1410 r. - Bitwa pod Grunwaldem
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa!
Czechy często widywał swoją siostrę w stanie większego lub mniejszego zdenerwowania. Tym razem jednak, nawet on zaczął się bać. Polska już od dłuższego czasu maszerowała po niedawno postawionym namiocie króla. Raz po raz okrążała jakiś niewidoczny punkt. Czasem kółka były większe, czasem mniejsze, tempo pozostawało jednak takie samo. Szybkie i niespokojne.
Od świtu, do chwili kiedy przekazano jej tę raczej nie napawającą optymizmem wiadomość, Polka nie usiadła ani na moment, ciągle psiocząc pod nosem. Co rusz posyłała tylko młodego Litwę coby rozeznał się w sytuacji. Ona zaś starała się wymyślić cokolwiek, przy okazji sztucznie odwlekając walkę.
Bo bitwa odbyć się dziś nie mogła.
- Uspokój się i nie klnij, damie nie wypada. - pouczył ją, kręcąc karcąco głową - Aż tak źle nie jest.
- Nie jest źle? - Polska aż przystanęła na chwilę - Trzydzieści dziewięć tysięcy rycerzy i wszyscy po nocnej libacji alkoholowej. Masz rację, nie jest źle tylko kurewsko źle! - uniosła się wymachując nieskładanie rękami - Niech tylko dorwę tego skurwysyna, który wpadł na pomysł by ,,opijać przyszłe zwycięstwo", a obiecuję, że wyleję na niego cały swój zapas spirytusu i każę do niego strzelać podpalonymi strzałami, tak żeby lepiej poczuł grzewczą moc gorzałki!
Czechy był pewny, że siostra mówiłaby dalej, gdyby nie to, że akurat zabrakło jej powietrza. Po jednym głębszym wdechu, już była gotowa do kolejnych gniewnych przekleństw, jednak powstrzymał ją wbiegający pachołek. Niski mężczyzna w sile wieku, przystanął niepewnie przy wejściu. Rodzeństwo momentalnie skierowało swoje spojrzenia ku niemu.
- Pani...? - odezwał się zestresowany, nerwowo gładząc swój kaftan.
- Czego? - rzuciła niechętnie.
- Trzecia msza właśnie się skończyła. Wrogowie oczekują nas na polu bitwy.
- To niech jeszcze sobie na tym słońcu trochę poczekają. - machnęła ręką - Każ wyprawiać czwartą mszę.
- Ale...
- Żadnego ,,ale", - powiedziała zaciskając zęby - albo znajdziesz się pod ziemią szybciej niż zdążysz odmówić dwie zdrowaśki. Tyle że przed zakopaniem nie zamierzam cię zabijać.
Pachołek wziął sobie najwyraźniej groźbę do serca, gdyż już po chwili jedynym śladem jego obecnością były niewielkie ilości naniesionego błota. Czechy odprowadził mężczyznę wzrokiem tak daleko jak mógł, a potem przeniósł spojrzenie na siostrę. Polska wydawała się jeszcze bardziej zdenerwowana niż dotychczas. Przez chwilę zastanawiał się czy się odezwać i po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, stwierdził, że zdecydowanie nie warto. I trzymałby się tego postanowienia gdyby nie to, że tak bardzo nie lubił ciszy.
- Jakby nie patrzeć, to zawsze mogło być gorzej. - powiedział z uśmiechem. Gdy spotkało go ostre spojrzenie siostry, zaśmiał się nerwowo.
- Myślałam, że już to omówiliśmy. - wysyczała, jakby ledwo powstrzymując się od mordu.
- Tak, tak... - przewrócił oczami - Ale musisz myśleć o pozytywach. Litwa mówił, że Tatarzy ponoć nie pili w ogóle.
- Tak, Tatarzy, ale co z resztą?!
- No, łucznicy może będą trochę mniej celni niż zazwyczaj, ale strzelają przecież w dal, więc co to zmienia? Z resztą może wyjdzie nam to na dobre? - Polska spojrzała na niego niezrozumiale, husyta przeszedł do wyjaśnień - Każdy wie, że do pijanego Polaka lepiej się nie zbliżać, tudzież kijem nie tykać, bo tyknięty wstać może i w gniewie jatkę wszcząć. - zacytował, kiedyś zasłyszaną karczemną mądrość.
Polska byłaby się uśmiechnęła. Gniew i stres były jednak silniejsze.
- Dobrze, załóżmy, że ma to jakieś pokrycie w rzeczywistości. Co w takim razie powiesz o Litwinach, Rusinach i choćby Czechach?
- Dla Czechów powinność działa podobnie. - odparł od razu - Jak sam Litwa mówił, niektórzy jego ludzie nie pili w ogóle, a reszta trzyma się jakoś...
- Jakoś? - przerwała mu z kpiną w głosie.
- Jakoś dobrze. - poprawił się. Drwiący ton zignorował - A Rusini, cóż... - urwał na chwile szukając odpowiedniego słowa - Oni żyją.
- Niezbyt pocieszające. - mruknęła, ponownie wracając do dreptania po wyimaginowanej obręczy.
- W teorii nie, ale w praktyce będzie działać. - husyta uśmiechnął się promiennie. Polska znowu na niego spojrzała, tym razem jednak z rezygnacją.
- Nie będzie działać, bo praktyki nie będzie. - rzuciła, dziwnie jak na nią spokojnie - Nie zamierzam pozwolić by bitwa odbyła się dziś.
- Nie rozumiem czego ty się tak boisz.
- Ja się boję?! - uniosła się. Chwilowy spokój nagle ją opuścił.
- A jak inaczej to nazwać jak nie strachem? Honor wymaga by stawić czoła przeciwnikom.
- Ty śmiesz mi prawić morały o honorze i strachu? - zadrwiła, ze zdenerwowania gestykulując nadmiernie - Przypominam, że jeszcze niedawno trzystu twoich ludzi chciało uciec z pola bitwy!
- Ty też w tym momencie uciekasz. Z resztą, nie odpowiadam za wszystkich. - podniósł ręce w geście obrony. W przeciwieństwie do siostry on wydawał się beztroski.
Polska choć chciała odpowiedzieć, nie umiała. Musiała w końcu dać za wygraną i przyznać rację bratu. Prawdopodobnie na miejscu husyty również uznałaby swoje zachowanie za napędzane strachem, a nie rozsądkiem. Co jednak miała do wyboru? Pozwolić by bitwa się odbyła, prawdopodobnie przegrać i zmarnować szansę na wygranie wojny, czy do bitwy nie dopuścić, stoczyć ją kiedy indziej, ale żyć z ujmą na honorze? Żadna opcja nie wydawała się kusząca.
Samo rozmyślanie o tym wszystkim ją dobijało. Czuła się jakby straciła cały swój roczny zapas energii, a nie zdążyła nawet wymyślić dobrego rozwiązania. Dopiero teraz uświadomiwszy sobie porażkę, poczuła jak zmęczona jest. Wzdychając ciężko, usiadła na ławie obok brata. Nie usiedziała jednak długo, gdyż do namiotu wszedł kolejny gość. Tym razem już nikt z służby, a Litwa.
Chłopak wpadł do środka niczym pchnięty przez jakąś nieznaną nikomu siłę. Zdyszany chyba trzy razy bardziej niż pachołek, musiał najpierw oprzeć się na własnych kolanach.
- Wszytko dobrze? - zapytała do razu Polska, powoli wstając z miejsca.
- Krzyżacy... - Litwa chciał zacząć, lecz nierówny oddech skutecznie mu to uniemożliwił. Dopiero po chwili udało mu się wyprostować i przekazać wiadomość - Wysłali posłańców. Czekają na środku pola. Dwaj zwykli i dwaj...
- Wiadomo po co przyszli? - przerwała mu. Litwa pokręcił bezradnie głową.
- Nie, ale mają ze sobą miecze. Tylko dwa. Ci pierwsi mówią, że chcą się widzieć z Jogaiłą, a ci drudzy...
- ...że ze mną. - dokończyła za niego - No to na co czekamy? Zbieramy się. - skierowała swój wzrok na brata. Zaostrzyła ton - Ty też.
- Po co? - zdziwił się. Polecenie jednak wykonał i wstał ruszając w stronę pozostawionego na stole miecza.
- Dla zabawy.
Polska poszła za przykładem Czech, zabrała i swoją broń, tradycyjnie przymocowując miecz do pasa. Wychodząc, założyła jeszcze na głowę swoją koronę. Może i ubrana była po męsku, z mieczem przy pasie i włosami wyjątkowo spiętymi, ale z najważniejszego królewskiego insygnia zrezygnować nie mogła. Czechy, choć i swoją koronę miał pod ręką, nie założył jej. Od początku jego zabawy w reformatorka, zakładał ją rzadko. Z resztą, jak już wcześniej tłumaczył Polsce, po drugiej stronie Czesi też przecież walczyli.
Konie przyprowadzono im od razu. Dwa. Litwa miał iść z boku. Polska miała jedno postanowienie względem niego. Sprawić by chłopak wyszedł na ludzi i umiał sam sobie radzić. W tym celu musiał być zahartowany, a nic, zdaniem Polski, nie hartowało lepiej niż ciężka praca, więc na czas nie określony zrobiła z niego swojego giermka. Stolica Księstwa i kilka innych ważniejszych osób z jego otoczenia, nie byli oczywiście zadowoleni, poniekąd uznając to za poniżenie. Litwa sam w sobie na urażonego nie wyglądał, a nawet wydawał się być zafascynowany nową rolą, co tylko bardziej umocniło pozycję Korony. Ostatecznie więc to Polska decydowała o tej sprawie.
Posłańców zobaczyli już z daleka. Ci dwaj, którzy mieli ich zobaczyć, również ich spostrzegli, pozostali zaś nadal wyczekiwali Jagiełły. Krzyżowcy, choć niezbyt z tego tytułu zadowoleni, pokłonili się, jak wymagała tego sytuacja. Polska, choć również niezbyt z tego tytułu zadowolona, gestem nakazała im wstać, tak jak wymagała tego sytuacja. Dopiero wtedy niemieccy pachołkowie, mieli okazję dokładniej przyjrzeć się przybyłym. Najdłużej patrzyli na husytę. Nieprzyjemnie i pogardliwie. Nie komentowali jednak.
Polska i Czechy nie zeszli z wierzchowców.
- To wielki zaszczyt... - zaczął jeden z nich. Niższy, o nieprzyjemnym spojrzeniu.
- Konkrety. - przerwała mu bezwzględnie Polska - O co chodzi z tymi mieczami?
- Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen - pachołek zadarł wysoko głowę by móc spojrzeć na rozmówczynię. Choć twarz miał kamienną, jego wzrok był wyzywający - przysyła dwa nagie miecze. Coby wsparły w walce twojego Jagiełłę, jego brata oraz... - mężczyzna spojrzał niechętnie na husytę - ...innych sojuszników. By nie musieli już chować się po lasach, a okazali męstwo i walki już nie odwlekali. Zakon Krzyżacki kazał również przekazać specjalne pozdrowienia dla ciebie, Pani.
- Za pozdrowienia dziękuję. - odrzekła bez emocji. Nie drgnęła jej nawet powieka.
- Rozumiem, przekażę...
- Nie. - przerwała mu zimno - Podziękuję mu osobiście.
- Pola co ty... - zdziwił się Czechy. Przez chwilę miał wrażenie, że siostra żartuje. Zmienił zdanie, gdy spojrzał na jej twarz.
- Wiem co robię. - rzuciła, ale już nie po niemiecku. Ściągnęła koronę, podała ją bratu - Zajmij się wszystkim. Jeśli długo mnie nie będzie, odśpiewajcie Bogurodzicę. A ty Litwa w ten czas pogiermkujesz Czechom, nie mi.
Chciała odjechać, póki jeszcze była pewna w swej decyzji. W ostatniej chwili przypominała sobie jednak o czymś jeszcze. Rozejrzała się. Szybko znalazła tego kogo szukała. Służący, ten sam, któremu miała okazję grozić jeszcze niedawno. Niewiadomo kiedy, posłusznie przybiegł za nimi. Gdy skierowała na niego swój wzrok, ten momentalnie się wyprostował.
- Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale jeśli znajdę choćby wzmiankę o tej niedawnej libacji, zawiśniesz na szafocie, ale powieszony za jaja.
Pachołek przytaknął, lecz nie do końca było wiadomo czy, że strachu czy może zrozumienia. Polski to jednak nie obchodziło. Popędziła konia i ruszyła cwałem. Spojrzała jeszcze za siebie. Widziała, że Czechy chce ruszyć za nią. Na szczęście powstrzymał się jednak. Rzucił jakieś rozkazy i sam ruszył w swoją stronę.
Do piekących się na słońcu Krzyżaków, dotarła szybko. Wjeżdżając na teren ich obozu, zwolniła tempo. Wszyscy mijani przyglądali jej się dziwnie. Jedni z oszołomieniem, drudzy z trwogą, a inni, widać to było wyraźnie, chcieli ją zatrzymać, nigdy jednak swoich planów nie realizowali. Tam gdzie się pojawiła rozmowy cichły, a zaczynały się szepty.
Oczywiście byli również ci, którzy prawa zobaczyć jej nie mieli. Ci żyli własnym życiem. Poganiali pachołków, ostrzyli już i tak naostrzone miecze, poili konie i co rusz sprawdzali stan siodeł. Krzyżacy na walkę byli przygotowani już od dłuższego czasu, co Polskę niejako niepokoiło. Wiedziała bowiem, że część jej wojska jest jeszcze zbyt pijana by choćby samodzielnie wejść na konia.
Dobrze wiedziała gdzie ma się udać, właściwy namiot rzucał się w oczy w już z daleka. Ktoś chciał pomóc jej zjeść z konia, pomoc odrzuciła. Chciano również odebrać od niej wierzchowca, na co też nie pozwoliła. Poprawiła jeszcze umocowany do pasa miecz. Niechętnie, ale w końcu weszła do środka.
Wnętrze, tak jak i u niej, było ubogie. Ława, jakiś ledwo trzymający się stół, krzesło i dwie skrzynie. Nie było tam nic godnego uwagi. A szkoda, myślała. Teraz od razu będę musiała patrzeć na tego małego pierdziela.
Mały pierdziel, czy też Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, zdaniem Polski, tworem by całkowicie sztucznym, którego rola ograniczała się do uprzykrzania życia jej i ostanimi czasy również i Czecha, wysyłając na husytów kolejne wyprawy krzyżowe. Kto to widział, żeby jakiś tam zakon miał swoją personifikację? Nie miała pojęcia skąd Krzyżak mógł się wziąć, była jednak pewna, że w jego jestestewie Święte Cesarstwo Rzymskie maczało palce trochę głębiej niż wszyscy się tego spodziewali. Polska miała swoją teorię której jednak nie głosiła na forum.
Jej zdaniem istnienie Zakonu było jedynie kołem zapasowym Niemca. W Cesarstwie już się psuło. Książęta dostawali za dużo władzy, a prawdziwy władca mógł coraz mniej. Polska sądziła że niedługo nastąpi tam rozbicie, a Niemiec stanie się bezradny. Wtedy też, niczym mucha do gówna, przyleci do Krzyżaka, przyczepi się do jego ziem, możliwe, że zabije (oczywiście jeśli przedtem nie zrobi tego ona sama), zmieni imię i odetnie się od spraw Świętego Cesarstwa Rzymskiego, nagle ogłaszając się stróżem innych ziem i ludzi. Teoria choć, ryzykowana w praktyce, wydawała się Polsce nader prawdopodobna. Dla kogoś tak przebiegłego jak Cesarstwo, nie było rzeczy niemożliwych.
Zsiadając z konia obiecała sobie, że tym razem będzie kulturalna. Jej chęć niesienia uprzejmości była naprawdę czysta, a swą szczerością raziła nawet ją samą. Lecz gdy zobaczyła Krzyżaka, opanować się nie mogła.
- Ty mały skur... - zaczęła z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. Szybko jednak urwała, zauważając, że nie są sami. Jej ton znacznie złagodniał - ...wesynie.
Święte Cesarstwo Rzymskie wyglądał na prawie tak samo zdziwionego jej obecnością, jak ona jego.
- Co ty tu robisz? - zapytał, wyłaniając się z kąta. Jego głos nie był nasiąknięty niczym innym, oprócz zdziwienia.
- Nie, co ty tu robisz? - również zapytała podobnym tonem.
- Pierwszy zadałem pytanie.
- I pierwszy odpowiesz.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Żadne z nich nie zamierzało się ugiąć pierwsze. Ich walka na spojrzenia toczyła się tak zacięcie, że zapomnieli nawet o Krzyżaku, który to uznawszy, że milczenie trwa za długo, próbował na najróżniejsze sposoby przypomnieć zebranym o swojej obecności. Od razu odzywać się nie chciał. W obliczu charakterów tak nieprzewidywalnego jak ten niemiecki i tak wybuchowego jak ten polski, wolał przerwać ich niemą konwersację w sposób możliwie najdelikatniejszy. Szybko jednak zorientował się, że bez ponaglenia, Niemiec i Polka nie odpuszczą w najbliższej przyszłości.
- Rozumiem, że... - spróbował zacząć.
- Wyjdź. - przerwał mu od razu Cesarstwo. Wzrok nadal wlepiał w Polskę.
- Ale...
- Wyjdź. - powtórzył twardo - Chcę porozmawiać z Koroną na osobności.
Zakon wyraźnie się zakłopotał. Chwilę stał w miejscu nie do końca wiedząc co począć, otworzył nawet usta by coś powiedzieć, lecz zrezygnował. Dopiero gdy spojrzenia Germanina i Słowianki zgodnie wylądowały na nim, ten poczuł się zobowiązany do wyjścia. Nim ostatecznie opuścił namiot, wyłapał jeszcze pogardliwe spojrzenie Polski. Dobrze wiedział co myślała i dobrze wiedział, że ma rację.
- Zdajesz sobie sprawę, że przyszłam porozmawiać z nim, a nie z tobą? - rzuciła Polska, odprowadziwszy wzrokiem Krzyżowca.
Niemiec nie odpowiedział. Zamiast tego powiódł wzrokiem po jej całej sylwetce, trochę dłużej zatrzymując się na umocowanym do pasa mieczu. Po chwili wstał i powoli ruszył w jej stronę. Polska stała dalej. Choć nie znała planów mężczyzny, nie zamierzała ruszyć choćby palcem.
- Przejdziemy się? - zapytał, przystając obok i nadstawiając jej swoje ramię. Bardziej z grzeczności niż z prawdziwej chęci.
- Od początku zamierzałeś to zaproponować. - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Powiedzmy.
- Więc po co go wyganiałeś? - dopytywała. Choć ostatecznie postanowiła przyjąć jego ramię, nieufność dalej nie dawała jej spokoju. Jemu z resztą też nie.
- Nie byłem przecież pewny czy się zgodzisz. - wyjaśnił. Wyszli z namiotu. Słońce świeciło im w twarz - Wiem, że nie przepadasz za jego towarzystwem.
- Powiedzmy.
Polska rozejrzała się. Krzyżacy nie posłuchali jej, zabrali konia. Nie dała jednak po sobie poznać zmartwienia. Cesarstwo nic nie zauważył, albo udawał, że nie zauważył.
- Ale całkowicie cię rozumiem. - ciągnął rozmowę - Też nie pałam do niego jakąś większą sympatią.
- Doprawdy? - spojrzała na niego, szukając na jego twarzy choćby cienia fałszu. Jak zwykle jednak jego mimika była zbyt nieprzenikniona by cokolwiek z niej wyczytać.
- Doprawdy.
- Krzyżak wydaje się mieć względem ciebie nieco inne uczucia.
- Jest we mnie zapatrzony. - stwierdził nieskromnie - Ale nie dziwię mu się. Gdyby nie ja, nie istniałby. Teraz również robię dla niego wiele.
- Nie bezinteresownie jak mniemam. Mógłbyś przecież pozwolić mu żyć własnym życiem.
Niemiec ukradkiem przyjrzał jej się badawczo.
- Dobrze mniemasz.
- Czyli rozumiem, że mogę już robić zakłady, kiedy zajmiesz jego miejsce? - zapytała z szyderczym uśmiechem. Nawet jeśli trafiła w sedno, po Cesarstwie nie było tego widać. Czując, że nie uzyska odpowiedzi, zmieniła temat - W każdym razie, dowiem się w końcu co tutaj robisz?
- Wspieram brata przed ciężką bitwą. Czy to takie dziwne?
- Nie, skądże.
- A ty? Co ciebie tu sprowadza?
- Sprawy pokojowe.
Niemiec zerknął na nią. Roześmiał się. Całkiem szczerze i nawet przyjemnie.
- Uwierzyłbym gdybyś przyszła w sukni i bez miecza. - uspokoił się trochę - Z resztą, co pokojowego można omawiać przed bitwą?
- Na przykład brak bitwy. - odparła od razu. Jej ton był przy tym tak naturalny, że Germanin miał wrażenie jakby się przesłyszał.
- Cóż, początkowo to odwlekanie walki uznawałem za przejaw dobrej strategii, lecz teraz widzę, że było to zwykle tchórzostwo. - zadrwił z lekkim uśmiechem.
- Nie boję się tylko martwię. - rzekła teatralnie. Kpinę postanowiła puścić mimo uszu - Z całej swej dobroci serca, nie chce zadawać biednemu Zakonowi tak sromotnej porażki, jaką może okazać się ta.
- Zakon nie boi się ewentualnej przegranej i jest gotowy przyjąć ją z pokorą. Gdyby tak nie było, nie prowokowałby cię mieczami.
Zwolnił lekko kroku. Rozejrzał się podejrzliwie. Dookoła zaczęło panować dziwne poruszenie. Polska też to zauważyła. Przeleciała wzrokiem na tyle ile mogła po otoczeniu, sobie i swoim towarzyszu. Sztylet przy pasie Niemca, najdłużej przykuwał jej uwagę.
- No popatrz, tak dobrze mi się rozmawiało, że aż prawie zapominałam o tym żałosnym żarcie. - odrzekła drwiąco. Zmieniła temat - Ale o tym i o bitwie porozmawiam już nim. Ty możesz powiedzieć mi coś innego. Po co mnie zapraszałeś?
Powoli odwrócił głowę ku niej. Przyjrzał jej się. Długo i nieprzyjemnie.
- Dla dobrego towarzystwa. - odparł w końcu - A ty? Czemu się zgodziłaś?
Również na niego spojrzała. Ale już krócej i trochę bardziej nieprzyjemnie.
- Dla dobrego towarzystwa. - skrzywiła się mimowolnie.
Ich rozmowa zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie przerywający im dźwięk. Długi, niski i przeciągły.
Zagrały rogi.
Poruszenie dookoła stało jeszcze bardziej widoczne. Bracia zakładali przyłbice, ostatni raz w pośpiechu sprawdzali stan broni, pancerza i wierzchowców. Wsiadali na konie i ruszali na miejsca wyznaczone im w szyku. Łucznicy ostatecznie napełniali kołczany. Pachołkowie biegali w te i z powrotem. Ktoś wykrzykiwał rozkazy, ktoś o coś pytał, konie rżały niepokojenie. Kurz gdzieniegdzie wzbijał się w powietrze.
Grały rogi, a oni stali, jakby niewzruszeni.
Spojrzeli na siebie. Bez słów życzyli sobie powodzenia.
Pierwsza poruszyła się Polska. Jak najszybciej chciała puścić ramię towarzysza i zabrać się do biegu. Niemiec nie pozwolił jej jednak na to. Złapał ją w ostatniej chwili i przyciągnął. Przez chwilę się szarpali. Germanin próbował jak najbardziej ograniczyć ruchy Słowianki, a Słowianka wydostać się z uścisku. Choć walczyła dzielnie, Niemiec sądził, że ta nie miała większych szans. Pod względem wagi, wzrostu i siły fizycznej pozostawała daleko w tyle za swoim przeciwnikiem. I ona też zdawała sobie z tego sprawę. Jak się jednak okazało miała przewagę w inteligencji.
Rozumiejąc, że mocowanie się nie ma sensu, spróbowała sięgnąć po swoją broń. Gdy mężczyzna łatwo jej to uniemożliwił, w jej głowie pojawił się inny pomysł do którego realizacji przystąpiła natychmiast. Tym razem nie wyciągnęła ręki ku swojemu pasowi, a ku jego.
Niemiec zdawał się nawet nie zauważyć, jak Polka wyciągnęła z pochwy jego sztylet. Dopiero gdy boleśnie wbiła ostrze w jego udo, zrozumiał swój błąd. Początkowo próbował ignorować ból, ale nóż wbijał się coraz głębiej i głębiej. Zaciskając zęby, chciał wytrącić Polsce broń z ręki. Ta jednak na to nie pozwoliła.
W końcu musiał ją puścić.
Polska nie marnowała czasu i puściła rękojeść sztyletu, nie próbując go wyszarpać. Nie patrząc za siebie, pobiegła w stronę pierwszego najbliższego wierzchowca w zasięgu wzroku. Sprawnie wskoczyła na siodło i popędziła konia w trakcie wyciągając miecz z zamiarem odcięcia każdej ręki, która będzie chciała ją zatrzymać.
Niemiec upadł na jedno kolano. W pierwszym momencie chciał ruszyć za nią w pościg. Spojrzał na udo, zacisnął zęby. Zrezygnował.
Przecież jeszcze nie raz będą mieli okazję by się pozabijać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, inspirowałam się trochę tym jak to Bitwę pod Grunwaldem przedstawiła G. F. Darwina, mam nadzieję, że nikt nie chce mnie z tego powodu bić tym bardziej, że jedynym zaczerpniętym motywem jest pijaństwo.
Wiem, że z Niemcem to dziwna sprawa może się wydawać. Bo jak to tak? Raz Święte Cesarstwo Rzymskie, raz Prusy, raz zwykły karaczan? To wam odpowiadam: szwab to przebiegła szuja jest. Gdyby nie to, że przy okazji upadku Świętego Cesarstwa przyssał się do Krzyżaka to pożegnałby się z życiem jako upadała potęga. Tak, przedstawiona tutaj teoria Polski okaże się prawdziwa.
Tak jak sądziłam, te tygodniowe wakacje w XV w. raczej wyszły mi na dobre i będę już mogła spokojnie powrócić do WWII.
Miłego dnia życzę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top