywiście. - odpowiedziała tonem zimniejszym niż ostrze husarskiej szabli.
Od pamiętnego listopada tegoż roku, zwracała się do niego tylko w ten sposób. Nie mówiła nieproszona, nie pytała gdy nie musiała. Nie robiła nic wbrew zakazom i bez wyraźnego nakazu. Zachowywała się jak lalka, żyjąca tylko po to by kierowali nią inni. Zupełnie tak jakby ktoś wyprał z niej wszystkie emocje, których z resztą już wcześniej miała niewiele.
Na początku Rosji to nie przeszkadzało. Był nawet zadowolony, że może zrobić z nią co tylko zechce, a ona nie wyrazi sprzeciwu. Był dumny z tego, że w końcu może czuć nad nią władzę. Szybko jednak przekonał się jak złudne były to odczucia. Po niedługim czasie, zaczęło mu to przeszkadzać. Ten chłód jakim go darzyła przebijał się boleśnie przez jego skórę oraz wnętrzności i przechodząc przez każdą komórkę jego ciała trafiał wprost do serca. Próbował pozbyć się nieznośnego uczucia, prowokując ją do jakiejkolwiek reakcji na najróżniejsze sposoby, jednak zawsze kończyło się to niepowodzeniem, więc jakiś tydzień temu po prostu się poddał. O wiele bardziej wolałby, aby na niego krzyczała, biła, wyzywała... cokolwiek. I on wiedział, że ona o tym wiedziała. Wiedziała i maltretowała go dzień po dniu, czerpiąc z tego cichą satysfakcję. Katowała go, męczyła, torturowała. A przecież powinno być na odwrót.
Polska zaczęła słyszeć gwar, gdy wspinali się po schodach by dotrzeć na parter. Wiedziała co zastanie na górze. Śmiechy i te wzgardliwie spojrzenia. Miała szczerą nadzieję, że po drodze do wyjścia nie spotkają żadnego kraju. Zdawała sobie jednak sprawę, że jej marzenie jest tak nierealne na ten moment, jak to o odzyskaniu państwa.
Gdy tylko wyszli z piwnic, przywitał ich jakiś białoruski służący o poważniej minie. Powiadomił ich tylko, że wszytko jest gotowe i podał płaszcz Rosji. Ten bez słowa odebrał ubranie, nawet nie zwalniając kroku. Ubrał się jeszcze w drodze. Poczuł jak jego ciało się spina. Teraz musieli przejść okok sali balowej. Naprawdę nie miał ochoty spotykać żadnego z biesiadników. Oczywiście, musiało się stać na przekór jego planom.
- Suka blyat.
- Kurwa mać. - wymamrotali pod nosem w tym samym momencie, tak by jedno nie słyszało drugiego.
Niedaleko nich, tuż przy wejściu do sali balowej stał Niemcy z Francją i Hiszpanią. Rozmawiali sobie wesoło. W przeciwieństwie do towarzystwa, które zostawili w spiżarni, ci wyglądali na zupełnie trzeźwych, choć każdy z nich trzymał w ręku lampkę wina. Rosja przyspieszył mając nadzieję, że dzięki temu go nie zauważą. Im bliżej swoich zachodnich ,,przyjaciół" się znajdował, tym głośniejsze stawały się ich śmiechy, miał jednak wrażenie, że nie było to spowodowane jedynie skracającą się odległością.
- Mówiłam wam! - powiedziała z satysfakcją Francja, gdy znaleźli się już wystarczająco blisko - Mówiłam, że poszedł po tą swoją laleczkę!
Rozległy się śmiechy stojącej trójki. Rosja nawet na nich nie spojrzał. Czuł jak wzbiera w nim nowa fala gniewu. Przyspieszył jeszcze bardziej. Spojrzał się tylko przez ramię, spoglądając na Polskę. Nie nadążała. Nie czekając aż dziewczyna się z nim zrównania, złapał ją za ramię i pociągnął do sobie zdecydowanie za mocno. Francja widząc w tym dobrą okazję, wystawiła lekko swoją stopę, gdy Słowianie przechodzili obok niej. Polska, wręcz szarpana przez Rosję, nagle poczuła jak haczy o coś nogą. Rosja czując jak dziewczyna upada, puścił jej ramię zdezorientowany. Chwilę później już leżała na ziemi. Chciał pomóc jej wstać, ale uprzedził go Hiszpania.
- Tak piękna dama, nie powinna ostać się bez pomocy. - powiedział szarmancko.
Od razu poszedł do niej i wystawił w jej kierunku rękę. Ona przyjęła ją prawdopodobnie jednynie z grzeczności. Gdy tylko stanęła na równe nogi, Hiszpania niespodziewanie zakręcił nią niczym w tańcu. Wykorzystując jej dezorientację, przyciągnął ją do siebie, kładąc wolną rękę na jej talii.
- W lepszych okolicznościach, poprosiłbym cię wyraz do tańca. - powiedział czarująco.
Rosja poczuł jak coś ściska go w brzuchu. Jego złość stała się chyba dziesięciokrotnie większa. Dłonie same zacisnęły mu się w pięści, ale to wszystko. Nie wykonał żadnego innego ruchu. Zobaczył jak Polska odwraca wzrok od swojego ,,wybawcy". Ona też była zdenerwowana, może nawet bardziej od niego. Gdzieś w tle Rosja wychwycił Niemcy. Ma początku tego ,,spotkania" wydawał się nadzwyczaj rozbawiony, teraz jednak jego usta stały się poziomą kreską, a brwi zmarszyczyły się groźnie. Wyglądał jakby zraz miał udusić Hiszpanię gołymi rękami.
Tymczasem Polska biła się z samą sobą. Próbowała powstrzymać narastający w niej gniew. Wzięła kilka głębokich oddechów, zamknęła na chwilę oczy. Nie miała już nawet ochoty walczyć. Chciała tylko uciec niewiadomo dokąd i na jak długo. Miała wrażenie, że zraz się rozpłacze. Pokonała jednak te słabości i używając całej swojej siły woli, przybrała przybrała tą beznamiętną maskę, noszoną ostatnio tak często. Otworzyła oczy i spojrzała w górę, na Hiszpanię.
- To bardzo uprzejme z twojej strony. - przecięła ciszę swoim lodowatym głosem - Niestety, czas nagli, więc nie możemy zostać na dłuższą rozmowę.
Odsunęła się od niego delikatnie. Choć z jej oblicza nie dało się wyczytać nic, w środku cała się gotowała. Jak wiele? Pytała sama siebie, nie zdając sobie sprawy, że to dopiero początek jej upokorzeń, na które będzie skazana latami.
Nogi niosły ją same. Nie wiedziała, czy Rosja za nią idzie. Nie obchodziło jej to. Chciała jak najszybciej opuścić pałac. W Mińsku nie przebywała często, więc gdy przyjechali tutaj tego samego dnia z rana, nie wiedziała gdzie co znajduje się dokładnie. Teraz jednak szła do wyjścia instynktownie. Nie zastanawiała się gdzie powinna skręcić. Po prostu szła, chcąc jak najszybciej zostawić inne kraje za sobą. Przestała zwracać uwagę na jakiekolwiek bodźce. Słyszała jakby przez ścianę, a widziała jak przez mgłę. Gdzieś z oddali usłyszała krzyk, a potem śmiech. Ktoś wyklinał za jej plecami. Nagle obraz stał się ciemniejszy, a jej zrobiło się zimno. Dalej, jakieś pytanie chyba skierowane do niej i odpowiedź udzielona przez osobę za nią. Lekkie szarpnięcie. Krótka rozmowa poprzedzona szybką wymianą spojrzeń.
Z transu wybudziła się dopiero kilkanaście minut później, gdy pierwsze płatki śniegu spoczęły na jej policzkach. Chwilę zajęło jej zanim zrozumiała gdzie jest i co się z nią dzieje. Rozejrzała się dookoła. Jechała na karej klaczy, tuż okok Rosji. Poruszli się wolno, zważywszy na panujący mrok. Zaczęła poznawać drogę po której jechali. Był to szklak którym przyjechali do Mińska. Choć zazwyczaj był często uczęszczany, tym razem byli jedynymi podróżnikami. W końcu jaki szaleniec wybrałby się w podróż po zmroku i to jeszcze przed śnieżycą?
Zauważyła, że Rosja obserwuje ją ukradkiem. Postanowiła nie zwracać na to uwagi. Jeszcze miesiąc temu, powiedziałaby mu coś, ale teraz najlepszym wyjściem było nie reagowanie. Od swoich trzecich rozbiorów czuła się dosłownie jak stara wymięta szmata. Nie miała siły na nic. Nie potrafiła się przeciwstawić, gdzie jeszcze niedawno przyszłoby jej to z łatwością. Wszystkie emocje, które kiedyś odczuwała, teraz zdominowały dwie: smutek i gniew. Z każdym jednym ubliżeniem czuła jak jej frustracja rośnie. Wiedziała, że prędzej czy później wybuchnie.
Jechali przez las. Polska pamiętała, że ten odcinek nie jest długi i jadąc nim ostatnim razem przebyli go w niespełna godzinę. Tym razem jednak przejazd przez las mógł trwać nawet kilka godzin więcej. Zasypany szlak był ledwo widoczny. Drogę oświetlali sobie dwoma słabo świecącymi lampionami. Dodatkowo śnieg sypał już naprawdę mocno. Nie była to jeszcze zapowiadana przez wszystkich śnieżyca, ale te opady wystarczyły by skutecznie ograniczyć widoczność.
Rozejrzała się dookoła próbując dostrzec coś w mroku. Oprócz ogromnych ciężko spadających płatków śniegu nie zobaczyła nic. Pomimo wczesnej godziny, było już tak ciemno.
Nie miała pojęcia co strzeliło Rosji do głowy, by wyjechać tak nagle i to w taką pogodę. Taka podróż była conajmniej tak niebezpieczna jak walka ze wściekłym niedźwiedziem. Była spora szansa, że umrą. Mogło ich zasypać, mogli zgubić drogę, mogły zaatakować ich dzikie zwierzęta. O dziwo, ta myśl wcale nie wypełnia Polski strachem, bądź jakąś pochodną tego uczucia. Gdzieś w głębi duszy, chyba nawet na to czekała. Cały dorobek jej życia legł w gruzach. Z kogoś stała się nikim. Miała już dosyć tego wszystkiego, a śmierć byłaby wyczekiwanym odpoczynkiem. Z resztą, nie wydawało jej się by ktokolwiek rozpaczał po takich okrutnikach jak ona i Rosja.
Nagle jej koń stanął. Wyrwała się z rozmyślań i spojrzała na Rosję, który właśnie trzymał jej wierzchowca za uzdę. Zamiast pytać się go dlaczego się zatrzymali, zaczęła nasłuchiwać i rozglądać się. Trwała chwilę w napięciu, ale nie zwróciła uwagi na nic podejrzanego. Gdy już chciała odetchnąć z ulgą, jej klacz zarżała nerwowo. Kilka sekund później usłyszała głośny wystrzał ze strzelby. Ogier Rosji spłoszył się i niczym błyskawica ruszył przed siebie razem ze swoim jeźdźcem, zaś wierzchowiec Polski stanął dęba. Nieprzygotowana dziewczyna nie dała rady się utrzymać i spadła. Ostatnim co zobaczyła przed wpadnięciem w zaspę, był jej spanikowany koń, na oślep zbaczający z drogi.
Siła upadku zakopała ją głęboko w śniegu. Próbowała się wydostać, ale każda próba ruchu zasypywała ją jeszcze bardziej. Poczuła jak jej dolna część ubrania powoli zaczyna przesiąkać. Nie zamierzała wołać o pomoc. Może Rosja mnie nie znajdzie? Choć wiele osób w podobnej sytuacji zaczęłoby panikować, Polska zachowywała niepokojący spokój. Zamiast walczyć o życie, ułożyła się wygodnie, na tyle na ile mogła. Skoro już teraz nie była w stanie się wydostać, to wystarczyło tylko, że zacznie się śnieżyca. Wtedy odczekać mniej jak godzinę, a śnieg zasypie ją na tyle, by mogła umrzeć w spokoju. Czy ktoś będzie za nią rozpaczał? Pewnie nie. Kilku osobom może zrobi się trochę smutno, ale nie załamią się. Będą żyć dalej z nią czy bez niej.
Nie wiedziała, jak długo leżała zasypana, ale poczuła, że powoli zaczyna brakować jej tlenu. To dobrze. Jeszcze trochę wytrzyma, a zazna wiecznego spokoju.
Gdy już była pewna, że nikt jej nie uratuje i wreszcie mogła zakończyć ten koszmar zwany życiem, poczuła jak cały przygniatający ją śnieg staje się jakby lżejszy. Chwilę później, nagły przypływ tlenu. Ktoś złapał ją za ramiona i pociągnął w górę, zmuszając ją by podniosła się do siadu. Chwilę zajęło jej rozpoznaniem sytuacji. W końcu otworzyła oczy i ujrzała przed sobą klęczącego w śniegu Rosję, na którego twarzy mieszały się torska i złość. Polska zmarszyczyła brwi. Powie coś, a wybuchnę.
- Dziewczyno, chcesz umrzeć czy jak?! - Rosja prawie krzyknął, dalej ją trzymając.
Polska zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Udało jej się to jedynie na tyle by nie rzucić się na niego w celu uduszenia. Jej usta wykrzywiły się w przerażającym uśmiechu.
- Skąd wiedziałeś? - jej ton był wypełniony całym skrywanym do tej pory gniewem.
Rosja wytrzeszczyły oczy. Nie mógł uwierzyć, że Polska przemówiła do niego tak... normalnie. To już nie był ten pozbawiony emocji uprzejmy ton, którym raczyła go od miesiąca. Nie wiedział jak ma na to zareagować, więc patrzał na nią tylko, pogrążony w głębokim osłupieniu.
- Polsza... - to było jedyne co dał radę wykrztusić.
Na odpowiedź nie musiał czekać długo.
- Och, Polsza, Polsza. Tylko to potrafisz powiedzieć, tak?! - krzyknęła pretensjonalnie.
Wygrzebała się szybko z zaspy, by nie musieć dłużej na niego patrzeć. Stanęła na równe nogi i otrzepała się ze śniegu, na tyle na ile mogła. Rozejrzała się dookoła zastanawiając się nad czymś. Po chwili podniosła z ziemi upuszczony wcześniej lampion, który, jakimś cudem, nie wygasł jeszcze. Poszukała czegoś wzrokiem, po czym ruszyła w stronę polnej drogi, łączącej się z traktem którym do tej pory jechali.
- Gdzie ty idziesz? - powiedział Rosja wstając z klęczek, gdy już wyrwał się z osłupienia.
- Śnieg chwilowo nie pada tak mocno jak przedtem - zaczęła tłumaczenia - Jeszcze widać ślady mojego konia. Jeśli się pospieszymy znajdziemy go.
- A na chuj?
Polska zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Spojrzała na niego jak na kompletnego idiotę, którym w jej mniemaniu był i próbowała powstrzymać się przed zabiciem go. Miała nadzieję, że po samym tym geście Rosja zrozumie jak głupie było jego pytanie, jednak przeliczyła się. Ten tylko wzruszył ramionami nierozumiejąc.
- Ta klacz uciekała ze wszystkimi moim rzeczami. Podróż do Petersburga nie będzie trwała jeden dzień. Mam się w tym czasie ubierać w worki po ziemniakach?
Odwróciła się na pięcie, nieczekając na odpowiedź i ruszyła przed sobie. Nie obchodziło jej co zrobi Rosja. Choćby z piekieł wypadli Czterej Jeźdźcy Apokalipsy i chcieli go porwać, obiecała sobie, że już nie zawróci.
- Nie pozwalam ci. - powiedział stanowczo, nie postępując w jej stronę ani kroku - Poszukiwania za bardzo nas spowolnią, a możemy w ogóle tego konia nie znaleźć.
- Wyjebane! - krzyknęła ze sporej już odległości.
Rosja przymrużył lekko oczy i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili skrzyżował ręce na piersi i stanął czy swoim wierzchowcu obserwując ją. Powiedział sobie, że choćby sam Jezus Chrystus zstąpił z niebios i pchał go w jej stronę, on się nie ruszy. Nie wytrzymał w tym ambitnym postanowieniu zbyt długo, bo gdy tylko zrozumiał, że Polska nie ma zamiaru zawrócić, zaklął pod nosem i wsiadł na wierzchowca, kierując go w jej stronę. Choć nie widział jej twarzy, był pewny, że teraz uśmiecha się z satysfakcją. Powoli zaczynał żałować, że Polsce wrócił jej charakter.
Biało-czerwona dzielnie przedzierała się przez śnieg, podczas gdy Rosja jechał wygonie na koniu, co jakiś czas spoglądając na nią dziwnie. Robiło jej się coraz zimniej. Podejrzewała, że gdyby była zwykłym człowiekiem już dawno odmroziłaby sobie jakąś część ciała. Każdy jej krok stawał się coraz trudniejszy. Czuła jak słabnie, ale nie skarżyła się. Szła dumnie wyprostowana, mając nadzieję, że Rosja nie zauważył jeszcze jak bliska jest upadku.
- Mój koń bez problemu udźwignie naszą dwójkę, wiesz? - zwrócił się w jej stronę Rosja.
- Nie zamierzam znajdować się przy tobie, bliżej niż to konieczne. - odparła bez zastanowienia.
- Och, skończ pierdolić.
Zeskoczył z konia i szybkim ruchem złapał Polskę od tyłu. Podniósł ją niczym worek pierzu i posadził w siodle. Błyskawicznie usadowił się za nią i złapał lejce tak, by dziewczyna była zamknięta pomiędzy jego rękami. Wiedział, że jeśli da jej choć trochę swobody, ta wyślizgnie mu się z dalszym zamiarem przedzierania się przez śnieg i ryzykowania omdleniem z wycieńczenia.
Polska kilka razy próbowała coś powiedzieć, ale za każdym razem brakowało jej odpowiednich słów i rezygnowała. Ostatecznie, jedyną jej reakcją było przypięcie, trzymaniej przez nią do tej pory lampy, do juk. W tym celu musiała trochę się nagimnastykować.
Rosja co jakiś czas spoglądał na nią, z niewiadomych przyczyn. Cały czas siedziała wyprostowana nie dotykając go, choćby rękawem, zupełnie tak jakby miało ją to poparzyć. Nie odwracała wzroku od drogi z dumnie podniesioną głową.
Rosja czekał, aż Polska zrobi, lub powie cokolwiek, jednak nic się nie działo. Powoli zaczął tracić nadzieję na chociażby najmniejszy gest, albo westchnienie z jej strony. Przez chwilę, bał się, że powróciła do stanu sprzed swojej próby samobójczej, w której pomóc jej miał śnieg. Ten drobny niepokój minął gdy tylko poczuł ciężar na swoim prawym ramieniu. Spojrzał w dół i zobaczył śpiąca Polskę. Nie dziwił się. Była praktycznie wycieńczona zarówno fizycznie i jak emocjonalnie.
Postanowił trochę zwolnić, żeby dziewczyna nie obudziła się za szybko, choć mogło się to okazać złym pomysłem. Lampy z każdą chwilą dawały coraz mniej światła. Niedługo nie będzie widzieć nic, a w szczególności śladów po których mieli się poruszać. Zastanawiał się nawet czy nie zrobić wbrew jej woli i nie zawrócić wracając na szlak, ale pomyślał o tym jak bardzo Polska będzie śmierdzieć po kilku dniach bez zmiany ubrań i porzucił ten pomysł.
Powoli las zaczął się przerzedzać, a on dostrzegł w oddali jakieś światło. Od razu stał się czujniejszy. Zatrzymał konia. Zaczął nasłuchiwać i przyglądać się światełku, próbując dociec co może być jego źródłem. Nie słyszał nic, ale wydało mu się, że przed nimi znajduje się polana. Spojrzał w dół, na ślady zostawione przez szukanego konia. Tuż obok nich znajdowały się inne. Były to odciski butów, których wcześniej nie zauważył. Wywnioskował, że osoba, która wcześniej oddała strzał, musiała odnaleźć wierzchowca i zaprowadzić go tutaj.
Nie tracąc więcej czasu, postanowił obudzić Polskę. Na początku próbował to zrobić delikatnie. Mówił i lekko szturchał. Gdy to nie przyniosło efektów, zaczął nią wręcz trząść, a nawet krzyczeć jej do ucha, wiedząc, że potencjalni przeciwnicy i tak nie usłyszą go z takiej odległości. Po kilku minutach intensywnych prób wyburzenia jej, spróbował innym sposobem. Zszedł z konia, biorąc ze sobą towarzyszkę. Wziął ją na ręce, niczym mąż swoją nową małżonkę, i przeszedł z nią kilka kroków szukając odpowiedniego miejsca. Gdy znalazł to czego szukał, uśmiechnął się sam do siebie i bez zbędnych ceregieli wrzucił ją brutalnie w śnieg. Na efekt nie musiał czekać długo, bowiem prawie od razu dziewczyna podniosła się do siadu zszokowana. Rozglądała się gorączkowo, dopóki jej wzrok nie spoczął na śmiejącym się do rozpuku Rosji.
- Pojebało cię idioto?! - krzyknęła rozgniewana, co tylko bardziej rozbawiło Rosję.
Polska siedziała dalej w puchu, świdrując go rozzłoszczonym spojrzeniem. Po dość długiej chwili, Rosja się uspokoił i spojrzał w stronę.
- No już, wstawiaj. - powiedział wystawiając rękę w jej stronę.
Polska chwilę się wahała, jednak podała mu dłoń, ale zamiast wstać, pociągnęła go mocno do siebie. Niespodziewający się niczego Rosja wpadał w zaspę. Dziewczyna przysypała go jeszcze trochę śniegiem, by poczuć pełną satysfakcję ze swojej zemsty. Nie zwracając na niego więcej uwagi, podniosła się i przeszła kilka kroków, po czym zaczęła się otrzepywać. Rosja nie mogąc pogodzić się z porażką, zlepił w dłoniach sporych rozmiarów śnieżną kulę i spróbował trafić nią w głowę odwróconej Polski. Ta zręcznie uniknęła ciosu, kończąc tym samym ich małą wojnę.
- To jaki jest plan? - zapytała spoglądając w stronę światła.
- Od kiedy my potrzebujemy jakiegoś planu? - odpowiedział pytaniem na pytanie Rosja.
Polska tylko uśmiechnęła się chytrze. Zauważyła jak Rosja skinieniem głowy pokazuje na swojego ogiera. Dziewczyna rozumiejąc jego intencje, wsiadła szybko na grzbiet zwierzęcia. Żeby nie wyglądali podejrzenie, jej towarzysz szedł okok. Jeżeli mieli być wiarygodni, Rosja musiał chociaż udawać, że w jakiś sposób troszczy się o dziewczynę.
Już kilka minut później, byli pod małym domkiem na środku niewielkiej polanki. Choć nie próbowali jakoś bardzo kryć się ze swoim przybyciem, poruszali się najciszej jak mogli. W pewnym momencie usłyszeli rżenie konia, dochodzące z obory kilkadziesiąt metrów od chaty. Ruszyli tam bez zastanowienia. Gdy już znaleźli się przy wejściu, przyjęli swoje ludzkie formy. Rosja, trochę niepotrzebnie, pomógł Polsce zejść z konia, po czym przywiązał go za uzdę do drzewa. Po tych czynnościach, bez jakichkolwiek środków ostrożności, wkroczyli pewnie do środka stodoły.
Przed nimi ukazał się widok około czterdziestoletniego mężczyzny stojącego przy zaginionej klaczy. Chłop przeglądał właśnie zawartość juk. Polska zmarszyczyła brwi na ten widok. Rosja odchrząknął głośno, zwracając uwagę złodzieja. Mężczyzna odwrócił się w ich stronę. Gdy zorientował się kim mogą być ludzie przed nim, stanał jak wryty, nie mogąc wydusić z sobie ani słowa.
- Podaj jeden powód dla którego powinniśmy cię oszczędzić, a może to zrobimy. - przemówiła poważnie Polska.
- Ja przepraszam! - śmiertelnie przestraszony mężczyzna padł na kolana - Ja musiałem!
Polska postąpiła krok do przodu. Z satysfakcją zaobserwowała jak przerażenie na twarzy mężczyzny pogłębia się. Rosja dalej stał w miejscu, wiedząc, że jakikolwiek jego ruch przyprawi złodziejaszka o zawał. Właśnie otwierał usta by coś powiedzieć, gdy przerwał mu cichy głosik za nim.
- P-papo?
Polska i Rosja odwrócili się momentalnie. Zobaczyli małą dziewczynkę z długą blond czuprynką. Wyglądała na przestraszoną, ale wbrew oczekiwaniom nie uciekała. Mieli zamiar ją zignorować, ale mała mówiła dalej.
- Kim są ci ludzie? - zapytała przerażona.
Polska nagle złagodniała i wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu. Ta dziewczynka nie mówiła po rosyjsku, tylko po polsku. Mężczyzna wydawał się jeszcze bardziej przestraszony, ale już nie obecnością niespodziewanych gości, tylko słowami córki.
- My jesteśmy przyjaciółmi twojego taty. - uśmiechnęła się serdecznie Polska, również odpowiadając w swoim ojczystym języku.
- Rodacy... tutaj... - odezwał się kolejny głos, tym razem należący do dorosłej kobiety.
Matka dziewczynki musiała przyjść niedawno. Spoglądała teraz na przybyszy tak samo zdziwiona jak reszta grupy. W przeciwieństwie do męża, szybko się otrząsnęła i zaczęła rozomowę.
- To pewnie wasz koń, tak? - zapytała niepewnie - Oczywiście, oddamy wam go. Przepraszamy, ale nie mieliśmy wyboru. Mąż musiał go ukraść.
- Od kiedy mas obrabowali - zaczął dopowiadać mężczyzna - chwytam się każdej deski ratunku. Nie mam za co wyżywić rodziny, a gdybym sprzedał tego konia, miałabym spokój na pewien czas, ale oddamy wam go. - nagle ożywił się - Bo to wszytko przez Ruskie! Jak czarty przechodzili to wszytko zabierali, to nam też się dostało. A teraz spróbuj wyżyć biedny człowieku.
Polska spojrzała na Rosję. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Wyglądał na zamyślonego. Wydawało jej się, że zaraz ożywi się i rzuci się na złodzieja. Dziewczyna złapała jego ramię dwoma rękami. Gest ten tylko z pozoru wyglądał na czuły, albowiem w rzeczywistości chodziło jej o to, by w razie potrzeby móc go przytrzymać. Odwróciła się do swojego rodaka, który spoglądał teraz w ich stronę, nie za bardzo rozumiejąc swój błąd.
- Właściwe... - zaczęła Polska - On jest Rosjaninem.
W postawę mężczyzny ponownie wkradło się przerażenie. Prostując się spoglądał to na nią, to na niego. Chyba chciał coś powiedzieć, ale brakło mu słów. Sytuację postanowiła ratować jego żona.
- W takim razie musi być złotym człowiekiem, skoro nie boi się w tych czasach brać Polkę za żonę.
Rosja i Polska spojrzeli po sobie. Po chwili z twarzy Rosji znikły jakiekolwiek negatywne emocje, a na ich miejsce weszło rozbawienie. Białowłosa już chciała coś powiedzieć, ale ten powstrzymał ją. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Dokładnie! - powiedział wesoło, co było do niego nadzwyczaj niepodobne. - A co do konia, zatrzymajcie go. Oddajcie tylko juki, jeśli to możliwe.
Obejmowana dziewczyna spojrzała na niego w osłupieniu. Zastanawiała się nad jego wypowiedzią, szukając jakiegoś drugiego dnia, albo czegoś co chociaż pochodziłoby pod pasywną agresję, ale nic takiego nie znalazła. Po chwili odwróciła się w stronę reszty zgromadzonych. Mała blondyneczka próbowała zrozumieć co się właśnie dzieje, podczas gdy jej rodzice mieli łzy w oczach. Spojrzenia Polski i dziewczynki spotkały się. Mała nagle się podekscytowała, wpadając na jakiś pomysł.
- A chce pani przyjść do nas na Wiligilę? - powiedziała nagle - Jest Pani taka ładna, na pewno jest pani jaką księżniczką i zana pani dużo opowieści! Ja tak bardzo lubię historie! Mamo, mamo, proszę!
- Cóż... - zaczęła matka dziewczynki - Idzie śnieżyca. Niebezpiecznie byłoby podróżować.
Dorośli spojrzeli po sobie. Żona posłała pytające spojrzenie mężowi, a on tylko kiwnął pozwalająco głową. Następnie tak samo spojrzała na Polskę, a ta z kolei na Rosję. Patrzeli sobie w oczy, dopóki on też nie wydał swojego cichego zezwolenia. Mała zrozumiawszy, że wszytko już ustalone podskoczyła radośnie. Podbiegła go Polski i złapała ją delikatnie za rękę. Pociągnęła ją za sobą, tym samym wyciągając ją z uścisku Rosji. Matka dziewczynki uśmiechęła się dobrotliwie i ruszyła za nimi. Chwilę później w oborze zostali już tylko mężczyźni.
- Kim wy jesteście? - zapytał cicho niedoszły złodziejaszek.
Rosja podszedł do niego. Uśmiechnął się lekko i poklepał go po placach.
- Długa historia.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Ciekawostka: w powrotnej wersji złodziej miał umrzeć na oczach córki, ale uznałam, że skoro to świąteczny rozdział to powinno być trochę milej.
No to co, mamy Wigilię, więc: smacznego zająca, udanych Dziadów, wesołego uchwalenia konstytucji, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i czego tam jeszcze dusza zapragnie!
Doczytania moi mili!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top