1795 r. - Pierwsza Wigilia pod zaborami / część I
Był dwudziesty czwarty grudnia. Czas radości, przyjaźni, miłości i Bóg wie czego jeszcze. W tym wyjątkowym dniu każdy powinien się radować. Życzyć sobie wszystkiego co dobre. Powinni tańczyć, śpiewać i okazywać sobie zwykłą ludzką życzliwość. Oto narodził się Jezus, zabawienie dla tego zdeprawowanego świata.
Dlaczego więc im chciało się płakać?
Czechy i Węgry byli niegdyś tak potężni. Z mocną pozycją militarną i polityczną. Mieli tak wiele, i prawie wszystko stracili. Wystarczyło by przyszła Austria z tymi swoimi Habsburgami. W jednej chwili byli już pod jej kontrolą. Choć z nazwy dalej pozostawali osobnymi państwami, to na mapach nawet ich nie zaznaczano. Cały dorobek ich życia został im odebrany.
Słowacja, która i tak nigdy nikogo nie obchodziła. Nigdy nie miała własnego państwa i kto wie czy będzie je mieć kiedykolwiek. Do tej pory mieszała się w sprawy Czech i jakichkolwiek kraji, pod których panowaniem akurat znajdowali się jej ludzie. Nie powinna jakoś bardzo przejmować się aktualną sytuacją swoich towarzyszy, ale nie potrafiła inaczej. Zawsze była głęboko empatyczną osobą. Gdy tylko u kogoś z bliższych jej osób działo się coś złego, bez względu na wszystko, znajdowała sposób by go wesprzeć. Dlatego też, przebywała w ten wyjątkowy wieczór w takim, a nie innym towarzystwie.
Życie Białorusi i Ukrainy wcale nie zmieniło się jakoś dramatycznie po trzecim rozbiorze Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Trzeba bowiem wspomnieć, że wspomniane wcześniej państwo, nigdy nie zrzeszało tylko dwóch narodów, jak to było w nazwie. W rzeczywistości tworzyły je cztery kraje: Polska, Litwa, Białoruś i Ukraina. Choć dwie ostatnie, nie były wyróżnianie na arenie międzynarodowej, to miały realny udział w sprawach wewnętrznych. Teraz robiły dokładnie to samo, tak jak dawniej osadzone w Mińsku i Kijowie. Różnica polegała na tym, że tym razem wykonywały swoje obowiązki pod kierownictwem Rosji, a nie Polski.
Litwa po trzecim rozbiorze całkowicie się załamał. Nie dość, że zabrano mu ziemię, to jeszcze rozdzielono z Polską, którą traktował już siostrę. Nie widział co ma ze sobą zrobić. Kilka razy prosił nawet o śmierć, bojąc się wykonać egzekucję samemu. Nie obchodziło go z czyjej ręki zginie, chciał tylko zakończyć ten ziemski koszmar. Nikt z jego bliskich nie chciał jednak ulżyć jego cierpieniu, a Rosja pytany o to samo tysiące razy, zawsze odpowiadał to samo. Twierdził, że Litwa nie stwarza zagrożenia, więc nie ma sensu go zabijać. W pewnym momencie, próbował namówić do tego Białoruś i było chyba jego najlepszą decyzją, bo dziewczyna postanowiła pomóc mu w inny sposób. Zabrała go do swojego Mińska i nie odstępowała na krok. Zaczęła się o niego prawdziwe troszczyć. O dziwo, pomogło mu to, choć nieznacznie.
I była jeszcze Polska, która z nich wszystkich trafiła chyba najgorzej. To ona zbudowała potęgę Rzeczypospolitej i przewodziła jej. Właśnie dlatego musiała również zapłacić najwyższą cenę. Jej ziemie, zamiast oddane jednemu suwerenowi, zostały podzielone na trzech. Od tej pory nieustannie podróżowała pomiędzy zaborami. Musiała być gotowa na każde ich skinie. Miała tyle szczęścia, że jej ,,stałym" miejscem pobytu miał być Petersburg, więc podróż z tamtąd do chociażby Wiednia, nie zawsze była możliwa. Był to jeden z niewielu plusów przebywania z Rosją.
Ostatni raz Boże Narodzenie spędzali w takiej grupie wieki temu. Było to jeszcze za początków Rzeczypospolitej. Wtedy byli jeszcze potęgami i świętowali w krakowskiej sali biesiadnej, a nie jak teraz, w piwnicach mińskiego zamku. Nie siedzieli nawet w jakimś ważnym pomieszczeniu. To nie była sala tronowa czy bankietowa. Znajdowali się w spiżarni pod kuchnią, w miejscu zarezerwowanym dla służby.
Polska przejechała wzrokiem po zebranych. Pili zaledwie od dwóch godzin, a Litwa już leżał nieprzytomny. Nie dziwiła się. Chłopak zawsze miał słabą głowę, a tym razem narzucił sobie zdecydowanie za szybkie tempo. Białoruś patrzała na niego litościwe i głaskała go delikatnie po głowie. Białowłosa uśmiechnęła się lekko na ten widok. Przynajmniej ona jest dobrą osobą.
- Czemu tu jesteście? Przecież nie musicie. - przerwała trwającą już od dłuższej chwili ciszę.
Wszyscy spojrzeli na nią wyrwani z przemyśleń. Wyglądali na zdziwionych pytaniem.
- Nie mówcie mi tylko, że wolicie siedzieć przy kiełbasie, ogórkach kiszonych i wódce, niż bawić się na tym ich przyjęciu piętro wyżej. - próbowała zachęcić ich do odpowiedzi.
- Mnie i tak by nie wpuścili. - pierwsza odpowiedziała Słowacja - A przyjechać musiałam. Przecież nie zostawię tego idioty samego.
Spojrzała z uśmiechem na Czechy. Z jej oczu biło tyle ciepła, że poczuł je każdy w pomieszczeniu. Czechy westchnął tylko ze zrezygnowaniem.
- Ja i Węgry zaproszenie mamy tylko z z zasady. Oni już nawet nie traktują nas poważnie. - powiedział znudzonym tonem.
Węgry spojrzał na niego kątem oka, czekając aż ten dopowie coś jeszcze. Gdy to się nie stało podniósł jedną brew i wymownie odwrócił głowę w jego stronę.
- Wcale, a wcale nie jesteś tutaj przez Słowację...
- No nie! - zaczął zaprzeczyć Czechy, ale widząc minę Słowacji od razu zaprzestał - No dobrze, może trochę przez nią...
Białoruś zachichotała cicho szturchając Słowację w ramię. Ukraina spoglądała tylko z typowym dla niej dobrotliwym wyrazem twarzy. W pewnym momencie zauważyła, że Polska spogląda na nią wyczekująco.
- A wy? - zachęciła ją.
- Cóż, teoretycznie przez ten nowy kalendarz, dzisiejszy dzień jest dla nas zwyczajnym...
- Twojemu bratu jakoś to nie przeszkadza w świętowaniu - nie ustępowała Polska - To nie jest wytłumaczenie.
Mina Ukrainy stała się zmartwiona. Lekko opuściła głowę. Wszyscy wciągnęli się już w rozmowę, więc nie zauważył tego nikt oprócz Polski. Po chwili milczenia między nimi, Ukraina odpowiedziała.
- Patrząc na to co się stało z Litwą...
- Dobrze wiesz, że mi to nie grozi. - Polska przerwała jej uspokajającym tonem - Rozumiem, że się martwisz, ale ja sobie poradzę. Tak jak radziłam sobie siedemset lat temu.
Ale siedemset lat temu nie byłaś pod zaborami, chciała powiedzieć Ukraina. Zamiast tego zaczęła wzrokiem szukać ratunku przed dalszymi wyjaśnieniami. Jej wzrok spoczął na Węgrach podnoszącym właśnie do ust kieliszek razem z Czechami. Nie czekając długo Ukraina skorzystała z okazji.
- A ty Węgry? Czemu tu jesteś? - powiedziała głośno i wyraźnie.
Zaskoczony Węgry zastygł w półruchu. Chwilę zajęło mu, bu zrozumieć pytanie Ukrainy, ale gdy już to zrobił, uśmiechnął się serdecznie.
- Tam nie mają wódki! - padła krótka odpowiedź.
Polska szczerze dziwiła się, że tak wiele osób postanowiło zrezygnować, z wydarzenia odbywającego się piętro wyżej, tym bardziej, że było tak rzadkie. Co dziesięć lat Państwo Kościelne urządziło coś w rodzaju bożonarodzeniowego balu. Miejsce za każdym razem było inne. Tytuł gospodarza mogło otrzymać jakiekolwiek miasto w jakimkolwiek chrześcijańskim państwie. Był to chyba jedyny zmieniający się czynnik. Data zawsze była znana jako Wigilia Bożego Narodzenia, w kalendarzu gregoriańskim. Lista gości również była prosta do odgadnięcia. Zaproszenie dostawały wszystkie chrześcijańskie kraje, bez względu na odłam. Oczywiście, były pewne warunki. Jeżeli kraj nie miał swojego państwa, musiał być kimś ważnym dla kogoś ,,znaczącego", tak jak Białoruś i Ukraina były siostrami dla Rosji. Ten warunek nie musiał zostać spełniony, gdy ktoś był wystarczająco ważny, był niepodległy przynajmniej z nazwy, albo chociaż istniał na mapie...
Z głębokiego zamyślenia Polskę, wyrwała siedząca obok Ukraina. Gdy szturchnięciem w ramię uzyskała uwagę białowłosej, podsunęła jej pełny kieliszek, sugerując kolejkę. Nie musiała długo czekać na reakcję, gdyż dziewczyna prawie od razu chwyciła naczynie. W tym samym momencie wypiły zawartość swoich kieliszków.
- Nie powinniśmy się tak smucić - stwierdziła Białoruś, którą tego dnia, razem ze Słowacją, ogłosiła swoją abstynencję.
- A co innego nam pozostało? - zauważył żałośnie Czechy - Straciliśmy już wszytko.
Węgry spojrzał pusto w przestrzeń. Chwilę później jakby się ożywił. Rozluźnił się i wyciągnął wygodnie na oparciu skrzypiącego krzesła.
- Może to właśnie jest powód do radości? - powiedział w filozoficznym zamyśleniu.
- Co ty pierdolisz? - zapytał bez wahania jego przyjaciel.
- No pomyśl tylko. Skoro nie mamy już niczego, to oznacza, że nic nas tutaj nie trzyma. Polska, pamiętasz jak kiedyś mówiłaś, że chciałabyś wyjechać w Bieszczady? - zrobił pauzę i spojrzał w stronę wymienionej, ta tylko pokiwała niepewnie głową - No to zrób to! Rzuć wszytko w cholerę! Jak chcesz to nawet pojadę z tobą. Mojego zniknięcia prawdopodobnie nikt nie zauważy.
- Węgry wiesz, że to nie takie proste. - powiedziała spokojnie Ukraina.
- Och, zawsze musisz psuć zabawę. - rzucił Węgry oskarżycielskim tonem.
Ma tą uwagę, Ukraina założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersiach. Odwróciła teatralnie głowę i uniosła ją wysoko, udając obrażoną. Wszyscy, oprócz nieprzytomnego Litwy zaśmiali się gromko. Najgłośniej śmiał się Węgry, dobrze wiedząc kogo miała to być parodia.
I wtedy otworzyły się drzwi, głośno przy tym skrzypiąc. Wszyscy zamilkli nagle. Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Polski, gdy odwróciła się w stronę źródła dźwięku. U progu stał Rosja. Choć negatywne emocje biły od niego na odległość, to nie dało się w nich wyczuć złości. Białoruś która jako pierwsza otrząsnęła się ze zdziwienia, zaprosiła brata gestem ręki. Rosja już chciał ruszyć do nich, ale zawahał się. Spojrzał w stronę Polski, jakby prosząc o pozwolenie. Ona odwróciła tylko wzrok. Czechy chyba jako jedyny to zauważył.
- Siadaj - powiedział, wyjmując schowany pod stołem taboret.
Węgry zrozumiał intencje przyjaciela i zabrał się za napełnianie, nieużywanego już od dłuższego czasu kieliszka Litwy. Gdy Rosja w końcu usiadł przy stole, postawił naczynie przed nim. Rosja spojrzał się na kieliszek nieprzekonany.
- Z nami się nie napijesz? - zachęcał go Węgry.
Podziałało, bo już po chwili stukali się kieliszkami razem z Czechami. Gdy każdy z nich opróżnił już swoją zawartość, Rosja poczuł pewną ulgę. Już sięgał po flaszkę, w celu polania następnej kolejki, ale zauważył wyczekujący wzrok Białorusi. Cofnął rękę i odwrócił się w jej stronę.
- Dlaczego przyszedłeś? - zapytała spokojnie.
- Z tego samego powodu co my. - odpowiedział za niego Czechy.
Choć Rosja zazwyczaj nie lubił gdy ktoś mu się wcinał, tym razem był jednak wdzięczny, za uratowanie od składania wyjaśnień. Spojrzał ukradkiem na drugą ze swoich sióstr. Ukraina cały czas zerkała na Polskę, jakby sprawdzając czy nie rozpłynęła się w powietrzu.
- I tak nie będę mógł z wami zostać długo. - powiedział patrząc na każdego z osobna.
- Daj spokój - zaczął Węgry - są święta, chyba możesz się z nami napić.
- Zaczną coś podejrzewać - wtrąciła się Polska.
Jej ton był tak lodowaty, że w pomieszczeniu zrobiło się zimniej, niż na zewnątrz. Rosja nawet nie spojrzał się w jej stronę, wiedząc jaka może być jej reakcja. Polał sobie i chłopkom jeszcze po kieliszku.
- Z resztą i tak już jedziemy - powiedział wstając od stołu.
Siostry wytrzeszczyły oczy i spojrzały na niego przestraszone. Tymczasem Polska w ciszy wstała z krzesła i podeszła do starego wieszaka stojącego przy drzwiach. Zabrała z tamtąd swój płaszcz i założyła go w ciszy.
- Ale widziałeś co jest na zewnątrz? - powiedziała Słowacja prawie wstając z miejsca - Zbiera się na śnieżycę, w dodatku jest już ciemno.
- Podróżowaliśmy już w gorszych warunkach. - odpowiedział krótko.
- A wasze rzeczy? - odezwała się przejęta Ukraina - Jedziecie aż do Petersburga i to nawet nie w bryczce tylko na dwóch koniach! Musicie się jakoś przygotować.
- Wydałem rozkazy. Wszytko jest już gotowe.
Dziewczyny posłały im tylko smutne i zrezygnowane spojrzenia, wiedząc, że zabrakło im już argumentów. Zapadała głucha cisza. Wszystkie spojrzenia skierowane były na dwójkę przy drzwiach. Nawet Litwa wybudził się na chwilę i spojrzał w ich stronę niewyraźnie. Szybko jednak jego głowa ponownie padała na blat, co wybudziło zgromadzonych z transu. Białoruś westchnęła ciężko odwracając się od brata i kierując swoje skupienie na Litwę. W pewnym momencie Czechy i Węgry wymienili porozumiewawcze spojrzenia i podnieśli się. Węgry złapał do tej pory nie otworzoną flaszkę, po czym razem z przyjacielem podeszli do Rosji i Polski.
- Przyda wam się. - powiedział stając naprzeciwko nich.
- I opiekuj się nią, bo jak nie, to znajdziemy cię choćby na Syberii. - dodał na wpół w żartach Czechy, wskazując na siostrę.
- A ja się dołączę. - powiedziała zza ich pleców Ukraina, ale już zdecydowanie bardziej stanowczo, bez grama rozbawienia.
Polska nie odezwała się, ale jej mina mówiła sama za siebie. Widać było, że chce odpowiedzieć, ale duma jej na to nie pozwala. Rosja spojrzał na nią, a ona momentalnie odwróciła głowę. Odpowiedział dalej się jej przyglądając.
- Spróbuję.
I wyszli, nie mówiąc już nic więcej. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Rosja usłyszał ciche, przepełnione smutkiem, westchnienie Polski. Nie zareagował na to w żaden sposób. Podejrzewał, że nie miał tego słyszeć, więc nie chciał denerwować, już i tak zdenerwowanej dziewczyny, choćby spojrzeniem. Ruszył po prostu przed siebie, nie zwracając na nią więcej uwagi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc, w trakcie pisania okazało się, że tekst będzie miał z 5000 w porywach do 6000 słów, więc postanowiłam podzielić go na dwie części.
Druga część pojawi się jutro i będzie dłuższa od tej.
Doczytania moi mili!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top