1791 r. - Konstytucja Trzeciego Maja

Ustanowienie polskiej konstytucji wzbudziło spore poruszenie wśród państw. Choć, jak twierdził Rosja, był to dokument półlegalny spisany na kolanie, kraje nadal chciały przejrzeć go osobiście. W ciągu zaledwie kilku dni, swój przyjazd do Krakowa potwierdziło kilka mocarstw, mniej ważnych państewek, a nawet miast. Tyle zapowiedzi sugerowało, że krakowskie bramy nie będą się zamykały jeszcze przez długi czas, przyjmując coraz to nowszych gości. Całe to zamieszanie, choć nawet nie zdążyło się zacząć, było równie męczące co zdradzieckie, w swojej schlebiającej otoczce. Wszyscy ci ludzie nie chcieli przyjechać by złożyć gratulacje. Każda z tych osób chciała na własne oczy zobaczyć desperacką próbę ratowania walącej się potęgi, wyśmiać błędy i luki w artykułach oraz ocenić potencjalne zagrożenie.

Opowiadanie o konstytucji każdemu zainteresowanemu z osobna nie uśmiechało się ani Krakowie, Warszawie lub Wilnie, ani Litwie czy Ukrainie, a tym bardziej samej Polsce. Mimo to, ze względu na dumę, Polska nie mogła pozwolić sobie na spławienie tych wszystkich osób. Odmowa mogłaby być odebrana jako wstyd albo, co gorsza, strach. Takie upokorzenie nie wchodziło w grę, więc próbowano wymyślić inny sposób na rozwiązanie tego problemu.

Prawie od razu swoją propozycję dała Białoruś. Sądziła ona, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest urządzenie wytrawnego przyjęcia. Takim sposobem wszyscy chętni do obejrzenia konstytucji zostaliby przyjęci jednocześnie, a Polska, w celach iście propagandowych, mogłaby zaprezentować się jako dumna i silna władczyni, mając nadzieję, że choć trochę wpłynie to na psychikę któregoś z jej sąsiadów. Litwa, zgodnie z wszelkimi przypuszczeniami natychmiastowo poparł swoją ,,Rusię". Kraków jak zwykle musiał najpierw przeanalizować wszystkie za i przeciw, by ostatecznie stwierdzić, że nie mają innego wyboru. Szybko poparło ten pomysł również kilka innych ważniejszych miast. Nie zgadzała się jedynie Ukraina, raz po raz tłumacząc, że Polska jest już po prostu za słaba na takie huczne wydarzenia, więc zamiast skupiać się na tym w jakim świetle ukażą się na scenie międzynarodowej, powinni martwić się o zdrowie ich przywódczyni. Jednak bez względu na argumenty kogokolwiek, ostateczna decyzja należała do Polski, a Polska, kierując się dumą, poszła za głosem większości.

Zaczęła żałować już wcześniej, nim ten cały teatrzyk miał się dopiero rozpocząć.

Siedząc przed toaletką, w odbiciu zwierciadła obserwowała dokładnie jak stojąca za nią Ukraina, robi ostatnie poprawki w niedawno ułożonych włosach Polki. Już od godziny próbowała doprowadzić do ładu burzę długich włosów, które co rusz elektryzowały się albo plątały. Początkowo Ukraina chciała wykazać się swoimi talentami i jakoś wymyślnie spiąć tą polską szopę, lecz walka z owym żywiołem była na tyle męcząca, że ostatecznie postawiła na zwykły warkocz. Nie był to może szczyt jej możliwości, ale zawsze było to lepsze, niż puszczenie swojej suwerenki z fryzurą żyjącą własnym życiem.

Choć Polska starała się skupić na Ukrainie, jej myśli ciągle odpływały. W głowie miała jedynie obawy. Gdy zamykała oczy, widziała miliony zamazanych scen ukazujących jej poniżenie. Te obrazy wydawały się tak prawdziwie, że była w stanie poczuć strach i wstyd przewijające się w każdym z nich. Uczucia te były dla niej obce. Nigdy nie miała okazji ich doświadczyć i nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie. Skoro już w tym momencie te dwie zmory nie dawały jej żyć, Polska obawiała się, co może być dalej.

- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - rozbrzmiał nagle łagodny głos Ukrainy.

Polska momentalnie wyrwała się z zamyślenia. Choć jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, w duchu cieszyła się z przerwania ciszy. Była zadowolona, że przynajmniej na chwilę, będzie mogła zająć się czymś innym niż obawami.

- Nie, nie jestem, - odparła bez chwili zastanowienia - ale muszę. Dobrze wiesz jakby to wyglądało, gdybym się teraz nie pojawiła.

- Tak, ale... - zaczęła desperacko Ukraina, jednak w porę powstrzymała się przed ponownym wygłoszeniem tych samych argumentów - Martwię się o ciebie.

- Obiecuję, że gdy tylko poczuję się słabo, wyjdę. - wyrecytowała znudzonym tonem Polska.

- Już nawet nie o to chodzi. - Ukraina rzuciła z lekkim wyrzutem, kończąc pracę z włosami. Zatroskana spojrzała w lustro, przyglądając się twarzy rozmówczyni - Wiesz ilu osobom wygodniej by było gdybyś była martwa? Ja wiem, że różnie między nami bywało, ale nigdy nie chciałam twojej śmierci i teraz też nie chcę.

- Nie w takich sytuacjach dawałam radę. - powiedziała Polska, trochę ciszej niż zamierzała. Potem przemówiła już innym tonem - A teraz idź na ten śmieszny bal i powiedz, że za dwie minuty przyjdę.

Ukraina kiwnęła głową zrezygnowana. Wyglądało jakby chciała coś jeszcze dodać, jednak powstrzymało ją ponaglające spojrzenie Polski zerkające na nią ze zwierciadła. Rozumiejąc, że dalsze błagania nie mają sensu, Ukraina pokornie zastosowała się do rozkazu i opuściła pomieszczenie. Po chwili ze swojego miejsca wstała również i Polska, lecz nie ruszyła od raz do wyjścia. Wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu, ponownie spojrzała w lustro.

Ukraina bardzo długo starała się ukryć wszystkie mankamenty, które w ostatnim czasie uwidoczniły się w urodzie Polski. Dawniej śnieżnobiałe włosy straciły cały swój blask i przybrały bardziej popielaty odcień. Choć daleko im było od starczej siwości, zmiana nadal była widoczna, szczególe w dziennym świetle, kiedy bez problemu można było dostrzec niektóre bardziej odróżniającego się pasma. Nieznacznie zmienił się również kolor jej skóry, który z upływem czasu stracił swoją intensywność, stając się po prostu wyblakłym, co jednak nie było widoczne dzięki odpowiednim kosmetykom i szarej sukni, przy której nawet deszczowe chmury były bardziej bogate w barwy. Na jej twarzy i ciele nie można było doszukać się zmarszczek, ciągle była młoda i pełna wdzięku, ale wszystkie blizny nabyte podczas swojego długiego żywota, odznaczały się zdecydowanie bardziej niż wcześniej, codziennie boleśnie przypominając jej o dawnych porażkach i minionych latach świetności. Jej wygląd zyskał wiele skaz, a mimo to teraz były one niewidoczne. Ukraina perfekcyjnie wykonała swoją robotę. Polska wyglądała nieskazitelnie, dokładnie tak jak wyglądała potęga.

Czas mijał nieubłaganie i Polska w końcu musiała pojawiać się na balu. Zebrawszy siły, ruszyła niechętnie dobrze znaną sobie drogą. Wszystkie korytarze przemierzała jak w transie. Choć wiedziała gdzie idzie, nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Gdyby nie rytmiczny stukot jej pantofli, nie miałaby nawet pewności czy w ogóle stawia kroki. Ta krótka podróż była ciężka i pełna stresu, a jednak Polska starała się ją wydłużyć, nie chcąc znaleźć się na tym głupim przyjęciu. Każde wydarzenie tego typu niosło za sobą to samo. Fałszywe uśmiechy, sztywne uprzejmości, śmiech ze słabych żartów, tańce z osobami, których się nienawidziło, a wszytko to okraszone piękną muzyką, cudownymi dekoracjami, przepysznym jedzeniem i alkoholem. To był jeden wielki teatrzyk, w którym jednak nie występowały marionetki, a lalkarze.

Polska nawet nie spostrzegła gdy w końcu znalazła się na przyjęciu. Dopiero gdy muzycy zaczęli grać kolejny utwór, jej świadomość rozbudziła się. Wtedy też poczuła jak robi jej się słabo. Choć złożyła Ukrainie obietnicę, nie mogła się teraz wycofać. Wzięła więc głęboki oddech i ruszyła przed siebie, starając się ukryć swój stan zarówno przed gośćmi jak i przed sobą.

Powoli posuwała się naprzód wymijając przybyłych. Na bankiecie znajdował się tłum ludzi. Państwa, miasta, ich politycy, wojskowi i prawdopodobnie szpiedzy, wszyscy rozmawiali, tańczyli oraz kosztowali kolejnych potraw. Polska miała nadzieję, że wśród tego całego zamieszania, uda jej się jakoś zniknąć w tłumie i nie afiszować się ze swoją obecnością. Jednak nie minęła chwila, a już przekonała się, że jej wysiłki spełzły na niczym. Gdy tylko postawiła kilka kroków w sali balowej, usłyszała pierwsze poszeptywania. Nie ważne obok kogo przechodziła, spojrzenie każdego prędzej czy później lądowało na niej. Tam gdzie się pojawiła, rozmowy nagle przyciszały się albo urywały. Goście momentalnie zmieniali przedmiot swojej uwagi, a ci bardziej odważni śmieli nawet subtelnie na nią wskazać.

Polska próbowała nie zwracać na to uwagi, jedynie coraz to wyżej podnosząc głowę i dumniej się prostując. By odwrócić swoją uwagę od tych wszystkich spojrzeń, postanowiła znaleźć w tłumie choć jedną przyjazną duszyczkę. Bez względu na swój niewielki wzrost, starała się dojrzeć coś przez nieszczelną ścianę gości.

Jej wzrok powędrował na parkiet, gdzie szybko udało jej się dostrzec roześmianą Białoruś i trochę mniej wesołego Litwę. Polska mimowolnie uśmiechnęła się lekko. Białoruś była istną duszą artystyczną. Kochała malować, śpiewać, grać, a przede wszystkim tańczyć. Na każdym balu, drobnym przyjęciu czy festynie tańczyła całą noc, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Trochę gorzej znosił to Litwa, który wiecznie męczony przez Rusię, miał obowiązek bycia jej partnerem. Notabene, Litwa nienawidził tańczyć i unikał tego jak ognia. Jedynie dla niej robił wyjątek, nie umiejąc jej bowiem odmówić.

Nie było szans by porozmawiać z tą dwójką, więc Polska zaczęła rozglądać się za kimkolwiek innym. Niestety, jak się okazało, na próżno. Znaleziona po długich staraniach Ukraina, była wyraźnie zajęta tłumaczeniem czegoś służbie. Czechy, którego zawsze wszędzie było pełno, nagle stał się mniej rozpoznawalny niż szpiedzy. Węgry, w którym Polska pokładała swoje ostanie nadzieje, gdy ją zauważył jedynie kiwną jej głową z oddali, nie mogąc porzucić swojego obowiązku i choć na chwilę opuścić Austrii. Mimo to, Polska nie musiała czekać długo, by zdobyć towarzystwo.

- Martwiliśmy się, że nie przyjdziesz.

Na dźwięk znajomego damskiego głosu, momentalnie odwróciła się w stronę jego źródła, od razu żałując tak energiczniej reakcji. Każdy gwałtowniejszy ruch przysparzał ją o dodatkowe zawroty głowy, które od chwili wyjścia z sypialni zdawały się nasilić. Mimo to, dumnie podniosła głowę, patrząc prosto w oczy stojących przed nią Francji i Wielkiej Brytanii.

- Dziękuję za troskę. - odparła, czując jak mdli ją od tego sztucznie uprzejmego tonu - Niepotrzebnie się zamartwialiście. Nie mogłabym przecież ominąć tak wspaniałego wydarzenia.

- Nie wątpię. - rzekł Wielka Brytania, przyglądając jej się badawczo. Choć swoim wyrazem twarzy i posturą nie wyrażał wiele, to w jego tonie dało się wyczuć starannie ukrywaną nutkę wzgardy - Byłaby to wielka strata, nie móc cię dziś zobaczyć.

- Och, tak. - poparła go Francja, uśmiechając z dozą wyższości - Naprawdę cieszę się, że widzę cię w takiej dobrej formie.

Polska postanowiła puścić tą niewielką zaczepkę mimo uszu. Nie miała nawet siły na nią odpowiadać. Jej samopoczucie pogarszało się z każdą sekundą. Do towarzyszących jej już od dłuższego czasu zawrotów głowy, dochodził teraz pulsujący tępy ból. Nie był on na tyle mocy, by poczuła potrzebę opuszczenia przyjęcia, ale był wystarczająco niekomfortowy by skutecznie przeszkadzać jej w procesach myślowych. Miała wrażenie jakby traciła siły.

Niezrażony tą krótką chwilą ciszy Brytania, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Gotowy się do rozpoczęcia swojej wypowiedzi, otworzył lekko usta, lecz zamknął je niż zdążył wydać jakikolwiek dźwięk. Jego wzrok na moment powędrował za plecy upadającej potęgi, po czym porozumiewawczo kiwnął do kogoś głową i, nie żegnając się, odszedł, pociągając za sobą swoją towarzyszkę. Choć Polska czuła za sobą czyjąś natarczywą obecność, najpierw postanowiła odprowadzić byłych rozmówców wzrokiem. Gdy parka zniknęła jej z pola widzenia, nie mogła już dłużej odwlec konfrontacji. Z gracją odwróciła się w tył, podnosząc wyżej głowę. Nie spodziewając się, że mężczyzna będzie tak blisko, odruchowo cofnęła się o krok.

- Pięknie wyglądasz. - odezwał się szorstko Niemcy, dokładnie przyglądając jej się z góry.

- Dziękuję. - odparła zimno, czując jak, z jakiego powodu, jej serce zaczyna szaleńczo kołotać.

- Nawet piękniej niż bym się spodziewał... - powiedział tajemniczo, po czym zrobił krótką pauzę, podczas której, skrócił dystans między nimi, zbliżając się o krok - Szkoda, że na służbie u mnie nie będziesz taka śliczna.

- Zawsze będę, niezależnie od sytuacji - Polska zadarła głowę jeszcze wyżej. Miała ochotę się od niego odsunąć, a najlepiej odejść, lecz była na to zbyt dumna. Cofnięcie się choćby o cal, byłoby równoznaczne ze strachem.

- Pozwól, że o tym już ja zadecyduję. - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo. Pochylając się lekko nad swoją ofiarą, ściszył swój ton - Równie dobrze mogę sprawić, że będziesz ładna i pachnąca codziennie. Wystarczy, że wypowiesz słowa przysięgi. To rozwiązałoby twoje wszystkie problemy. Nasze problemy, Poleńko.

- Chyba wyraziłam się wcześniej jasno. - powiedziała Polska stanowczo, patrząc na niego z pogardą - Znajdź sobie inny sposób na poniżenie mnie.

- Poniżenie? Nie powiedziałbym. - Niemcy zrobił zaskoczoną minę, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi, nawet pomimo tego, że Polska już dawno go przejrzała - Nie tak bym to nazwał. W końcu, nie każda kobieta ma szansę zostać moją...

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

Na dźwięk nowego głosu, zarówno Polska jak i Niemcy, od razu odwrócili się w stronę jego źródła, którym okazał się uśmiechnięty Ameryka. Na jego widok Niemcy powoli wyprostował się, odsuwając się od Polski. Niezbyt zadowolony z obrotu spraw, rzucił drugiemu mężczyźnie ostre spojrzenie. Ten nic sobie jednak z tego nie zrobił i zwrócił się w stronę jedynej kobiety w towarzystwie.

- Przepraszam za tak nagłe najście, - zaczął, przelotnie zerkając na Niemca i kłaniając się w stronę Polski - ale po prostu chciałem niezwłocznie zaprosić piękną damę do tańca.

- Och, grzechem byłoby się nie zgodzić. - odpowiedziała Polska z uśmiechem, w międzyczasie przyjmując podawaną jej dłoń.

Choć czuła, że taniec nie jest dobrym pomysłem, z przyjemnością przyjęła zaproszenie Ameryki. Nie oglądając się na pozostawionego Niemca, dała się poprowadzić na parkiet. Już po chwili poczuła silną dłoń na swojej talii, przyciągającą ją do swojego partnera. Ona tymczasem położyła swoją rękę na ramieniu Ameryki, a drugą odpowiednio ułożyła w jego dłoni. Wszytko po to, by już po kilku sekundach wirować wśród innych par.

- Dziwny typ. - stwierdził Ameryka, prowadząc swoją partnerkę w tańcu.

- Ale zyskuje przy bliższym poznaniu. - powiedziała sarkastycznie Polska.

- Wyglądało jakby chciał ci coś zrobić. - oznajmił, spoglądając przelotnie na obejmowaną dziewczynę - Naprawdę przepraszam, że tak wam przerwałem, ale myślałem, że potrzebujesz pomocy.

- Niemcy jest obłąkany, ale nie głupi. - uspokoiła go - Byłam bezpieczna, ale i tak dziękuję za interwencję.

Ameryka zamyślił się na chwilę, w głowie przywołując wszystkie znane mu fakty o tym człowieku. Po krótkiej analizie stwierdził najwyraźniej, że jego znajoma musi mieć rację.

- Zawsze do usług. - powiedział tylko, uśmiechając się serdecznie.

Polska nie odpowiedziała już nic, pozwalając by w całości pochłonęła ją muzyka. Czuła, że już dawno powinna zrezygnować z jakiekolwiek aktywność i udać się do sobie, tak jak obiecała Ukrainie, jednak coś nadal ją tutaj trzymało. Nie była pewna, czy była to wina dumy, przekonania o własnej sile czy też świadomości, że Niemcy tylko czeka, aż skończy tańczyć i będzie mógł porozmawiać z nią na osobności. Bez względu jednak na powód, skutek był ten sam. Polska nadal pozostawała na balu, w dodatku tańcząc, a nie spokojnie siedząc.

Z każdym kolejnym krokiem lub obrotem, czuła się coraz słabiej. Serce w każdej chwili było gotowe by wyskoczyć jej z piersi. Temperatura wokoło nagle podniosła o kilka, może nawet kilkanaście stopni, uderzając ją falami gorąca. Powietrza zaczynało jej brakować, a obraz przysłaniało jej tysięce małych mroczków. Gdyby nie ramiona Ameryki, na pewno by upadła.

Choć było jej ciężko, starała się jak tylko mogła, by utrzymać przynajmniej pozory. Taniec był wolny, wykonywane ruchy spokojne, a mimo to, dla niej wszystko wydawało się szybkie i gwałtowne, do tego stopnia, że gdy utwór się skoczył, a partner wypuścił ją z uścisku, zakręciło jej się w głowie od tak nagłego zatrzymania. Wydawało się, że Ameryka coś mówi, ale do niej nie docierały żadne słowa. Jego ton zdawał się być zatroskany, albo był to tylko wymysł jej wyobraźni. Zamrugała kilka razy, by odzyskać zamroczony wzrok. Zebrawszy w sobie ostatki sił, podniosła bolącą głowę, by móc się rozejrzeć. Zauważyła wiele oczu skierowanych prosto na nią, a w nich parę  szczególnych.

Gdy ich spojrzenia się spotkały, poczuła, że to koniec.

Kolana nagle się pod nią ugięły, obraz zaszedł czernią, a ciało stało się bezwładne.

Nie widziała. Nie słyszała. Nie czuła. Nie mówiła.

Nie żyję.

Świat stał się czarny. Była w gdzieś, gdzie żadna rzecz nie miała prawa istnieć, gdzie nawet nicość była zbyt namacalna by znaleźć tu miejsce. Wszytko co tutaj trafiało, traciło swój zapach, dźwięk i kształt.

Wszytko, łącznie z nią.

Tutaj nie była już państwem. Nie była nawet człowiekiem. Nie liczyło się co osiągnęła i co posiadała, bo tutaj nie miała już nic. Została pozbawiona imienia, ciała oraz duszy. Pochłonęła ją czerń.

Obudź się.

Obudź się!

- Kurwa mać, Polsza!

Nagle zaczęła słyszeć i czuć. Otaczająca ją czerń gdzieś znikła, zostawiając za sobą jedynie niemiłe wspomnienie, a tłumiony od dłuższego czasu krzyk, w końcu się wydobył. Jej ciało ponownie stało się jej posłuszne. Momentalnie podniosła się do siadu. Z ręką przyłożoną do piersi, oddychała ciężko, próbując rozeznać się w sytuacji. Gdy upewniła się, że już na dobre wybudziła się z koszmaru, bicie jej serca znacznie się uspokoiło, a ona powoli podniosła głowę. Rozejrzała się ostrożnie, jakby bojąc się, że powrócą niedawne objawy, lecz nic takiego się nie stało. Z ulgą stwierdziła, że znajduje się w swojej sypialni, swoim łóżku, swoich pościelach. Ktoś zdążył przebrać ją w koszulę nocną i rozpuścić włosy.

- No w końcu. - usłyszała znajomy głos z lewej. - Myślałem, że nigdy się nie obudzisz.

Odgarniając sobie włosy z twarzy, spojrzała w tamtą stronę, by zobaczyć jedną z osób, których obecności życzyłaby sobie akurat najmniej. Rosja z typowym dla sobie beznamiętnym wyrazem twarzy, siedział na krześle, tuż obok jej łóżka. Polska chciała coś powiedzieć, jednak zaschnięte gardło uniemożliwiło jej wypowiedzenie choćby słowa. Rosja widząc to sięgnął do stolika obok po przygotowaną wcześniej szklankę wody. Podał ją dziewczynie, która przyjęła ją bez sprzeciwu.

- Co się stało? - odezwała się lekko zachrypniętym głosem, oddając prawie puste naczynie.

- Nie pamiatasz? - zdziwił się Rosja. Gdy z powrotem otrzymał szklankę, sam dopił ostatki płynu na dnie, dając Polsce czas na odpowiedź. Gdy jej jednak nie otrzymał, odstawił szklankę i przeszedł do wyjaśnień - Tańczyłaś z Amerykańcem. Nie wiem czy on ci coś zrobił czy co, ale gdy skończyliście chyba zrobiło ci słabło i zemdlałaś na mój widok. - zrobił nieskromną pauzę, przyglądając się reakcji rozmówczyni, która wbrew jego oczekiwaniom była zerowa - On cię na szczęście złapał i razem z Ukrainą zabrali tutaj.

- A ty? - dopytała Polska, przyglądając mu się badawczo - Co tutaj robisz?

- Miałaś okropne koszmary i Białoruś postanowiła przy tobie siedzieć. - wyjaśnił bez emocji - Wiesz jak ona kocha te bale, kazałem jej wracać, a sam zostałem tutaj.

Polska spojrzała na niego ostatni raz i spuściła głowę. Gdzieś na końcu języka, miała podziękowania dla tego wielkiego idioty, za to, że zrobił coś dla Białorusi, za to, że został. Nie potrafiła jednak otworzyć ust. Wypowiedzenie szczerego ,,dziękuję", ,,przepraszam" lub ,,proszę" w jego stronę, graniczyło z niemożliwym. Prowadząc, krótką, niezbyt intensywną walkę z samą sobą, pozwoliła by włosy zasłoniły jej twarz, odgradzając ją od otoczenia.

Rosja przyglądał jej się w ciszy. Choć była ona już zdecydowanie za długa, nie zamierzał jej przerwać. Każde słowo mogłaby zniszczyć piękny obrazek przed nim. Dziewczyna nieświadomie przyjęła pokorną, lekko wstydliwą postawę. Pomimo otoczki stworzonej z bezsilności, Rosja miał wrażenie, że nadal bije z niej duma. Z jakiegoś powodu, ten widok napawał go satysfakcją. Zastanawiał się, jakich niekonwencjonalnych środków, musiałby użyć, by móc jeszcze kiedyś to zobaczyć.

- Co za wstyd... - wymruczała nagle, nie zmieniając pozycji.

- A wystarczyło dalej siedzieć pod moim protektoratem... - powiedział, ni to jako pocieszeniem czy naganę.

- Nie potrzebuję niczyjego protektoratu. - odparła cicho lecz stanowczo - Sama dam sobie radę.

- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał litościwe Rosja. Ta jej ślepa wiara w swoją siłę powoli zaczynała go drażnić - Zobacz. - rozkazał, nawet nie dając jej czasu na odpowiedź. Nie prosząc o pozwolenie, przesiadł się z krzesła na łóżko i złapał jej dłoń. Polska w końcu podniosła głowę i w zdziwieniu zaczęła przenosić wzrok z twarzy napastnika na ich splecione dłonie - Powiedz mi, która ręka jest bardziej czerwona, moja czy twoja? - zrobił pauzę, dokładnie obserwując dziewczynę, której wzrok wlepił się w ich ręce. Gdy Polska ponownie na niego spojrzała, puścił ją i kontynuował - Skórę masz niezdrowo bladą, włosy niedługo będziesz mieć siwe jak dziad i do tego tracisz przytomność przy każdej możliwej okazji. Ty ciągle słabniesz.

Zaskoczenie zeszło z twarzy Polski, a na jego miejsce weszła mieszanka rozgoryczenia i osobliwej determinacji. Na chwilę odwróciła wzrok od rozmówcy, prawdopodobnie po to by powyklinać go w myślach. Gdy znowu na niego spojrzała, wydawała się nieznacznie spokojniejsza.

- Mogłeś od razu zasugerować, że umrę, a nie bawić się w opisy. - powiedziała, próbując zabić go zimnem swojego tonu.

- Umrzeć? Nie dam ci zdechnąć choćbym sam miał zginąć. - powiedział lekko zdenerwowany, przybliżając się niebezpiecznie - Nie po to tyle lat na ciebie poświęciłem, żeby cię zabić i zapewnić ci wieczny spokój.

Nawet jeśli Polska chciała coś odpowiedzieć, to nie miała na to czasu. Rosja odsunął się nagle od niej, sprawiając, że przez swój brak zaufania do niego, dziewczyna musiała skupić na nim znacznie więcej uwagi niż robiła to do tej pory. Mrużąc lekko oczy, przyglądała się bacznie jak Rosja poprawia kilka poduszek i kładzie się obok. Gdy Polska już chciała w duchu odetchnąć, że nie czeka ją żadna niemiła niespodzianka, poczuła niespodziewane szarpnięcie za włosy. Szybko opanowując cichy pisk, który mimowolnie się z niej wydobył, nie miała innego wyboru, jak dać się pociągnąć. Już po chwili leżała z głową na ramieniu osoby, której przecież nienawidziła, potraktowana zaledwie trochę lepiej niż dziwka.

- Radzę cię się przyzwyczaić. - usłyszała zimny rosyjski głos, który po tym jednym stwierdzeniu, zmienił temat, jakby nic się nie stało - I po co ci ta cała konstytucja? Pod protektoratem nie byłoby ci źle, a tak to muszę użyć innych środków. Nie miałam zamiaru tego robić, ale nie będę narzekać, jak zostaniesz moją prywatną służką i kurtyzaną.

Na wyobrażenie jego słów, które pojawiło się w jej głowie, Polska poczuła falę zgorszenia, która po niecałej sekundzie przerodziła się w czystą złość. Zapominając o tym, że już na starcie jest na przegranej pozycji, zerwała się pod wpływem nagłego przypływu energii, jakiego już dawno nie miała okazji doświadczyć. W jednej chwili, siedziała okrakiem na zdezorientowanym Rosjaninie, trzymając go za gardło. Choć miała ochotę zacisnąć dłonie, z jakiegoś powodu jeszcze tego nie robiła.

- Nie będę niczyją kurtyzaną. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Polska miała nadzieję zobaczyć na jego twarzy choć cień przerażenia, moment niepewności o własne życie. Im dłużej tego nie dostawała, tym jej postawa traciła coraz więcej pewności i dumy. Gdy zaś zobaczyła lekko rozbawiony uśmiech, poczuła przypływ bezradnej desperacji. Mimo, że Rosja był w stanie wyczytać wszystkie te emocje z jej oczu, ona nadal starała się je ukryć.

- No dalej. - odezwał się w końcu Rosja, kładąc ręce na jej talii i podnosząc się do siadu - Zacznij dusić. Przecież i tak mnie nie zabijesz.

Miał rację. Nie ważne jak bardzo by się nie starała, nie miałaby tyle siły. Tymczasem Rosja śmiał jej się w twarz. Oboje wiedzieli, że wygrał. Polska odwróciła wzrok i delikatnie zaczęła puszczać jego szyję, a gdy już całkowicie zluzowała uścisk, skrzyżowała swoje ręce na piersiach.

- Puść mnie i spierdalaj, zanim postanowię wydrapać ci oczy. - powiedziała, nadal na niego nie patrząc.

- Niemiec chciał cię odwiedzić gdy się obudzisz. - odparł próbując spojrzeć jej w oczy.

Polska zaklęła pod nosem i spojrzała na niego przelotnie spod byka. Nie musiała nic mówić, by Rosja zrozumiał komunikat. Z dwojga złego, lepiej jej było pójść w tę stronę, więc nie opierała się gdy, mężczyzna przyciągnął się jeszcze trochę bliżej i razem z nią opadł na miękkie poduszki. Polska wiedząc, że i tak nie może nic zrobić, po prostu ułożyła się najwygodniej jak mogła i zamknęła oczy.

Rosja się nią bawił. Mieszał jej myśli, zmiękczał ją i robił mętlik w głowie. Udawał tak dużo, że prawda i fałsz zaczęły zlewać się w jedno. Racjonalne myśli stały się instynktami, a serce okazywało się mądrzejsze od rozumu. Polska kiedyś też się nim tak bawiła. Te czasy jednak odeszły...

...ale czy bezpowrotnie?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jakie piękne to były czasy, gdy Rosja jeszcze nie wiedział o swoim powołaniu kryptopantofla.

Chciałabym powiedzieć, że nie wiem. Pierwszy raz nie czuje po napisaniu rozdziału, że jest jakoś tragicznie albo, że przysłowiowe zjebałam. To uczcie, że chyba nie wyszło źle, wydaje się takie obce.

Mam tyle pomysłów, które chciałabym zrealizować np. Grunwald, polska okupacja Moskwy, koniec komunizmu w Polsce, rewolucja bolszewicka, wstąpienie do UE... Najgorsze jest to, że niektóre czekają już kilka miesięcy, a ja nadal nie mam na nie czasu. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś uda mi się do tego zabrać.

Miłego końca majówki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top